środa, 27 grudnia 2017

Od Lu'aj cd. Savey


Zapatrzony w dal, słuchałem tej niezwykłej opowieści. Oczami wyobraźni widziałem wszystko to, co musiała przejść. Od dzieciństwa spędzonego na beztroskiej zabawie pośród bezkresnych łąk, poprzez szkołę przetrwania, jaką była rzeczywistość stworzona przez panów Świata Poza Światem, by finalnie ponownie trafić na Ziemię. Przed podobnym losem rodzice próbowali mnie ochronić, czym jedynie doprowadzili do zguby tamtego małego, radosnego chłopca. Przeczesałem włosy dłonią, zatrzymując rękę na skroni. Ścisnąłem śnieżnobiałe niteczki, oddalając od siebie koszmary nawiedzające mnie na jawie. Gdzieś z oddali dobiegł mnie jęk konającego zwierzęcia... Zacisnąłem powieki, pogrążając się w ciemności. 
 Dziewczę opisywało raj. Miejsce, które wydało mi się dziwnie znajome, zupełnie jakbym kiedyś doświadczył jego smaku. Było to wspomnienie mgliste, mało ważne w natłoku tych zgromadzonych przez dalszych osiemnaście lat życia. Jedynym, co ostało się z czasów dzieciństwa to wyciągnięta rączka, delikatnie ściskająca moją dłoń i obietnica złożona niewinnej dziewczynce. Niegdyś mojej pierwszej miłości, która przetrwała po dziś dzień. Nigdy nie dane mi było wyznać jej swoich uczuć. Przed laty, jako głupiutkie dziecko, nawet nie zdawałem sobie sprawy z ważności tego przedziwnego ciepła rozlewającego się po całym moim ciele, przyspieszonego bicia serca, ilekroć choćby zbliżyła się do mnie. Westchnąłem cicho, ostatnimi czasy zdarzało mi się to coraz częściej. Chyba nadszedł ten okres, w którym postrach wrogów powoli zamieniał się w melancholijnego starca. Położyłem łokieć na kolanie, zaś głowę oparłem na dłoni. Wraz z tym gestem powróciły do mnie niektóre wspomnienia. Słowa, niby niespójne, a jednak mające swój sens. A dziewczę mówiło wiele, coraz więcej.
 Strach.
 Smutek.
 Żal.
 Mord.
 Mijające lata pozbawiły to wszystko znaczenia, pozostawiając jedynie puste skorupy słów. Nie ostało się nic, oprócz nieuniknionej zemsty. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo byliśmy do siebie podobni. I jednocześnie tak różni. Zagubiona niczym młodziutka łania pozbawiona opieki stada, pozostawiona na pastwę losu. Z drugiej strony wróg- wilk czyhający ze stadem na jej nieuważny ruch. Ofiara i oprawca, ciągle zamieniający się rolami. Zmusiłem się do wstania, bowiem tak nakazał mi instynkt. Ten głos gdzież z tyłu głowy. Kobiecy, przyjemny... Głos matki. Ująłem dłoń dziewczyny, czując każdą bruzdę blizny pokrywającą jasną skórę. Zbliżyłem do niej usta, składając nań delikatny, zupełnie formalny pocałunek.
 — Tanisoandr, to doprawdy wspaniała kraina. Prawdę mówiąc zmieniła się przez lata panowania tam Śnieżnych, jednak kwiaty zakwitły tam ponownie.— Uniosłem delikatnie kąciki ust.— Opuścili ją po niewielkim zamachu, jaki udało mi się przeprowadzić. Wierność ojczyźnie jest dla mnie wartością najwyższą, droga Savey. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy uderzyć. Zimowy Lud już niemalże nie istnieje, wykończyła go własna duma i wiara w nieomylność technologii... Gdyby tylko ich wymyślne maszyny mogły powstrzymać zarazę, jaka wytępiła większość ich nacji...— Mój wzrok ponownie powędrował w stronę okna. Sępy ponownie kołowały, zapewne nad padliną stworzenia zamordowanego przez nieuchwytnego drapieżnika.— To właśnie od nich zaczęła się legenda Duszy pustyni. To przez nich straciłem rodziców. Przez nich i Czarnego Demona, pragnącego posiąść potęgę żywiołu ziemi. W wieku jedenastu lat zostałem sierotą, dzieckiem zdanym na łaskę i niełaskę losu... Jakie imię nadała chłopcu matka? To było tak dawno, panienko... Sam już prawie o nim zapomniałem. Wiem, to głupie, nieodpowiedzialne. Jednak gdybyś była samotna przez większość swojego życia- nie miałabyś żadnych oporów przed porzuceniem przeszłości. Dusza Pustyni brzmi o wiele lepiej od śpiewnego Lu'aj, prawda?
⸢SAVEY? Jak on chyba powinien poematy układać xD⸥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy