piątek, 24 listopada 2017

Od Celestii - Cd. Annabeth

  Suliada błękitna, suliada błękitna.. To mi mówiło tak wiele, jak niektóre modlitwy mojej matki. W każdym razie wiedziałam, że ma to być niebieski kwiatek. Ale, cholera, ile niebieskich kwiatków mogę znaleźć w lesie?! Cóż, wydaje mi się, że sporo.. A dziewczę zdecydowanie nie chciało ze mną współpracować. W sumie się jej nie dziwię. 
- Przykro mi, ale nie jestem zielarką ani znachorką. Takich roślin w lesie mogą być setki, a ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
- To daj mi samej ją znaleźć! - jęknęła, marszcząc brwi.
Musiałam pomyśleć. Ciemnowłosa nie wyglądała dobrze. Widać też było, że nie udawała. W tej sytuacji miałam dwa wyjścia- albo siłą zaciągnąć ją do medyka, albo iść razem z nią. Potarłam skronie, opierając drugą dłoń na biodrze i jednocześnie uważając, by nie wystrzelić z broni.
- Dobra. Ale pod dwoma warunkami.
- No szybko!
- Pójdę z tobą. Chcę mieć pewność, że nie należysz do Nietoperzy. To pierwszy warunek. Drugi jest taki, że jeśli stracisz przytomność, zawlokę cię do lekarza. Naszego lekarza - dodałam, wpatrując się pannie w oczy. Ta lekko je zmrużyła, ale niechętnie skinęła głową.
Po jej geście czym prędzej do niej doskoczyłam i delikatnie chwyciłam ją za ramię. Dziewczyna cicho syknęła, ale nie protestowała. Choć, może nie miała na to siły..
- Wiesz w ogóle gdzie go szukać?
- Nie jestem głupia - warknęła.
- Polemizowałabym. Ja nigdy w życiu nie wkroczyłabym ranna na nieznane mi tereny.
- Wiesz, nie chciałam umierać.
- Każdego kiedyś to spotka. Niektórych prędzej, innych zaś później. - ucięłam, nadal podtrzymując intruza. O bogowie, tylko, żeby panna Savey się o tym nie dowiedziała.. Chyba by mi oderwała mój głupi łeb..

[ Annabeth? Długość ;-; ]

czwartek, 23 listopada 2017

Czasami chciałbym po prostu zniknąć, rozpłynąć się niczym poranna mgła...

„A jed­nak mógłbym tu­taj sie­dzieć w nies­kończo­ność, pogrążony w bez­czyn­ności, nieużyteczny. Nie byłoby to trud­ne. Wys­tar­czyłoby nicze­go nie chcieć, raz na zaw­sze wyrzec się wszys­tkiego, stać się przez­roczys­tym. To in­ni, ci, którzy w nieunik­niony sposób w końcu mnie zauważają, spro­wadzą mnie z pow­ro­tem do rzeczy­wis­tości. W ich spoj­rze­niach zno­wu zacznę is­tnieć. Stanę się tym, który nie zapłacił za swój błąd, tym, które­go grzechu nie sposób od­ku­pić. Wówczas do mnie będzie na­leżała de­cyz­ja: zos­tać czy uciec. W obyd­wu przy­pad­kach będę pot­rze­bował od­wa­gi.”
Philippe Besson



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
19 LAT◈ŻĄDNI ŁADU◈ŻOŁNIERZ◈PARTNERKA: CELESTIA ANASTAZJA LUDENBERG◈KAZU
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

środa, 22 listopada 2017

Od Lu'aj cd. Savey

  Kobiety potrafią być bezczelne, nawet znajdując się na straconej pozycji, o czym już dawno zdążyłem zapomnieć. Niestety nie miewałem gości przybywających tu z pozytywnymi intencjami, chyba że trafili się zagubieni zbiegowie z jednej ze zwaśnionych grup, mylnie nazywani Wolnymi Strzelcami. A akurat ta panienka do nich nie należała. I nie wywnioskowałem tego po białym jak śnieg mundurze- uciekający często zabierali ze sobą tego typu drobiazgi. Dumna, wręcz wyniosła postawa charakterystyczna była dla ludzi wyżej postawionych w gronie Żądnych Ładu. Dokładnie taka, jaką przybrała ta drobna istotka. Ledwo stała o własnych siłach, co próbowała zamaskować pewnym siebie tonem wymawianych słów. Choć w końcu nawet głos zaczął odmawiać jej posłuszeństwa. Dusza Pustyni... Już nie diabeł, dezerter, a istota owiana legendą... Minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz ktoś odezwał się do mnie po imieniu, pomijając różnorakie przydomki. Na moment zatopiłem się w jej zimnych oczach, z których biło zwierzęce szaleństwo. Znalazłem w nich coś znajomego, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Odbija ci na starość, Lu'aj, zaczynasz mieć przywidzenia. Powoli odjąłem swoją prawą rękę od ramienia dziewczyny, tylko po to by położyć ją na dłoni dzierżącej nóż. Fakt faktem ostrze tuż przy gardle sprawiało mi dyskomfort już teraz, nie wspominając nawet o próbie udzielenia odpowiedzi na pytanie. Mimo wszystko też byłem człowiekiem, mogłem zostać ranny. Śmiertelnie. Zwłaszcza w warunkach pustynnych, gdzie nawet drobne skaleczenie z łatwością zamieniało się w wodospad ropy. Po raz kolejny popatrzyłem prosto w szarawe oczy rozmówczyni, z wyrzutem i pogardą.
   — Śledziłaś mnie, wtargnęłaś na teren prywatny, zakłóciłaś mój spokój, teraz grozisz mi słownie i fizycznie. W takiej sytuacji mam pełne prawo do użycia wszelkich niezbędnych środków obrony własnej, w tym siły i talentu, czyż nie? Nawet tu obowiązuje prawo, panienko.— Swoją wypowiedź zakończyłem iście teatralnym westchnieniem.— Czy już nawet we własnym domu nie mam prawa odpocząć? Nic tylko przychodzą, wyzywają, bredzą coś o skarbach jakie rzekomo posiadam, targają się na mój marny żywot! I dziwisz mi się, kobieto, że reaguję tak a nie inaczej! Jestem tylko człowiekiem, też mam swoje granice...
 Puściłem ją i oddaliłem się o krok. Pozbawiona dodatkowej podpory, zachwiała się nieco. Mój błąd. Już wcześniej widziałem, że ledwo udało jej się stabilnie utrzymać nóż, a co dopiero równowagę. Żądni Ładu powinni szkolić swoich ludzi do dłuższego przebywania w trudnych warunkach. Szybkim ruchem ująłem ją pod ramię, z delikatnością, która zaskoczyła nawet mnie samego. Kolejna rzecz, o której zapomniałem- ludzie tak szybko się odwadniali...
   — Powinnaś uważać...

⦅SAVEY? No nie wytrzymał chłopak nerwowo :')⦆

niedziela, 19 listopada 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Dzisiejszy dzień z każdą minutą powodował, coraz większy szok mojego organizmu. Przemieszczanie się z zimnego w gorące, nie służyło niczyjemu zdrowiu. Jeszcze nigdy nie przedostałam się z gór na pustynie, w tak szybkim tępie. Piasek zacinał moją skórę, zmuszając do zakrycia całego ciała oprócz oczu. Panna w białej pelerynie, leżąca na jednej z wyższych wydm, była widokiem dość niecodziennym. Mój wzrok błądził po horyzoncie, szukając jasnych mundórów, mojego ugrupowania. Nie znajdowałam się w tym miejscu przypadkiem. Pech chciał, że jeden z młodszych żołnierzy, postanowił obalić mit o postaci,  panującej nad pustynią. Do moich uszu w pewnej chwili dotarła charakterystyczna pieśń. Wzrok powolnie powędrował w kierunku zachodnim, skąd dobiegały owe głosy. Szeregowi szli zdecydowanym krokiem, nie mając w zamiarze nawet chwilowego postoju. Miałam już podrywać się do truchtu, jednak widok mężczyzny idącego w stronę niewielkiego oddziału, zmusił mnie do innych kroków. Ściągnęłam cicho broń z pleców, automatycznie składając się w pozycje strzelecką. Luneta pozwoliła mi, zauważyć więcej szczegółów danej sytuacji. Rękę postaci owite w bandaże, wykonywały kolejne ruchy nie świadczące nic dobrego. „Jeden człowiek, to irracjonalne” powiedziałam sobie w myślach, jednak każdy kolejny gest, zmuszał mnie do coraz większej kontemplacji, nad pochodzeniem owego tubylca. Przerażający głos, rozpostarł się na całą pustynie, mogąc zamrozić niektórym, krew w żyłach. Piasek zaczął się poruszać, a z niego uformowały się potwory, wcześniej opisywane tylko w opowieściach. Kto by pomyślał, ze nawet takie historie, są prawdziwe. Skupiłam się bardziej, obserwując poczynania pustynnego obywatela. Kciuk odbezpieczył broń, a palec wskazujący swobodnie leżał na spuście. Nie byłam pewna czy powinnam pomagać, jednakże chęć pokazania im, tego, ze nie usłuchali rozkazu była praktycznie równa, niechęci uratowania.
- Nawet się nie waż... - szepnęłam cicho, widząc, że piaskowe stwory zbliżają się do moich żołnierzy.
- Pojmać!
Podniosłam głowę, oddychając z ulgą, od razu podążając za największym postrachem tych ziem.

•••

Posiadłość do jakiej doszliśmy, ani trochę nie przypominała moich oczekiwań. Nie był to zamek zakuty łańcuchami, jednak wielopiętrowy budynek, zbudowany z największa starannością o detale. Jednym z nich był ogród, między którego drzewami właśnie się znajdowałam. Naciągęłam mocniej kaptur, poprawiając przy tym chustę na twarzy. Tutaj było trochę chłodniej niż na wydmach, panował trochę inny klimat, bardziej sprzyjający człowiekowi. Nie sądziłam, że doczekam czasu gdy mit okaże się prawdą, jednak tak było. Z ukrycia obserwowałam wysokiego mężczyznę, odpoczywającego wśród przyrody. Chciałam ukucnąc, jednak szelest gałęzi, spowodował, że jego wzrok wylądował na mnie.
— Kolejna, która chce zakończyć mój marny żywot? - mruknął.
Zaczęłam się poruszać w lewą stronę, zmuszając go do śledzenia mnie wzrokiem. Musiałam uważać na każde słowo, pamiętając by nie okazywać strachu, którego już nie odczuwałam.
- Kolejna, która chce odzyskać to co jest jej... - mój głos załamał się na końcu, gdyż wykończenie organizmu dawało się we znaki. Ledwo co chodziłam a co dopiero mówić o innych sprawnościach.
Zerknęłam w kierunku ławki, jednak postać zniknęła mi z pola widzenia. Złapałam pewnie sztylet w rękę starając się, odszukać zaginionego. Poczułam silne ramiona, które odwróciły mnie przodem do siebie, oraz przywarły do drzewa. Położyłam ostrze na szyi ciemnowłosego, patrząc głęboko w jego bursztynowe oczy:
- Nawet mnie nie wysłuchasz, tylko od razu zabijesz? Duszo pustyni? - szepnęłam pewnie, przyglądając się jego twarzy.

[Lu? Savke jeszcze nie planuje zamachu XD]

piątek, 17 listopada 2017

Od Annabeth - Cd. Celestii

Wtargnięcie na czyjeś tereny? Rutyna. Wtargnięcie na czyjeś tereny w beznadziejnym stanie i zostanie przyłapanym? To jakaś nowość. Zacisnęłam zęby, delikatnie przesuwając dłonią po rękojeści sztyletu. Gdybym tylko się postarała, moje dwa maleństwa mogłyby wyrządzić więcej szkód niż tamto uzi, dzierżone przez niejaką Celestię. Byłam wściekła na samą siebie, że wkopałam się w poważne kłopoty przez własną głupotę. Dziewczyna zakończywszy swoją wypowiedź odwróciła się na pięcie, zerkając na mnie kątem oka.

 - Idziesz? - spytała twardo, głosem wyraźnie wskazującym, że był to prędzej rozkaz aniżeli pytanie.

Niechętnie powlekłam się za nieznajomą, powoli przebierając nogami. Piekący ból wciąż przybierał na sile. Dołożyłam jednak wszelkich starań, ażeby choć z pozoru ignorować to uczucie. Szłam z wysoko uniesioną głową, utkwiwszy spojrzenie w oddali. Lekarz... Doprawdy? A potem co? Zaprowadzą mnie do przywódcy i albo spędzę resztę życia w niewoli, albo nie dożyję kolejnego poranka. Chcą omamić mnie złudną perspektywą otrzymania bezinteresownej pomocy? Nie jestem aż tak naiwna, aby dać się nabrać na te proste sztuczki. Poczułam delikatne mrowienie w koniuszkach palców. Zacisnęłam pięści. Skrajne wyczerpanie połączone z gwałtownymi emocjami to istna trucizna dla zdrowego rozsądku. Umysł przestaje trzeźwo myśleć, a osoba zaślepiona chęcią 'ratowania' swojego życia wpada w bezpodstawny szał lub panikę. Najczęściej podejmuje wówczas próbę ucieczki, a nawet walki, która w znaczącej liczbie tak pochopnych działań oznacza pewną śmierć. Stanęłam w miejscu, przymykając powieki. Nie mogę. Nie tym razem. Celestia odwróciła się, marszcząc delikatnie czoło. 

 - Hej, pani "Ład i Porządek", nie masz czasem takiego niebieskiego kwiatka? - uniosłam lekko brwi, mimowolnie opierając się o najbliższe drzewo, aby utrzymać równowagę. - Nie mam nic przeciwko waszym dobrodusznym lekarzom, ale chyba... Trochę kręci mi się w głowie - skrzywiłam się nieznacznie.

 - Jakiej konkretnie rośliny potrzebujesz? - spytała dziewczyna po krótkiej chwili milczenia.

- Suliada Błękitna - wymamrotałam, bacznie przeczesując wzrokiem okolicę. 

[ Celestia? ]

niedziela, 12 listopada 2017

Od Lu'aj

Jasne mundury. Znak orła o rozpostartych skrzydłach, niby niewielki, a jednak widoczny ze znacznej odległości. Determinacja osób nieprzyzwyczajonych do surowego klimatu pustyni. Oto kolejni śmiałkowie wkroczyli na teren mojego królestwa, pragnąc przejąć władzę. Ludzie to istoty głupie i lekkomyślne, ślepo zapatrzone w siebie. Poprawiłem chustę zasłaniającą moją twarz, płaszcz chroniący przed palącym słońcem. A jednak przyznać muszę, że żołnierze obu moich sąsiadów byli źródłem jedynej rozrywki godnej mojej uwagi. Przychodząc tu pragnęli tylko jednego- sprawiedliwego wyroku za swe grzechy, pokuty poprzez cierpienie. Pech chciał, by natrafili na mnie zaraz po przekroczeniu granicy. Zaśmiałem się, a pustynia poniosła mój głos daleko poza pole widzenia.
Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał.— Uniosłem ręce owinięte beżowymi bandażami. Pierwsi z mych wojowników powstali z martwych, jako ostrzeżenie dla intruzów. Jeden z żołnierzy Żądnych Ładu drgnął, jakoby niepewny swego, jednak jego kompan zareagował równie szybko, dobywając broni.— Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia!
Z oblicz mych poddanych powoli, niby ospale sypały się ziarnka złotego piasku, padając bezszelestnie na podłoże. Stali nieruchomo, gotowi do obrony. Nigdy nie atakowałem pierwszy, wolałem dać innym prawo do wybrania właściwej drogi. Większość jednak wolała zakończyć swój żywot poprzez oczyszczenie własną krwią. Westchnąłem cicho, widząc jak jednemu z obcych zadrżała dłoń dzierżąca karabin. Słońce grzało niemiłosiernie, wzbudzając współczucie wobec śmiałków. Musieli przebyć długą drogę w upale tylko po to, by ujrzeć Duszę Pustyni, w pojedynkę próbować odbić nieprzyjazne tereny. Jeszcze chwila i sami by padli, gdyby nie...
— Pojmać.— Machnąłem niedbale dłonią.

Uwielbiałem wieczory, dające ukojenie po gorących dniach. Chłód, jaki ze sobą niosły, dawał ukojenie nie tylko ciała, ale też nerwów. Już swobodniej ubrany, odświeżony i zrelaksowany, usiadłem pod jednym z drzew oliwnych na tyłach świątyni. Otworzyłem O dziełach przypadku, zatracając się w świecie dawnych ludzi. Gdy nagle usłyszałem szelest. Podniosłem głowę, a przed sobą ujrzałem drobną postać, skrytą za gałęziami drzewek. Spokojnie odłożyłem lekturę, podnosząc się z ziemi. 
— Kolejna, która chce zakończyć mój marny żywot?— mruknąłem pod nosem.

⦅SAVEY? Lucek jakiś taki grzeczny XD⦆

sobota, 4 listopada 2017

Od Celestii - Cd. Annabeth

   Narzuciwszy na siebie popielatą szatę, ruszyłam w gęstwiny lasu. Dzisiejszej nocy nie miałam warty, panna Savey postanowiła mi dać wolne. Jednak mój organizm, przyzwyczajony do późnych wędrówek, nie wykazywał chęci snu. Upewniwszy się, że za pasem nadal jest moje malutkie uzi, weszłam głębiej między drzewa. Stąpałam ostrożnie i cicho, by nie zbudzić jakiś dzikich stworzeń. Co jak co, ale zwierzów nie lubiłam zabijać. No chyba, że widziałam, że bardzo cierpi od ran lub chorób. Zdjęłam chwilowo kaptur z głowy i spojrzałam w niebo. Niektóre z konstelacji gwiazd znałam. Gwiazdozbiór Feniksa i Smoka, jak zwykle błyszczały koło siebie. Na północy najjaśniej świeciła Przewodniczka. Ja jednak nadal kierowałam się na jej prawo. Lekkie, wysokie buty pomagały mi zachować ciszę, którą czasem mącił trzepot skrzydeł nocnych stworzeń. Nietoperze od dawna wzbudzały we mnie lekki zachwyt. Ich szybkość i słuch były tym, co mogłam im pozazdrościć. Zeskoczywszy z niskiej skarpy, zjechałam na wilgotnej trawie. Niedaleko przede mną majaczyła znajoma grota, dawniej zamieszkiwana przez małe stado Deronów. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Ja zaś postanowiłam skorzystać z ów miejsca, by na chwilę odpocząć. Jednak coś zwróciło moją uwagę, nim jeszcze weszłam do środka. Na trawie odbite były ślady. Zdecydowanie ślady butów. Ktoś miał tu wartę? Szybko przejrzałam w głowie plan, ustanowiony przez Dowódcę. Nie, wartę pełniono parę kilometrów dalej. A w tym czasie, źdźbła zdążyłyby wrócić do starego kształtu. Pochyliwszy się lekko nad delikatnym zagłębieniem, dojrzałam, że były one nierównomiernie rozmieszczone. Czyżby osoba, która je zostawiła, kulała? Przecież to nierozsądne! Któż o zdrowych zmysłach szedłby do lasu, będąc chromym? Wyprostowawszy się, odetchnęłam świeżym, chłodnym powietrzem i powolnym krokiem ruszyłam za śladami. Kątem oka dojrzałam plamę. Ciemną plamę, ciągnącą się w kierunku, z którego przyszłam. Momentalnie obejrzałam się za siebie, przygotowana na jakiegoś cichociemnego ninję-mordercę. Dostrzegłam jednak tylko zarys sporej wielkości cielska w grocie, w której zamierzałam przesiedzieć paręnaście minut. Westchnęłam cicho, dając upust swojej uldze i przedarłam się przez krzaki, w celu skrócenia dystansu. Widziałam bowiem, że ślady zakręcały za najbliższym pniakiem. Jak na złość, chmury skryły księżyc, pogrążając las w półmroku. Dla pewności wyjęłam uzi zza pasa, by w razie czego móc się bronić. Wytężyłam słuch, starałam się wyostrzyć wzrok, i stanęłam w bezruchu. Chwilę później niebo znów stało się czyste. Łagodny, srebrny blask z powrotem padł na puszczę. Kątem oka zauważyłam ruch. W ciągu chwili wycelowałam w postać, która starała się utrzymać równowagę. Trzymała w ręku sztylet, skierowany w moją stronę.
- Rzuć to – warknęłam, patrząc dziewczynie w oczy.
- Zabijesz mnie – syknęła.
- Na razie nie zrobiłaś nic, bym musiała cię zabijać. Jesteś na terenach Żądnych Ładu, więc jeśli nie chcesz mieć problemów, lepiej to schowaj. Poza tym, chyba jesteś ranna – bąknęłam, lustrując ją wzrokiem. – Mogę cię zabrać do lekarza.
- Kim ty w ogóle jesteś? Dlaczego mam z tobą gdzieś iść?
- Nazywają mnie Celestia, zajmuję stanowisko strażniczki. Tyle informacji o mnie powinno ci wystarczyć. Masz iść ze mną, bo coś ci się dzieje w nogę, i ogólnie, blada jakaś jesteś. A ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu.

[ Annabeth? ]

czwartek, 2 listopada 2017

Od Annabeth - Do Celestii

Przymknęłam oczy, przykładając instrument do swych ust. Subtelne dźwięki fletu zawirowały w powietrzu, niesione ciepłym wiatrem w odległe rejony świata. Kojące ciepło rozpływało się po moim ciele, zaś umysł powoli odzyskiwał spokój i harmonię. Na mojej twarzy mimowolnie ukazał się dziwny grymas przypominający uśmiech. Odczekawszy chwilę, zmieniłam tonację, przechodząc w nieco skoczniejszą melodię. W końcu postanowiłam odpuścić sobie dalsze zawodzenie, w celu zachowania wszelkich stworzeń obdarzonych zmysłem słuchu przy życiu. Zeskoczyłam z gałęzi drzewa, zgrabnie lądując na ziemi. Las, przyodziany w jesienne szaty, zdawał się z otwartymi ramionami witać strudzonych wędrowców. Pozory bywają jednak złudne, a niekiedy także prowadzące ku niechybnej zgubie. Najwyraźniej to ja miałam zostać podana jako idealny przykład potwierdzający prawdziwość powyższego zdania. Panującą wokoło ciszę przeszył rozdzierający ryk. Jak na komendę stanęłam w miejscu, gorączkowo przeczesując wzrokiem teren dookoła. Dźwięk wyraźnie dochodził z najbliższej okolicy. Szybko połączyłam odpowiednie fakty, dochodząc do jednego, prostego wniosku - Dirger. Moje przypuszczenia zostały momentalnie potwierdzone, kiedy to z zarośli wyłoniła się sylwetka ogromnego zwierza. Sięgnęłam po jeden ze swoich sztyletów, lecz było już za późno na całkowitą obronę. Drapieżnik przygwoździł mnie do ziemi, uniemożliwiając większość ruchów. Zwinnie wysunęłam się z morderczej pułapki, po czym kurczowo uczepiłam się poroża napastnika. Przerzuciłam nogę nad jego grzbietem, gorączkowo usiłując uniknąć jego kontrataków. To zwierze silne, lecz niezbyt bystre. Dwa precyzyjne cięcia wystarczyły, aby pozbawić go życia. Martwy stwór padł na ziemię, a ja - razem z nim. Wykrzywiłam usta w niemym grymasie bólu, tłumiąc w sobie jęk. Wspaniale. Teraz znów przez kolejne dwa dni będę robiła za kalekę. Przynajmniej może mi się to opłacić. Dirger to istna kopalnia złota, jeśli chodzi o handel. Zarówno poroże, jak i mięso owego stworzenia to obiekty największego pożądania wśród kupców. Z trudem zawlokłam truchło drapieżnika do pobliskiej jaskini, która w ostatnim czasie służyła mi jako tymczasowy apartament. Na zewnątrz powoli zapadał zmrok. Mój oddech z każdą kolejną minutą stawał się coraz płytszy, a ja powoli traciłam siły. Najwyraźniej odniesione obrażenia były znacznie poważniejsze niż zakładały moje początkowe przypuszczenia. Suliada Błękitna... Główny składnik mikstury, która pomogłaby mi szybciej wrócić do sił. Jeśli tylko znajdę ją na czas... W ciemnościach łatwiej będzie ją dostrzec, gdyż jej płatki emanują charakterystycznym, niebieskawym światłem. Niechętnie ruszyłam wgłąb lasu, przedzierając się przez labirynt wyniosłych drzew. Szłam powoli, starając się utrzymać na nogach. Uniosłam głowę ku górze. Muszę przyznać, zapowiadała się wyjątkowo urokliwa noc. Ciemnogranatowe niebo rozświetlały miliardy gwiazd. Podobno niegdyś widać było znacznie mniej, a ich ułożenie różniło się od tego, które znamy obecnie. Wtem z rozmyślań wyrwał mnie nagły, wyróżniający się spośród wszechobecnej ciszy szelest. Cholera. W takim stanie nie mam zbyt dużych szans na przetrwanie ewentualnej potyczki. Odruchowo chwyciłam rękojeść sztyletu, kiedy z mroku wyłoniła się niewyraźna sylwetka ludzkiej postaci. Wkrótce blady blask księżyca pozwolił mi ujrzeć ową zjawę w pełnej okazałości. Dziewczyna, odziana w popielatą szatę, stała naprzeciw mnie, trzymając w ręku broń. Zacisnęłam zęby. Zebrawszy w sobie resztki sił udało mi się utrzymać przytomny umysł. Utrata przytomności w takim momencie oznaczałaby pewną śmierć. Walcząc z własnym wyczerpaniem, wyprostowałam się i z należycie dumną postawą spojrzałam na nieznajomą.
[ Celestia? ]

Obserwatorzy