Trójkątne kanapeczki z sałatą i soczek truskawkowy z lodem.. Czy ja jej wyglądam na małą kuchareczkę, do pana wafla?! Brakuje mi tylko fartuszka i włosów za tą taką śmieszną siatką.. Westchnąłem ciężko, opuszczając swoje przytulne, wygodne, cieplutkie, swoje i swoje cztery, do ośmiu ścian, jeśli liczyć z łazienką. Założyłem wcześniej jeszcze buty, co to by nie hasać po korytarzach i kuchniach w samych skarpetkach i skierowałem swoje kroki ku schodom, drepcząc ku parterowi. Pierwsi Nocni wyściubiali nosy ze swoich kwater, zapewne na jakąś poranną musztrę, która naukowców, chemików i lekarzy na szczęście nie obowiązywała. No chyba, że akurat był potrzebny żołnierz, to wtedy jednego z nich też. Zawsze brutalnie budzonego przez któregoś z generałów, którzy nigdy nie raczą poinformować wcześniej, że będą brali mnie na zmianę.
Otworzyłem niepewnie podwójne wrota, prowadzące do kuchni. Westchnąłem z ulgą, och, z jak wielką ulgą, gdy nie dostrzegłem żadnej ze zgryźliwych, starych pierdół, co to by tylko za biednymi ludźmi z patelniami, garnkami i tasakami biegały.. Wszedłem do obszernego pomieszczenia, rozglądając się po nim ze zmarszczonymi brwiami.
– Dooobra.. Gdzie te stare pasztety mogły skitrać coś normalnego..? – mruknąłem sam do siebie, podchodząc do lodówki.
Otworzyłem ją dość.. No, niepewnie, jakby zaraz jakieś babsko mi z niej wyskoczyło na twarz. Ale, uwaga werble, nic takiego się nie stało. W szufladce na dole zamajaczyła mi sałata, podejrzanie i wyjątkowo świeża. A w półce na drzwiach półprzezroczysta butelka, z różowo-czerwonym płynem. Możliwości były dwie. Ale ta pierwsza wcale a wcale mi się nie podobała. Wyjąłem i zielone, i czerwone kładąc to na blacie. Sałaty byłem pewien, ale butelkę musiałem wpierw odkręcić i powąchać. Dopiero zapach truskawek i.. poziomek? Tak, chyba poziomek. No ale mniejsza, dopiero ich zapach upewnił mnie, że to akurat ta druga możliwość, odpowiadająca mi w stu procentach. Znalazłem jakąś metalową tackę, na której to ułożyłem szklankę i soczek, by pani chora mogła sobie nalać tyle, ile zechce, i żebym nie musiał tutaj lecieć po siedem razy. Na blacie pod oknem był chleb. Macnąłem raz, przez folię, w której był schowany, by stwierdzić, że, o dziwo, jest świeży. Tak samo, jak sałata. Chyba mieli dostawę w nocy, innej możliwości nie widzę.
Z kanapeczkami z sałatą, wyciętymi w te kurewskie trójkąciki i z truskawkowo-poziomkowym soczkiem dotarłem do lekko uchylonych drzwi swojego pokoju. Akurat w momencie, kiedy to ciemnowłosa buszowała po szafie. Cichutko ułożyłem tackę na górze mebla, sam zaś oparłem się o niego bokiem, splatając ręce na piersi.
– No, no.. Chyba komuś spodobała się moja garderoba.. – mruknąłem, unosząc brwi i z zadowoleniem zauważyłem, jak panienka drgnęła.
DAR?
Taki straszyciel, hu, hu XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz