piątek, 10 sierpnia 2018

Od Nataniela c.d. Celestii

 Dwa kroki w przód i jeden w tył, powtarzaj to aż do skutku, tłumaczyła wiecznie uśmiechnięta Dara, bo za pierwszym razem nigdy nie wychodzi tak, jak powinno. Ale nie cofaj się o zbyt wiele, wtedy wybijesz się z rytmu. Bynajmniej nie chodziło jej o jakiś pokręcony taniec, a o zbieranie się w sobie, by dotrzeć do upragnionego celu. Tylko... Zdaje mi się, że w tym przypadku przez cały czas idę do tyłu, wręcz zawracam. Dorosły, wyszkolony żołnierz, który był bezradny wobec uczuć żywionych do drugiej osoby. Najważniejszej w jego krótkim, acz treściwym życiu. Powinienem przy niej być, bez względu na wszystko. Miałem tylko jedną szansę. Jeden wyjazd, na następny zapewne nie dostałbym zgody, radny von Detremante uprzedził mnie o tym już na samym początku i przedstawił długą listę zasad, jakie obowiązywały mnie podczas pobytu na prowincji. Samo spotkanie się sam na sam z Celestią doprowadziło do złamania lwiej części z nich.
 Zabierz ją do stolicy, chociaż na kilka dni, mówiła ciemnowłosa, poprawiając śnieżnobiały mundur.
 Widziałem, jak jeden ze starszych użył wobec niej siły fizycznej, a potem po prostu załamał ręce, dręczony przez poczucie winy.
  Zacisnąłem dłonie w pięści, wzrok wbijając w wypastowane buty. Rano, teraz były uwalone kurzem i pyłem polnych dróżek, przysłaniając ich pierwotny kolor. Warga co i rusz zagryzana do krwi, już nawet nie bolała, kiedy kolejny raz rozciąłem ją zębami. Nieświadomie, w bezwarunkowym odruchu, wyrobionym już za czasów szkoły podstawowej, na który ludzie z oddziału wieki temu przestali zwracać uwagę. Nie wszyscy, to prawda, bo on widział wszystko, znał na wylot nie tylko mój charakter, ale też tok myślenia i zwyczaje. I to jego silna, naznaczona licznymi bliznami dłoń spoczęła na moim barku, a spojrzenie krwistego oka po raz pierwszy nie wyrażało wściekłości. 
 Zobaczyłem w nim coś zupełnie innego, co reszta ludzi mogła nazwać politowaniem, jednak dobrze wiedziałem, że po prostu martwi się o mnie. Milczał, wyczekując odpowiedzi na nieme pytania, zadane drogą pseudo-telepatyczną, jaką wyznaczali jedynie ojcowe ze swoimi synami. Już nie było żadnego generała Chimero, a tatuś. Ten sam człowiek, którego wyczekiwałem za dzieciaka, przy którego łóżku czuwałem, gdy wracał do zdrowia, o którego modliłem się do wyimaginowanego bożka, pochodzącego ze zlepki religii starych jak świat, dzięki któremu stałem teraz w świątyni, czekając na rozpoczęcie mszy powitalnej.
 — Nie popełnij mojego błędu, Natanku, tylko o tyle proszę. Zaakceptuję każdy twój wybór, ale nie skrzywdź jej swoją miłością, to najgorsze, co możesz zrobić kobiecie— wyszeptał, a ja zamarłem.
 Zdawałem sobie sprawę z tego, że coś podejrzewał, ale by był po mojej stronie w tak ważnej sprawie... W końcu łamałem rozkazy człowieka o wiele wyżej postawionego, niż wszyscy tu razem wzięci.

CELESTIO?
Czeku, czek~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy