niedziela, 31 grudnia 2017

Leoś, ot co!

GODNOŚĆ: Leonard Rise
PSEUDONIM: Leo
PŁEĆ: Mężczyzna
WIEK: 20 lat
PRZYNALEŻNOŚĆ: Wolny strzelec
FACH: Główny Technik
CHARAKTER: Zacznijmy od tej pierwszej najważniejszej cechy a jest nią u Leonarda optymizm, chłopak jest niepoprawnym optymistą i zawsze woli zakładać, że coś wyjdzie na dobre. Zawsze stara się dojrzeć w ludziach pozytywy przez co nabrał do siebie olbrzymiego dystansu, obdarza innych szacunkiem oraz liczy, że sam będzie szanowany. Odnośnie obcych lubi zdobywać nowe przyjaźnie (potencjalnych sojuszników) a diabeł tutaj tkwi w szczegółach, otóż nasz bohater jest nieśmiały w stosunku do kobiet, co powiedzmy sobie szczerze utrudnia znalezienie potencjalnej kandydatki na żonę. Uwielbia dzieci i zwierzęta, niestety większość z tych drugich zazwyczaj chce go zabić, odwrotnie jest za to z dziećmi które uwielbiają się z nim bawić. Chłopak jest co prawda leniwy, ale również morderczo skuteczny we wszystkim za co się bierze wykonuje z chirurgiczną precyzją. Gdy akurat ma wolną chwilę wyleguje się w swojej kryjówce i czyta książki lub przesiaduje w improwizowanym warsztacie i pracuje nad swoim ekwipunkiem. Zawsze pragnął mieć przyjaciół jednak zazwyczaj innym nie pasowała im zmienność jego charakteru. Jeśli znajdzie osobę która go zaakceptuje znajdzie w nim wrednego intelektualistę, najgorszego wroga i najlepszego przyjaciela. Jego największą wadą poza nieśmiałością (i skromnością) jest naiwność, pragnie wierzyć, że człowiek potrafi się zmienić i nie raz na tym ucierpiał, jednak jest to coś z czego nigdy nie zrezygnuje! Ludzie nie są istotami zaprogramowanymi, uczą się, rozwijają przez co ta nadzieja nigdy nie umrze. A więc ludzie jeśli uda wam się ogarnąć tego świrniętego psychola nie pożałujecie, ani teraz, ani nigdy!
GŁOS: KLIK
TALENT: Kontrola nad fizyką świata, swobodnie wykorzystuje swoją moc, która ma oczywiście swoje ograniczenia. Zasięg optymalny to 3 metry.
ORIENTACJA: Hetero
ZAUROCZENIE: Coming soon
RODZINA: Nie pamięta ich, przygarnięty i wychowany przez profesurę jednej w najlepszych akademii technicznych na świecie. Nie ma pojęcia dlaczego to zrobili, chyba z czystej ciekawości.
POZOSTAŁE:
- Jest niewierzący, zaszczepiono w nim realistyczne podejście do świata.
- Mottem którym się kieruje jest "Nigdy nie przestawaj myśleć"
- Strój bojowy skonstruował w wieku 14 lat udoskonala go do chwili obecnej. Uważa, że nadal nie jest skończony.
- Ma 170 cm wzrostu
- Lubi się czasami napić czegoś mocniejszego.
- Fizyka kwantowa to dla niego kaszka z mleczkiem.
- Udomowił sobie zwierzę będące krzyżówką psa i pancernika.
- Lubi widowiska i efektywność
PROWADZĄCY: ataszan@gmail.com

STATYSTYKI:
  • Inteligencja: 220
  • Szybkość: 80
  • Zręczność:120
  • Wytrzymałość: 80
  • Siła: 100

sobota, 30 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Tanisoandr...Ziemie mego dzieciństwa... Ziemie dzieciństwa również takiej legendy, jak chłopak stojący przede mną. Jak osoba tak wyjątkowa, mogłaby pochodzić z tak nieznanej części, pozostałości tego świata? Przez chwile widziałam w nim chłopca ze snu, który zagościł w moim sercu nieodwołalnie. Starałam się nie raz wymazać go z pamięci, wychodząc naprzeciw łzom, bólowi, jak i obietnicy. W kulminacyjnym punkcie, jego słowa stały się jednak moim celem. On sam, stał się osobą dla której chciałam żyć. Wspomnienia o jego ramionach i wspólnym uśmiechu, dawały mi ukojenie, zaklepiały nowe rany.  Nigdy nie wróciłam jednak do miejsca zwanego domem... Najprawdopodobniej obawa tego co tam zobaczę, była powodem tego zachowania, tak bardzo nie podobne do tego kim się stałam. Lu’aj, takie imię już kiedyś wpadło w moje uszy, nie mogłam jednak przypomnieć sobie miejsca, czasu i osoby. Niezbyt popularne, a raczej tak wyjątkowe imię, mogła posiadać tylko taka postać jak on. A co gdyby tak na prawdę... Potrząsłam głową, odganiając myśli o marzeniach, najpewniej nigdy nie spełnionych. Uśmiechnęłam się niepewnie do ciemnowłosego. Sposób jego wypowiedzi, potrafił uspokajać rozerwane serce. Uniosłam niepewnie dłoń, odgarniając włosy z jego hipnotyzujących oczu.
- Pozwól, że będę zwracać się do Ciebie matczynym imieniem. Niezwykle wpada w ucho, a ja chociaż będę przypominać ci te lepsze lata, w lepszym świecie - powiedziałam.
Możliwe, że takie zachowanie zostało spowodowane chęcią rozweselenia trochę jego samotności. Nie mogłam sobie wyobrazić, tak długiego życia w odosobnieniu,, dodatkowo spotęgowanego ludźmi, którzy nie szukali przyjaźni, a tylko odkrycia pewnej legendy. Niektórzy, tacy jak wczorajszy oddział Rządnych, nie szukał schoronienia. Szukali oni nieznanej zguby. Pomyśleć ile zmarnowałam czasu, ile namęczyłam się by znaleźć dezerterów... Myśl ta doprowadzała mnie do szału. Poczułam jak powolnie, od środka, opanowywała mnie furia. Zacisnęłam pięść z całej siły, przypominając sobie ich twarze. W siedzibie mają jak w luksusowych apartamentach, jak na standardy nowej rzeczywistości. Zawsze musiałam znać powód ucieczki, ba dezercji. Tak bardzo nienawidziłam tego słowa, że żołnierze obawiali się mnie informować o takiej zainstnialej okoliczności. Nie panowałam wtedy nad swoimi emocjami. Starałam się opanować, ze względu na mojego opiekuna, nie chciałam mu zrobić krzywdy. Obawiałam się, że rzucę się na niego bezpodstawnie w szale. Dlaczego tak tego się obawiałam? Dał mi schronienie, pomógł mi... Na zawsze zapisując się w kartach pamięci jako sojusznik. Czując jak moja ręka zaciska się powoli na dłoni Lu’aja zabrałam ją i włożyłam do jednej z kieszeni. Zaczęło mną miotać po całym pokoju, a ja sama podeszłam do dzwi i późno je szarpnęłam.
- Zaprowadzisz mnie do nich? - zapytałam.
[Lu? Dziewczynka popada w szał]

piątek, 29 grudnia 2017

Od Celestii - Cd. Nataniela

Prychnęłam, niczym naburmuszona kotka. No za bardzo chłopa rozpuściłam, ot co! Ale zaraz się go utemperuje.. Jako, że ręce miałam wolne, postanowiłam dać Natowi nauczkę! Wykorzystałam swój palcopląs na jego (niedokońca) niewinnych bokach, co poskutkowało natychmiastowym puszczeniem mojej skromnej osóbki. Będąc na to przygotowana, wylądowałam gładko na ziemi, kończąc swoje króciutkie przedstawienie niskim pokłonem.
- To podchodzi pod molestowanie! – zawołał oburzony białowłosy, gdy ja poprawiałam gniazdo na głowie.
- Phi, a jak ty mi zmolestowałeś włosy, to dobrze było, co? Ty zwyrolu jeden, ty! – odparłam, pokazując mu język.
- Ale twoje włosy nie mają łaskotek!
- I tu jest twój słaby punkt – stwierdziłam z chytrym uśmieszkiem i grożąc mu palcem dodałam:
- Strzeż się mnie w nocy, Chimero.
Nat tylko prychnął w odpowiedzi, wielce urażony. Ja zaś parsknęłam cicho, pod nosem, i zrównałam z nim kroku.
- Nieważne, jak bardzo człowiek chciałby dobrze. Zawsze będzie źle – burknął, po czym się rozglądnął. 
Niespodziewanie wyciągnął rękę przede mnie w geście, który zrozumiałam od razu. Chłopak coś zauważył. Ale.. Co? W promieniu kilkuset metrów rozciągała się równina, niezmącona ani jednym drzewem, czy nawet kamieniem. Posłusznie jednak stanęłam w miejscu, wyjmując moje małe, zaufane uzi zza kabury. Broń palna znacznie większego kalibru nadal spoczywała na moich plecach. Dosłownie kilka uderzeń serca później usłyszałam szybki, zgłuszony chrobot gdzieś spod ziemi. W ostatniej chwili zdążyłam odepchnąć od siebie Nata. W tym samym momencie, dokładnie w miejscu, w którym stał nagle wyłonił się.. No właśnie, cóż to było? Wyglądało, jak kilkunastometrowy gad, bez wykształconych kończyn. Z pewnością było ślepe lub słabowidzące. W takim razie musiało mieć doskonały słuch. Nagła cisza go zdezorientowała. Powoli opadł na grunt, wijąc się to w stronę moją, to Nataniela. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym odwrócić uwagę wężopodobnego tworu. Na nasze szczęście, wraz z momentem pojawienia się istoty, z dziury z której wyszła wysypało się kilka kamieni i grudek ziemi. Najciszej, jak potrafiłam zrobiłam krok do przodu. Spotkało się to z natychmiastową reakcją gada. W ciągu chwili znalazł się kilka centymetrów ode mnie. Zacisnęłam usta i wstrzymałam oddech, by jeszcze bardziej nie zdradzić swojej pozycji. Zwierz mógłby być jadowity. Jeśli by się okazało, że zabija swoje ofiary trucizną, bylibyśmy w domu. Ale tego jednego nie wiedziałam. Czy jego sposobem jest właśnie jad, czy może siła fizyczna. Jeśli mój organizm potrafi przetrawić eliksir, to truciznę może też..? Gdybym się ruszyła, to stworzenie zajęłoby się mną, a Nat mógłby spokojnie się oddalić. Zastanawiając się nad tym nie zauważyłam, że wąż znalazł się niebezpiecznie blisko białowłosego. Pierdolić to, najwyżej mój organizm nie zdoła unieszkodliwić niektórych enzymów. Kładąc wszystko na jedną kartę zrobiłam kilka szybkich kroków do przodu i oburącz chwyciłam największy kamień, jaki tylko zdołałam unieść. Gad momentalnie obrócił się w moją stronę i z głośnym sykiem do mnie podpełznął. Dokładnie w tej samej chwili wywaliłam głazik przed siebie, by narobił rabanu. Hałas, jakby nie było- był. Ale, wbrew temu, co oczekiwałam, stwór zajął się mną. Zdążyłam uskoczyć przed jego ogonem, który wyłonił się nagle spod warstwy ziemi, acz jego zęby zdążyły mnie sięgnąć z drugiej strony. Tak, jak myślałam. Jad. Wężopodobna istota z powrotem zakopała się w ziemi, jakby zadowolona ze swojego czynu. Trucizna zaczęła po chwili działać. Prawy bok zaczął delikatnie mnie szczypać. Kątem oka dostrzegłam dwie cieniutkie, czerwone strużki, powoli pojawiające się na białym mundurze. Przed oczami pojawiły się pierwsze gwiazdki, a mięśnie powoli traciły siły.
- Nie martw się, Nat..– wymamrotałam widząc, jak jasnowłosy zbliża się w moją stronę. – To.. To było zaplanowane! – dodałam, lecz nie zdążyłam dojrzeć jego reakcji. Ciało i umysł zbyt szybko odmówiły posłuszeństwa.
Organizmie, udaj, że to eliksir.. – pomyślałam, oddając się w ramiona snu.

|– Nat? Kiedy Celes chce być hiroł, ale jej to nie wychodzi.. xD –|

czwartek, 28 grudnia 2017

Od Dary do Gabrijela

 Dzisiejszy dzień był jednym z nielicznych wolnych. Przynajmniej dla mnie i mojego oddziału. I to wcale nie było tak, że wczoraj dręczyłam mam... znaczy się Alfę o dwadzieścia cztery godziny świętego spokoju. Zwłaszcza, że dopiero co wróciłam z dłuższej misji. Zdecydowanie każdemu powinien przysługiwać bezpłatny urlop. Przy dobrych wiatrach można się zajechać. Włożyłam ręce do kieszeni jeansowych spodenek, pogwizdując pod nosem melodię jakiejś dziecinnej piosenki. Drzwi budynku mieszkalnego były otwarte, co zdarzało się niezwykle rzadko. Dowódca stawia na bezpieczeństwo członków Dzieci Nocy, bez względu na to czy było zimno, czy (tak jak teraz) temperatura zdecydowanie przekroczyła próg trzydziestu stopni Celsjusza. Zeskoczyłam ze schodków, lądując na wysuszonym bruku. Niewielka chmura kurzu wzbiła się w powietrze i równie szybko zniknęła. Co jak co, ale Ziemia nadal mnie zadziwiała. Jednego dnia lało, drugiego panowanie przejmowała susza. Dzwoneczek zawiązany tuż nad kostką zabrzęczał cichutko pod wpływem nagłego ruchu. Zawsze go nosiłam, jedyna pamiątka, jaka została mi po ojcu. Zatrzymałam się na środku placu, zadzierając głowę w górę. Niebo było bezchmurne, zachwycało czystym błękitem. Uśmiechnęłam się, zamykając oczy.
 Miau...
 Uniosłam powieki, odwróciłam się w stronę, skąd pochodził ten dziwny dźwięk. Wiekowe drzewo, sięgające niemal do dachu pięciopiętrowego gmachu Kwatery Głównej, królowało nad wszystkimi. I to właśnie z głębi niego coś prosiło o pomoc. Spomiędzy zielonych liści wyłonił się biały łebek. Mały kotek utknął na drzewie, zachodząc zbyt wysoko. Bez chwili wahania zaczęłam wspinać się. Tak czy siak nie miałam lepszego zajęcia. Co jakiś czas coś chrupnęło, coś poleciało, upadło na trawę. Ale cii... Ja nic nie zepsułam. Usiadłam na gałęzi, tuż obok puszystej kuleczki. Zwierzątko wskoczyło mi na kolana, łasiło się wręcz nachalnie. Podrapałam kociaka pod brodą. I dopiero teraz spojrzałam w dół. Cztery metry połamanych gałęzi.
 — Świetnie, Detremante, odcięłaś sobie drogę powrotu. Teraz oboje jesteście w głęb...— Przerwałam, słysząc rytmiczne kroki. Brązowowłosy chłopak szedł tuż pod drzewem, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Pomachałam nogą, w powietrzu rozeszło się dzwonienie.— Hej, ty! Tak, ty! Możesz skoczyć po drabinę?!
⸢GAB? Ups xD⸥

Od Nataniela cd. Celestii

 Celes jak zwykle skakała na wszystkie strony, próbując doprowadzić mnie do (Zaznacz prawidłowe):
 a) wybuchu śmiechu
 b) białej gorączki
 c) bliżej nieokreślonego stanu załamania psychicznego
 Aż sam się sobie dziwię, że już tyle z nią wytrzymałem. Jednak tym razem jej zaczepki nie wzbudzały we mnie jakichś większych emocji. Ciężkie buty wybijały żołnierski rytm, przynajmniej w moim przypadku. Przyzwyczajenia z czasów obowiązkowych szkoleń odbiły się na mojej postawie, nadal dając o sobie znać w stylu chodzenia czy wykonywaniu niektórych czynności. Zerknąłem z góry na rozemocjonowaną Celestię. Przynajmniej jej oszczędzono piekła, przez jakie musieli przejść rekrutowani żołnierze. Była strażniczką- osobą czystą, mogącą spać spokojnie, o ile nie miała akurat nocnej warty. Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
 — Możesz, Celko, możesz.— Kiwnąłem głową.— A dokąd idziemy... Poczekaj jeszcze chwilkę, a opowiem ci o czymś więcej...
 — Natusiu! Mów teraz!— Nadęła policzki i tupnęła nogą, niczym naburmuszona sześciolatka.
 Jakby nie patrzeć jej zachowanie zwykle ograniczało się do dziecięcych gestów. W pewnym sensie miałem prawo uznać ją za uroczą, choć to nie miało znaczenia. Dziewczyna taka jak ona po prostu nie chciała nikogo, odpychając każdego z potencjalnych kandydatów. Aż dziw, że mi pozwoliła się zbliżyć na tyle, bym mógł zobaczyć, jaka jest naprawdę.
 — Niech to będzie niespodzianka.
 Położyłem dłoń na jej głowie i bezceremonialnie zacząłem czochrać ją po włosach. Towarzyszył temu zduszony śmiech nas obojga i jej głośne słowa sprzeciwu. Przerwałem na chwilę, podziwiając swoje dzieło. Normalnie artystyczny nieład, idealny. Chwilę nieuwagi przypłaciłem dostaniem w kostkę z desanta. Zacisnąłem usta, cedząc "przegięłaś". Złapałem ją w talii i przerzuciłem sobie przez ramię. O mały włos, a dostałbym z buta w twarz. Podskoczyłem lekko, wciąż się śmiejąc.
 — Puść mnie, karakanie!
 — Chyba śnisz, mała wiedźmo! Ciesz się, że nie musisz chodzić, a nie!
⸢CELES? Siła, masa, moc, kiełbasaaa~⸥

środa, 27 grudnia 2017

Od Celestii - Cd. Nataniela

Światło dnia bezlitośnie przebijało się przez zamknięte powieki, nie dając mi dalej wypoczywać. Z uporem jednak przewróciłam się na drugi bok, chcąc jak najdłużej pozostać w tym błogim stanie. Ugh, czemu dnia się nie da przełączyć z powrotem na noc..? Wygrzebałam rękę spod pierzyny i przetarłam nadal zamknięte oczy.
- Ktoś się tu budzi.. - usłyszałam znajomy głos niedaleko siebie.
Wymruczałam coś w odpowiedzi i wtuliłam twarz w poduszkę.
- Celes..
Nie dałam mu dokończyć, albowiem dźgnęłam go palcem w bok. Chciałam po prostu jeszcze 5 minut odpoczynku!
- No czyś ty zgłupiała?! Ja ci tu śniada..
- Oni mi kazali - stwierdziłam, nagle podnosząc się do pozycji klęczącej.
- Jacy oni? - zapytał jasnowłosy, ku mojemu zaskoczeniu, bez irytacji w głosie.
- Kosmici. - ucięłam, z powrotem zanurzając się w miękkiej poduszce.
- Celes! - warknął. Po chwili dostałam poduszką. - Zbieraj się, zaraz wyjeżdżamy!
- Że co? 
- No to, to. Za piętnaście minut przyjdę po ciebie. Póki co, muszę się trochę ogarnąć.
- Leć, leć. A, i jeszcze jedno..
- No, szybciutko!
- Dziękuję za śniadanie - mówiąc to uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, który w odpowiedzi skinął głową.
Zdążyłam coś skubnąć ze śniadania, wbić się w uniform i spiąć włosy, gdy usłyszałam stukanie do drzwi.
- Już, już! - zawołałam, zapinając ostatnią klamrę w bucie. - To.. Gdzie nas niesie? - zapytałam, otwierając drzwi.
- Coś się stało niedaleko granicy. Szczegóły wyjaśnię ci w drodze - oznajmił, a ja skwitowałam to krótkim "okej".
Kurczę, Natowi rzeczywiście pasowały takie kolory.. Muszę go jakoś zmusić, żeby częściej się tak ubierał. Może wtedy znajdzie jakieś dziewczę. W końcu za mundurem panny sznurem, hehe.
- Quo vadis, Natanielku? - zapytałam raz jeszcze, jakiś czas później. - Bo chyba mogę ci mówić per Natanielku, prawda, Natuś?


[ Nat? Długość.. Obiecuję, że następne będzie lepsze! ✨ ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Przekręciłem się na fotelu, szukając jakiejś wygodnej pozycji dla mojego wielkiego zadka. Niestety meble w kwaterze raczej nie były zaprojektowane dla prawie dwumetrowych mutantów. Wpisałem złożenie zażalenia o niepraktyczność siedzisk na listę rzeczy do zrobienia. Teraz tylko nie być wiewiórką, nie zapomnieć o tym orzeszku. Może w końcu uda mi się tego dokonać. Bo po długopis już mi się nie chce wstawać, z resztą... Przebiegłem wzrokiem po pokoju. Nie zamierzam grzebać jej po szafkach, jeszcze bym trafił na wkładki czy inne wibratory i byłoby znowu, że jestem zboczeńcem, pederastą, fetyszystą. Fotel był zbyt wygodny, żeby go opuszczać. Wtuliłem się plecami w miękką tkaninę, powoli odlatując. Już od dość dawna walczyłem ze zmęczeniem, mimo wszystko nie chciałem zostawić Celestii samej. Jeszcze znowu by sobie zrobiła krzywdę albo, co gorsza, mi. (I tak pewnie bym oberwał, gdybym próbował jej przeszkodzić w zrobieniu głupoty, ale ciii... To ja tu jestem brakującym ogniwem debilizmu.) Zasłoniłem usta dłonią, cicho ziewając. Chyba już ta godzina, kiedy Natanielek musi iść spać. Dosłownie na chwilę zamknąłem oczy, nawet te parę sekund wystarczyło, żebym odleciał do krainy snów.
 A sen ten był przedziwny. Pamiętam z niego jedynie fragment o gigantycznej parówce, która goniła mnie z zamiarem zjedzenia. Już, już prawie mnie dopadła, kiedy... BUM! Obudziłem się na podłodze, ciężko oddychając. Zebrałem swoje obolałe łokcio-czterolitero-kolana, wyklinając pod nosem. Zegarek naścienny wskazywał dziesiątą rano. Podniosłem się, rozciągając obolałe plecy. Tym razem kocyk zleciał na podłogę. Zaraz, co on tu robi? Cel... Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Posprzątałem mini bałagan, jaki zostawiłem i cichaczem wymknąłem się z pokoju. Tym razem udało mi się nie uszkodzić drzwi, ha!

Zapukałem na wszelki wypadek, aby nie było, że się wpraszam. Odpowiedziało mi rytmiczne, ciche pochrapywanie. Musiała być naprawdę zmęczona tym wszystkim. Wszedłem do pokoju, próbując przy okazji nie wylać herbaty. Jakoś udało mi się zamknąć drzwi w miarę cicho. Talerzyk z kanapkami i kubek parującego jeszcze picia postawiłem na stoliku nocnym. 

⸢CELES?⸥

Od Lu'aj cd. Savey


Zapatrzony w dal, słuchałem tej niezwykłej opowieści. Oczami wyobraźni widziałem wszystko to, co musiała przejść. Od dzieciństwa spędzonego na beztroskiej zabawie pośród bezkresnych łąk, poprzez szkołę przetrwania, jaką była rzeczywistość stworzona przez panów Świata Poza Światem, by finalnie ponownie trafić na Ziemię. Przed podobnym losem rodzice próbowali mnie ochronić, czym jedynie doprowadzili do zguby tamtego małego, radosnego chłopca. Przeczesałem włosy dłonią, zatrzymując rękę na skroni. Ścisnąłem śnieżnobiałe niteczki, oddalając od siebie koszmary nawiedzające mnie na jawie. Gdzieś z oddali dobiegł mnie jęk konającego zwierzęcia... Zacisnąłem powieki, pogrążając się w ciemności. 
 Dziewczę opisywało raj. Miejsce, które wydało mi się dziwnie znajome, zupełnie jakbym kiedyś doświadczył jego smaku. Było to wspomnienie mgliste, mało ważne w natłoku tych zgromadzonych przez dalszych osiemnaście lat życia. Jedynym, co ostało się z czasów dzieciństwa to wyciągnięta rączka, delikatnie ściskająca moją dłoń i obietnica złożona niewinnej dziewczynce. Niegdyś mojej pierwszej miłości, która przetrwała po dziś dzień. Nigdy nie dane mi było wyznać jej swoich uczuć. Przed laty, jako głupiutkie dziecko, nawet nie zdawałem sobie sprawy z ważności tego przedziwnego ciepła rozlewającego się po całym moim ciele, przyspieszonego bicia serca, ilekroć choćby zbliżyła się do mnie. Westchnąłem cicho, ostatnimi czasy zdarzało mi się to coraz częściej. Chyba nadszedł ten okres, w którym postrach wrogów powoli zamieniał się w melancholijnego starca. Położyłem łokieć na kolanie, zaś głowę oparłem na dłoni. Wraz z tym gestem powróciły do mnie niektóre wspomnienia. Słowa, niby niespójne, a jednak mające swój sens. A dziewczę mówiło wiele, coraz więcej.
 Strach.
 Smutek.
 Żal.
 Mord.
 Mijające lata pozbawiły to wszystko znaczenia, pozostawiając jedynie puste skorupy słów. Nie ostało się nic, oprócz nieuniknionej zemsty. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo byliśmy do siebie podobni. I jednocześnie tak różni. Zagubiona niczym młodziutka łania pozbawiona opieki stada, pozostawiona na pastwę losu. Z drugiej strony wróg- wilk czyhający ze stadem na jej nieuważny ruch. Ofiara i oprawca, ciągle zamieniający się rolami. Zmusiłem się do wstania, bowiem tak nakazał mi instynkt. Ten głos gdzież z tyłu głowy. Kobiecy, przyjemny... Głos matki. Ująłem dłoń dziewczyny, czując każdą bruzdę blizny pokrywającą jasną skórę. Zbliżyłem do niej usta, składając nań delikatny, zupełnie formalny pocałunek.
 — Tanisoandr, to doprawdy wspaniała kraina. Prawdę mówiąc zmieniła się przez lata panowania tam Śnieżnych, jednak kwiaty zakwitły tam ponownie.— Uniosłem delikatnie kąciki ust.— Opuścili ją po niewielkim zamachu, jaki udało mi się przeprowadzić. Wierność ojczyźnie jest dla mnie wartością najwyższą, droga Savey. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy uderzyć. Zimowy Lud już niemalże nie istnieje, wykończyła go własna duma i wiara w nieomylność technologii... Gdyby tylko ich wymyślne maszyny mogły powstrzymać zarazę, jaka wytępiła większość ich nacji...— Mój wzrok ponownie powędrował w stronę okna. Sępy ponownie kołowały, zapewne nad padliną stworzenia zamordowanego przez nieuchwytnego drapieżnika.— To właśnie od nich zaczęła się legenda Duszy pustyni. To przez nich straciłem rodziców. Przez nich i Czarnego Demona, pragnącego posiąść potęgę żywiołu ziemi. W wieku jedenastu lat zostałem sierotą, dzieckiem zdanym na łaskę i niełaskę losu... Jakie imię nadała chłopcu matka? To było tak dawno, panienko... Sam już prawie o nim zapomniałem. Wiem, to głupie, nieodpowiedzialne. Jednak gdybyś była samotna przez większość swojego życia- nie miałabyś żadnych oporów przed porzuceniem przeszłości. Dusza Pustyni brzmi o wiele lepiej od śpiewnego Lu'aj, prawda?
⸢SAVEY? Jak on chyba powinien poematy układać xD⸥

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Savey CD Lu’aj

Słońce powolnie, pojawiało się nad widnokręgiem, rozjaśniając opanowane nocą niebo. Wydmy, wydające się wcześniej pagórkami w trawiastej krainie, przypominały już o swoim prawdziwym pochodzeniu. Zerknęłam przez chwile na chłopaka, czując prawdziwe zagubienie w jego głosie - „...a wy nadal mi się dziwicie, że z takim uporem bronię tego miejsca...”. Zdanie to odbijało się echem w mojej głowie, rozjaśniając mi obraz, bardzo ważnego dla mnie miejsca. Z roku na rok, pamiętałam coraz mniej, jednakże to co było charakterystyczne, zawsze miało miejsce w mym sercu.
- Niektórzy mogą się dziwić, inny mogą wręcz kpić z takiego zachowania - szepnęłam - Lecz ja, wiem jaka walka odgrywa się w twojej głowie... Oddałabym wiele by wrócić do miejsca zagraniętego przez oddziały śnieżnych, zwane ongiś moim domem. Jezioro rozdzielało, dwie walczące ze sobą krainy. Trawa była tam bardziej zielona, a drzewa wyższe niż gdziekolwiek, niektóre pokryte nieznanym mrokiem... Ptaki śpiewały głośniej, a wiatr rytmicznie poruszał liście. 
Zamknęłam oczy, by móc choć na moment, wrócić do przeszłości za którą tęsknie. Za beztroskimi dniami, zabawami czy wieloma przyjaźniami. Po dziś dzień w mojej głowie gości tylko parę osób dla mnie tak ważnych - matka, chłopak o bursztynowych oczach i lista osób na których chciałam się zemścić.
- Zimowi zebrali potworne żniwa. Szczęśliwie, niektórzy uciekli o wiele wcześniej. Mojej mamie udało się jedynie, wepchać mnie do statku, zabierającego przyszłych rekrutów. Przez kraty, widziałam, jak podchodzi do niej dwójka uzbrojonych żołnierzy. Nigdy nie widziałam jej tak dzielnie walczącej... - westchnęłam cicho - zajęta walką nie spostrzegła, że podchodzi do niej od tyłu mężczyzna, który strzelił jej w głowę. 
Nie wiem dlaczego, zaczęłam się tak otwierać przed ciemnowłosym. Możliwe, że to przez te poczucie bezpieczeństwa i najpewniej ostatnią okazje do szczerej rozmowy, nie ze swoim lustrzanym odbiciem. Czułam potrzebę, że muszę się komuś najzwyczajniej w życiu wyżalić. Złapałam się za łydkę, szukając wytrzymałej obudowy. Przejeżdżając ręką od dołu w górę, złapałam za rękojeść sztyletu. Zaczynając się nim bawić w czasem zadziwiający sposób. Przerzucała go między palcami i okręcałam na jednym z nim.
- Lecz na górze było jeszcze gorzej... Dwie dziewczyny na jednym łóżku w dziesięcioosobowym pokoju. Ludzie odziani na biało, przygotowani by smagać od chęci batem. A ludzie dziwią się ze pod białą peleryną nosze czarny mundur... Dziewięćdziesiąt dziewięć procent wszystkich tych żołnierzyków, nie przeżyło połowy tego co ja... Zabijałam przyjaciół bo tak mi kazano, nie czuje bólu bo tak mnie nauczono... A teraz..? Przez to wypieranie mózgu - jakie tak się odbywało, ja tutaj na wolności nie wiem kim na prawdę jestem, gubię się w swoim prawdziwym ja..
Szybkim ruchem schowałam nóż do pochwy i usiadłam wyżej, skupiając się na wyrazie twarzy chłopaka. Byłam zdziwiona, że wytrzymał pogadankę zdesperowanej dziewczyny, takiej jak ja. Byłam mu za to wdzięczna. Jak on miał na imię? Tego również nie wiedziałam, z wzajemnością oczywiście. Wstałam z parapetu i podeszłam do niego, jeszcze chwiejnym krokiem, wyciągnęłam prawą dłoń w jego stronę.
- Dziękuje, ze mi pomogłeś... Nazywam się Savey, jestem przywódcą zgrupowania Żądnych Ładu.
[Lu? Ta się rozgadała]

Od Celestii - Cd. Nataniela

Zdobyłam się na najładniejszy uśmiech, jakim kiedykolwiek kogoś obdarzyłam i poczochrałam mu włosy.
- Jeszcze kiedyś dostaniesz nagrodę, Nat. Spokojnie - odparłam, wstając z łóżka. - Poza tym.. Skąd wiedziałeś, gdzie to chowam?
- Wiesz, hehe.. Wiele rzeczy ci umyka, gdy śpisz - uśmiechnął się niewinnie i rozłożył ręce, wstając z podłogi. Ja zdobyłam się na uniesienie brwi. - No żartuję, no. Po prostu często u ciebie jestem i wiem, mniej więcej oczywiście, co gdzie masz.
- Niech ci będzie - mruknęłam po chwili ciszy i intensywnego gapienia się w oczy Chimero. - Teraz, gdy już jesteś czysty i pachnący, możesz sobie usiąść na fotelu.
- Dziękuję za ten zaszczyt, o pani - odparł i zajął miejsce na kremowym siedzisku. - Poza tym, jak ci minęła warta?
- Jakoś dziwnie spokojnie. Nie musiałam w ogóle reagować. Tylko pod koniec mnie zaskoczył ten wilk - mruknęłam, tłumiąc ziewnięcie. - I po raz pierwszy na warcie prawie zasnęłam.
Kątem oka dostrzegłam lekki uśmiech na jego twarzy. Ułożył się wygodniej na fotelu i pokręcił głową.
- Pewnie byłaś zmęczona po całym dniu.
- Często tak miałam, że przez dzień coś robiłam, a później miałam wartę. Ale nigdy na niej nie odpływałam..
Po mojej wypowiedzi zapadła cisza, ale bogu dzięki nie niezręczna. W momencie, w którym Nat prawie zleciał z fotela, ja szukałam w szafie jakiś ciuchów do spania.
- Raczy mi pan wybaczyć.. - mruknęłam, posyłając jasnowłosemu lekki uśmiech. On jedynie skinął głową i wrócił do uporczywego wpatrywania się w sufit.
Wstąpiłam do łazienki w celu ogarnięcia się i przebrania. Umyłam twarz i rozpuściłam włosy, które wcześniej były spięte w koński ogon. Ściągając koszulkę zauważyłam plaster, przyklejony mi przez Nataniela. Czy na nim był.. uśmiech? Parsknęłam cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Muszę zacząć chować przed nim rzeczy, bo to tylko kwestia czasu, gdy ozdobi moje uzi kwiatuszkami i brokatem. Wrzuciłam szare ubranie do kranu, z zamiarem wyprania go. Kiedyś. Później założyłam bordową, luźną bokserkę i czarne, adresowe szorty. To były pierwsze rzeczy, które znalazłam w tej szafie, gdy został mi przydzielony pokój. Czochrając sobie włosy, wyszłam z łazienki. Czy Nat.. drzemał?
- Też masz za sobą ciężką noc, co? - szepnęłam, kucając przy chłopaku. Wyglądał tak niewinnie i niegroźnie gdy spał..
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej koc, delikatnie przykrywając nim chłopaka, rozłożonego na fotelu. Nie chciałam go budzić. Zdążyłam jeszcze przekręcić zamek w drzwiach, po czym wpełzłam do łóżka i oddałam się w ramiona snu.

[ Nat? Dat długość, wowowo ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Byłem grzeczny, posłuszny, a ta i tak zaczęła te swoje „atatatatata, etetetetete, warku, warku”. I jak tu z taką wytrzymać, no niech mi ktoś powie! Nie dość, że mała, to jeszcze upierdliwa i denerwująca. Plus wstydliwa, jakbym nigdy w życiu brzucha nie widział. Odsłoniła kawałek skóry i od razu awantura, bo się umyłem. Cycków nie pokazała, to nic nie zobaczyłem, pff.. Skrzyżowałem ręce na piersi, gapiąc się z góry na tego małego karakana. Ja nie wiem, jak tyle zła może mieścić się w tak małym ciele. Przecież na to powinien być jakikolwiek limit! Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdybym nie zauważył czerwonej plamki, powoli rozrastającej się na szarawej koszulce Celestii. Boże, czy ona nie może przeżyć dnia bez zrobienia sobie czegoś? Westchnąłem ciężko, podchodząc do szafy. Zdjąłem z niej tekturowe pudełko, dobrze mi znane. To tam chowała przede mną dowody swojej nieuwagi, ściślej rzecz ujmując bandaże, plasterki, maści i inne duperele. ALE! Ja taki głupi nie jestem, już dawno ogarnąłem gdzie co ma. Podszedłem do niej i uklęknąłem, kładąc pakunek na podłodze.
 — Pokaż to, Cel— mruknąłem pod nosem.
 — Chyba śnisz! Nie będę ci urządzać pr...
 — Celestio Marcelino Ludenberg, jestem jak najbardziej poważny. Spokojnie, nie będę cię zbytnio macał.— Puściłem do niej oczko, uśmiechając się lekko.— Po prostu się  ciebie martwię, ok?
 — No dobra, już dobra.
 Podciągnęła nieznacznie koszulkę, odsłaniając niewielką rankę. Tyle krzyku o takie coś? Otworzyłem opakowanie maści odkażającej i obficie nałożyłem je na miejsce rozcięcia, tak na wszelki wypadek. Potem tylko nakleiłem plasterek z wesołym uśmieszkiem, który dawno temu narysowałem, w przypływie zimowej nudy.
  — I po krzyku— westchnąłem. Podniosłem się, wlepiając w nią wzrok i przybierając minę najgorszego zboczeńca.— To co dostanę w nagrodę za fachową opiekę medyczną, hmmm?

⸢Celes? On wszystko zepsuje, noo ;-; Łapej gifa, w zamian za krótką treść :')⸥

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Lu'aj cd. Savey

 Noc chyliła się ku końcowi. Niezliczone konstelacje jeszcze królowały na ciemnym niebie, jednak przybycie monarchy absolutnego było nieuniknione. Pokój spowity mrokiem namawiał do zaśnięcia, kusił przyjemnym chłodem. Oparłem głowę na jednej z rąk, świadomy przegrywania nierównej walki ze zmęczeniem. Nie wiem, kiedy dokładnie zmorzył mnie sen, jednak dobrze pamiętam, że wtedy też dziewczyna nieco się uspokoiła. Już nie majaczyła, nie miotała się na łóżku jak opętana. W pewnym momencie powieki stały się zbyt ciężkie, by je unieść. Fotel stał się nagle o wiele wygodniejszy od łóżka. Po raz pierwszy od wielu lat nawiedziły mnie obrazy, niczym mara nocna łaknąca strachu.
 Niska, smukła kobieta zanosząca się krwawym kaszlem. Walcząca jak lwica, broniąca tego, który już dogorywał i tego, na którym tak bardzo zależało ich oprawcy. Nie miała żadnych szans. Zbyt słaba, by oprzeć się mocy czarnego demona o oczach czerwonych, niczym posoka, która ponownie polała się z ust blondynki. Jej bursztynowe oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez. Otarła je nerwowym ruchem. Dumna, uparta, godna miana prawdziwej kobiety, żony i matki. Olbrzym zasłonił oczy, zaatakowany kolejną ze złotych, pylistych zamieci. Jęknęła, osuwając się na klęczki. Ostatnim, co zdążyła zrobić przed śmiercią, było ukrycie domu pod grubą warstwą piachu. Stara świątynia, którego imienia bóstwa już dawno zapomniano, została pogrzebana, a wraz z nią ja. Chłopiec o talencie innym, niż wszystkie. Idealne połączenie obojga rodziców- władczyni piachu oraz dającego życie temu, co martwe. Chłopiec, który już wtedy pałał żądzą zemsty do oprawców. Chłopiec, któremu dane było zostać legendą, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Chłopiec wyciągający rączkę. Samotny, pozbawiony wszystkiego, co dla dziecka najważniejsze. I druga rączka, nienależąca do niego, a do kogoś, kogo kochał... nadal kocha. Choć tę osobę zapewne już dawno pochłonęło żniwo wojny. Jako nastolatek próbował ją odnaleźć, dopełnić przysięgi złożonej za dziecka- na próżno.
 Uniosłem powieki, odruchowo sięgnąłem ręką w stronę łóżka. Tam, gdzie powinna być ta przedziwna dziewczyna. Dotknąłem jedynie powietrza i pościeli. Zerwałem się, spanikowany. Czyżby uciekła? Zgubiła się w plątaninie korytarzy? Nerwowo rozejrzałem się wokół siebie, gdy usłyszałem jej zmęczony głos. Nadal była słaba, zdradzała to ta jedna fałszywa nuta w wypowiadanych przez nią słowach.
 — Tutaj jestem! Wybacz ale koszmarne wspomnienia czasem wracają... Wiesz jak to jest — powiedziała.
Smutna, rozmarzona i zamyślona. Wstałem, odważyłem się do niej podejść, usiąść po drugiej stronie długiego parapetu. Gwiazdy powoli ustępowały miejsca słońcu, a jednak nadal zapierały dech w piersiach.
  — Już od bardzo dawna nie śniłem...— wyszeptałem tych kilka szczerych słów.— Aż do dzisiaj. Prawda, moja droga. Koszmary wracają nawet po latach, niczym żmija zakopana w piasku, czekająca cierpliwie na nadejście nieuważnej ofiary.— Pokiwałem głową, jakoby potwierdzając swoje własne słowa.— „Nikt nie umie wyobrazić sobie głosu powstającego z ciszy, póki go nie usłyszy. Ryczy, gdy przemawia, mami i przekonuje, okrada i pozostawia bez słowa pociechy, bo w takim miejscu jej nie ma. Przetrwa jedynie to, co okrutne, ranka doczeka to, co przebiegłe”. Tak pisała panienka Hoffman. Ludzie przed laty nie zdawali sobie sprawy z wielkości słów, które uwieczniali, naprawdę... A jednak wszystko na swą drugą stronę, nawet to miejsce. Ruiny miasta nie mogą mierzyć się z surowym pięknem pustyni i mijających na niej pór dnia. Stałością, jaka trwa tu od wieków.— westchnąłem ciężko.— A wy nadal mi się dziwicie, że z takim uporem bronię tego miejsca...

⸨SAVEY? Się rozgadał chłopak⸩

Od Celestii - Cd. Nataniela

Z trudem powstrzymałam się przed głośnym parsknięciem. Aby nie wybuchnąć śmiechem, zasłoniłam usta dłonią i z szerokim uśmieszkiem przypatrywałam się poczynaniom chłopaka.
- Kto ma problem, ten ma problem – odrzekłam, opierając się o ścianę.
- No weź, nie bądź taka! To ty mnie sprowokowałaś! – usłyszałam zza ogromnego kawałka drewna.
- Bo sam się dałeś sprowokować – burknęłam, ale odeszłam od ściany i pomogłam Natanielowi uporać się z drzwiami.
- No, to załatwione - stwierdził, otrzepując z siebie brud.
Ja jedynie skusiłam się na teatralne przewrócenie oczami. Ale szybko otrzeźwiałam, ot co! Natychmiast chwyciłam białowłosego za nadgarstek i pociągnęłam za sobą, jak najdalej od aktu zniszczenia.
- Celes.. Gdzie ty mnie prowadzisz? Ja jeszcze nie jestem gotowy na takie rzeczy! - zawołał, gdy zobaczył, że zmierzamy w kierunku mojego pokoju.
- U mnie będziesz miał porządne alibi, że nie wyjebałeś tych drzwi.
- Ale ja je wyjebałem..! - zaprotestował. 
- Nat.. Boże, nie mam do ciebie siły.. 
- I bądź tu człowieku odpowiedzialnym.. - burknął i opadł na jeden z foteli, które pieczołowicie czyściłam. No on chyba sobie jaja robi!
- Pasza won z mojego czyściutkiego fotelika! No usiądzie taka dziadyga w upapranych ciuchach na kremowy.. Urgh! 
- No przeSTAŃ SIĘ MNIE O WSZYSTKO CZEPIAĆ, NO
- Jak się umyjesz, to przestanę. Tam masz łazienkę. - ucięłam i, wskazując jedne z drzwi, zasiadłam na łóżku, splatając nogi. 
Korzystając również z czasu, który mi pozostał, gdy Nat grzecznie postanowił się ogarnąć, uniosłam lekko koszulkę. No skąd ta rana się tam wzięła?! Przecież szłam prostą drogą! Choć, w sumie, to w moim stylu. Ja bym się mogła w łyżeczce wody utopić, ekhm. Rozejrzałam się po pokoju, w poszukiwaniu znajomego, czarno-czerwonego pudełka, w którym znajdowały się wszystkie moje maziaje, bandaże i cały temu podobny syf. Moją konsternację przerwało nagłe wypadnięcie chłopaka z łazienki.
- Masz zajebiste myd.. - zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.
- Nataniel! Ostrzegaj, gdy chcesz mnie straszyć! - ryknęłam, momentalnie opuszczając koszulkę.
- No ale jak? I nie krzYCZ NA MNIE JEZU
- SPANIKOWAŁAM, OKEJ? SORY, LUZ!

[ Nat? Specjalnie czekałam do tej godziny xD ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Czasami miałem ochotę wyrzucić ją przez jedno z nieistniejących tu okien. Tak, by leciała niczym ptak i więcej nie zakłócała mojego wewnętrznego feng shui. Ale oczywiście pewnie wtedy nawiedzałaby mnie w snach, co byłoby jeszcze gorsze od dręczenia na jawie. Ta kobieta jest dowodem na to, że jej nacja została stworzona przez samego szatana. Kusi, a jakże. Gdyby tylko nie była tak irytująca... Spojrzałem na dziewczynę, siedząc do góry nogami na kanapie. Przyznam, że z tej perspektywy wyglądała nieco mniej groźnie, niż zazwyczaj. Jak zwykle musiała się obrazić, tylko za co? Raz chciałem zabłysnąć inteligencją, a ta od razu, że ełe łę łę i inne takie niezidentyfikowane burczenia pływające. Wycelowałem w nią palcem, mrużąc groźnie oczy.
 — Nie jestem tak głupi, jaki byłem pięć minut temu... Wiem, że nie ma mnie za drzwiami, bo kto teraz by tu siedział?— Pogroziłem jej palcem, niech wie, z kim zadziera.— I wcale tam nie pójdę, by to sprawdzić.
 Uraczyła mnie zażenowanym spojrzeniem, w którym jednak widziałem nutkę rozbawienia. I o to właśnie chodziło. Nie lubiłem tych momentów, kiedy wydawała się smutna.
 — Jesteś idiotą, Nat...— burknęła pod nosem. Jednak nagle poderwała głowę, uśmiechając się tajemniczo.— Ja cię wcale nie podpuszczam, ale nie zrobisz tego.
 — Ja nie zrobię?! Ja?!
Zwaliłem się całym swoim ciężarem dziewięćdziesięciu kilogramów na panele, aż zatrzeszczały niebezpiecznie. Otrzepałem mundur, choć i tak był mocno uwalony po przedzieraniu się przez bagienne tereny północnej granicy. Nawet nie zdążyłem się przebrać, bo ten krasnal złapał mnie tuż przed bramą Kwatery Głównej. Podreptałem do drzwi, otwierając je z rozmachem.
 — NATANIEL, jesteś taaaaaam?!— zawołałem, wychylając się. Odczekałem chwilkę, a potem odwróciłem się do Celestii.— Nie ma mnie t...
Coś trzasnęło, chrupnęło. Poczułem jak kawał drewna zwala się na mnie, wyrwany z górnego zawiasu. Złapałem go dosłownie w ostatnim momencie, inaczej zapewne trafiłbym do szpitala z pęknięciem czaszki.
 — Ups... Cel, mamy problem...
⸨CELESTIO? Ciapciok toż to jest.⸩

niedziela, 24 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

„ Słońce odbijało się w tafli, spokojnego jeziora. Ręce swobodnie ułożone, na zielonej trawie, wyrywały jej kolejne źdźbła. Czułam na sobie znajomy wzrok, wymieniałam kolejne zdania z  bursztynookim chłopcem. Złapał mnie mocno za ręce, mówiąc, że zobaczymy się kiedyś jeszcze. Ciemnowłosy ojciec, ciągnął go za ramię, zmuszając moje liche rączki do puszczenia jego dłoni. Moje oczy zalała fala łez, powolnie skapując, na niczym zatrzymane w czasie ręce. Były nieskazitelne, dziecinne i tak niewinne. Mrugnęłam raz, aby ujrzeć już zupełnie co innego. Matka ciągnęła mnie do statku, prosząc abym się pospieszyła. Ukucnęła i pocałowała mnie w czoło, szepcząc na odchodne - nie daj się... Kolejne mrugnięcie... Moim oczom ukazały się dłonie zalane krwią... Kolejne uderzenie bata, kolejne rozcięcie skóry, kolejne krople czerwonej cieczy na podłodze. Klęczałam w niej, słuchając głosu kobiety w bieli. Rany zamieniły się w blizy... Poczułam ciężar w jednej ręce. Pojawiła się w niej broń, w drugiej trzymałam płomienne włosy. Zapłakane oczy dziewczyny, jej błagania o litość, doprowadzało moje ciało do drgania. Moja koleżanka z pokoju, klęczała przede mną... Mężczyzna za mną powtarzał raz po raz - To rozkaz! Nacisnęłam powolnie spust, szepcząc ciche i nic w tej chwili nie znaczące - wybacz... Po gabinecie rozprzestrzenił się huk strzału...”

Obudziłam się krzycząc, kładąc automatycznie rękę na szyi. Mój oddech był przyśpieszony a całe ciało wrzało z gorąca. Ciepły materiał spadł z mojej głowy na nieskazitelnie białą pościel. Ścisnęłam ją, pociągając nieznacznie - „gdzie ja jestem...” - powtarzałam raz po raz w myślach. Zaczęłam rozglądać się wokół, oczekując wyostrzenia się obrazu. Ciemna postać w rogu pokoju... Jej głowa swobodnie spoczywała na dłoni. W porównaniu do mnie pełna była spokoju i opanowania. Wyglądała jakoby wyrwała się z mojego snu... Snu.. Ba, koszmaru. Savey gorączka już zaczęła działać na ciebie halucynacyjnie. Niepewnie podniosłam się z siadu, starając utrzymać się równowagę. Podeszłam chwiejnym krokiem do okna, od razu siadając na parapecie, jak to miałam w zwyczaju. Oparłam głowę o zimną szybę, kuląc się najbardziej jak potrafię. Wizje przeszłości, nawiedzały mnie od dość długiego czasu, zmuszając do zastanawiania się nad własną metamorfozą. Potrafiłam przesiedzieć całe noce, aby wracać i żałować nieodpowiednich czynów. Spojrzałam na pocharatane przedramiona, czując palący ból. Blizny były ze mną od zawsze, a każda znaczyła kolejna zbrodnie której sie... a raczej się nie dopuściłam... Usłyszałam jak krzesło przewraca się na podłogę.  Ciemnowłosy poderwał się niczym poparzony, rozglądając się panicznie po całej komnacie. Tak, pomieszczenie tej wielkości zasługiwało na co najmniej takie określenie, może dlatego, iż byłam przyzwyczajona do ciasnych miejsc. Westchnęłam cicho i odsłoniłam zasłonę, aby mnie zauważył.
- Tutaj jestem! Wybacz ale koszmarne wspomnienia czasem wracają... Wiesz jak to jest - posmutniałam i zerknęłam na gwiaździste niebo.
[Lu? Zawał? XD]

Od Lu'aj cd. Savey


 Kobiety były dla mnie czystą zagadką, podobnie jak reszta ludzi, ale to swoją drogą. Zwłaszcza ta istota wprawiała mnie w osłupienie, by za chwilę prawie, że przyprawić o napad śmiechu. Przez te wszystkie lata, delikatnie mówiąc, odzwyczaiłem się od spokojnego towarzystwa kogokolwiek. Kątem oka zerkałem na ledwo idącą dziewczynę. Była uparta, co można było wyczytać z jej postawy. Uparta, nieugięta i... Pokręciłem głową, odpędzając nadciągające myśli. Nie czas i nie miejsce na rozmyślania o przeszłości. Dosłownie kilka sekund po tym, jak zaatakowała mnie słownie, zrobiła się niewinna. Wyciągała ręce po pomoc, chwytając się ostatniej deski ratunku, jedynego żywego człowieka w okolicy. Mogłem porzucić ją na pastwę losu i pustynnych bestii, już od dłuższego czasu zataczających kręgi na niebie. Miałem do tego prawo, a jakże. Wszak była to tylko kukiełka kogoś, komu wymknąłem się wieki temu. Tsa...
 Jesteś starym durniej, Lu'aj, kiedyś pożałujesz tej swojej wspaniałomyślności i dobroci, wiesz? Pożałujesz, myślałem. A jednak nie potrafiłem pozwolić umrzeć komuś ot tak, bez chęci zemsty i innych jej podobnych pobudek. Przecież tak naprawdę nic mi nie zrobiła, może oprócz wtargnięcia na mój teren, zakłócenia spokoju, grożenia poderżnięciem gardła, słownymi docinkami, wręcz groźbami. Z czego to ostatnie nawet tutaj było karane... Stary i głupi, gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiał znajomy głos. Głos z przeszłości, którego posiadacz zdążył zniknąć w odmętach zapomnienia. Mógłbym teraz odpłacić jej się z nawiązką za czyny jej i Żądnych Ładu. Zamiast tego wziąłem ją na ręce, przytuliłem do piersi niczym ojciec. Pachniała pustynią, potem i czymś, czego dawno nie czułem. Czymś rześkim, świeżym i przyjemnym. Wiatr zawiał, unosząc garść piasku. Zapowiadała się niespokojna noc. Dobrze, że nie przyszło dziewczynie spędzić jej na zewnątrz. Tak dawno nie czułem ciepła drugiego człowieka. Zapomniałem o wielu rzeczach... Wyzbyłem się człowieczeństwa wraz z dniem opuszczenia Shadow Hunters.

 Nie zdołałem zmrużyć oka przez większość nocy. Wiatr wiał niemiłosiernie, brzmiąc tak, jakby to potępione dusze wołały o zbawienie. Kilkukrotnie musiałem od nowa zapalać świecę, gdy zabłąkany podmuch zdołał zgasić płomień. Wzdrygałem się za każdym razem, gdy gorączkująca dziewczyna zaczynała jęczeć przez sen. Włożyłem ciepłą już ściereczkę do lodowatej wody. Wycisnąłem z całych sił i ułożyłem ją na czole fioletowowłosej. Delikatnie zwilżyłem jej usta życiodajną cieczą, gdy uspokoiła się choć na chwilkę. Boże, dlaczego musisz być tak okrutny? Dlaczego musisz tak bardzo krzywdzić swoje dzieci? Zakryłem twarz dłońmi, jeszcze chłodnymi. Nie płakałem, a jedynie powstrzymywałem złość na tego kogoś, kto podobno niegdyś czuwał nad swoim stworzeniem.

⦅SAVEY? Ot taki dziadyga :')⦆

sobota, 16 grudnia 2017

Od Celestii - Do Nataniela

   Krwistoczerwony kolor nieba powoli zlewał się z morzem. Wysoko w górze pojawiały się pierwsze gwiazdy, a ja właśnie rozpoczynałam nocną wartę. Tym razem po przeciwnej stronie naszych terenów. Stanąwszy pewnie na piasku, rozejrzałam się. Póki co, nic nie zwróciło mojej uwagi. Temu też pozwoliłam sobie na chwilę przymknąć oczy i wytężyć słuch. Prócz szumu wody i drzew za mną nie było słychać nic. Raz jeszcze zerknęłam w obydwie strony by się upewnić i zajęłam miejsce przy okazałej kłodzie drzewa. Wyjęłam jednak uzi, by w razie czego móc się bronić.
~✿~
   Oparłszy się o chłodną korę wzięłam głęboki wdech. Musiałam jakoś odreagować ten dzień, a to był jedyny sposób, by nie zwracać na siebie uwagi. Bardzo ważne na treningach jest skupienie i spostrzegawczość. Zwłaszcza, gdy trenuje się z naprawdę ostrą rzeczą, jaką jest karambit. Mi niestety brakło tej pierwszej cechy, co poskutkowało niegroźną, acz uciążliwą raną na boku. Poprawiłam delikatnie bandaż, wiążąc go mocniej, coby nie spadł mi w razie biegu i ponownie przymknęłam oczy. Zmęczenie dało mi o sobie znać, bo tym razem prawie odpłynęłam. Zmusiłam się więc do wstania i zmoczyłam twarz chłodną, orzeźwiającą wodą. Księżyc był wysoko na niebie, więc pewnie powoli dochodziła północ. No, jeszcze kilka godzin i będę mogła wrócić do cieplutkiego, wygodnego łóżka.
~✿~
   Moja warta miała się już ku końcowi. Mijała nadzwyczaj spokojnie, nie słyszałam nawet żadnego zwierzęcia. No.. Do czasu. Gdy wzeszło słońce usłyszałam głuchy warkot, gdzieś za kupą kamieni. Nie przypominało to dźwięku żadnego ze znanych mi stworzeń. Temu też, moje zaskoczenie spotęgowało się jeszcze bardziej, gdy zza sterty gruzu wyłonił się wilk. Najzwyklejszy w świecie wilk. Prawdopodobnie wadera, bo za nią biegły dwa szczenięta. Nie chcąc ranić bogu ducha winnego zwierzęcia, wycofałam się w przeciwną stronę, uznając jej warkot za ostrzeżenie. Tylko.. co wilk robił nad morzem? Nie zastanawiając się nad tym dłużej, rozbroiłam uzi, włożyłam je za pas i skierowałam się na północ, w stronę gór.
~✿~
- Może mi ktoś wyjaśnić, co wilk mógł robić nad morzem? – jęknęłam, rzucając się na fotel stojący w kącie salonu.
- Pewnie poszedł popływać – padła odpowiedź.
- Chimero, tyś głupi, czy głupi? – burknęłam, mrużąc oczy.
- Sama zaczęłaś, Ludenberg.
- Nie ma głupich pytań. Są tylko głupie odpowiedzi, a ty mi właśnie takiej udzieliłeś.
- Jakby się zastanowić, to są głupie py..
- Weź.. Zobacz, czy nie ma cię za drzwiami. – ucięłam, i z uporem wlepiłam wzrok w swoje paznokcie.

[ Nat? Jak dzionek minął? :D ]

sobota, 2 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Uniosłam nieznacznie głowę, by spojrzeć na twarz owianego tajemnicą mężczyzny. Jeszcze minutę temu, widziałam w jego oczach coś na rodzaj frustracji, czy wręcz bezgranicznej irytacji. Nie danie dokończyć mi wypowiedzi o celu mego przybycia, była co najmniej przecząca jego własnym słowom. Najpierw miał ochotę mnie co najmniej usunąć ze swojej posesji, teraz jednak ukazuje dobre serce, chętne do pomocy? To wszystko nie trzymało się logicznej całości. Zebrałam w sobie ostatki sił, by odepchnąć od siebie ciemnowłosego. Cofnęłam się dwa kroki do tyłu, teatralnie gestykulując :
- Po pierwsze... Zanim kogoś oskarżysz o to, że chce ukraść twoje nic nie warte, dla mnie przynajmniej, skarby, daj mu się wypowiedzieć... - westchnęłam.
Widziałam, jak cisnęły mu się na usta kolejne słowa, jednakże na twarzy spostrzegłam zdziwienie.
- Po drugie... Z grzeczności i z tego, iż podkreślasz, że kultura jest bardzo ważna, stwierdzam, ze nic o niej nie wiesz... Wiesz dlaczego? Bo się komuś odpowiada grzecznie na pytanie, albo chociaż nie przerywa... - skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w tubylca - Po trzecie... Zupełnie nie wiesz z kim masz do czynienia, wiec proszę Cię z czystej mojej dobroci, abyś mnie nie straszył, bo strach to ostatnie co mam teraz na myśli.
Po postawieniu kropki na końcu zdania, zapanowała grobowa cisza. Słyszałam jak pustynny wiatr, targał gałęzie krzemów, jak woda kapała w fontannie... Woda... Pokręciłam przecząco głową, by wziąć się w garść, gdyż czułam, ze po wypowiedzianych wyżej słowach, mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy. Spojrzałam na horyzont, nie widząc więcej niż skąpanej w słońcu pustyni. Przełknęłam ślinę, czując jak całe moje ciało usycha. Kolana powolnie uginały się pod ciężarem mojego ciała, ciężarem całego sprzętu który musiałam zabrać ze sobą.
- Słabo mi... - szepnęłam, robiąc kolejne kroki w tył.
Z każdą sekundą bardziej oddalałam się od Duszy Pustyni, widząc jego niewzruszenie. Złapałam się pierwszego drzewa, starając się nie upaść. Jednakże ono pozowoliło mi na powolny i bezbolesny upadek na ziemię. Jedną ręką ściągnęłam chustę z twarzy, by po chwili zrobić coś, czego nigdy miałam nadzieje nie wykonywać. Moje oczy powolnie spowijała ciemność, świat tracił wszystkie mocne barwy...
- Pomóż mi, proszę... - szepnęłam ledwo dosłyszalnie, dla samej siebie a co dopiero dla niego.
[Lu, pomóż tej parówce bo zaraz się z niej kabanos zrobi XD]

piątek, 24 listopada 2017

Od Celestii - Cd. Annabeth

  Suliada błękitna, suliada błękitna.. To mi mówiło tak wiele, jak niektóre modlitwy mojej matki. W każdym razie wiedziałam, że ma to być niebieski kwiatek. Ale, cholera, ile niebieskich kwiatków mogę znaleźć w lesie?! Cóż, wydaje mi się, że sporo.. A dziewczę zdecydowanie nie chciało ze mną współpracować. W sumie się jej nie dziwię. 
- Przykro mi, ale nie jestem zielarką ani znachorką. Takich roślin w lesie mogą być setki, a ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
- To daj mi samej ją znaleźć! - jęknęła, marszcząc brwi.
Musiałam pomyśleć. Ciemnowłosa nie wyglądała dobrze. Widać też było, że nie udawała. W tej sytuacji miałam dwa wyjścia- albo siłą zaciągnąć ją do medyka, albo iść razem z nią. Potarłam skronie, opierając drugą dłoń na biodrze i jednocześnie uważając, by nie wystrzelić z broni.
- Dobra. Ale pod dwoma warunkami.
- No szybko!
- Pójdę z tobą. Chcę mieć pewność, że nie należysz do Nietoperzy. To pierwszy warunek. Drugi jest taki, że jeśli stracisz przytomność, zawlokę cię do lekarza. Naszego lekarza - dodałam, wpatrując się pannie w oczy. Ta lekko je zmrużyła, ale niechętnie skinęła głową.
Po jej geście czym prędzej do niej doskoczyłam i delikatnie chwyciłam ją za ramię. Dziewczyna cicho syknęła, ale nie protestowała. Choć, może nie miała na to siły..
- Wiesz w ogóle gdzie go szukać?
- Nie jestem głupia - warknęła.
- Polemizowałabym. Ja nigdy w życiu nie wkroczyłabym ranna na nieznane mi tereny.
- Wiesz, nie chciałam umierać.
- Każdego kiedyś to spotka. Niektórych prędzej, innych zaś później. - ucięłam, nadal podtrzymując intruza. O bogowie, tylko, żeby panna Savey się o tym nie dowiedziała.. Chyba by mi oderwała mój głupi łeb..

[ Annabeth? Długość ;-; ]

czwartek, 23 listopada 2017

Czasami chciałbym po prostu zniknąć, rozpłynąć się niczym poranna mgła...

„A jed­nak mógłbym tu­taj sie­dzieć w nies­kończo­ność, pogrążony w bez­czyn­ności, nieużyteczny. Nie byłoby to trud­ne. Wys­tar­czyłoby nicze­go nie chcieć, raz na zaw­sze wyrzec się wszys­tkiego, stać się przez­roczys­tym. To in­ni, ci, którzy w nieunik­niony sposób w końcu mnie zauważają, spro­wadzą mnie z pow­ro­tem do rzeczy­wis­tości. W ich spoj­rze­niach zno­wu zacznę is­tnieć. Stanę się tym, który nie zapłacił za swój błąd, tym, które­go grzechu nie sposób od­ku­pić. Wówczas do mnie będzie na­leżała de­cyz­ja: zos­tać czy uciec. W obyd­wu przy­pad­kach będę pot­rze­bował od­wa­gi.”
Philippe Besson



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
19 LAT◈ŻĄDNI ŁADU◈ŻOŁNIERZ◈PARTNERKA: CELESTIA ANASTAZJA LUDENBERG◈KAZU
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

środa, 22 listopada 2017

Od Lu'aj cd. Savey

  Kobiety potrafią być bezczelne, nawet znajdując się na straconej pozycji, o czym już dawno zdążyłem zapomnieć. Niestety nie miewałem gości przybywających tu z pozytywnymi intencjami, chyba że trafili się zagubieni zbiegowie z jednej ze zwaśnionych grup, mylnie nazywani Wolnymi Strzelcami. A akurat ta panienka do nich nie należała. I nie wywnioskowałem tego po białym jak śnieg mundurze- uciekający często zabierali ze sobą tego typu drobiazgi. Dumna, wręcz wyniosła postawa charakterystyczna była dla ludzi wyżej postawionych w gronie Żądnych Ładu. Dokładnie taka, jaką przybrała ta drobna istotka. Ledwo stała o własnych siłach, co próbowała zamaskować pewnym siebie tonem wymawianych słów. Choć w końcu nawet głos zaczął odmawiać jej posłuszeństwa. Dusza Pustyni... Już nie diabeł, dezerter, a istota owiana legendą... Minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz ktoś odezwał się do mnie po imieniu, pomijając różnorakie przydomki. Na moment zatopiłem się w jej zimnych oczach, z których biło zwierzęce szaleństwo. Znalazłem w nich coś znajomego, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Odbija ci na starość, Lu'aj, zaczynasz mieć przywidzenia. Powoli odjąłem swoją prawą rękę od ramienia dziewczyny, tylko po to by położyć ją na dłoni dzierżącej nóż. Fakt faktem ostrze tuż przy gardle sprawiało mi dyskomfort już teraz, nie wspominając nawet o próbie udzielenia odpowiedzi na pytanie. Mimo wszystko też byłem człowiekiem, mogłem zostać ranny. Śmiertelnie. Zwłaszcza w warunkach pustynnych, gdzie nawet drobne skaleczenie z łatwością zamieniało się w wodospad ropy. Po raz kolejny popatrzyłem prosto w szarawe oczy rozmówczyni, z wyrzutem i pogardą.
   — Śledziłaś mnie, wtargnęłaś na teren prywatny, zakłóciłaś mój spokój, teraz grozisz mi słownie i fizycznie. W takiej sytuacji mam pełne prawo do użycia wszelkich niezbędnych środków obrony własnej, w tym siły i talentu, czyż nie? Nawet tu obowiązuje prawo, panienko.— Swoją wypowiedź zakończyłem iście teatralnym westchnieniem.— Czy już nawet we własnym domu nie mam prawa odpocząć? Nic tylko przychodzą, wyzywają, bredzą coś o skarbach jakie rzekomo posiadam, targają się na mój marny żywot! I dziwisz mi się, kobieto, że reaguję tak a nie inaczej! Jestem tylko człowiekiem, też mam swoje granice...
 Puściłem ją i oddaliłem się o krok. Pozbawiona dodatkowej podpory, zachwiała się nieco. Mój błąd. Już wcześniej widziałem, że ledwo udało jej się stabilnie utrzymać nóż, a co dopiero równowagę. Żądni Ładu powinni szkolić swoich ludzi do dłuższego przebywania w trudnych warunkach. Szybkim ruchem ująłem ją pod ramię, z delikatnością, która zaskoczyła nawet mnie samego. Kolejna rzecz, o której zapomniałem- ludzie tak szybko się odwadniali...
   — Powinnaś uważać...

⦅SAVEY? No nie wytrzymał chłopak nerwowo :')⦆

niedziela, 19 listopada 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Dzisiejszy dzień z każdą minutą powodował, coraz większy szok mojego organizmu. Przemieszczanie się z zimnego w gorące, nie służyło niczyjemu zdrowiu. Jeszcze nigdy nie przedostałam się z gór na pustynie, w tak szybkim tępie. Piasek zacinał moją skórę, zmuszając do zakrycia całego ciała oprócz oczu. Panna w białej pelerynie, leżąca na jednej z wyższych wydm, była widokiem dość niecodziennym. Mój wzrok błądził po horyzoncie, szukając jasnych mundórów, mojego ugrupowania. Nie znajdowałam się w tym miejscu przypadkiem. Pech chciał, że jeden z młodszych żołnierzy, postanowił obalić mit o postaci,  panującej nad pustynią. Do moich uszu w pewnej chwili dotarła charakterystyczna pieśń. Wzrok powolnie powędrował w kierunku zachodnim, skąd dobiegały owe głosy. Szeregowi szli zdecydowanym krokiem, nie mając w zamiarze nawet chwilowego postoju. Miałam już podrywać się do truchtu, jednak widok mężczyzny idącego w stronę niewielkiego oddziału, zmusił mnie do innych kroków. Ściągnęłam cicho broń z pleców, automatycznie składając się w pozycje strzelecką. Luneta pozwoliła mi, zauważyć więcej szczegółów danej sytuacji. Rękę postaci owite w bandaże, wykonywały kolejne ruchy nie świadczące nic dobrego. „Jeden człowiek, to irracjonalne” powiedziałam sobie w myślach, jednak każdy kolejny gest, zmuszał mnie do coraz większej kontemplacji, nad pochodzeniem owego tubylca. Przerażający głos, rozpostarł się na całą pustynie, mogąc zamrozić niektórym, krew w żyłach. Piasek zaczął się poruszać, a z niego uformowały się potwory, wcześniej opisywane tylko w opowieściach. Kto by pomyślał, ze nawet takie historie, są prawdziwe. Skupiłam się bardziej, obserwując poczynania pustynnego obywatela. Kciuk odbezpieczył broń, a palec wskazujący swobodnie leżał na spuście. Nie byłam pewna czy powinnam pomagać, jednakże chęć pokazania im, tego, ze nie usłuchali rozkazu była praktycznie równa, niechęci uratowania.
- Nawet się nie waż... - szepnęłam cicho, widząc, że piaskowe stwory zbliżają się do moich żołnierzy.
- Pojmać!
Podniosłam głowę, oddychając z ulgą, od razu podążając za największym postrachem tych ziem.

•••

Posiadłość do jakiej doszliśmy, ani trochę nie przypominała moich oczekiwań. Nie był to zamek zakuty łańcuchami, jednak wielopiętrowy budynek, zbudowany z największa starannością o detale. Jednym z nich był ogród, między którego drzewami właśnie się znajdowałam. Naciągęłam mocniej kaptur, poprawiając przy tym chustę na twarzy. Tutaj było trochę chłodniej niż na wydmach, panował trochę inny klimat, bardziej sprzyjający człowiekowi. Nie sądziłam, że doczekam czasu gdy mit okaże się prawdą, jednak tak było. Z ukrycia obserwowałam wysokiego mężczyznę, odpoczywającego wśród przyrody. Chciałam ukucnąc, jednak szelest gałęzi, spowodował, że jego wzrok wylądował na mnie.
— Kolejna, która chce zakończyć mój marny żywot? - mruknął.
Zaczęłam się poruszać w lewą stronę, zmuszając go do śledzenia mnie wzrokiem. Musiałam uważać na każde słowo, pamiętając by nie okazywać strachu, którego już nie odczuwałam.
- Kolejna, która chce odzyskać to co jest jej... - mój głos załamał się na końcu, gdyż wykończenie organizmu dawało się we znaki. Ledwo co chodziłam a co dopiero mówić o innych sprawnościach.
Zerknęłam w kierunku ławki, jednak postać zniknęła mi z pola widzenia. Złapałam pewnie sztylet w rękę starając się, odszukać zaginionego. Poczułam silne ramiona, które odwróciły mnie przodem do siebie, oraz przywarły do drzewa. Położyłam ostrze na szyi ciemnowłosego, patrząc głęboko w jego bursztynowe oczy:
- Nawet mnie nie wysłuchasz, tylko od razu zabijesz? Duszo pustyni? - szepnęłam pewnie, przyglądając się jego twarzy.

[Lu? Savke jeszcze nie planuje zamachu XD]

piątek, 17 listopada 2017

Od Annabeth - Cd. Celestii

Wtargnięcie na czyjeś tereny? Rutyna. Wtargnięcie na czyjeś tereny w beznadziejnym stanie i zostanie przyłapanym? To jakaś nowość. Zacisnęłam zęby, delikatnie przesuwając dłonią po rękojeści sztyletu. Gdybym tylko się postarała, moje dwa maleństwa mogłyby wyrządzić więcej szkód niż tamto uzi, dzierżone przez niejaką Celestię. Byłam wściekła na samą siebie, że wkopałam się w poważne kłopoty przez własną głupotę. Dziewczyna zakończywszy swoją wypowiedź odwróciła się na pięcie, zerkając na mnie kątem oka.

 - Idziesz? - spytała twardo, głosem wyraźnie wskazującym, że był to prędzej rozkaz aniżeli pytanie.

Niechętnie powlekłam się za nieznajomą, powoli przebierając nogami. Piekący ból wciąż przybierał na sile. Dołożyłam jednak wszelkich starań, ażeby choć z pozoru ignorować to uczucie. Szłam z wysoko uniesioną głową, utkwiwszy spojrzenie w oddali. Lekarz... Doprawdy? A potem co? Zaprowadzą mnie do przywódcy i albo spędzę resztę życia w niewoli, albo nie dożyję kolejnego poranka. Chcą omamić mnie złudną perspektywą otrzymania bezinteresownej pomocy? Nie jestem aż tak naiwna, aby dać się nabrać na te proste sztuczki. Poczułam delikatne mrowienie w koniuszkach palców. Zacisnęłam pięści. Skrajne wyczerpanie połączone z gwałtownymi emocjami to istna trucizna dla zdrowego rozsądku. Umysł przestaje trzeźwo myśleć, a osoba zaślepiona chęcią 'ratowania' swojego życia wpada w bezpodstawny szał lub panikę. Najczęściej podejmuje wówczas próbę ucieczki, a nawet walki, która w znaczącej liczbie tak pochopnych działań oznacza pewną śmierć. Stanęłam w miejscu, przymykając powieki. Nie mogę. Nie tym razem. Celestia odwróciła się, marszcząc delikatnie czoło. 

 - Hej, pani "Ład i Porządek", nie masz czasem takiego niebieskiego kwiatka? - uniosłam lekko brwi, mimowolnie opierając się o najbliższe drzewo, aby utrzymać równowagę. - Nie mam nic przeciwko waszym dobrodusznym lekarzom, ale chyba... Trochę kręci mi się w głowie - skrzywiłam się nieznacznie.

 - Jakiej konkretnie rośliny potrzebujesz? - spytała dziewczyna po krótkiej chwili milczenia.

- Suliada Błękitna - wymamrotałam, bacznie przeczesując wzrokiem okolicę. 

[ Celestia? ]

niedziela, 12 listopada 2017

Od Lu'aj

Jasne mundury. Znak orła o rozpostartych skrzydłach, niby niewielki, a jednak widoczny ze znacznej odległości. Determinacja osób nieprzyzwyczajonych do surowego klimatu pustyni. Oto kolejni śmiałkowie wkroczyli na teren mojego królestwa, pragnąc przejąć władzę. Ludzie to istoty głupie i lekkomyślne, ślepo zapatrzone w siebie. Poprawiłem chustę zasłaniającą moją twarz, płaszcz chroniący przed palącym słońcem. A jednak przyznać muszę, że żołnierze obu moich sąsiadów byli źródłem jedynej rozrywki godnej mojej uwagi. Przychodząc tu pragnęli tylko jednego- sprawiedliwego wyroku za swe grzechy, pokuty poprzez cierpienie. Pech chciał, by natrafili na mnie zaraz po przekroczeniu granicy. Zaśmiałem się, a pustynia poniosła mój głos daleko poza pole widzenia.
Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał.— Uniosłem ręce owinięte beżowymi bandażami. Pierwsi z mych wojowników powstali z martwych, jako ostrzeżenie dla intruzów. Jeden z żołnierzy Żądnych Ładu drgnął, jakoby niepewny swego, jednak jego kompan zareagował równie szybko, dobywając broni.— Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia!
Z oblicz mych poddanych powoli, niby ospale sypały się ziarnka złotego piasku, padając bezszelestnie na podłoże. Stali nieruchomo, gotowi do obrony. Nigdy nie atakowałem pierwszy, wolałem dać innym prawo do wybrania właściwej drogi. Większość jednak wolała zakończyć swój żywot poprzez oczyszczenie własną krwią. Westchnąłem cicho, widząc jak jednemu z obcych zadrżała dłoń dzierżąca karabin. Słońce grzało niemiłosiernie, wzbudzając współczucie wobec śmiałków. Musieli przebyć długą drogę w upale tylko po to, by ujrzeć Duszę Pustyni, w pojedynkę próbować odbić nieprzyjazne tereny. Jeszcze chwila i sami by padli, gdyby nie...
— Pojmać.— Machnąłem niedbale dłonią.

Uwielbiałem wieczory, dające ukojenie po gorących dniach. Chłód, jaki ze sobą niosły, dawał ukojenie nie tylko ciała, ale też nerwów. Już swobodniej ubrany, odświeżony i zrelaksowany, usiadłem pod jednym z drzew oliwnych na tyłach świątyni. Otworzyłem O dziełach przypadku, zatracając się w świecie dawnych ludzi. Gdy nagle usłyszałem szelest. Podniosłem głowę, a przed sobą ujrzałem drobną postać, skrytą za gałęziami drzewek. Spokojnie odłożyłem lekturę, podnosząc się z ziemi. 
— Kolejna, która chce zakończyć mój marny żywot?— mruknąłem pod nosem.

⦅SAVEY? Lucek jakiś taki grzeczny XD⦆

sobota, 4 listopada 2017

Od Celestii - Cd. Annabeth

   Narzuciwszy na siebie popielatą szatę, ruszyłam w gęstwiny lasu. Dzisiejszej nocy nie miałam warty, panna Savey postanowiła mi dać wolne. Jednak mój organizm, przyzwyczajony do późnych wędrówek, nie wykazywał chęci snu. Upewniwszy się, że za pasem nadal jest moje malutkie uzi, weszłam głębiej między drzewa. Stąpałam ostrożnie i cicho, by nie zbudzić jakiś dzikich stworzeń. Co jak co, ale zwierzów nie lubiłam zabijać. No chyba, że widziałam, że bardzo cierpi od ran lub chorób. Zdjęłam chwilowo kaptur z głowy i spojrzałam w niebo. Niektóre z konstelacji gwiazd znałam. Gwiazdozbiór Feniksa i Smoka, jak zwykle błyszczały koło siebie. Na północy najjaśniej świeciła Przewodniczka. Ja jednak nadal kierowałam się na jej prawo. Lekkie, wysokie buty pomagały mi zachować ciszę, którą czasem mącił trzepot skrzydeł nocnych stworzeń. Nietoperze od dawna wzbudzały we mnie lekki zachwyt. Ich szybkość i słuch były tym, co mogłam im pozazdrościć. Zeskoczywszy z niskiej skarpy, zjechałam na wilgotnej trawie. Niedaleko przede mną majaczyła znajoma grota, dawniej zamieszkiwana przez małe stado Deronów. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Ja zaś postanowiłam skorzystać z ów miejsca, by na chwilę odpocząć. Jednak coś zwróciło moją uwagę, nim jeszcze weszłam do środka. Na trawie odbite były ślady. Zdecydowanie ślady butów. Ktoś miał tu wartę? Szybko przejrzałam w głowie plan, ustanowiony przez Dowódcę. Nie, wartę pełniono parę kilometrów dalej. A w tym czasie, źdźbła zdążyłyby wrócić do starego kształtu. Pochyliwszy się lekko nad delikatnym zagłębieniem, dojrzałam, że były one nierównomiernie rozmieszczone. Czyżby osoba, która je zostawiła, kulała? Przecież to nierozsądne! Któż o zdrowych zmysłach szedłby do lasu, będąc chromym? Wyprostowawszy się, odetchnęłam świeżym, chłodnym powietrzem i powolnym krokiem ruszyłam za śladami. Kątem oka dojrzałam plamę. Ciemną plamę, ciągnącą się w kierunku, z którego przyszłam. Momentalnie obejrzałam się za siebie, przygotowana na jakiegoś cichociemnego ninję-mordercę. Dostrzegłam jednak tylko zarys sporej wielkości cielska w grocie, w której zamierzałam przesiedzieć paręnaście minut. Westchnęłam cicho, dając upust swojej uldze i przedarłam się przez krzaki, w celu skrócenia dystansu. Widziałam bowiem, że ślady zakręcały za najbliższym pniakiem. Jak na złość, chmury skryły księżyc, pogrążając las w półmroku. Dla pewności wyjęłam uzi zza pasa, by w razie czego móc się bronić. Wytężyłam słuch, starałam się wyostrzyć wzrok, i stanęłam w bezruchu. Chwilę później niebo znów stało się czyste. Łagodny, srebrny blask z powrotem padł na puszczę. Kątem oka zauważyłam ruch. W ciągu chwili wycelowałam w postać, która starała się utrzymać równowagę. Trzymała w ręku sztylet, skierowany w moją stronę.
- Rzuć to – warknęłam, patrząc dziewczynie w oczy.
- Zabijesz mnie – syknęła.
- Na razie nie zrobiłaś nic, bym musiała cię zabijać. Jesteś na terenach Żądnych Ładu, więc jeśli nie chcesz mieć problemów, lepiej to schowaj. Poza tym, chyba jesteś ranna – bąknęłam, lustrując ją wzrokiem. – Mogę cię zabrać do lekarza.
- Kim ty w ogóle jesteś? Dlaczego mam z tobą gdzieś iść?
- Nazywają mnie Celestia, zajmuję stanowisko strażniczki. Tyle informacji o mnie powinno ci wystarczyć. Masz iść ze mną, bo coś ci się dzieje w nogę, i ogólnie, blada jakaś jesteś. A ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu.

[ Annabeth? ]

czwartek, 2 listopada 2017

Od Annabeth - Do Celestii

Przymknęłam oczy, przykładając instrument do swych ust. Subtelne dźwięki fletu zawirowały w powietrzu, niesione ciepłym wiatrem w odległe rejony świata. Kojące ciepło rozpływało się po moim ciele, zaś umysł powoli odzyskiwał spokój i harmonię. Na mojej twarzy mimowolnie ukazał się dziwny grymas przypominający uśmiech. Odczekawszy chwilę, zmieniłam tonację, przechodząc w nieco skoczniejszą melodię. W końcu postanowiłam odpuścić sobie dalsze zawodzenie, w celu zachowania wszelkich stworzeń obdarzonych zmysłem słuchu przy życiu. Zeskoczyłam z gałęzi drzewa, zgrabnie lądując na ziemi. Las, przyodziany w jesienne szaty, zdawał się z otwartymi ramionami witać strudzonych wędrowców. Pozory bywają jednak złudne, a niekiedy także prowadzące ku niechybnej zgubie. Najwyraźniej to ja miałam zostać podana jako idealny przykład potwierdzający prawdziwość powyższego zdania. Panującą wokoło ciszę przeszył rozdzierający ryk. Jak na komendę stanęłam w miejscu, gorączkowo przeczesując wzrokiem teren dookoła. Dźwięk wyraźnie dochodził z najbliższej okolicy. Szybko połączyłam odpowiednie fakty, dochodząc do jednego, prostego wniosku - Dirger. Moje przypuszczenia zostały momentalnie potwierdzone, kiedy to z zarośli wyłoniła się sylwetka ogromnego zwierza. Sięgnęłam po jeden ze swoich sztyletów, lecz było już za późno na całkowitą obronę. Drapieżnik przygwoździł mnie do ziemi, uniemożliwiając większość ruchów. Zwinnie wysunęłam się z morderczej pułapki, po czym kurczowo uczepiłam się poroża napastnika. Przerzuciłam nogę nad jego grzbietem, gorączkowo usiłując uniknąć jego kontrataków. To zwierze silne, lecz niezbyt bystre. Dwa precyzyjne cięcia wystarczyły, aby pozbawić go życia. Martwy stwór padł na ziemię, a ja - razem z nim. Wykrzywiłam usta w niemym grymasie bólu, tłumiąc w sobie jęk. Wspaniale. Teraz znów przez kolejne dwa dni będę robiła za kalekę. Przynajmniej może mi się to opłacić. Dirger to istna kopalnia złota, jeśli chodzi o handel. Zarówno poroże, jak i mięso owego stworzenia to obiekty największego pożądania wśród kupców. Z trudem zawlokłam truchło drapieżnika do pobliskiej jaskini, która w ostatnim czasie służyła mi jako tymczasowy apartament. Na zewnątrz powoli zapadał zmrok. Mój oddech z każdą kolejną minutą stawał się coraz płytszy, a ja powoli traciłam siły. Najwyraźniej odniesione obrażenia były znacznie poważniejsze niż zakładały moje początkowe przypuszczenia. Suliada Błękitna... Główny składnik mikstury, która pomogłaby mi szybciej wrócić do sił. Jeśli tylko znajdę ją na czas... W ciemnościach łatwiej będzie ją dostrzec, gdyż jej płatki emanują charakterystycznym, niebieskawym światłem. Niechętnie ruszyłam wgłąb lasu, przedzierając się przez labirynt wyniosłych drzew. Szłam powoli, starając się utrzymać na nogach. Uniosłam głowę ku górze. Muszę przyznać, zapowiadała się wyjątkowo urokliwa noc. Ciemnogranatowe niebo rozświetlały miliardy gwiazd. Podobno niegdyś widać było znacznie mniej, a ich ułożenie różniło się od tego, które znamy obecnie. Wtem z rozmyślań wyrwał mnie nagły, wyróżniający się spośród wszechobecnej ciszy szelest. Cholera. W takim stanie nie mam zbyt dużych szans na przetrwanie ewentualnej potyczki. Odruchowo chwyciłam rękojeść sztyletu, kiedy z mroku wyłoniła się niewyraźna sylwetka ludzkiej postaci. Wkrótce blady blask księżyca pozwolił mi ujrzeć ową zjawę w pełnej okazałości. Dziewczyna, odziana w popielatą szatę, stała naprzeciw mnie, trzymając w ręku broń. Zacisnęłam zęby. Zebrawszy w sobie resztki sił udało mi się utrzymać przytomny umysł. Utrata przytomności w takim momencie oznaczałaby pewną śmierć. Walcząc z własnym wyczerpaniem, wyprostowałam się i z należycie dumną postawą spojrzałam na nieznajomą.
[ Celestia? ]

wtorek, 31 października 2017

Od Deany

  Błękit nieba wręcz oszałamiał w tym dniu. Pierwszy raz od wielu dni nie było na nieboskłonie ani jednej chmury. Nie znaczyło to jednak, że było ciepło. Ba, wręcz przeciwnie. Musiałam założyć gruby płaszcz, by nie drżeć z zimna. Przyznam, że trochę ograniczał moje ruchy. Aczkolwiek wiedziałam, że w razie czego, mogę skorzystać z tarczy. Wróciwszy do opisu fauny i flory- świergot ptaków wspaniale brzmiał w akompaniamencie cichego szumu strumienia, znajdującego się nieopodal. Gdyby tak zamknąć oczy, można by było poczuć się nawet bezpiecznie! Choć lepiej, abym tego nie robiła. Zwłaszcza przy granicy z Żądnymi i wodami Ferbe. 
  Musiałam zrobić sobie chwilową przerwę. Siedmiogodzinna przeprawa przez strome, górskie szczyty to zbyt wiele, jak na ciężkie i grube buty. Doczłapawszy do strumienia, który słyszałam przez większość swojej drogi, zdjęłam je na moment. Skorzystałam także z tego, że woda była krystalicznie czysta- napełniłam bowiem bukłak. A jej chłód przyniósł ukojenie zmęczonym nogom. Jako, że dzień miał się ku końcowi, postanowiłam przenocować w tym samym miejscu. Ułożyłam snajperkę, znaną szerzej jako Pocałunek Śmierci na miękkim mchu, sama zaś położyłam się na prowizorycznym materacu z liści i trawy, które przykryłam materiałem, służącym do bezpiecznego przechowywania broni. 
  Zasnęłam płytkim snem. Po ruchu Księżyca stwierdziłam, że mogło minąć około półtorej godziny od momentu, w którym oddałam się w objęcia Morfeusza. Przebudził mnie podejrzany szum, zdecydowanie zbyt blisko mnie. W mig podniosłam się z leża i chwyciłam snajperkę, by choć spróbować się obronić. Przyjąwszy pozycję obronną wlepiłam wzrok w okazały kamień po drugiej stronie wody, by, w razie czego, zauważyć kątem oka jakiś ruch. Ku mojemu niemiłemu zaskoczeniu, coś, co spowodowało hałas wyraźnie zamilkło. A byłam pewna, że stworzenie nie mogło być mniejsze od mojej skromnej osoby. Odwróciłam lekko głowę w lewo, a następnie w prawo, jednak nic nie zwróciło mojej uwagi. Westchnęłam cicho, by nie robić hałasu, szybko ubrałam buty i powolnym, cichym krokiem oddaliłam się od strumienia. Kto wie, jakie licho się tam czaiło.. Poza tym, nie mogłam tracić czasu na odpoczynek. Miałam przed sobą jeszcze kawał drogi, a chciałam podenerwować Rafałka, póki jeszcze nie wyprawił się na powierzoną mu misję. Skierowałam się więc na wschód, by trochę skrócić drogę. Jednak, jak to mówią, gdy się człowiek spieszy, to się Bullgor i Driger cieszy, co w tym wypadku oczywiście było prawdą. Przepadłam bowiem przez jakiś korzeń, wystający z ziemi i z impetem upadłam na sam kraniec urwiska. Siła uderzenia, w połączeniu z podmokłym terenem sprawiły, że ów kraniec osunął się wraz ze mną w dół.
A potem była ciemność.

(KTOŚ CHĘTNY MOŻE?)

niedziela, 29 października 2017

Annabeth Clarity Haverford

GODNOŚĆ: Obdarzona została jednym, prostym imieniem, jednak z czasem przylgnęło do niej również drugie. Obecnie znana jest jako Annabeth Clarity Haverford.
PSEUDONIM: W ciągu swojego życia słyszała najróżniejsze określenia odnośnie swojej osoby, lecz jedynie skróty od jej imienia zdawały się być akceptowalne. Niegdyś zwana również 'Lisicą'.
PŁEĆ: Czy ktoś ze zgromadzonych ma jakiekolwiek wątpliwości? O jej przynależności do grona płci pięknej świadczy zarówno wygląd zewnętrzny, jak i osobowość.
WIEK:
Wkrótce będzie świętować dziewiętnastą rocznicę swoich narodzin.
PRZYNALEŻNOŚĆ: Niezależność od zawsze była nieodłączną częścią jej życia. Trzymająca się własnych ideałów i przekonań należy do Wolnych Strzelców
STANOWISKO: Nigdy nie zajmowała się niczym konkretnym, a jej prace zarobkowe ograniczały się do sprzedaży różnorodnych zdobyczy czy też wytworzonych przez siebie specyfików. W razie potrzeby jednak mogłaby robić za wojowniczkę czy medyczkę, gdyż w obydwu tych zawodach radzi sobie nie najgorzej.
CHARAKTER:  Annabeth... Istota o delikatnej posturze i charakterystycznym, zaciętym spojrzeniu. Gdyby ktoś postanowił porównać ją z żywiołem, z pewnością jego wybór padłby na ogień. Jak widać los nie bez powodu pozwolił jej okiełznać ową niszczycielską siłę. Dziewczyna już od najmłodszych lat odznaczała się wyjątkową odwagą, która pozostała u jej boku jako wierna kompanka aż do chwili obecnej. Ową cechę stara się łączyć ze zdrowym rozsądkiem, a każde jej działanie musi być rozważne i dokładnie przemyślane. Od tej reguły możemy jednak znaleźć sporo odstępstw. W życiu kieruje się głosem serca, które nieraz skutecznie zagłusza trzeźwo myślący umysł. Wówczas może zadziałać w przypływie emocji czy głupiej prowokacji. Od zawsze zaliczana była do grona buntowników. Wykonywanie czyichś rozkazów jest sprzeczne z jej naturą, zaś niesubordynacja była dla niej codziennością. Dlatego obecnie zdecydowała się żyć wyzwolona spod wszelkich wpływów poszczególnych grup, jako niezależna, wolna podróżniczka. Jeżeli podejmie się jakiegoś zadania - wykona je. Do osiągnięcia wyznaczonego celu dąży z niebywałą determinacją i poświęceniem, aby dowieść swej siły przed samą sobą. Nie dokonuje wzniosłych czynów dla publiki czy sławy, natomiast opinia, jaką wystawiają inni odnośnie jej osoby, raczej średnio ją interesuje. Nie zaprząta sobie głowy tego typu głupotami. Zrozumienie jej toku myślenia nieraz graniczy z cudem. Zwykle w znacznym stopniu odstaje od tłumu i zamiast za nim podążać, tworzy własne, wyjątkowe ścieżki. Niestandardowe rozwiązania problemów czy nietypowe pomysły są u niej na porządku dziennym. To właśnie ona zawsze odnajdywała odpowiednie wyjścia z trudnych sytuacji, polegając na swoim sprycie oraz inteligencji. Warto również wspomnieć o kreatywności, która także odgrywała przy tym ważną rolę. Przez lata spędzone w samotności nieco zamknęła się na ludzi. Stała się nieufną introwertyczką, która do każdej znajomości podchodzi z dużym dystansem. Owszem, zazwyczaj szybko odnajduje się w nowym towarzystwie, jednak aby zdobyć jej zaufanie czy wdać się w jakąś głębszą relację trzeba wpierw dowieść swej wartości. Może otaczać się całą gromadką znajomych, lecz jako przyjaciół traktuje jedynie tych naprawdę bliskich jej sercu. Od dziecka odznaczała się wyjątkową pewnością siebie, więc nieraz pozwala sobie na sarkastyczne odzywki czy też zbyt swobodne wyrażanie własnej opinii. Szczera do bólu, nigdy nie kryje się ze swoimi poglądami, nie przebierając przy tym w słowach. Kłamstwo to dla niej czyn wielce karygodny, wręcz niewybaczalny, toteż sama nigdy nie ucieka się do tak prymitywnych zagrywek. Nie rzuca słów na wiatr. Ponad wszystko ceni sobie honor, a jego ściśle określone reguły są dla niej niemalże świętością. Warto także dodać, że to jedyne zasady, jakich przestrzega w życiu. Realistka z nutą optymizmu. Przynajmniej takie wrażenie sprawia na codzień. W samotności zdarzają się chwile, kiedy pogrąża się we własnych marzeniach, budując złudne przekonanie, że "kiedyś będzie lepiej". Nie jest jednak typem sentymentalistki, więc wszelkie tego typu rozmarzone momenty kończą się zazwyczaj równie szybko, jak się zaczęły. Jak już wcześniej wspomniałam, ciężko zdobyć prawdziwą sympatię Annabeth. Przyjaciół dobiera sobie ze szczególną uwagą i starannością. Lojalna wobec bliskich, traktuje ich problemy jak swoje własne. Z niebywałą wytrwałością oraz poświęceniem idzie u boku swych towarzyszy, bez względu na cel owej podróży. Ramię w ramię, do końca. Taka jest na codzień, w świetle dnia. Twarda, silna i wytrwała. Od dziecka stopniowo budowała wokół siebie mur, za którym ukryła swoją duszę. Przysłowiowa druga strona medalu, do której dostęp posiadają jedynie nieliczni. Jeśli uda nam się przebić przez owy mur, ujrzymy delikatną, wrażliwą kobietę, o szczerozłotym złotym sercu. To nie jest 'prawdziwa' Annabeth. To jedynie część jej osobowości. Ale właśnie owy element od lat pozostaje skrywany przed światem. Dlaczego? Być może jest zwyczajnie nieprzydatny w obecnej rzeczywistości. Zbyt słaby, łatwy do wykorzystania. Lepiej więc, aby nigdy nie ujrzał światła dziennego.
GŁOS: Jenix - Catch Fire
TALENT: Annabeth jest w stanie okiełznać jedną z najpotężniejszych sił natury - ogień. Zalicza się to przede wszystkim do samego tworzenia płomieni, lecz także odporności na owy żywioł. Jak widać została obdarzona niezwykle niebezpieczną mocą, jednak wciąż nie posiada nad nią pełnej kontroli. Z tego powodu stara się ograniczać jej używanie.ORIENTACJA:  Wybaczcie drogie panie, nasza Annabeth interesuje się jedynie płcią przeciwną
ZAUROCZENIE: Jej serce wciąż pozostaje zamknięte na jakiekolwiek uczucia tego rodzaju i raczej nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości miało to ulec zmianie.
RODZINA: Nigdy nie poznała swoich rodziców i szczerze powiedziawszy - nie chce znać. Posiadała za to starszą siostrę, Harley. Ta zmarła jednak w wyniku ciężkich obrażeń, broniąc małej Ann przed ciosami.

POZOSTAŁE:
  • Całe swoje dzieciństwo spędziła w niewoli. Gdy miała ledwie ponad roczek, jej rodzice sprzedali Annabeth wraz z jej siostrą w ramach spłaty długu. Dziewczynki trafiły w ręce pewnego 'gangu'. Harley zmarła w wieku dziesięciu lat, broniąc młodszej siostrzyczki.
  • Ośmioletnia wówczas Ana w akcie rozpaczy nieświadomie wywołała ogromny pożar, który pochłonął żywcem jej oprawców.
  • Zna się na medycynie i swego rodzaju alchemią. Potrafi stworzyć najróżniejsze specyfiki - począwszy od zwykłych trunków, przez lecznicze eliksiry, aż po śmiercionośne trucizny.
  • Doskonale włada zarówno bronią białą, jak i palną. Owe umiejętności zawdzięcza pewnem. mężczyźnie, u którego pobierała nauki.
  • Odnośnie poprzedniego punktu, owym mężczyzną był pewien pustelnik, który przez kilka lat zastępował jej ojca,
  • W wolnych chwilach zgłębia tajemnice astronomii.
    Posiada niewielki tatuaż na lewym barku, przedstawiający mitycznego ptaka zrodzonego z płomieni - feniksa.
INNE ZDJĘCIA: Brak
PROWADZĄCY: Kama3007 [HW] | gwiazdkowa3007@gmail.com [Gmail]
STATYSTYKI:
  • Inteligencja: 150
  • Szybkość: 125
  • Zręczność: 150
  • Wytrzymałość: 90
  • Siła: 75

sobota, 21 października 2017

Od Dary

A gdyby tak na świecie zapanował pokój? Spory, przepychanki i wojny odeszły w niepamięć, pozostawiając po sobie jedynie błogi spokój? Podobno o niego modlili się dawni ludzie, ślepo zapatrzeni w coś, co sami stworzyli. Czasami dołączałam do ich grona, recytując słowa, które od najmłodszych lat wpajała mi mama. Dodawały otuchy w trudnych momentach. Spojrzałam na swoje dłonie ze wstrętem. Przelano nimi tyle krwi... Jeszcze więcej miano w przyszłości. Nosiłam w sobie cząstkę ojca, tę łaknącą ludzkiego cierpienia. Pchnęłam ciężkie drzwi, wkraczając do krainy Dzieci Nocy. Korytarz pozbawiony okien oświetlany był przez setki lamp ukrytych w podłodze, nadając pomieszczeniu mrocznego charakteru. O tej porze nie było tu ani żywej duszy, wszyscy zapewne już dawno spali, przestrzegając dobowego rytmu narzuconego przez dowódcę. Wszyscy, oprócz dwóch nocnych marków. Czarnowłosej dziewczyny i jej przyjaciela. Pierwszym, co zrobiłam zaraz po powrocie z miesięcznej misji, było podrzucenie Alfie na biurko raportu pospiesznie nakreślonego na kolanie. Nie budziłam innych, by zjeść ciepły posiłek, poczekam do rana na śniadanie. Umorusana, miejscami z plamami zakrzepłej krwi wrogiego patrolu, udałam się tam, gdzie zdecydowana większość ani myślała chadzać. Dokładniej do kwatery naszego wiecznie zajętego zbrojmistrza. Niby po to, by zdać broń i podrzucić rozpiskę utraconego ekwipunku, w rzeczywistości jedynie łaknąc towarzystwa. On jeden nigdy mi go nie odmówił. Zastukałam zgiętym palcem o drzwi, informując o swoich zamiarach. Odpowiedziała mi głucha cisza, pewnie zmorzył go sen. Tak więc po cichutku wemknęłam się do królestwa Alexandra. W środku było duszno, w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach świeżo topionej stali i prochu strzelniczego. Drapał w gardło. Chłopak spał z głową na kartkach, choć łóżko znajdowało się niewiele dalej, za kotarą. Pies drzemał u jego stóp, wielki i dostojny. Chwyciłam kocyk, przykrywając nim blondyna. Ten w odpowiedzi wymruczał coś, rozejrzał się na wszystkie strony, by ostatecznie wzrokiem natrafić na mnie. Uśmiechnęłam się lekko do niego, powstrzymując chichot na widok jego miny.
— Witaj, rycerzu. Księżniczka nareszcie powróciła z wyprawy.— Zaśmiałam się cichutko.

– Alexandrze? –

niedziela, 8 października 2017

To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.

GODNOŚĆ: Przez czternaście wiosen mówiono na nią Elandiel. Nosiła również nazwisko po ojcu- Lacroix [czyt. Lakruła]. Jednak po tragicznej śmierci zarówno jego, jak i matki postanowiła całkowicie wymazać swoją przeszłość. Od pięciu lat przedstawia się jako Celestia Anastazja Ludenberg.
PSEUDONIM: Nie dostąpiła zaszczytu posiadania ich wielu. Mówiono na nią jedynie Celes lub Białowłosa. Rodzice zdrobniale nazywali ją El, ale każde wspomnienie ów pseudonimu wiąże się dla niej z bólem.
PŁEĆ: Długie, białe włosy, delikatnie zaokrąglona sylwetka i delikatne rysy twarzy świadczą o tym, że jest kobietą.
WIEK: W tym roku będzie obchodzić swoją 19 zimę.
PRZYNALEŻNOŚĆ: Dyscyplina i porządek- Żądni Ładu.
STANOWISKO: Strażniczka/wartownik z pozwoleniem na użycie snajperki.
CHARAKTER: Możesz kierować się sercem, lub rozumem. Ja sama częściej wybieram pierwszą opcję, acz czasem zdarza mi się włączyć tę drugą. Nie da się bowiem używać jednocześnie tego i tego, co niestety nieraz zauważyłam. W końcu, czy ktoś z nas nie był nigdy w tej rozterce? Uczucie czy umysł? Które z nich ma rację? Stawiając na miłość lub przyjaźń musimy zrezygnować z logicznego (niekiedy i sprawiedliwego) myślenia. Zaś, by kierować się racjonalnością i rzeczowością nasze serce musi stwardnieć niczym kamień. Mimo wszystko, w tych czasach nie można być ciepłą kluchą, która myśli, że każdy człowiek jest dobry i nigdy nas nie zrani. Teraz muszę mieć serce z metalu, plecy z kamienia i dupę z jakiegoś innego, twardego materiału. Asertywność jest moim dobrym towarzyszem. Podobnie, jak powierzchniowa złośliwość. Słowa to pierwsza linia obrony. Dlatego nie mogę dać po sobie poznać tego, że się boję. Strach skrywam za kurtyną pewności siebie, sarkazmu i obojętności. Takiej osoby raczej nikt nie ruszy, nie? Staram się zgrywać twardą, niewzruszoną.. Ale, oczywiście, zdarzają się chwile, kiedy to nie wychodzi. Częściej, moje udawanie zauważają ci, z którymi często przebywam. Oni doskonale wiedzą, jaka jestem pod tą skorupą, i jak łatwo mnie zranić. Jestem bardzo, bardzo podatna na stres. Przed ciężkimi misjami, lub czasem, po prostu, przed następnym dniem potrafię być tak przerażona, że mogę nie jeść przez dwa dni. Wydaje mi się, że nie boję się takich rzeczy, jak inni. Nie wzrusza mnie widok różnych maszkar, dziwnych zwierząt, krwi, czy człowieka rozciętego na pół. Ciemności, pająki, dentyści.. To też dla mnie nic. Ja po prostu boję się przyszłości. Boję się tego, co przyniesie czas. Ile osób, które kiedyś kochałam, będzie musiało zginąć, opuścić mnie.. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić życia bez niektórych.. Dlatego staram się ich chronić za wszelką cenę. Nawet, jeśli miałoby nią być moje własne życie. Zawsze stanę w obronie wobec tych, którzy obdarzyli mnie jakimś miłym uczuciem, lekkim uśmiechem, czy nawet życzliwym spojrzeniem. 
Lubię oglądać. Podziwiać. Nieważne, czy to zwierzęta, naturę, czy ludzi. Uważam się za dobrą obserwatorkę, potrafiącą dostrzec wiele, z pozoru, nieistotnych szczegółów. Lubię również słuchać. Bajki, mity, opowieści o przeszłości, czy zwykłe słuchanie monologu drugiej osoby. Czasem łapałam się na tym, że przeżywałam emocje bohatera opowieści. Razem z nim byłam zawstydzona, wzruszona, lub poruszona. Nie cierpię za to przemówień, monologów czy prezentacji w moim wykonaniu. Nienawidzę mówić do tłumu ludzi. Moje rozmowy najczęściej ograniczają się do tych w cztery, sześć lub osiem oczu. Rzadko kiedy więcej. Wróćmy jednak do rzeczy i czynności, które lubię. Jedną z nich jest nauka. Nie, nie chodzi mi tu o przedmioty ścisłe, czy humanistyczne. Samoobrona, survival, sztuki walki.. Oraz astronomia. To są rzeczy, które mogłabym praktykować przez cały czas. Dlatego właśnie wybrałam pozycję nocnego strażnika. Siedzenie na warcie i wpatrywanie się w nocne niebo to najpiękniejsza rzecz, jaką mogę sobie wyobrazić. Zwłaszcza, jeśli jest to lato, moje włosy rozwiewa lekki wiatr, a uszy pieszczą ciche pieśni liści lub strumieni. Tak, coś takiego niesamowicie mnie odpręża. Ale nie wyprowadza z czujności. Jeśli jakiś niepożądany dźwięk zakłóci akompaniament jednych szumów z drugimi szumami, mój słuch natychmiast się wyostrza, a ja niestety (lub stety) nad tym nie panuję. Moją kolejną wadą jest niesprawiedliwość. Jak wspomniałam na początku, z reguły kieruję się sercem, a nie umysłem. Temu też nie traktuję wszystkich tak samo. A oni o tym wiedzą. Jak każda osoba płci żeńskiej, miewam swoje dni. Wtedy jestem jeszcze bardziej nieznośna, niż zawsze. Upór sięga zenitu, podobnie, jak lenistwo i złośliwość. Lepiej wtedy nie podchodź do mej skromnej osoby,  jeśli nie masz ze sobą kijaszka i jakiejś dobrej czekolady. Ewentualnie szynki, lub krwi młodych dziewic. Ogólnie lepiej nie podchodź, bo gryzę. Szczególnie upodobałam sobie odgryzanie męskich prąci.
TALENT: Odporność. Jakkolwiek to brzmi, panienka jest w pewien sposób nieczuła na działanie trucizn, jadu. Przytomność, oczywiście, traci, jeśli dana toksyna jest w jej organizmie pierwszy raz, ale zawsze wraca do żywych. Czasem po kilku minutach, a czasem– dniach.
ORIENTACJA: NIE CZEPIAJCIE SIĘ MNIE, ŻE NIE MAM CHŁOPAKA. TO NIE PRZEZ MÓJ CHARAKTER, TYLKO PRZEZ ASEKSUALIZM Heteroseksualna.
PARTNER: Nataniel Alma Chimero
RODZINA: Od 7 lat jest sierotą. A rodzeństwa nie ma.
POZOSTAŁE:

  • Celestia wierzy w bogów. W miejscu, z którego pochodzi mówiono, że każdy bóg reprezentuje inny żywioł. Najsilniejszymi byli bogowie Życia i Śmierci. Zgodnie ze Starożytnym Pismem każdemu, kto nie poszanuje martwego ciała, należy się kara. Poza tym, dusza zmarłego nie może wtedy zaznać spokoju. Temu też, po zabiciu kogokolwiek, robi symboliczny pogrzeb i posypuje martwego garścią piachu, żwiru, lub czegokolwiek, co znajdzie pod ręką.
  • Panna ma swoją własną sowę. Nazwała ją Asiria i kocha ją, jak drugiego człowieka. A ptak odwdzięcza się jej tym samym. Często wskazuje jej drogę w lesie i ostrzega, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa.
  • Znaki na jej rękach i pod okiem są pozostałością z jej starego życia. Jej matka była kapłanką, a Celestia, jako jej córka, musiała pełnić funkcję jej pomocnicy. W związku z tym wytatuowano ją, gdy miała niecałe cztery lata, by oddać jej szacunek. Teraz służą tylko jako ozdoba, którą zresztą nieczęsto się chwali. Nie lubi bowiem wspominać tamtych dni.
  • Co by tu jeszcze.. Uwielbia konwalie i kwiat czarnego bzu. Ten pierwszy w formie jakiegokolwiek pachnidła, a drugi- jako pożywienie. Jeśli chcesz napić się wywaru z ów roślinki- przyjdź do niej. Panna zawsze ma jakąś flachę na stanie.
  • Gardzi większością alkoholi. Jedynym, co do niej przemawia jest słodkie wino, zresztą pite z umiarem. Widok jej z lampką soku ze sfermentowanych winogron to tak czy siak rzadkość.
  • W wieku czternastu lat zdecydowała się na zabieg zaostrzenia kłów. Teraz nie dość, że jej zęby są ostrzejsze, to jeszcze dłuższe. Widać to bardzo ładnie, gdy Celestia się szeroko uśmiecha
  • Niespełna 157 centymetrów wzrostu sprawia, że jest jedną z najniższych osób w Żądnych. Często irytują ją docinki na ten temat, ale nie pozostaje im dłużna.
  • Nauczyła się władać bronią snajperską. Praktyki pobierała u najlepszych z Żądnych, więc prawie każdy jej strzał jest celny. Posługuje się dokładniej tą bronią, którą nazwała Pocałunkiem Śmierci.

INNE ZDJĘCIA: Brak.
PROWADZĄCY: elentimcora@gmail.com
STATYSTYKI:
  • Inteligencja: 145
  • Szybkość: 120
  • Zręczność: 150
  • Wytrzymałość: 100
  • Siła: 85

Obserwatorzy