niedziela, 31 grudnia 2017

Leoś, ot co!

GODNOŚĆ: Leonard Rise
PSEUDONIM: Leo
PŁEĆ: Mężczyzna
WIEK: 20 lat
PRZYNALEŻNOŚĆ: Wolny strzelec
FACH: Główny Technik
CHARAKTER: Zacznijmy od tej pierwszej najważniejszej cechy a jest nią u Leonarda optymizm, chłopak jest niepoprawnym optymistą i zawsze woli zakładać, że coś wyjdzie na dobre. Zawsze stara się dojrzeć w ludziach pozytywy przez co nabrał do siebie olbrzymiego dystansu, obdarza innych szacunkiem oraz liczy, że sam będzie szanowany. Odnośnie obcych lubi zdobywać nowe przyjaźnie (potencjalnych sojuszników) a diabeł tutaj tkwi w szczegółach, otóż nasz bohater jest nieśmiały w stosunku do kobiet, co powiedzmy sobie szczerze utrudnia znalezienie potencjalnej kandydatki na żonę. Uwielbia dzieci i zwierzęta, niestety większość z tych drugich zazwyczaj chce go zabić, odwrotnie jest za to z dziećmi które uwielbiają się z nim bawić. Chłopak jest co prawda leniwy, ale również morderczo skuteczny we wszystkim za co się bierze wykonuje z chirurgiczną precyzją. Gdy akurat ma wolną chwilę wyleguje się w swojej kryjówce i czyta książki lub przesiaduje w improwizowanym warsztacie i pracuje nad swoim ekwipunkiem. Zawsze pragnął mieć przyjaciół jednak zazwyczaj innym nie pasowała im zmienność jego charakteru. Jeśli znajdzie osobę która go zaakceptuje znajdzie w nim wrednego intelektualistę, najgorszego wroga i najlepszego przyjaciela. Jego największą wadą poza nieśmiałością (i skromnością) jest naiwność, pragnie wierzyć, że człowiek potrafi się zmienić i nie raz na tym ucierpiał, jednak jest to coś z czego nigdy nie zrezygnuje! Ludzie nie są istotami zaprogramowanymi, uczą się, rozwijają przez co ta nadzieja nigdy nie umrze. A więc ludzie jeśli uda wam się ogarnąć tego świrniętego psychola nie pożałujecie, ani teraz, ani nigdy!
GŁOS: KLIK
TALENT: Kontrola nad fizyką świata, swobodnie wykorzystuje swoją moc, która ma oczywiście swoje ograniczenia. Zasięg optymalny to 3 metry.
ORIENTACJA: Hetero
ZAUROCZENIE: Coming soon
RODZINA: Nie pamięta ich, przygarnięty i wychowany przez profesurę jednej w najlepszych akademii technicznych na świecie. Nie ma pojęcia dlaczego to zrobili, chyba z czystej ciekawości.
POZOSTAŁE:
- Jest niewierzący, zaszczepiono w nim realistyczne podejście do świata.
- Mottem którym się kieruje jest "Nigdy nie przestawaj myśleć"
- Strój bojowy skonstruował w wieku 14 lat udoskonala go do chwili obecnej. Uważa, że nadal nie jest skończony.
- Ma 170 cm wzrostu
- Lubi się czasami napić czegoś mocniejszego.
- Fizyka kwantowa to dla niego kaszka z mleczkiem.
- Udomowił sobie zwierzę będące krzyżówką psa i pancernika.
- Lubi widowiska i efektywność
PROWADZĄCY: ataszan@gmail.com

STATYSTYKI:
  • Inteligencja: 220
  • Szybkość: 80
  • Zręczność:120
  • Wytrzymałość: 80
  • Siła: 100

sobota, 30 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Tanisoandr...Ziemie mego dzieciństwa... Ziemie dzieciństwa również takiej legendy, jak chłopak stojący przede mną. Jak osoba tak wyjątkowa, mogłaby pochodzić z tak nieznanej części, pozostałości tego świata? Przez chwile widziałam w nim chłopca ze snu, który zagościł w moim sercu nieodwołalnie. Starałam się nie raz wymazać go z pamięci, wychodząc naprzeciw łzom, bólowi, jak i obietnicy. W kulminacyjnym punkcie, jego słowa stały się jednak moim celem. On sam, stał się osobą dla której chciałam żyć. Wspomnienia o jego ramionach i wspólnym uśmiechu, dawały mi ukojenie, zaklepiały nowe rany.  Nigdy nie wróciłam jednak do miejsca zwanego domem... Najprawdopodobniej obawa tego co tam zobaczę, była powodem tego zachowania, tak bardzo nie podobne do tego kim się stałam. Lu’aj, takie imię już kiedyś wpadło w moje uszy, nie mogłam jednak przypomnieć sobie miejsca, czasu i osoby. Niezbyt popularne, a raczej tak wyjątkowe imię, mogła posiadać tylko taka postać jak on. A co gdyby tak na prawdę... Potrząsłam głową, odganiając myśli o marzeniach, najpewniej nigdy nie spełnionych. Uśmiechnęłam się niepewnie do ciemnowłosego. Sposób jego wypowiedzi, potrafił uspokajać rozerwane serce. Uniosłam niepewnie dłoń, odgarniając włosy z jego hipnotyzujących oczu.
- Pozwól, że będę zwracać się do Ciebie matczynym imieniem. Niezwykle wpada w ucho, a ja chociaż będę przypominać ci te lepsze lata, w lepszym świecie - powiedziałam.
Możliwe, że takie zachowanie zostało spowodowane chęcią rozweselenia trochę jego samotności. Nie mogłam sobie wyobrazić, tak długiego życia w odosobnieniu,, dodatkowo spotęgowanego ludźmi, którzy nie szukali przyjaźni, a tylko odkrycia pewnej legendy. Niektórzy, tacy jak wczorajszy oddział Rządnych, nie szukał schoronienia. Szukali oni nieznanej zguby. Pomyśleć ile zmarnowałam czasu, ile namęczyłam się by znaleźć dezerterów... Myśl ta doprowadzała mnie do szału. Poczułam jak powolnie, od środka, opanowywała mnie furia. Zacisnęłam pięść z całej siły, przypominając sobie ich twarze. W siedzibie mają jak w luksusowych apartamentach, jak na standardy nowej rzeczywistości. Zawsze musiałam znać powód ucieczki, ba dezercji. Tak bardzo nienawidziłam tego słowa, że żołnierze obawiali się mnie informować o takiej zainstnialej okoliczności. Nie panowałam wtedy nad swoimi emocjami. Starałam się opanować, ze względu na mojego opiekuna, nie chciałam mu zrobić krzywdy. Obawiałam się, że rzucę się na niego bezpodstawnie w szale. Dlaczego tak tego się obawiałam? Dał mi schronienie, pomógł mi... Na zawsze zapisując się w kartach pamięci jako sojusznik. Czując jak moja ręka zaciska się powoli na dłoni Lu’aja zabrałam ją i włożyłam do jednej z kieszeni. Zaczęło mną miotać po całym pokoju, a ja sama podeszłam do dzwi i późno je szarpnęłam.
- Zaprowadzisz mnie do nich? - zapytałam.
[Lu? Dziewczynka popada w szał]

piątek, 29 grudnia 2017

Od Celestii - Cd. Nataniela

Prychnęłam, niczym naburmuszona kotka. No za bardzo chłopa rozpuściłam, ot co! Ale zaraz się go utemperuje.. Jako, że ręce miałam wolne, postanowiłam dać Natowi nauczkę! Wykorzystałam swój palcopląs na jego (niedokońca) niewinnych bokach, co poskutkowało natychmiastowym puszczeniem mojej skromnej osóbki. Będąc na to przygotowana, wylądowałam gładko na ziemi, kończąc swoje króciutkie przedstawienie niskim pokłonem.
- To podchodzi pod molestowanie! – zawołał oburzony białowłosy, gdy ja poprawiałam gniazdo na głowie.
- Phi, a jak ty mi zmolestowałeś włosy, to dobrze było, co? Ty zwyrolu jeden, ty! – odparłam, pokazując mu język.
- Ale twoje włosy nie mają łaskotek!
- I tu jest twój słaby punkt – stwierdziłam z chytrym uśmieszkiem i grożąc mu palcem dodałam:
- Strzeż się mnie w nocy, Chimero.
Nat tylko prychnął w odpowiedzi, wielce urażony. Ja zaś parsknęłam cicho, pod nosem, i zrównałam z nim kroku.
- Nieważne, jak bardzo człowiek chciałby dobrze. Zawsze będzie źle – burknął, po czym się rozglądnął. 
Niespodziewanie wyciągnął rękę przede mnie w geście, który zrozumiałam od razu. Chłopak coś zauważył. Ale.. Co? W promieniu kilkuset metrów rozciągała się równina, niezmącona ani jednym drzewem, czy nawet kamieniem. Posłusznie jednak stanęłam w miejscu, wyjmując moje małe, zaufane uzi zza kabury. Broń palna znacznie większego kalibru nadal spoczywała na moich plecach. Dosłownie kilka uderzeń serca później usłyszałam szybki, zgłuszony chrobot gdzieś spod ziemi. W ostatniej chwili zdążyłam odepchnąć od siebie Nata. W tym samym momencie, dokładnie w miejscu, w którym stał nagle wyłonił się.. No właśnie, cóż to było? Wyglądało, jak kilkunastometrowy gad, bez wykształconych kończyn. Z pewnością było ślepe lub słabowidzące. W takim razie musiało mieć doskonały słuch. Nagła cisza go zdezorientowała. Powoli opadł na grunt, wijąc się to w stronę moją, to Nataniela. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym odwrócić uwagę wężopodobnego tworu. Na nasze szczęście, wraz z momentem pojawienia się istoty, z dziury z której wyszła wysypało się kilka kamieni i grudek ziemi. Najciszej, jak potrafiłam zrobiłam krok do przodu. Spotkało się to z natychmiastową reakcją gada. W ciągu chwili znalazł się kilka centymetrów ode mnie. Zacisnęłam usta i wstrzymałam oddech, by jeszcze bardziej nie zdradzić swojej pozycji. Zwierz mógłby być jadowity. Jeśli by się okazało, że zabija swoje ofiary trucizną, bylibyśmy w domu. Ale tego jednego nie wiedziałam. Czy jego sposobem jest właśnie jad, czy może siła fizyczna. Jeśli mój organizm potrafi przetrawić eliksir, to truciznę może też..? Gdybym się ruszyła, to stworzenie zajęłoby się mną, a Nat mógłby spokojnie się oddalić. Zastanawiając się nad tym nie zauważyłam, że wąż znalazł się niebezpiecznie blisko białowłosego. Pierdolić to, najwyżej mój organizm nie zdoła unieszkodliwić niektórych enzymów. Kładąc wszystko na jedną kartę zrobiłam kilka szybkich kroków do przodu i oburącz chwyciłam największy kamień, jaki tylko zdołałam unieść. Gad momentalnie obrócił się w moją stronę i z głośnym sykiem do mnie podpełznął. Dokładnie w tej samej chwili wywaliłam głazik przed siebie, by narobił rabanu. Hałas, jakby nie było- był. Ale, wbrew temu, co oczekiwałam, stwór zajął się mną. Zdążyłam uskoczyć przed jego ogonem, który wyłonił się nagle spod warstwy ziemi, acz jego zęby zdążyły mnie sięgnąć z drugiej strony. Tak, jak myślałam. Jad. Wężopodobna istota z powrotem zakopała się w ziemi, jakby zadowolona ze swojego czynu. Trucizna zaczęła po chwili działać. Prawy bok zaczął delikatnie mnie szczypać. Kątem oka dostrzegłam dwie cieniutkie, czerwone strużki, powoli pojawiające się na białym mundurze. Przed oczami pojawiły się pierwsze gwiazdki, a mięśnie powoli traciły siły.
- Nie martw się, Nat..– wymamrotałam widząc, jak jasnowłosy zbliża się w moją stronę. – To.. To było zaplanowane! – dodałam, lecz nie zdążyłam dojrzeć jego reakcji. Ciało i umysł zbyt szybko odmówiły posłuszeństwa.
Organizmie, udaj, że to eliksir.. – pomyślałam, oddając się w ramiona snu.

|– Nat? Kiedy Celes chce być hiroł, ale jej to nie wychodzi.. xD –|

czwartek, 28 grudnia 2017

Od Dary do Gabrijela

 Dzisiejszy dzień był jednym z nielicznych wolnych. Przynajmniej dla mnie i mojego oddziału. I to wcale nie było tak, że wczoraj dręczyłam mam... znaczy się Alfę o dwadzieścia cztery godziny świętego spokoju. Zwłaszcza, że dopiero co wróciłam z dłuższej misji. Zdecydowanie każdemu powinien przysługiwać bezpłatny urlop. Przy dobrych wiatrach można się zajechać. Włożyłam ręce do kieszeni jeansowych spodenek, pogwizdując pod nosem melodię jakiejś dziecinnej piosenki. Drzwi budynku mieszkalnego były otwarte, co zdarzało się niezwykle rzadko. Dowódca stawia na bezpieczeństwo członków Dzieci Nocy, bez względu na to czy było zimno, czy (tak jak teraz) temperatura zdecydowanie przekroczyła próg trzydziestu stopni Celsjusza. Zeskoczyłam ze schodków, lądując na wysuszonym bruku. Niewielka chmura kurzu wzbiła się w powietrze i równie szybko zniknęła. Co jak co, ale Ziemia nadal mnie zadziwiała. Jednego dnia lało, drugiego panowanie przejmowała susza. Dzwoneczek zawiązany tuż nad kostką zabrzęczał cichutko pod wpływem nagłego ruchu. Zawsze go nosiłam, jedyna pamiątka, jaka została mi po ojcu. Zatrzymałam się na środku placu, zadzierając głowę w górę. Niebo było bezchmurne, zachwycało czystym błękitem. Uśmiechnęłam się, zamykając oczy.
 Miau...
 Uniosłam powieki, odwróciłam się w stronę, skąd pochodził ten dziwny dźwięk. Wiekowe drzewo, sięgające niemal do dachu pięciopiętrowego gmachu Kwatery Głównej, królowało nad wszystkimi. I to właśnie z głębi niego coś prosiło o pomoc. Spomiędzy zielonych liści wyłonił się biały łebek. Mały kotek utknął na drzewie, zachodząc zbyt wysoko. Bez chwili wahania zaczęłam wspinać się. Tak czy siak nie miałam lepszego zajęcia. Co jakiś czas coś chrupnęło, coś poleciało, upadło na trawę. Ale cii... Ja nic nie zepsułam. Usiadłam na gałęzi, tuż obok puszystej kuleczki. Zwierzątko wskoczyło mi na kolana, łasiło się wręcz nachalnie. Podrapałam kociaka pod brodą. I dopiero teraz spojrzałam w dół. Cztery metry połamanych gałęzi.
 — Świetnie, Detremante, odcięłaś sobie drogę powrotu. Teraz oboje jesteście w głęb...— Przerwałam, słysząc rytmiczne kroki. Brązowowłosy chłopak szedł tuż pod drzewem, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Pomachałam nogą, w powietrzu rozeszło się dzwonienie.— Hej, ty! Tak, ty! Możesz skoczyć po drabinę?!
⸢GAB? Ups xD⸥

Od Nataniela cd. Celestii

 Celes jak zwykle skakała na wszystkie strony, próbując doprowadzić mnie do (Zaznacz prawidłowe):
 a) wybuchu śmiechu
 b) białej gorączki
 c) bliżej nieokreślonego stanu załamania psychicznego
 Aż sam się sobie dziwię, że już tyle z nią wytrzymałem. Jednak tym razem jej zaczepki nie wzbudzały we mnie jakichś większych emocji. Ciężkie buty wybijały żołnierski rytm, przynajmniej w moim przypadku. Przyzwyczajenia z czasów obowiązkowych szkoleń odbiły się na mojej postawie, nadal dając o sobie znać w stylu chodzenia czy wykonywaniu niektórych czynności. Zerknąłem z góry na rozemocjonowaną Celestię. Przynajmniej jej oszczędzono piekła, przez jakie musieli przejść rekrutowani żołnierze. Była strażniczką- osobą czystą, mogącą spać spokojnie, o ile nie miała akurat nocnej warty. Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
 — Możesz, Celko, możesz.— Kiwnąłem głową.— A dokąd idziemy... Poczekaj jeszcze chwilkę, a opowiem ci o czymś więcej...
 — Natusiu! Mów teraz!— Nadęła policzki i tupnęła nogą, niczym naburmuszona sześciolatka.
 Jakby nie patrzeć jej zachowanie zwykle ograniczało się do dziecięcych gestów. W pewnym sensie miałem prawo uznać ją za uroczą, choć to nie miało znaczenia. Dziewczyna taka jak ona po prostu nie chciała nikogo, odpychając każdego z potencjalnych kandydatów. Aż dziw, że mi pozwoliła się zbliżyć na tyle, bym mógł zobaczyć, jaka jest naprawdę.
 — Niech to będzie niespodzianka.
 Położyłem dłoń na jej głowie i bezceremonialnie zacząłem czochrać ją po włosach. Towarzyszył temu zduszony śmiech nas obojga i jej głośne słowa sprzeciwu. Przerwałem na chwilę, podziwiając swoje dzieło. Normalnie artystyczny nieład, idealny. Chwilę nieuwagi przypłaciłem dostaniem w kostkę z desanta. Zacisnąłem usta, cedząc "przegięłaś". Złapałem ją w talii i przerzuciłem sobie przez ramię. O mały włos, a dostałbym z buta w twarz. Podskoczyłem lekko, wciąż się śmiejąc.
 — Puść mnie, karakanie!
 — Chyba śnisz, mała wiedźmo! Ciesz się, że nie musisz chodzić, a nie!
⸢CELES? Siła, masa, moc, kiełbasaaa~⸥

środa, 27 grudnia 2017

Od Celestii - Cd. Nataniela

Światło dnia bezlitośnie przebijało się przez zamknięte powieki, nie dając mi dalej wypoczywać. Z uporem jednak przewróciłam się na drugi bok, chcąc jak najdłużej pozostać w tym błogim stanie. Ugh, czemu dnia się nie da przełączyć z powrotem na noc..? Wygrzebałam rękę spod pierzyny i przetarłam nadal zamknięte oczy.
- Ktoś się tu budzi.. - usłyszałam znajomy głos niedaleko siebie.
Wymruczałam coś w odpowiedzi i wtuliłam twarz w poduszkę.
- Celes..
Nie dałam mu dokończyć, albowiem dźgnęłam go palcem w bok. Chciałam po prostu jeszcze 5 minut odpoczynku!
- No czyś ty zgłupiała?! Ja ci tu śniada..
- Oni mi kazali - stwierdziłam, nagle podnosząc się do pozycji klęczącej.
- Jacy oni? - zapytał jasnowłosy, ku mojemu zaskoczeniu, bez irytacji w głosie.
- Kosmici. - ucięłam, z powrotem zanurzając się w miękkiej poduszce.
- Celes! - warknął. Po chwili dostałam poduszką. - Zbieraj się, zaraz wyjeżdżamy!
- Że co? 
- No to, to. Za piętnaście minut przyjdę po ciebie. Póki co, muszę się trochę ogarnąć.
- Leć, leć. A, i jeszcze jedno..
- No, szybciutko!
- Dziękuję za śniadanie - mówiąc to uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, który w odpowiedzi skinął głową.
Zdążyłam coś skubnąć ze śniadania, wbić się w uniform i spiąć włosy, gdy usłyszałam stukanie do drzwi.
- Już, już! - zawołałam, zapinając ostatnią klamrę w bucie. - To.. Gdzie nas niesie? - zapytałam, otwierając drzwi.
- Coś się stało niedaleko granicy. Szczegóły wyjaśnię ci w drodze - oznajmił, a ja skwitowałam to krótkim "okej".
Kurczę, Natowi rzeczywiście pasowały takie kolory.. Muszę go jakoś zmusić, żeby częściej się tak ubierał. Może wtedy znajdzie jakieś dziewczę. W końcu za mundurem panny sznurem, hehe.
- Quo vadis, Natanielku? - zapytałam raz jeszcze, jakiś czas później. - Bo chyba mogę ci mówić per Natanielku, prawda, Natuś?


[ Nat? Długość.. Obiecuję, że następne będzie lepsze! ✨ ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Przekręciłem się na fotelu, szukając jakiejś wygodnej pozycji dla mojego wielkiego zadka. Niestety meble w kwaterze raczej nie były zaprojektowane dla prawie dwumetrowych mutantów. Wpisałem złożenie zażalenia o niepraktyczność siedzisk na listę rzeczy do zrobienia. Teraz tylko nie być wiewiórką, nie zapomnieć o tym orzeszku. Może w końcu uda mi się tego dokonać. Bo po długopis już mi się nie chce wstawać, z resztą... Przebiegłem wzrokiem po pokoju. Nie zamierzam grzebać jej po szafkach, jeszcze bym trafił na wkładki czy inne wibratory i byłoby znowu, że jestem zboczeńcem, pederastą, fetyszystą. Fotel był zbyt wygodny, żeby go opuszczać. Wtuliłem się plecami w miękką tkaninę, powoli odlatując. Już od dość dawna walczyłem ze zmęczeniem, mimo wszystko nie chciałem zostawić Celestii samej. Jeszcze znowu by sobie zrobiła krzywdę albo, co gorsza, mi. (I tak pewnie bym oberwał, gdybym próbował jej przeszkodzić w zrobieniu głupoty, ale ciii... To ja tu jestem brakującym ogniwem debilizmu.) Zasłoniłem usta dłonią, cicho ziewając. Chyba już ta godzina, kiedy Natanielek musi iść spać. Dosłownie na chwilę zamknąłem oczy, nawet te parę sekund wystarczyło, żebym odleciał do krainy snów.
 A sen ten był przedziwny. Pamiętam z niego jedynie fragment o gigantycznej parówce, która goniła mnie z zamiarem zjedzenia. Już, już prawie mnie dopadła, kiedy... BUM! Obudziłem się na podłodze, ciężko oddychając. Zebrałem swoje obolałe łokcio-czterolitero-kolana, wyklinając pod nosem. Zegarek naścienny wskazywał dziesiątą rano. Podniosłem się, rozciągając obolałe plecy. Tym razem kocyk zleciał na podłogę. Zaraz, co on tu robi? Cel... Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Posprzątałem mini bałagan, jaki zostawiłem i cichaczem wymknąłem się z pokoju. Tym razem udało mi się nie uszkodzić drzwi, ha!

Zapukałem na wszelki wypadek, aby nie było, że się wpraszam. Odpowiedziało mi rytmiczne, ciche pochrapywanie. Musiała być naprawdę zmęczona tym wszystkim. Wszedłem do pokoju, próbując przy okazji nie wylać herbaty. Jakoś udało mi się zamknąć drzwi w miarę cicho. Talerzyk z kanapkami i kubek parującego jeszcze picia postawiłem na stoliku nocnym. 

⸢CELES?⸥

Od Lu'aj cd. Savey


Zapatrzony w dal, słuchałem tej niezwykłej opowieści. Oczami wyobraźni widziałem wszystko to, co musiała przejść. Od dzieciństwa spędzonego na beztroskiej zabawie pośród bezkresnych łąk, poprzez szkołę przetrwania, jaką była rzeczywistość stworzona przez panów Świata Poza Światem, by finalnie ponownie trafić na Ziemię. Przed podobnym losem rodzice próbowali mnie ochronić, czym jedynie doprowadzili do zguby tamtego małego, radosnego chłopca. Przeczesałem włosy dłonią, zatrzymując rękę na skroni. Ścisnąłem śnieżnobiałe niteczki, oddalając od siebie koszmary nawiedzające mnie na jawie. Gdzieś z oddali dobiegł mnie jęk konającego zwierzęcia... Zacisnąłem powieki, pogrążając się w ciemności. 
 Dziewczę opisywało raj. Miejsce, które wydało mi się dziwnie znajome, zupełnie jakbym kiedyś doświadczył jego smaku. Było to wspomnienie mgliste, mało ważne w natłoku tych zgromadzonych przez dalszych osiemnaście lat życia. Jedynym, co ostało się z czasów dzieciństwa to wyciągnięta rączka, delikatnie ściskająca moją dłoń i obietnica złożona niewinnej dziewczynce. Niegdyś mojej pierwszej miłości, która przetrwała po dziś dzień. Nigdy nie dane mi było wyznać jej swoich uczuć. Przed laty, jako głupiutkie dziecko, nawet nie zdawałem sobie sprawy z ważności tego przedziwnego ciepła rozlewającego się po całym moim ciele, przyspieszonego bicia serca, ilekroć choćby zbliżyła się do mnie. Westchnąłem cicho, ostatnimi czasy zdarzało mi się to coraz częściej. Chyba nadszedł ten okres, w którym postrach wrogów powoli zamieniał się w melancholijnego starca. Położyłem łokieć na kolanie, zaś głowę oparłem na dłoni. Wraz z tym gestem powróciły do mnie niektóre wspomnienia. Słowa, niby niespójne, a jednak mające swój sens. A dziewczę mówiło wiele, coraz więcej.
 Strach.
 Smutek.
 Żal.
 Mord.
 Mijające lata pozbawiły to wszystko znaczenia, pozostawiając jedynie puste skorupy słów. Nie ostało się nic, oprócz nieuniknionej zemsty. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo byliśmy do siebie podobni. I jednocześnie tak różni. Zagubiona niczym młodziutka łania pozbawiona opieki stada, pozostawiona na pastwę losu. Z drugiej strony wróg- wilk czyhający ze stadem na jej nieuważny ruch. Ofiara i oprawca, ciągle zamieniający się rolami. Zmusiłem się do wstania, bowiem tak nakazał mi instynkt. Ten głos gdzież z tyłu głowy. Kobiecy, przyjemny... Głos matki. Ująłem dłoń dziewczyny, czując każdą bruzdę blizny pokrywającą jasną skórę. Zbliżyłem do niej usta, składając nań delikatny, zupełnie formalny pocałunek.
 — Tanisoandr, to doprawdy wspaniała kraina. Prawdę mówiąc zmieniła się przez lata panowania tam Śnieżnych, jednak kwiaty zakwitły tam ponownie.— Uniosłem delikatnie kąciki ust.— Opuścili ją po niewielkim zamachu, jaki udało mi się przeprowadzić. Wierność ojczyźnie jest dla mnie wartością najwyższą, droga Savey. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy uderzyć. Zimowy Lud już niemalże nie istnieje, wykończyła go własna duma i wiara w nieomylność technologii... Gdyby tylko ich wymyślne maszyny mogły powstrzymać zarazę, jaka wytępiła większość ich nacji...— Mój wzrok ponownie powędrował w stronę okna. Sępy ponownie kołowały, zapewne nad padliną stworzenia zamordowanego przez nieuchwytnego drapieżnika.— To właśnie od nich zaczęła się legenda Duszy pustyni. To przez nich straciłem rodziców. Przez nich i Czarnego Demona, pragnącego posiąść potęgę żywiołu ziemi. W wieku jedenastu lat zostałem sierotą, dzieckiem zdanym na łaskę i niełaskę losu... Jakie imię nadała chłopcu matka? To było tak dawno, panienko... Sam już prawie o nim zapomniałem. Wiem, to głupie, nieodpowiedzialne. Jednak gdybyś była samotna przez większość swojego życia- nie miałabyś żadnych oporów przed porzuceniem przeszłości. Dusza Pustyni brzmi o wiele lepiej od śpiewnego Lu'aj, prawda?
⸢SAVEY? Jak on chyba powinien poematy układać xD⸥

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Savey CD Lu’aj

Słońce powolnie, pojawiało się nad widnokręgiem, rozjaśniając opanowane nocą niebo. Wydmy, wydające się wcześniej pagórkami w trawiastej krainie, przypominały już o swoim prawdziwym pochodzeniu. Zerknęłam przez chwile na chłopaka, czując prawdziwe zagubienie w jego głosie - „...a wy nadal mi się dziwicie, że z takim uporem bronię tego miejsca...”. Zdanie to odbijało się echem w mojej głowie, rozjaśniając mi obraz, bardzo ważnego dla mnie miejsca. Z roku na rok, pamiętałam coraz mniej, jednakże to co było charakterystyczne, zawsze miało miejsce w mym sercu.
- Niektórzy mogą się dziwić, inny mogą wręcz kpić z takiego zachowania - szepnęłam - Lecz ja, wiem jaka walka odgrywa się w twojej głowie... Oddałabym wiele by wrócić do miejsca zagraniętego przez oddziały śnieżnych, zwane ongiś moim domem. Jezioro rozdzielało, dwie walczące ze sobą krainy. Trawa była tam bardziej zielona, a drzewa wyższe niż gdziekolwiek, niektóre pokryte nieznanym mrokiem... Ptaki śpiewały głośniej, a wiatr rytmicznie poruszał liście. 
Zamknęłam oczy, by móc choć na moment, wrócić do przeszłości za którą tęsknie. Za beztroskimi dniami, zabawami czy wieloma przyjaźniami. Po dziś dzień w mojej głowie gości tylko parę osób dla mnie tak ważnych - matka, chłopak o bursztynowych oczach i lista osób na których chciałam się zemścić.
- Zimowi zebrali potworne żniwa. Szczęśliwie, niektórzy uciekli o wiele wcześniej. Mojej mamie udało się jedynie, wepchać mnie do statku, zabierającego przyszłych rekrutów. Przez kraty, widziałam, jak podchodzi do niej dwójka uzbrojonych żołnierzy. Nigdy nie widziałam jej tak dzielnie walczącej... - westchnęłam cicho - zajęta walką nie spostrzegła, że podchodzi do niej od tyłu mężczyzna, który strzelił jej w głowę. 
Nie wiem dlaczego, zaczęłam się tak otwierać przed ciemnowłosym. Możliwe, że to przez te poczucie bezpieczeństwa i najpewniej ostatnią okazje do szczerej rozmowy, nie ze swoim lustrzanym odbiciem. Czułam potrzebę, że muszę się komuś najzwyczajniej w życiu wyżalić. Złapałam się za łydkę, szukając wytrzymałej obudowy. Przejeżdżając ręką od dołu w górę, złapałam za rękojeść sztyletu. Zaczynając się nim bawić w czasem zadziwiający sposób. Przerzucała go między palcami i okręcałam na jednym z nim.
- Lecz na górze było jeszcze gorzej... Dwie dziewczyny na jednym łóżku w dziesięcioosobowym pokoju. Ludzie odziani na biało, przygotowani by smagać od chęci batem. A ludzie dziwią się ze pod białą peleryną nosze czarny mundur... Dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkich tych żołnierzyków, nie przeżyło połowy tego co ja... Zabijałam przyjaciół bo tak mi kazano, nie czuje bólu bo tak mnie nauczono... A teraz..? Przez to wypieranie mózgu - jakie tak się odbywało, ja tutaj na wolności nie wiem kim na prawdę jestem, gubię się w swoim prawdziwym ja..
Szybkim ruchem schowałam nóż do pochwy i usiadłam wyżej, skupiając się na wyrazie twarzy chłopaka. Byłam zdziwiona, że wytrzymał pogadankę zdesperowanej dziewczyny, takiej jak ja. Byłam mu za to wdzięczna. Jak on miał na imię? Tego również nie wiedziałam, z wzajemnością oczywiście. Wstałam z parapetu i podeszłam do niego, jeszcze chwiejnym krokiem, wyciągnęłam prawą dłoń w jego stronę.
- Dziękuje, ze mi pomogłeś... Nazywam się Savey, jestem przywódcą zgrupowania Żądnych Ładu.
[Lu? Ta się rozgadała]

Od Celestii - Cd. Nataniela

Zdobyłam się na najładniejszy uśmiech, jakim kiedykolwiek kogoś obdarzyłam i poczochrałam mu włosy.
- Jeszcze kiedyś dostaniesz nagrodę, Nat. Spokojnie - odparłam, wstając z łóżka. - Poza tym.. Skąd wiedziałeś, gdzie to chowam?
- Wiesz, hehe.. Wiele rzeczy ci umyka, gdy śpisz - uśmiechnął się niewinnie i rozłożył ręce, wstając z podłogi. Ja zdobyłam się na uniesienie brwi. - No żartuję, no. Po prostu często u ciebie jestem i wiem, mniej więcej oczywiście, co gdzie masz.
- Niech ci będzie - mruknęłam po chwili ciszy i intensywnego gapienia się w oczy Chimero. - Teraz, gdy już jesteś czysty i pachnący, możesz sobie usiąść na fotelu.
- Dziękuję za ten zaszczyt, o pani - odparł i zajął miejsce na kremowym siedzisku. - Poza tym, jak ci minęła warta?
- Jakoś dziwnie spokojnie. Nie musiałam w ogóle reagować. Tylko pod koniec mnie zaskoczył ten wilk - mruknęłam, tłumiąc ziewnięcie. - I po raz pierwszy na warcie prawie zasnęłam.
Kątem oka dostrzegłam lekki uśmiech na jego twarzy. Ułożył się wygodniej na fotelu i pokręcił głową.
- Pewnie byłaś zmęczona po całym dniu.
- Często tak miałam, że przez dzień coś robiłam, a później miałam wartę. Ale nigdy na niej nie odpływałam..
Po mojej wypowiedzi zapadła cisza, ale bogu dzięki nie niezręczna. W momencie, w którym Nat prawie zleciał z fotela, ja szukałam w szafie jakiś ciuchów do spania.
- Raczy mi pan wybaczyć.. - mruknęłam, posyłając jasnowłosemu lekki uśmiech. On jedynie skinął głową i wrócił do uporczywego wpatrywania się w sufit.
Wstąpiłam do łazienki w celu ogarnięcia się i przebrania. Umyłam twarz i rozpuściłam włosy, które wcześniej były spięte w koński ogon. Ściągając koszulkę zauważyłam plaster, przyklejony mi przez Nataniela. Czy na nim był.. uśmiech? Parsknęłam cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Muszę zacząć chować przed nim rzeczy, bo to tylko kwestia czasu, gdy ozdobi moje uzi kwiatuszkami i brokatem. Wrzuciłam szare ubranie do kranu, z zamiarem wyprania go. Kiedyś. Później założyłam bordową, luźną bokserkę i czarne, adresowe szorty. To były pierwsze rzeczy, które znalazłam w tej szafie, gdy został mi przydzielony pokój. Czochrając sobie włosy, wyszłam z łazienki. Czy Nat.. drzemał?
- Też masz za sobą ciężką noc, co? - szepnęłam, kucając przy chłopaku. Wyglądał tak niewinnie i niegroźnie gdy spał..
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, delikatnie przykrywając nim chłopaka, rozłożonego na fotelu. Nie chciałam go budzić. Zdążyłam jeszcze przekręcić zamek w drzwiach, po czym wpełzłam do łóżka i oddałam się w ramiona snu.

[ Nat? Dat długość, wowowo ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Byłem grzeczny, posłuszny, a ta i tak zaczęła te swoje „atatatatata, etetetetete, warku, warku”. I jak tu z taką wytrzymać, no niech mi ktoś powie! Nie dość, że mała, to jeszcze upierdliwa i denerwująca. Plus wstydliwa, jakbym nigdy w życiu brzucha nie widział. Odsłoniła kawałek skóry i od razu awantura, bo się umyłem. Cycków nie pokazała, to nic nie zobaczyłem, pff.. Skrzyżowałem ręce na piersi, gapiąc się z góry na tego małego karakana. Ja nie wiem, jak tyle zła może mieścić się w tak małym ciele. Przecież na to powinien być jakikolwiek limit! Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdybym nie zauważył czerwonej plamki, powoli rozrastającej się na szarawej koszulce Celestii. Boże, czy ona nie może przeżyć dnia bez zrobienia sobie czegoś? Westchnąłem ciężko, podchodząc do szafy. Zdjąłem z niej tekturowe pudełko, dobrze mi znane. To tam chowała przede mną dowody swojej nieuwagi, ściślej rzecz ujmując bandaże, plasterki, maści i inne duperele. ALE! Ja taki głupi nie jestem, już dawno ogarnąłem gdzie co ma. Podszedłem do niej i uklęknąłem, kładąc pakunek na podłodze.
 — Pokaż to, Cel— mruknąłem pod nosem.
 — Chyba śnisz! Nie będę ci urządzać pr...
 — Celestio Marcelino Ludenberg, jestem jak najbardziej poważny. Spokojnie, nie będę cię zbytnio macał.— Puściłem do niej oczko, uśmiechając się lekko.— Po prostu się  ciebie martwię, ok?
 — No dobra, już dobra.
 Podciągnęła nieznacznie koszulkę, odsłaniając niewielką rankę. Tyle krzyku o takie coś? Otworzyłem opakowanie maści odkażającej i obficie nałożyłem je na miejsce rozcięcia, tak na wszelki wypadek. Potem tylko nakleiłem plasterek z wesołym uśmieszkiem, który dawno temu narysowałem, w przypływie zimowej nudy.
  — I po krzyku— westchnąłem. Podniosłem się, wlepiając w nią wzrok i przybierając minę najgorszego zboczeńca.— To co dostanę w nagrodę za fachową opiekę medyczną, hmmm?

⸢Celes? On wszystko zepsuje, noo ;-; Łapej gifa, w zamian za krótką treść :')⸥

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Lu'aj cd. Savey

 Noc chyliła się ku końcowi. Niezliczone konstelacje jeszcze królowały na ciemnym niebie, jednak przybycie monarchy absolutnego było nieuniknione. Pokój spowity mrokiem namawiał do zaśnięcia, kusił przyjemnym chłodem. Oparłem głowę na jednej z rąk, świadomy przegrywania nierównej walki ze zmęczeniem. Nie wiem, kiedy dokładnie zmorzył mnie sen, jednak dobrze pamiętam, że wtedy też dziewczyna nieco się uspokoiła. Już nie majaczyła, nie miotała się na łóżku jak opętana. W pewnym momencie powieki stały się zbyt ciężkie, by je unieść. Fotel stał się nagle o wiele wygodniejszy od łóżka. Po raz pierwszy od wielu lat nawiedziły mnie obrazy, niczym mara nocna łaknąca strachu.
 Niska, smukła kobieta zanosząca się krwawym kaszlem. Walcząca jak lwica, broniąca tego, który już dogorywał i tego, na którym tak bardzo zależało ich oprawcy. Nie miała żadnych szans. Zbyt słaba, by oprzeć się mocy czarnego demona o oczach czerwonych, niczym posoka, która ponownie polała się z ust blondynki. Jej bursztynowe oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez. Otarła je nerwowym ruchem. Dumna, uparta, godna miana prawdziwej kobiety, żony i matki. Olbrzym zasłonił oczy, zaatakowany kolejną ze złotych, pylistych zamieci. Jęknęła, osuwając się na klęczki. Ostatnim, co zdążyła zrobić przed śmiercią, było ukrycie domu pod grubą warstwą piachu. Stara świątynia, którego imienia bóstwa już dawno zapomniano, została pogrzebana, a wraz z nią ja. Chłopiec o talencie innym, niż wszystkie. Idealne połączenie obojga rodziców- władczyni piachu oraz dającego życie temu, co martwe. Chłopiec, który już wtedy pałał żądzą zemsty do oprawców. Chłopiec, któremu dane było zostać legendą, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Chłopiec wyciągający rączkę. Samotny, pozbawiony wszystkiego, co dla dziecka najważniejsze. I druga rączka, nienależąca do niego, a do kogoś, kogo kochał... nadal kocha. Choć tę osobę zapewne już dawno pochłonęło żniwo wojny. Jako nastolatek próbował ją odnaleźć, dopełnić przysięgi złożonej za dziecka- na próżno.
 Uniosłem powieki, odruchowo sięgnąłem ręką w stronę łóżka. Tam, gdzie powinna być ta przedziwna dziewczyna. Dotknąłem jedynie powietrza i pościeli. Zerwałem się, spanikowany. Czyżby uciekła? Zgubiła się w plątaninie korytarzy? Nerwowo rozejrzałem się wokół siebie, gdy usłyszałem jej zmęczony głos. Nadal była słaba, zdradzała to ta jedna fałszywa nuta w wypowiadanych przez nią słowach.
 — Tutaj jestem! Wybacz ale koszmarne wspomnienia czasem wracają... Wiesz jak to jest — powiedziała.
Smutna, rozmarzona i zamyślona. Wstałem, odważyłem się do niej podejść, usiąść po drugiej stronie długiego parapetu. Gwiazdy powoli ustępowały miejsca słońcu, a jednak nadal zapierały dech w piersiach.
  — Już od bardzo dawna nie śniłem...— wyszeptałem tych kilka szczerych słów.— Aż do dzisiaj. Prawda, moja droga. Koszmary wracają nawet po latach, niczym żmija zakopana w piasku, czekająca cierpliwie na nadejście nieuważnej ofiary.— Pokiwałem głową, jakoby potwierdzając swoje własne słowa.— „Nikt nie umie wyobrazić sobie głosu powstającego z ciszy, póki go nie usłyszy. Ryczy, gdy przemawia, mami i przekonuje, okrada i pozostawia bez słowa pociechy, bo w takim miejscu jej nie ma. Przetrwa jedynie to, co okrutne, ranka doczeka to, co przebiegłe”. Tak pisała panienka Hoffman. Ludzie przed laty nie zdawali sobie sprawy z wielkości słów, które uwieczniali, naprawdę... A jednak wszystko na swą drugą stronę, nawet to miejsce. Ruiny miasta nie mogą mierzyć się z surowym pięknem pustyni i mijających na niej pór dnia. Stałością, jaka trwa tu od wieków.— westchnąłem ciężko.— A wy nadal mi się dziwicie, że z takim uporem bronię tego miejsca...

⸨SAVEY? Się rozgadał chłopak⸩

Od Celestii - Cd. Nataniela

Z trudem powstrzymałam się przed głośnym parsknięciem. Aby nie wybuchnąć śmiechem, zasłoniłam usta dłonią i z szerokim uśmieszkiem przypatrywałam się poczynaniom chłopaka.
- Kto ma problem, ten ma problem – odrzekłam, opierając się o ścianę.
- No weź, nie bądź taka! To ty mnie sprowokowałaś! – usłyszałam zza ogromnego kawałka drewna.
- Bo sam się dałeś sprowokować – burknęłam, ale odeszłam od ściany i pomogłam Natanielowi uporać się z drzwiami.
- No, to załatwione - stwierdził, otrzepując z siebie brud.
Ja jedynie skusiłam się na teatralne przewrócenie oczami. Ale szybko otrzeźwiałam, ot co! Natychmiast chwyciłam białowłosego za nadgarstek i pociągnęłam za sobą, jak najdalej od aktu zniszczenia.
- Celes.. Gdzie ty mnie prowadzisz? Ja jeszcze nie jestem gotowy na takie rzeczy! - zawołał, gdy zobaczył, że zmierzamy w kierunku mojego pokoju.
- U mnie będziesz miał porządne alibi, że nie wyjebałeś tych drzwi.
- Ale ja je wyjebałem..! - zaprotestował. 
- Nat.. Boże, nie mam do ciebie siły.. 
- I bądź tu człowieku odpowiedzialnym.. - burknął i opadł na jeden z foteli, które pieczołowicie czyściłam. No on chyba sobie jaja robi!
- Pasza won z mojego czyściutkiego fotelika! No usiądzie taka dziadyga w upapranych ciuchach na kremowy.. Urgh! 
- No przeSTAŃ SIĘ MNIE O WSZYSTKO CZEPIAĆ, NO
- Jak się umyjesz, to przestanę. Tam masz łazienkę. - ucięłam i, wskazując jedne z drzwi, zasiadłam na łóżku, splatając nogi. 
Korzystając również z czasu, który mi pozostał, gdy Nat grzecznie postanowił się ogarnąć, uniosłam lekko koszulkę. No skąd ta rana się tam wzięła?! Przecież szłam prostą drogą! Choć, w sumie, to w moim stylu. Ja bym się mogła w łyżeczce wody utopić, ekhm. Rozejrzałam się po pokoju, w poszukiwaniu znajomego, czarno-czerwonego pudełka, w którym znajdowały się wszystkie moje maziaje, bandaże i cały temu podobny syf. Moją konsternację przerwało nagłe wypadnięcie chłopaka z łazienki.
- Masz zajebiste myd.. - zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.
- Nataniel! Ostrzegaj, gdy chcesz mnie straszyć! - ryknęłam, momentalnie opuszczając koszulkę.
- No ale jak? I nie krzYCZ NA MNIE JEZU
- SPANIKOWAŁAM, OKEJ? SORY, LUZ!

[ Nat? Specjalnie czekałam do tej godziny xD ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Czasami miałem ochotę wyrzucić ją przez jedno z nieistniejących tu okien. Tak, by leciała niczym ptak i więcej nie zakłócała mojego wewnętrznego feng shui. Ale oczywiście pewnie wtedy nawiedzałaby mnie w snach, co byłoby jeszcze gorsze od dręczenia na jawie. Ta kobieta jest dowodem na to, że jej nacja została stworzona przez samego szatana. Kusi, a jakże. Gdyby tylko nie była tak irytująca... Spojrzałem na dziewczynę, siedząc do góry nogami na kanapie. Przyznam, że z tej perspektywy wyglądała nieco mniej groźnie, niż zazwyczaj. Jak zwykle musiała się obrazić, tylko za co? Raz chciałem zabłysnąć inteligencją, a ta od razu, że ełe łę łę i inne takie niezidentyfikowane burczenia pływające. Wycelowałem w nią palcem, mrużąc groźnie oczy.
 — Nie jestem tak głupi, jaki byłem pięć minut temu... Wiem, że nie ma mnie za drzwiami, bo kto teraz by tu siedział?— Pogroziłem jej palcem, niech wie, z kim zadziera.— I wcale tam nie pójdę, by to sprawdzić.
 Uraczyła mnie zażenowanym spojrzeniem, w którym jednak widziałem nutkę rozbawienia. I o to właśnie chodziło. Nie lubiłem tych momentów, kiedy wydawała się smutna.
 — Jesteś idiotą, Nat...— burknęła pod nosem. Jednak nagle poderwała głowę, uśmiechając się tajemniczo.— Ja cię wcale nie podpuszczam, ale nie zrobisz tego.
 — Ja nie zrobię?! Ja?!
Zwaliłem się całym swoim ciężarem dziewięćdziesięciu kilogramów na panele, aż zatrzeszczały niebezpiecznie. Otrzepałem mundur, choć i tak był mocno uwalony po przedzieraniu się przez bagienne tereny północnej granicy. Nawet nie zdążyłem się przebrać, bo ten krasnal złapał mnie tuż przed bramą Kwatery Głównej. Podreptałem do drzwi, otwierając je z rozmachem.
 — NATANIEL, jesteś taaaaaam?!— zawołałem, wychylając się. Odczekałem chwilkę, a potem odwróciłem się do Celestii.— Nie ma mnie t...
Coś trzasnęło, chrupnęło. Poczułem jak kawał drewna zwala się na mnie, wyrwany z górnego zawiasu. Złapałem go dosłownie w ostatnim momencie, inaczej zapewne trafiłbym do szpitala z pęknięciem czaszki.
 — Ups... Cel, mamy problem...
⸨CELESTIO? Ciapciok toż to jest.⸩

niedziela, 24 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

„ Słońce odbijało się w tafli, spokojnego jeziora. Ręce swobodnie ułożone, na zielonej trawie, wyrywały jej kolejne źdźbła. Czułam na sobie znajomy wzrok, wymieniałam kolejne zdania z  bursztynookim chłopcem. Złapał mnie mocno za ręce, mówiąc, że zobaczymy się kiedyś jeszcze. Ciemnowłosy ojciec, ciągnął go za ramię, zmuszając moje liche rączki do puszczenia jego dłoni. Moje oczy zalała fala łez, powolnie skapując, na niczym zatrzymane w czasie ręce. Były nieskazitelne, dziecinne i tak niewinne. Mrugnęłam raz, aby ujrzeć już zupełnie co innego. Matka ciągnęła mnie do statku, prosząc abym się pospieszyła. Ukucnęła i pocałowała mnie w czoło, szepcząc na odchodne - nie daj się... Kolejne mrugnięcie... Moim oczom ukazały się dłonie zalane krwią... Kolejne uderzenie bata, kolejne rozcięcie skóry, kolejne krople czerwonej cieczy na podłodze. Klęczałam w niej, słuchając głosu kobiety w bieli. Rany zamieniły się w blizy... Poczułam ciężar w jednej ręce. Pojawiła się w niej broń, w drugiej trzymałam płomienne włosy. Zapłakane oczy dziewczyny, jej błagania o litość, doprowadzało moje ciało do drgania. Moja koleżanka z pokoju, klęczała przede mną... Mężczyzna za mną powtarzał raz po raz - To rozkaz! Nacisnęłam powolnie spust, szepcząc ciche i nic w tej chwili nie znaczące - wybacz... Po gabinecie rozprzestrzenił się huk strzału...”

Obudziłam się krzycząc, kładąc automatycznie rękę na szyi. Mój oddech był przyśpieszony a całe ciało wrzało z gorąca. Ciepły materiał spadł z mojej głowy na nieskazitelnie białą pościel. Ścisnęłam ją, pociągając nieznacznie - „gdzie ja jestem...” - powtarzałam raz po raz w myślach. Zaczęłam rozglądać się wokół, oczekując wyostrzenia się obrazu. Ciemna postać w rogu pokoju... Jej głowa swobodnie spoczywała na dłoni. W porównaniu do mnie pełna była spokoju i opanowania. Wyglądała jakoby wyrwała się z mojego snu... Snu.. Ba, koszmaru. Savey gorączka już zaczęła działać na ciebie halucynacyjnie. Niepewnie podniosłam się z siadu, starając utrzymać się równowagę. Podeszłam chwiejnym krokiem do okna, od razu siadając na parapecie, jak to miałam w zwyczaju. Oparłam głowę o zimną szybę, kuląc się najbardziej jak potrafię. Wizje przeszłości, nawiedzały mnie od dość długiego czasu, zmuszając do zastanawiania się nad własną metamorfozą. Potrafiłam przesiedzieć całe noce, aby wracać i żałować nieodpowiednich czynów. Spojrzałam na pocharatane przedramiona, czując palący ból. Blizny były ze mną od zawsze, a każda znaczyła kolejna zbrodnie której sie... a raczej się nie dopuściłam... Usłyszałam jak krzesło przewraca się na podłogę.  Ciemnowłosy poderwał się niczym poparzony, rozglądając się panicznie po całej komnacie. Tak, pomieszczenie tej wielkości zasługiwało na co najmniej takie określenie, może dlatego, iż byłam przyzwyczajona do ciasnych miejsc. Westchnęłam cicho i odsłoniłam zasłonę, aby mnie zauważył.
- Tutaj jestem! Wybacz ale koszmarne wspomnienia czasem wracają... Wiesz jak to jest - posmutniałam i zerknęłam na gwiaździste niebo.
[Lu? Zawał? XD]

Od Lu'aj cd. Savey


 Kobiety były dla mnie czystą zagadką, podobnie jak reszta ludzi, ale to swoją drogą. Zwłaszcza ta istota wprawiała mnie w osłupienie, by za chwilę prawie, że przyprawić o napad śmiechu. Przez te wszystkie lata, delikatnie mówiąc, odzwyczaiłem się od spokojnego towarzystwa kogokolwiek. Kątem oka zerkałem na ledwo idącą dziewczynę. Była uparta, co można było wyczytać z jej postawy. Uparta, nieugięta i... Pokręciłem głową, odpędzając nadciągające myśli. Nie czas i nie miejsce na rozmyślania o przeszłości. Dosłownie kilka sekund po tym, jak zaatakowała mnie słownie, zrobiła się niewinna. Wyciągała ręce po pomoc, chwytając się ostatniej deski ratunku, jedynego żywego człowieka w okolicy. Mogłem porzucić ją na pastwę losu i pustynnych bestii, już od dłuższego czasu zataczających kręgi na niebie. Miałem do tego prawo, a jakże. Wszak była to tylko kukiełka kogoś, komu wymknąłem się wieki temu. Tsa...
 Jesteś starym durniej, Lu'aj, kiedyś pożałujesz tej swojej wspaniałomyślności i dobroci, wiesz? Pożałujesz, myślałem. A jednak nie potrafiłem pozwolić umrzeć komuś ot tak, bez chęci zemsty i innych jej podobnych pobudek. Przecież tak naprawdę nic mi nie zrobiła, może oprócz wtargnięcia na mój teren, zakłócenia spokoju, grożenia poderżnięciem gardła, słownymi docinkami, wręcz groźbami. Z czego to ostatnie nawet tutaj było karane... Stary i głupi, gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiał znajomy głos. Głos z przeszłości, którego posiadacz zdążył zniknąć w odmętach zapomnienia. Mógłbym teraz odpłacić jej się z nawiązką za czyny jej i Żądnych Ładu. Zamiast tego wziąłem ją na ręce, przytuliłem do piersi niczym ojciec. Pachniała pustynią, potem i czymś, czego dawno nie czułem. Czymś rześkim, świeżym i przyjemnym. Wiatr zawiał, unosząc garść piasku. Zapowiadała się niespokojna noc. Dobrze, że nie przyszło dziewczynie spędzić jej na zewnątrz. Tak dawno nie czułem ciepła drugiego człowieka. Zapomniałem o wielu rzeczach... Wyzbyłem się człowieczeństwa wraz z dniem opuszczenia Shadow Hunters.

 Nie zdołałem zmrużyć oka przez większość nocy. Wiatr wiał niemiłosiernie, brzmiąc tak, jakby to potępione dusze wołały o zbawienie. Kilkukrotnie musiałem od nowa zapalać świecę, gdy zabłąkany podmuch zdołał zgasić płomień. Wzdrygałem się za każdym razem, gdy gorączkująca dziewczyna zaczynała jęczeć przez sen. Włożyłem ciepłą już ściereczkę do lodowatej wody. Wycisnąłem z całych sił i ułożyłem ją na czole fioletowowłosej. Delikatnie zwilżyłem jej usta życiodajną cieczą, gdy uspokoiła się choć na chwilkę. Boże, dlaczego musisz być tak okrutny? Dlaczego musisz tak bardzo krzywdzić swoje dzieci? Zakryłem twarz dłońmi, jeszcze chłodnymi. Nie płakałem, a jedynie powstrzymywałem złość na tego kogoś, kto podobno niegdyś czuwał nad swoim stworzeniem.

⦅SAVEY? Ot taki dziadyga :')⦆

sobota, 16 grudnia 2017

Od Celestii - Do Nataniela

   Krwistoczerwony kolor nieba powoli zlewał się z morzem. Wysoko w górze pojawiały się pierwsze gwiazdy, a ja właśnie rozpoczynałam nocną wartę. Tym razem po przeciwnej stronie naszych terenów. Stanąwszy pewnie na piasku, rozejrzałam się. Póki co, nic nie zwróciło mojej uwagi. Temu też pozwoliłam sobie na chwilę przymknąć oczy i wytężyć słuch. Prócz szumu wody i drzew za mną nie było słychać nic. Raz jeszcze zerknęłam w obydwie strony by się upewnić i zajęłam miejsce przy okazałej kłodzie drzewa. Wyjęłam jednak uzi, by w razie czego móc się bronić.
~✿~
   Oparłszy się o chłodną korę wzięłam głęboki wdech. Musiałam jakoś odreagować ten dzień, a to był jedyny sposób, by nie zwracać na siebie uwagi. Bardzo ważne na treningach jest skupienie i spostrzegawczość. Zwłaszcza, gdy trenuje się z naprawdę ostrą rzeczą, jaką jest karambit. Mi niestety brakło tej pierwszej cechy, co poskutkowało niegroźną, acz uciążliwą raną na boku. Poprawiłam delikatnie bandaż, wiążąc go mocniej, coby nie spadł mi w razie biegu i ponownie przymknęłam oczy. Zmęczenie dało mi o sobie znać, bo tym razem prawie odpłynęłam. Zmusiłam się więc do wstania i zmoczyłam twarz chłodną, orzeźwiającą wodą. Księżyc był wysoko na niebie, więc pewnie powoli dochodziła północ. No, jeszcze kilka godzin i będę mogła wrócić do cieplutkiego, wygodnego łóżka.
~✿~
   Moja warta miała się już ku końcowi. Mijała nadzwyczaj spokojnie, nie słyszałam nawet żadnego zwierzęcia. No.. Do czasu. Gdy wzeszło słońce usłyszałam głuchy warkot, gdzieś za kupą kamieni. Nie przypominało to dźwięku żadnego ze znanych mi stworzeń. Temu też, moje zaskoczenie spotęgowało się jeszcze bardziej, gdy zza sterty gruzu wyłonił się wilk. Najzwyklejszy w świecie wilk. Prawdopodobnie wadera, bo za nią biegły dwa szczenięta. Nie chcąc ranić bogu ducha winnego zwierzęcia, wycofałam się w przeciwną stronę, uznając jej warkot za ostrzeżenie. Tylko.. co wilk robił nad morzem? Nie zastanawiając się nad tym dłużej, rozbroiłam uzi, włożyłam je za pas i skierowałam się na północ, w stronę gór.
~✿~
- Może mi ktoś wyjaśnić, co wilk mógł robić nad morzem? – jęknęłam, rzucając się na fotel stojący w kącie salonu.
- Pewnie poszedł popływać – padła odpowiedź.
- Chimero, tyś głupi, czy głupi? – burknęłam, mrużąc oczy.
- Sama zaczęłaś, Ludenberg.
- Nie ma głupich pytań. Są tylko głupie odpowiedzi, a ty mi właśnie takiej udzieliłeś.
- Jakby się zastanowić, to są głupie py..
- Weź.. Zobacz, czy nie ma cię za drzwiami. – ucięłam, i z uporem wlepiłam wzrok w swoje paznokcie.

[ Nat? Jak dzionek minął? :D ]

sobota, 2 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Uniosłam nieznacznie głowę, by spojrzeć na twarz owianego tajemnicą mężczyzny. Jeszcze minutę temu, widziałam w jego oczach coś na rodzaj frustracji, czy wręcz bezgranicznej irytacji. Nie danie dokończyć mi wypowiedzi o celu mego przybycia, była co najmniej przecząca jego własnym słowom. Najpierw miał ochotę mnie co najmniej usunąć ze swojej posesji, teraz jednak ukazuje dobre serce, chętne do pomocy? To wszystko nie trzymało się logicznej całości. Zebrałam w sobie ostatki sił, by odepchnąć od siebie ciemnowłosego. Cofnęłam się dwa kroki do tyłu, teatralnie gestykulując :
- Po pierwsze... Zanim kogoś oskarżysz o to, że chce ukraść twoje nic nie warte, dla mnie przynajmniej, skarby, daj mu się wypowiedzieć... - westchnęłam.
Widziałam, jak cisnęły mu się na usta kolejne słowa, jednakże na twarzy spostrzegłam zdziwienie.
- Po drugie... Z grzeczności i z tego, iż podkreślasz, że kultura jest bardzo ważna, stwierdzam, ze nic o niej nie wiesz... Wiesz dlaczego? Bo się komuś odpowiada grzecznie na pytanie, albo chociaż nie przerywa... - skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w tubylca - Po trzecie... Zupełnie nie wiesz z kim masz do czynienia, wiec proszę Cię z czystej mojej dobroci, abyś mnie nie straszył, bo strach to ostatnie co mam teraz na myśli.
Po postawieniu kropki na końcu zdania, zapanowała grobowa cisza. Słyszałam jak pustynny wiatr, targał gałęzie krzemów, jak woda kapała w fontannie... Woda... Pokręciłam przecząco głową, by wziąć się w garść, gdyż czułam, ze po wypowiedzianych wyżej słowach, mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy. Spojrzałam na horyzont, nie widząc więcej niż skąpanej w słońcu pustyni. Przełknęłam ślinę, czując jak całe moje ciało usycha. Kolana powolnie uginały się pod ciężarem mojego ciała, ciężarem całego sprzętu który musiałam zabrać ze sobą.
- Słabo mi... - szepnęłam, robiąc kolejne kroki w tył.
Z każdą sekundą bardziej oddalałam się od Duszy Pustyni, widząc jego niewzruszenie. Złapałam się pierwszego drzewa, starając się nie upaść. Jednakże ono pozowoliło mi na powolny i bezbolesny upadek na ziemię. Jedną ręką ściągnęłam chustę z twarzy, by po chwili zrobić coś, czego nigdy miałam nadzieje nie wykonywać. Moje oczy powolnie spowijała ciemność, świat tracił wszystkie mocne barwy...
- Pomóż mi, proszę... - szepnęłam ledwo dosłyszalnie, dla samej siebie a co dopiero dla niego.
[Lu, pomóż tej parówce bo zaraz się z niej kabanos zrobi XD]

Obserwatorzy