niedziela, 19 listopada 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Dzisiejszy dzień z każdą minutą powodował, coraz większy szok mojego organizmu. Przemieszczanie się z zimnego w gorące, nie służyło niczyjemu zdrowiu. Jeszcze nigdy nie przedostałam się z gór na pustynie, w tak szybkim tępie. Piasek zacinał moją skórę, zmuszając do zakrycia całego ciała oprócz oczu. Panna w białej pelerynie, leżąca na jednej z wyższych wydm, była widokiem dość niecodziennym. Mój wzrok błądził po horyzoncie, szukając jasnych mundórów, mojego ugrupowania. Nie znajdowałam się w tym miejscu przypadkiem. Pech chciał, że jeden z młodszych żołnierzy, postanowił obalić mit o postaci,  panującej nad pustynią. Do moich uszu w pewnej chwili dotarła charakterystyczna pieśń. Wzrok powolnie powędrował w kierunku zachodnim, skąd dobiegały owe głosy. Szeregowi szli zdecydowanym krokiem, nie mając w zamiarze nawet chwilowego postoju. Miałam już podrywać się do truchtu, jednak widok mężczyzny idącego w stronę niewielkiego oddziału, zmusił mnie do innych kroków. Ściągnęłam cicho broń z pleców, automatycznie składając się w pozycje strzelecką. Luneta pozwoliła mi, zauważyć więcej szczegółów danej sytuacji. Rękę postaci owite w bandaże, wykonywały kolejne ruchy nie świadczące nic dobrego. „Jeden człowiek, to irracjonalne” powiedziałam sobie w myślach, jednak każdy kolejny gest, zmuszał mnie do coraz większej kontemplacji, nad pochodzeniem owego tubylca. Przerażający głos, rozpostarł się na całą pustynie, mogąc zamrozić niektórym, krew w żyłach. Piasek zaczął się poruszać, a z niego uformowały się potwory, wcześniej opisywane tylko w opowieściach. Kto by pomyślał, ze nawet takie historie, są prawdziwe. Skupiłam się bardziej, obserwując poczynania pustynnego obywatela. Kciuk odbezpieczył broń, a palec wskazujący swobodnie leżał na spuście. Nie byłam pewna czy powinnam pomagać, jednakże chęć pokazania im, tego, ze nie usłuchali rozkazu była praktycznie równa, niechęci uratowania.
- Nawet się nie waż... - szepnęłam cicho, widząc, że piaskowe stwory zbliżają się do moich żołnierzy.
- Pojmać!
Podniosłam głowę, oddychając z ulgą, od razu podążając za największym postrachem tych ziem.

•••

Posiadłość do jakiej doszliśmy, ani trochę nie przypominała moich oczekiwań. Nie był to zamek zakuty łańcuchami, jednak wielopiętrowy budynek, zbudowany z największa starannością o detale. Jednym z nich był ogród, między którego drzewami właśnie się znajdowałam. Naciągęłam mocniej kaptur, poprawiając przy tym chustę na twarzy. Tutaj było trochę chłodniej niż na wydmach, panował trochę inny klimat, bardziej sprzyjający człowiekowi. Nie sądziłam, że doczekam czasu gdy mit okaże się prawdą, jednak tak było. Z ukrycia obserwowałam wysokiego mężczyznę, odpoczywającego wśród przyrody. Chciałam ukucnąc, jednak szelest gałęzi, spowodował, że jego wzrok wylądował na mnie.
— Kolejna, która chce zakończyć mój marny żywot? - mruknął.
Zaczęłam się poruszać w lewą stronę, zmuszając go do śledzenia mnie wzrokiem. Musiałam uważać na każde słowo, pamiętając by nie okazywać strachu, którego już nie odczuwałam.
- Kolejna, która chce odzyskać to co jest jej... - mój głos załamał się na końcu, gdyż wykończenie organizmu dawało się we znaki. Ledwo co chodziłam a co dopiero mówić o innych sprawnościach.
Zerknęłam w kierunku ławki, jednak postać zniknęła mi z pola widzenia. Złapałam pewnie sztylet w rękę starając się, odszukać zaginionego. Poczułam silne ramiona, które odwróciły mnie przodem do siebie, oraz przywarły do drzewa. Położyłam ostrze na szyi ciemnowłosego, patrząc głęboko w jego bursztynowe oczy:
- Nawet mnie nie wysłuchasz, tylko od razu zabijesz? Duszo pustyni? - szepnęłam pewnie, przyglądając się jego twarzy.

[Lu? Savke jeszcze nie planuje zamachu XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy