Czasami miałem ochotę wyrzucić ją przez jedno z nieistniejących tu okien. Tak, by leciała niczym ptak i więcej nie zakłócała mojego wewnętrznego feng shui. Ale oczywiście pewnie wtedy nawiedzałaby mnie w snach, co byłoby jeszcze gorsze od dręczenia na jawie. Ta kobieta jest dowodem na to, że jej nacja została stworzona przez samego szatana. Kusi, a jakże. Gdyby tylko nie była tak irytująca... Spojrzałem na dziewczynę, siedząc do góry nogami na kanapie. Przyznam, że z tej perspektywy wyglądała nieco mniej groźnie, niż zazwyczaj. Jak zwykle musiała się obrazić, tylko za co? Raz chciałem zabłysnąć inteligencją, a ta od razu, że ełe łę łę i inne takie niezidentyfikowane burczenia pływające. Wycelowałem w nią palcem, mrużąc groźnie oczy.
— Nie jestem tak głupi, jaki byłem pięć minut temu... Wiem, że nie ma mnie za drzwiami, bo kto teraz by tu siedział?— Pogroziłem jej palcem, niech wie, z kim zadziera.— I wcale tam nie pójdę, by to sprawdzić.
— Nie jestem tak głupi, jaki byłem pięć minut temu... Wiem, że nie ma mnie za drzwiami, bo kto teraz by tu siedział?— Pogroziłem jej palcem, niech wie, z kim zadziera.— I wcale tam nie pójdę, by to sprawdzić.
Uraczyła mnie zażenowanym spojrzeniem, w którym jednak widziałem nutkę rozbawienia. I o to właśnie chodziło. Nie lubiłem tych momentów, kiedy wydawała się smutna.
— Jesteś idiotą, Nat...— burknęła pod nosem. Jednak nagle poderwała głowę, uśmiechając się tajemniczo.— Ja cię wcale nie podpuszczam, ale nie zrobisz tego.
— Ja nie zrobię?! Ja?!
Zwaliłem się całym swoim ciężarem dziewięćdziesięciu kilogramów na panele, aż zatrzeszczały niebezpiecznie. Otrzepałem mundur, choć i tak był mocno uwalony po przedzieraniu się przez bagienne tereny północnej granicy. Nawet nie zdążyłem się przebrać, bo ten krasnal złapał mnie tuż przed bramą Kwatery Głównej. Podreptałem do drzwi, otwierając je z rozmachem.
— NATANIEL, jesteś taaaaaam?!— zawołałem, wychylając się. Odczekałem chwilkę, a potem odwróciłem się do Celestii.— Nie ma mnie t...
Coś trzasnęło, chrupnęło. Poczułem jak kawał drewna zwala się na mnie, wyrwany z górnego zawiasu. Złapałem go dosłownie w ostatnim momencie, inaczej zapewne trafiłbym do szpitala z pęknięciem czaszki.
— Ups... Cel, mamy problem...
— Jesteś idiotą, Nat...— burknęła pod nosem. Jednak nagle poderwała głowę, uśmiechając się tajemniczo.— Ja cię wcale nie podpuszczam, ale nie zrobisz tego.
— Ja nie zrobię?! Ja?!
Zwaliłem się całym swoim ciężarem dziewięćdziesięciu kilogramów na panele, aż zatrzeszczały niebezpiecznie. Otrzepałem mundur, choć i tak był mocno uwalony po przedzieraniu się przez bagienne tereny północnej granicy. Nawet nie zdążyłem się przebrać, bo ten krasnal złapał mnie tuż przed bramą Kwatery Głównej. Podreptałem do drzwi, otwierając je z rozmachem.
— NATANIEL, jesteś taaaaaam?!— zawołałem, wychylając się. Odczekałem chwilkę, a potem odwróciłem się do Celestii.— Nie ma mnie t...
Coś trzasnęło, chrupnęło. Poczułem jak kawał drewna zwala się na mnie, wyrwany z górnego zawiasu. Złapałem go dosłownie w ostatnim momencie, inaczej zapewne trafiłbym do szpitala z pęknięciem czaszki.
— Ups... Cel, mamy problem...
⸨CELESTIO? Ciapciok toż to jest.⸩
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz