niedziela, 24 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

„ Słońce odbijało się w tafli, spokojnego jeziora. Ręce swobodnie ułożone, na zielonej trawie, wyrywały jej kolejne źdźbła. Czułam na sobie znajomy wzrok, wymieniałam kolejne zdania z  bursztynookim chłopcem. Złapał mnie mocno za ręce, mówiąc, że zobaczymy się kiedyś jeszcze. Ciemnowłosy ojciec, ciągnął go za ramię, zmuszając moje liche rączki do puszczenia jego dłoni. Moje oczy zalała fala łez, powolnie skapując, na niczym zatrzymane w czasie ręce. Były nieskazitelne, dziecinne i tak niewinne. Mrugnęłam raz, aby ujrzeć już zupełnie co innego. Matka ciągnęła mnie do statku, prosząc abym się pospieszyła. Ukucnęła i pocałowała mnie w czoło, szepcząc na odchodne - nie daj się... Kolejne mrugnięcie... Moim oczom ukazały się dłonie zalane krwią... Kolejne uderzenie bata, kolejne rozcięcie skóry, kolejne krople czerwonej cieczy na podłodze. Klęczałam w niej, słuchając głosu kobiety w bieli. Rany zamieniły się w blizy... Poczułam ciężar w jednej ręce. Pojawiła się w niej broń, w drugiej trzymałam płomienne włosy. Zapłakane oczy dziewczyny, jej błagania o litość, doprowadzało moje ciało do drgania. Moja koleżanka z pokoju, klęczała przede mną... Mężczyzna za mną powtarzał raz po raz - To rozkaz! Nacisnęłam powolnie spust, szepcząc ciche i nic w tej chwili nie znaczące - wybacz... Po gabinecie rozprzestrzenił się huk strzału...”

Obudziłam się krzycząc, kładąc automatycznie rękę na szyi. Mój oddech był przyśpieszony a całe ciało wrzało z gorąca. Ciepły materiał spadł z mojej głowy na nieskazitelnie białą pościel. Ścisnęłam ją, pociągając nieznacznie - „gdzie ja jestem...” - powtarzałam raz po raz w myślach. Zaczęłam rozglądać się wokół, oczekując wyostrzenia się obrazu. Ciemna postać w rogu pokoju... Jej głowa swobodnie spoczywała na dłoni. W porównaniu do mnie pełna była spokoju i opanowania. Wyglądała jakoby wyrwała się z mojego snu... Snu.. Ba, koszmaru. Savey gorączka już zaczęła działać na ciebie halucynacyjnie. Niepewnie podniosłam się z siadu, starając utrzymać się równowagę. Podeszłam chwiejnym krokiem do okna, od razu siadając na parapecie, jak to miałam w zwyczaju. Oparłam głowę o zimną szybę, kuląc się najbardziej jak potrafię. Wizje przeszłości, nawiedzały mnie od dość długiego czasu, zmuszając do zastanawiania się nad własną metamorfozą. Potrafiłam przesiedzieć całe noce, aby wracać i żałować nieodpowiednich czynów. Spojrzałam na pocharatane przedramiona, czując palący ból. Blizny były ze mną od zawsze, a każda znaczyła kolejna zbrodnie której sie... a raczej się nie dopuściłam... Usłyszałam jak krzesło przewraca się na podłogę.  Ciemnowłosy poderwał się niczym poparzony, rozglądając się panicznie po całej komnacie. Tak, pomieszczenie tej wielkości zasługiwało na co najmniej takie określenie, może dlatego, iż byłam przyzwyczajona do ciasnych miejsc. Westchnęłam cicho i odsłoniłam zasłonę, aby mnie zauważył.
- Tutaj jestem! Wybacz ale koszmarne wspomnienia czasem wracają... Wiesz jak to jest - posmutniałam i zerknęłam na gwiaździste niebo.
[Lu? Zawał? XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy