niedziela, 27 maja 2018

Od Celestii - Cd. Nataniela

Chłód bijący od kamiennych ścian leniwie muskał nagą, rozgrzaną słońcem skórę. Przez dłuższą chwilę milczałam, przypatrując się z zaciekawieniem mojemu towarzyszowi, na którego twarzy zakwitnęły urocze rumieńce. Nadal nie udzieliwszy mu odpowiedzi, strzepnęłam z marmurowego ołtarza kurz, który zdążył na nim opaść przez te kilkanaście miesięcy. Przywołałam do siebie gestem Nataniela, a ten podszedł, o dziwo, nie protestując. Zastanawiałam się, od czego mam zacząć. Jak duży rąbek tajemnicy mogę uchylić przed białowłosym, by wspomnienia nie powróciły do mnie ze zdwojoną siłą?
 - Jestem.. - zaczęłam, acz zaraz się poprawiłam. - Byłam następczynią kapłanki w mojej wiosce. Stąd znam modlitwy, które może w jakiś sposób pomogą ci na froncie.
 Skoro ja nie mogę być tam z Tobą - pomyślałam, podnosząc wzrok z niedziałającej już fontanny na trójkolorowe tęczówki Nataniela. Dostrzegłam w nich chyba zdziwienie, ale nie byłam tego pewna na sto procent. 
 Patrzyliśmy tak na siebie przez kilka chwil. Później przywołałam się do porządku, odchrząkując cicho. W myślach przeszukiwałam wszystkie znane mi modlitwy i błogosławieństwa, by znaleźć w końcu to krótkie, a jednocześnie mówiące wiele. Pochyliłam się, by spod ołtarza wyjąć opakowanie zapałek w zaskakująco dobrym stanie. Zapaliłam dwie, krwistoczerwone świece, stojące na marmurowej płycie, a nos uderzył subtelny zapach róż. 
Dwie świece - symbolicznie dla boga szczęścia i bogini mądrości. Czerwone - wyrażające szacunek dla utraconej krwi, jednocześnie symbolizujące dwa zupełnie przeciwstawne stany - wojnę i miłość. Po kilku sekundach wpatrywania się w bliźniacze płomienie, odwróciłam się przodem do Nataniela, delikatnie ujmując jego dłonie.
 - Modlitwa będzie w, być może, nieznanym ci języku. Jeśli zechcesz, będę mogła ją przetłumaczyć - wyjaśniłam pokrótce, biorąc głęboki wdech.
 Brak odpowiedzi z jego strony uznałam za zgodę. Temu też przymknęłam oczy i zaczęłam mówić:
 - Nostra pectora pugnis Ignis probat putemur aut nox nos olim elegit viam, quamvis pro.. - tu zrobiłam krótką przerwę. Ostatnie słowo wypowiedziałam z trudem. - Mortem.
To była tylko pierwsza zwrotka modlitwy, acz nie chciałam marnować czasu Nataniela na dwie kolejne. Jeśli kiedyś sobie tego zażyczy, dokończę ją. W końcu puściłam jego dłonie i odsunęłam się nieco, by oddać mu zagarniętą przestrzeń osobistą. Splotłam ręce za plecami, unosząc kąciki ust i nieśmiało podniosłam nań wzrok, obawiając się jego reakcji.

NATANIELU?

Od Nataniela cd. Celestii

 Całkowicie poddałem się woli dziewczyny, brnąc za nią przez nieznaną mi okolicę. Co prawda w głębi serca czułem niepokój, o bliżej nieokreślonym źródle, jednak starałem się tego nie okazywać. Po prostu milczałem, ściskając jej gorącą dłoń. Niczym największe dziecko na świecie, spełniające wolę swojej mamy. Jednak to, co zobaczyłem u celu krótkiej podróży, dosłownie zaparło mi dech w piersiach. Wiekowy budynek, z zewnątrz przypominał świątynię z opowieści snutych przez ojca. Celestia zadziwiła mnie po raz kolejny, z łatwością oraz pewnością siebie pokonując rozsypujące się schody, ciągnąc mnie za sobą. W duchu modliłem się, by jeden ze stopni nie raczył pogruchotać się pod naporem ciężkich, wojskowych butów połączonych z charakterystycznym dla mnie, dość mocnym stawianiem kroków. Odetchnąłem dopiero wtedy, kiedy znaleźliśmy się w... prawdę mówiąc wielkim pomieszczeniu, na środku którego zbudowano fontannę. Woda zatrzymała się w niej dawno temu, sądząc po jej kolorze i zieleninie pokrywającej większość powierzchni nie tylko murku, ale też i samej cieczy.
 Nim się obejrzałem- zostałem sam jak palec. Dziewczyna zniknęła gdzieś w głębi labiryntu korytarzy, za towarzysza pozostawiając mi głuchą ciszę. Włożyłem dłonie do kieszeni wilgotnych spodni, przebiegając wzrokiem po najbliższym otoczeniu. Dominowała tu czerwień oraz kolor, który Celestia zapewne nazwałaby jakoś fikuśnie. Jakiś perłowy, czy innośnie cudaśny. Westchnąłem cicho, a echo podniosło ów dźwięk gdzieś w dal. Zawsze, kiedy myślałem, że bardziej zaskoczyć mnie nie może- jasnowłosa robiła mi na złość. Zadarłem głowę ku górze. Moim oczom ukazały się płaskorzeźby przedstawiające kobiety dzierżące posrebrzane kielichy. Czyżby zaciągnęła mnie do świątyni?
 Odwróciłem się jak na komendę, gdy do moich uszu doleciał cichy odgłos tarcia oraz poprzedzające go kroki. Odwróciłem i zaniemówiłem. Nie wiem czy to z zaskoczenia, czy z sympatii, lecz serce zaczęło wybijać szaleńczy rytm, pompując krew do twarzy. Mógłbym przysiąc, że na buzi przybrałem kolor zbliżony do sukni mojej towarzyszki. Pięknie wyglądającej w tej nowej dla mnie odsłonie. Pierwsze wrażenie znikało stopniowo, pozwalając mi na nowo panować nad własnym ciałem. Przestąpiłem kilka kroków w przód, zbliżając się do Celes. Na twarzy wymalowane miałem zdziwienie, połączone z niemymi pytaniami. Zabrakło mi słów, by wyrazić wszystko to, co kłębiło mi się w głowie od momentu przybycia do tego przedziwnego miejsca. W końcu zdołałem wydusić z siebie jedynie:
 — Cel... Co ty znów kombinujesz?

CELESTIO?

sobota, 19 maja 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Dreszcze przeszły mnie na wskroś. Policzki przybrały kolor różu, a przyjemne ciepło rozlało się po całym ciele, począwszy na ustach, na palcach kończąc. Delikatnie ujęłam policzek chłopaka, przymykając oczy i odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go nieco. Po chwili odsunęłam się ciutkę od Nataniela, zwracając mu bezczelnie zagarniętą przestrzeń osobistą. Dłoń nadal pozostawała na jego ciepłym policzku, niestrudzenie gładząc go kciukiem. Pozwoliłam sobie na spojrzenie w jego oczy. W oczy, które tak wiele mówiły, ale jednocześnie tak wiele skrywały. Trójkolorowe tęczówki, zdradzające.. strach? Zmartwienie? Tego nie byłam pewna. Wiedziałam jednak, że przerażenie, które wcześniej trawiło moje myśli znacznie się zmniejszyło. Stąd też pojawił się lekki uśmiech, początkowo niepewny, acz koniec końców pokrzepiający. Po chwili namysłu postanowiłam uchylić przed nim rąbka jeszcze jednej tajemnicy. 
 Ujęłam dłoń jasnowłosego, ciągnąc go lekko w swoją stronę. Wiedziałam, że mamy jeszcze czas. Stąd też decyzja o zaprowadzeniu go do miejsca, w którym spędziłam dość dużo czasu jako dziecko. Z trudem dotarliśmy na brzeg; stopy zapadały się pod mokrym piaskiem na dnie jeziora, ledwo co pozwalając mi na postawienie kroków. Poczekałam chwilę, aż towarzysz z powrotem narzuci na siebie czarną koszulkę. Ja sama z powrotem założyłam trampki, uprzednio zdejmując przemoczone, ciemne rajstopy. 
 Większość drogi przeszliśmy w przyjemnym milczeniu, trzymając się za dłonie. Właściwie, to ja nie chciałam puścić ciepłej ręki chłopaka, a ten najwidoczniej mi na to pozwalał. W końcu dotarliśmy do miejsca lekko nadszarpniętego czasem. Świątynia straciła dawną świetność, acz nadal mająca ten niezwykły klimat. Wprowadziłam Nataniela do środka przez zrujnowane wejście, po czym poprosiłam, by dał mi kilka minut. Sama zniknęłam we wnęce za ołtarzem, gdzie zawsze znajdowała się szata kapłanki. Otworzyłam pozłacaną skrzynkę, w której znajdował się krwistoczerwony strój. Zrzuciłam dotychczasowe ubranie, przywdziewając delikatny materiał. Właściwie, szata odkrywała więcej, niźli zasłaniała – góra z jedwabnymi rękawkami i wykończona srebrną nicią skutecznie zakrywała biust i kawałek pleców, odsłaniając jednak dekolt i brzuch. Spódnica, sięgająca niby do kostek, zapinana była na biodrze, jednocześnie ukazując nagą skórę na boku lewego uda. Pierwotnym zadaniem takiego kroju było ukazanie wszystkich tatuaży. Temu też wcześniej cała szata wykonana była z półprzezroczystego materiału, który nie okrywał żadnej części ciała. Teraz jednak jedwab współgrał z ciężką tkaniną, której nazwy nie znałam. Zakrywała to, co powinna, jednocześnie odsłaniając niektóre tatuaże. Spędziłam przed zabrudzonym lustrem zdecydowanie więcej czasu, niż powinnam była. Ale chciałam wyglądać jak prawdziwa kapłanka, a nie jej marna kopia, jaką byłam kilka lat temu. Biorąc głęboki wdech narzuciłam na włosy srebrną chustę, przyozdobioną drobnymi, czerwonymi kryształkami i cichym krokiem skierowałam się w stronę ołtarza. Element zaskoczenia był po mojej stronie – Nataniel, odwrócony tyłem do mej osoby podziwiał ostatnie z dobrze zachowanych płaskorzeźb. Musnęłam palcem marmurowy stół, a uśmiech sam wkradł się na usta. Pamiętałam pierwszą modlitwę, której nauczyła mnie za młodu matka. I właśnie tą modlitwę chciałam odmówić teraz. 
 By białowłosy wrócił do mnie bezpiecznie i w jednym kawałku.

NATANIELU?

Od Nataniela cd. Celestii

 Cały stres.
 Podniecenie niepewnością.
 Ochota ucieczki.
 Wszystko to uleciało ze mnie w mgnieniu oka, a na miejsce tych kilku przedziwnych chęci wpełzł lęk. Celestia zawsze wydawała się aż nazbyt tajemnicza, pozbawiona jakiejkolwiek przeszłości. Nie mówiła wiele o samej sobie, będąc swoistą enigmą. Wieczną zagadką, której nie zamierzałem rozwiązać bez wcześniejszej zgody. Przez tych kilka lat znajomości unikałem tematów historii życiowych jak ognia, by nie rozdrapywać starych ran. Sam miałem wiele za uszami, nie ukrywam. Zataiłem przed białowłosą niemalże wszystko- od tego, dlaczego tak ciągnęło mnie do wojska, przez kilkudniowe zniknięcia, na pochodzeniu kończąc. Sam fakt ciągłego zakrywania ciała przed publicznym widokiem, wiążący się z rodziną od strony matki. Radość czerpana z przebywania na polu bitwy, a nawet dokładne działanie mojego „talentu”. Wbrew pozorom i ja, i ona po równo siedzieliśmy cicho. Od samego początku.
 A teraz stała tu, zanurzona po pas w wodzie, łącząc nasze dłonie w zaskakująco delikatnym uścisku. Zupełnie jakbym był motylem, którego skrzydeł bała się uszkodzić zbyt mocnym chwytem. Nie miałem w sobie ani grama złości za jej maleńki wybryk. 
 Po prostu bałem się tego, co przyniesie przyszłość. 
 Bałem się zrobienia następnego kroku- milowego, mającego wyjaśnić wiele spraw.
 Nie zostałem odrzucony, za to dziękowałem dziewczynie z całego serca. Lecz wewnątrz wahałem się. Pierwszy raz ktoś zdołał wzbudzić we mnie tak liczne uczucia- poczynając od szczęścia, aż do przerażenia. Uniosłem dłoń Elandiel wysoko, by móc musnąć ją ustami. Lekko, krótko. Odgarnąłem piękne pasma śnieżnych włosów, z lubością wpatrując się w niesamowite oczy sepleniącej panienki. Wyraziła zgodę. Ba! Sama wyznała mi swoje uczucia. Serce waliło mi niczym młot, przejęte wszystkim, co działo się dookoła. Wbiłem wzrok w te przepiękne tęczówki.
 — Zmieniło się imię, lecz kobieta pozostała ta sama— odparłem spokojnie.— Niska, drobna i krucha. Tak łatwo poddajesz się emocjom.— Palcami wolnej dłoni otarłem łzy z jedwabistego policzka.— Mamy czas na wyjawianie wszystkiego, co zamknęliśmy  w pudełkach wspomnień... O ile tym razem również dopisze mi szczęście. Pamiętasz, jak z każdą misją żegnałem cię tak, jakbym miał nie wrócić z frontu...
 Ustami zawędrowałem daleko, by podarować dziewczynie pocałunek inny, niż wszystkie. Pełen tęsknoty, namiętności i obawy. W razie czego, gdybym miał zaginąć, paść ofiarą Dzieci Nocy. 

CELESTIO?

niedziela, 13 maja 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

  Wiatr przyjemnie pieścił mokrą skórę, sprawiając, że robiła się coraz chłodniejsza. Krople wody ociekały z twarzy, opadając do jeziora, lub schnąc w trakcie. Czułam na sobie spojrzenie jasnowłosego, czego skutkiem było pieczenie policzków. Nie spodziewałam się takiego wyznania z jego strony. Korzystając z bliskości, jaka była między nami, oparłam czoło o jego pierś pozwalając, by białe pasma zakryły moją twarz. Jednak.. Jednak nie miałam odwagi, by wyznać mu swoje uczucia. W swoim życiu darzyłam miłością tylko wyjątkowe osoby. Które zbyt szybko odchodziły z tego świata. Oczy zaczęły szczypać, acz pozwoliłam łzom płynąć; włosy je zasłaniały. Serce znacznie przyspieszyło swój bieg, a ja nadal milczałam. Po chwili podniosłam wzrok, a moim oczom ukazała się zmartwiona twarz Nataniela. Nataniela, który właśnie wyznał mi miłość. Spojrzenie jego hipnotyzujących, kolorowych tęczówek na swój sposób dodało mi sił. Uśmiechnęłam się nieśmiało, mimo przerażenia, które moment temu ściskało mi żołądek i mimo łez, które nadal płynęły powoli. Ośmieliłam się na podniesienie dłoni, później na dotknięcie jego ciepłego policzka. Delikatnie odgarnęłam z niego wilgotne włosy, zakładając je za ucho. 
  – Zanim będziesz mógł mnie nazywać swoją dziewczyną, chcę, byś się o mnie czegoś dowiedział.. – wyszeptałam, a uśmiech spełzł z mojej twarzy. Skoro mieliśmy być ze sobą szczerzy, nie mogłam go dłużej okłamywać. – Celestia Anastazja Ludenberg nie jest moją prawdziwą godnością. Nazwano mnie Elandiel, co oznaczało urodzoną w świetle księżyca. Po ojcu odziedziczyłam nazwisko Lacroix.
  Wypowiedziawszy to, co od pięciu lat leżało mi na sercu, poczułam, jak spada z niego ciężar. Mimo to, spojrzenie powędrowało w dół. Pewność siebie, która przed chwilą skłoniła mnie do wyznania prawdy uleciała równie szybko, jak znalazła się w moim duchu.
  – Też cię kocham, Żołnierzu. Ale nie wiesz o mnie wszystkiego.. – dodałam szeptem po chwili, puszczając jego policzek. W zamian za to delikatnie ujęłam jego dłoń, jakby bojąc się, że zaraz ją odrzuci.

[ NATANIELU? MAŁA TCHÓRZOFRETKA.. XD ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Letnia woda na dobre zdołała wyrwać mnie ze stanu pomiędzy dryfowaniem po morzu myśli, a rozumieniem świata realnego. Trzeźwe myślenie było niezwykle przydatne, zwłaszcza przy Celestii... Kiedy czuło się doń coś więcej i w ogóle. Acz refleksem nie grzeszyłem w takich momentach, wręcz każdy mógł mnie zaskoczyć, zwłaszcza ona ze swoimi pomysłami. Żeby tak perfidnie chcieć mnie utopić! Całe szczęście, że zdążyłem złapać oddech przed zanurzeniem się w niemalże przezroczystej tafli, inaczej prychałbym jak stary, zdenerwowany kocur. Zamiast tego zdołałem podnieść się, oprzeć naporowi wody i stanąć na równe nogi przed jasnowłosą panienką. Złapałem ją za ten bezczelny palec, unosząc kąciki ust w dość specyficznym uśmiechu. Natowym, jak to mówili znajomi po fachu. Przyciągnąłem dziewczę do siebie nagłym ruchem, obejmując w talii. 
 — O wiele— odpowiedziałem, w duchu dusząc się ze śmiechu.
 Nie wiem, czy domyślała się moich zamiarów, czy naprawdę dała się porwać bliskości i emocjom, ale jej mina po wszystkim była bezcenna. Bowiem, gdy nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, zacząłem otrzepywać włosy jak dorodny pies. Dopiero co schnąca buzia Celes znów przyozdobiona została dziesiątkami przezroczystych kropelek, spływających od czoła, przez policzki i leniwie skapujących do jeziora. Mogę przysiąc, że lśniła w blasku popołudniowego słońca, tak samo jak jej oczy- przepełnione rozbawieniem i złością jednocześnie.
 — Ciebie do końca powaliło, Nat!
 Cofnąłem się, widząc jak wyciąga ręce w moją stronę. Jej palce w tej chwili nie przypominały słodkich serdelków, ale szpony jak u jakiegoś ptaszyska. Zamknąłem je w swoich dłoniach, znów tuląc panienkę do swojej piersi. Nagiej, nawiasem mówiąc, bowiem koszulka opalała się na plaży. Kit z tym, że już wyglądała jak rasowy murzyn. Odgarnąłem mokre włosy z twarzy mojej towarzyszki, wpatrując się w jej niezwykłe oczy. 
 — Celestio Marcelino Ludenberg, wiem, że wybieram najgorsze momenty, ale...— No dawaj, nie bój się.— Ale kocham panienkę całym sobą i chciałbym... Chciałbym móc nazywać cię swoją dziewczyną. Na legalu, za twoją zgodą.

CELESTIO?

wtorek, 8 maja 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

  Letni, chłodny wiatr przyjemnie pieścił rozgrzaną skórę, jednocześnie rozwiewając i plątając włosy. W lustrzanej tafli jeziora odbijał się błękit nieba, wraz z nim słońce. Jego położenie sugerowało, że dochodziła godzina szesnasta. Strzepnęłam drobinki piasku z czerwonej tkaniny, odwracając się w stronę, z której dobiegł mnie głos Nataniela. Przyznam – wystraszyłam się. Oczy same mi się zamykały, słysząc jedynie szum wody i okolicznych drzew. I ów ciszę nagle zburzył On, tym samym z powrotem przywołując mnie do rzeczywistości. Wyglądał na zmęczonego – zauważyłam cienie pod jego oczami. Skinęłam głową w odpowiedzi na znak, że zrozumiałam i powróciłam do obserwacji prawie nieruchomej wody.
 – O której macie zbiórkę? – spytałam, podciągając kolano pod brodę. 
 – Czwarta. 
 Wcześnie, pomyślałam. Nie zdąży porządnie wypocząć przed wyjazdem.
 – Czego dotyczy misja? – może i źle sformułowałam pytanie, jednak wiedział o co mi chodziło.
 – Dzieci Nocy rozzuchwaliły się. Front przesuwa się w naszą stronę – oznajmił.
 Nie musiał mówić nic więcej. Ponownie skinęłam głową i przeniosłam spojrzenie z tafli na niego. Wpatrywał się w drugi brzeg pustym wzrokiem, jakby w zadumie. Nie lubiłam, gdy był w tym stanie – zamyślony, jednocześnie zasępiony. Westchnęłam cicho, a na usta wkradł się lekki, złośliwy uśmiech. Dźgnęłam go palcem w ramię, wyrywając z dziwnego stanu, mrużąc oczy. 
 – Masz jeszcze dwanaście godzin. Więc nie marnuj tego czasu na myślenie o misji – mruknęłam, podnosząc swoje cztery litery z nagrzanego piasku, jednocześnie zdejmując buty.
 – Racja.. – przyznał. 
Jednak coś nie podobało mi się w jego tonie. Po chwili zauważyłam co. Kiedy byłam w trakcie wysypywania piaskownicy z trampek, poczułam mocny chwyt w talii i lekkie szarpnięcie. Nim zdążyłam zrozumieć, cóż się dzieje, poczułam chłód na stopach.
 – Nat, ani mi się w.. – przerwałam, gdy woda nagle dotarła do pasa. – Będziesz cały mokry, sparciały karakanie!
 Odpowiedział mi jedynie jego śmiech. Wyrwałam się z jego chwytu kilka sekund później, stojąc na dnie jeziora. Woda sięgała mi do połowy pasa, a jemu ledwo co do ud. Sprawiedliwości musi stać się zadość! Niewiele myśląc porwałam jego dłoń i mocnym ruchem pociągnęłam w swoją stronę, czego oczywiście po chwili pożałowałam. Obydwoje zanurzyliśmy się aż po czubki głów, do reszty mocząc ubrania. Acz zszokowany wyraz twarzy Nataniela, który zdołałam dostrzec, całkowicie mi to wynagrodził. Po wynurzeniu się na powierzchnię parsknęłam głośnym śmiechem, odgarniając zamoczone włosy z czoła.
 – I co? Lepiej ci, syrenku? – mruknęłam z szerokim uśmiechem, ponownie dźgając go palcem. Tym razem w pierś.

[ NATUŚ? KĄPIEL W PAKIECIE xD

poniedziałek, 7 maja 2018

Od Nataniela cd. Celestii

 Przeniosłem ciężar ciała z prawej na lewą stronę, czując mrowienie w nogach. Jeszcze chwila, a padłym jak długi, tłukąc sobie co tylko się da o kamienistą nawierzchnię. Ile już tak staliśmy? Słońce zdążyło przebyć znaczną część swojej trasy po nieboskłonie, brutalnie uświadamiając mi o tym, jak czas szybko mijał. Savey niestrudzenie opowiadała o aktualnej sytuacji na froncie, przygotowanych przez nią planach przejęcia znacznej części terenów wschodnich, z jakiegoś powodu omijając pustynię. Czyżby Dusza znów dała się we znaki jakiemuś oddziałowi? Odważyłem się spojrzeć na jej twarz- z pozoru pustą, jednak było w niej coś nowego. Ni złość, ni smutek, raczej... Szczęście? Głupiś, Natanielu, taka osoba jak ona nie ma pozytywnych emocji, zrugałem sam siebie w myślach, za bardzo ci się nudzi i tyle. Wzrok odwróciłem tak szybko, jak go podniosłem, widząc jak kobieta marszczy czoło.
 — Jak już wcześniej podkreśliłam- żyjcie ze świadomością powrotu o własnych siłach albo w trumnie. Dzieci Nocy nie znają litości, ni honoru. Sprzymierzyli się z dzikimi plemionami, najprawdopodobniej rozpoczęli zbrojne przygotowania, zaopatrzeni w nieznane nam bliżej substancje.— Uniosła dłoń, przyglądając się zegarkowi.— Zbiórka o czwartej rano, spóźnienia będą surowo karane. Odmaszerować!
 Nikt nie śmiał się ruszyć, dopóki nie zniknęła z generałem gdzieś za głównym budynkiem. Sam odczekałem dłuższą chwilkę, by w razie czego być przygotowanym na jej ponowne przybycie. Często tak robiła. Potem, jak gdyby nigdy nic, ruszyłem do bazy. Zimnej, przytulnej ostoi spokoju. Najpierw zahaczyłem o stołówkę, żebrząc o coś lepszego, niż makaron z sosem. Co jak co, ale głód mnie dopadł. Zaspokoiwszy go, wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia- szukania mojej nieodłącznej towarzyszki. Przekopałem każdy centymetr bloku mieszkalnego, ogrodów czy nawet terenów ćwiczebnych. Płonny wysiłek, jak się później okazało.
 Postanowiła uciec nad jezioro, powiedział mi strażnik. Tam też ją zastałem. Rozłożoną na drobnym piasku, łapiącą słońce. Podszedłem doń, starając się stawiać jak najcichsze kroki, by nie zmącić błogiej ciszy. Usiadłem obok, podkurczając jedną z nóg i opierając na niej rękę. Woda biła o brzegi rytmicznie, delikatnie. Nieniepokojona przez nikły wiaterek.
 — Wyjeżdżam. Najprawdopodobniej na dwa tygodnie— wymruczałem.

CELESTIO?

niedziela, 6 maja 2018

Tak niewiele żądam.. Tak niewiele pragnę.. Tak niewiele widziałem.. Tak niewiele zobaczę..


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
TOBIAS JEFFREY WHITEHORN
23 LATA ♦ DZIECI NOCY ♦ CHEMIK-MEDYK / ŻOŁNIERZ ♦ TKANIE METALU ♦ HETERO ♦ WOLNOŚĆ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Narodzony przed dwudziestoma trzema latami, eksperyment ojca i matki. Dodanie pewnego składnika do krwi ciężarnej kobiety poskutkowało jej śmiercią podczas narodzin Czarnego Aniołka. Jednocześnie modyfikacja genu doprowadziła do pojawienia się skrzydeł podobnych nietoperzom, a następnie, wraz z upływem czasu, do utworzenia się znamion na piersi i plecach chłopca. Szkalowano go w wiosce, w której żył. Wytykano go palcami za niecodzienny wygląd, za cichy charakter, za trzymanie się z dala od innych dzieci. Jednak ten wiedział więcej od innych, podobnych wiekiem sobie. Modyfikacja chromosomu 16 doprowadziła do zupełnej zmiany mocy. Jako dziecko potrafił panować nad cieczą, ale z biegiem czasu umiejętność ta zanikała. Została całkowicie zastąpiona władzą nad metalami, którą udoskonalał od 7 roku życia. Wychowywany przez apodyktycznego ojca, początkowo wykonywał nawet bezsensowne rozkazy bez mrugnięcia okiem. Dorastanie zmieniło go o 180°. Z cichego chłopca, który bał się sprzeciwiać woli starszych i zawsze trzymał dystans od innych ludzi, stał się buntowniczym młodzieńcem, mającym parę w łapach i pyskówkę w ustach. Mimo buńczucznego przysposobienia wie, czym jest szacunek i komu należy go okazywać. Co jak co, ale nie da sobie wejść na głowę. Najczęściej spotkasz go spacerującego po korytarzach, ubranego na zmianę w kitel lub żołnierski mundur. Obnosi się z zaczepnym uśmiechem, odsłaniającym przydługie kiełki. Po śmierci starego pryka, którego zwykł nazywać ojcem, postanowił wstąpić w szeregi Dzieci Nocy. Przyjęto go, mimo młodego wieku. Z początku obawiał się tego, że będzie bezużyteczny. W końcu, cóż może piętnastolatek, który broń miał w ręku jedynie przez przypadek? Chłopak się nie doceniał. Nie wiedział, że odziedziczył po ojcu coś więcej, niż ciemne włosy. Fucha przyszła sama z siebie. Wrócił do bazy złym wejściem, kierując się w pierwsze drzwi po lewej. Jego oczom ukazało się sterylne laboratorium, w którym gościły jedynie dwie osoby. Kobieta z włosami, przyprószonymi siwizną i młoda dziewczyna, jej uczennica. W ciągu kilku miesięcy zaskoczył swoją biochemiczną wiedzą większość Dzieci Nocy, w tym samego siebie. Trucizny, wywary, lekarstwa– oto dziedzictwo ojca. W połączeniu z władzą nad metalem nie potrzebował innej broni. Nie używał mieczy, pistoletów, ni karabinów czy swojej własnej siły. Nieprzewidywalny w swoich działaniach, rzadko kiedy konsultuje je z dowódcami. Z reguły stawia ich przed faktem dokonanym, mówiąc "nie będzie mnie tyle-a-tyle, nie szukajcie mnie. Mam zamiar zrobić to-a-to. Jeśli nie ma zastrzeżeń – wyruszam". Woli działać w pojedynkę, by być w pełni odpowiedzialnym za swoje błędy, czy też sukcesy. Szczery, czasem wredny. Jednak dla pań zawsze gotów ruszyć w bój. Uważa się za beznadziejnego dowódcę, temu nigdy nie bierze misji, w których musiałby rządzić chociaż jednym Dziecięciem Nocy. Dla sojuszników przyjazny, skłonny do kompromisów. Dla wrogów – zimny i bezwzględny w swoich działaniach. Nieważne, czy walczyłby z mężczyzną, czy kobietą. Często jest w terenie, odkrywając nowe lokacje i szukając dobrych miejsc na pułapki. Wątłą siłę nadrabia szybkością, zwinnością i trzeźwością myśli. Odważny, jednak dysponujący tą cechą z rozwagą. Jak już było wspomniane – szanuje płeć piękną. Stara się ją chronić za wszelką cenę. Zwłaszcza, jeśli pokochałby ją tak, jak tragicznie zmarłą Annę, która zaakceptowała go takim, jakim był. Sielanka z opiekuńczą, rudowłosą kobietą trwała, póki nie przekroczyła granicy terenów Żądnych. Była zwykłą uczennicą lekarza, która znalazła się w złym miejscu o złej porze. Ciemny pocisk przeszył jej głowę. Rana zakwitła czerwienią zbyt szybko. Nie zdążył nawet zareagować. Płomienne pasma w ciągu chwili zalały się krwią. Anna umarła w jego ramionach. W oddali dostrzegł młodą kobietę, na oko siedemnastoletnią. Widział, jak białowłosa przeładowuje broń, acz po chwili ją chowa. Właśnie ona była odpowiedzialna za śmierć jego miłości. Od tamtego czasu minęły dwa lata. Zdążył się już pogodzić ze stratą ukochanej, gotów na obdarzenie miłością kolejnej kobiety, która go zaakceptuje. Jednak tego zabójstwa nie był, i nie jest skłonny przebaczyć. Sprawiedliwości musi stać się zadość. Uważny w zbieraniu informacji. Obserwator, uczący się opanowania od lat. Potrafi zapanować nad swoim oddechem, by w razie czego go uspokoić. Bywa dość tajemniczy. Tą aurę potrafią z niego zdjąć jedynie najbliżsi. Na początku dziennym jest u niego sarkazm i przyjazne dokuczanie osobom, które darzy sympatią. A ich jest naprawdę mało. Z reguły odziany w czerń bądź odcienie szarości, stąpa cicho po posadzce bazy. Niektórzy nawet nie wiedzą, że ich mijał – mimo pokaźnych, 194 centymetrów wzrostu. Na skrzydła raczej nie zwraca się uwagi. Nauczył się je chować, bo tak czy siak ich nie używał. Uważa je za zbędny balast, który mimo wszystko wyróżnia go wśród innych. Oczywiście, gdy postanowi je ujawnić. Wyłączając znamiona, bez dwóch zdań. Wiedzą o nich jedynie ludzie z jego dywizjonu i dwóch, czy trzech lekarzy. Mimo nieprzyjaznego wyglądu, bardzo często się śmieje. Łatwo go rozbawić, nawet głupim żartem. Najczęściej na jego twarzy gości zaczepny uśmiech, lub zamyślony wyraz. Tak, jeśli nie ma ust wykrzywionych w wesołym grymasie, zapewne rozmyśla jak uprzykrzyć życie znajomym. Ot, panicz pełen sprzeczności.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Inteligencja: 125 ♦ Szybkość: 115 ♦ Zręczność: 135 ♦ Wytrzymałość: 105 ♦ Siła: 120
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 5 maja 2018

Od Celestii- Cd. Nataniela

Gdy Nataniel zniknął za drzwiami pokoju, natychmiast stało się w nim pusto. Przez myśl przebiegła mi sytuacja z rana, co poskutkowało jeszcze silniejszym zaróżowieniem policzków. Brzuch nadal pulsował przyjemnym ciepłem, nieprzerwanie, odkąd Nataniel go delikatnie musnął. Szczerze powiedziawszy, nie była to pierwsza sytuacja, w której Nat znajdował się blisko mnie. Acz zawsze były to przypadkowe działania, mające na celu najczęściej skrycie się w jakimś wąskim miejscu. Tym razem było inaczej. W żadnym razie nie był to wypadek. I, cholera, to mi się podobało! Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do łazienki, mając w planie doprowadzenie się do stanu względnej używalności. Poranna toaleta zajęła mi niecały kwadrans, a zdążyłam się nawet ubrać. No, Celes, chyba pobiłaś rekord. Nie chcąc dłużej kisić się w pokoju, strzepnęłam z czerwonej spódnicy kilka włosów, które wypadły ze szczotki. Na szczęście reszta ubrań była nieskalana żadną, białą śkutką. A na czarnej podkoszulce byłoby je strasznie widać, nie ma co. Nie plącząc się dłużej bez celu po pokoju, założyłam czarne trampki i skierowałam się wpierw ku schodom, by chwilę później opuścić budynek. 
Pogoda dopisywała- na niebie nie było żadnej chmury, a słońce powoli wznosiło się w górę. Nieboskłon zmieniał swoją barwę z bladoróżowej na błękitną wraz z upływem czasu. Musztra trwała w najlepsze, a z mojej perspektywy była bardzo dobrze widoczna. Siedziałam bowiem na murku obok schodów, prowadzących do hangarów. Dokładnie kilkadziesiąt metrów za panią Savey. Nie słyszałam tego, co przekazywała żołnierzom. Acz, może to i lepiej? Nie chciałam wyjść na wścibską, a stary pryk z portierni powiedział, że mnie nie wypuści, bo tak. Więc nie miałam nic lepszego do roboty. Liczyłam tylko na to, że nie dostanę opierniczu od pani Savey. Choć w sumie.. Wyglądała na trochę wyprowadzoną z równowagi. A ze zdenerwowaną kobietą nie ma żartów. Temu też cichaczem opuściłam swoje stanowisko i z powrotem weszłam do budynku, który przywitał mnie przyjemnym chłodem. Przymknęłam lekko oczy i oparłam się o zimną ścianę. Dreszcze przeszły mnie na wskroś. Mimo to nie odsunęłam się od niej. Trzeba w sobie trenować wytrzymałość na niskie temperatury kamieni, ot co. Choć właściwie, to nie miałam co zrobić z wolnym czasem. Przysługiwał mi tak rzadko, że nadal nie nauczyłam się nim cieszyć. Gdyby nie ta musztra, to może wyciągnęłabym Nataniela gdzieś nad jezioro... 
Ciszę w korytarzu przerwały czyjeś kroki. Otworzyłam leniwie jedno oko, by sprawdzić, kogóż przywiał zachodni wiatr. Wysoki, starszy mężczyzna szedł prosto w moją stronę, trzymając w dłoni jakąś kartkę. Skinęłam głową, by oddać wyrazy szacunku osobie postawionej wyżej ode mnie. Generał powtórzył mój gest i wcisnął mi do rąk kawałek papieru mówiąc, że wszystko jest na nim wytłumaczone. 
Nieopodal naszej bazy zagnieździły się Bullgory. Wpierw miałam unieszkodliwić piąktę stworzeń, a następnie zniszczyć ich siedlisko. Misję miałam rozpocząć tuż po jutrzejszym świcie.


[ Nat? ]

piątek, 4 maja 2018

Od Nataniela cd. Celestii

  Powinienem ją pożegnać nieco bardziej... odpowiednio, jednak presja czasu zdawała się oddziaływać na nas oboje. Jeszcze poprawiłem nieśmiertelnik, chowając go pod czarną koszulkę. Metal odciskał się lodowatym piętnem na rozpalonej skórze, wywołując to nieprzyjemne uczucie dojmującego zimna. Wychodząc z pokoju dziewczyny, serce biło mi jak szalone- czy to z jej powodu, czy też przez stres... Nie wiedziałem. Resztę drogi pokonałem niemalże biegiem, klucząc w labiryncie korytarzy. Gdzie była ta cholerna zbiórka? Gwałtownie skręciłem w lewo, słysząc coraz to głośniejszy krzyk generała. Odliczał sekundy, mijające nieubłaganie. Wypadłem na podwórze, przeskakując przez balustradę, niczym zawodowy kaskader. Wylądowałem już przed mężczyzną o wiecznie kamiennej twarzy, oczach pustych, niczym u lalki. Jednak przysiągłbym, że na mój widok drgnął lekko. Podniosłem się z kucków, przykładając prawą dłoń do czoła. 
 — Starszy szeregowy Nataniel Alma Chimero melduje swoje przybycie!— wyrecytowałem tak dobrze znaną mi kwestię.
 Stuknięcie okutymi desantami, dumnie wypięta pierś i powrót do szeregu. Wszystko to wykonywane mechanicznie, bez większego zastanowienia. Jak tresowane zwierzątko, gotowe spełnić każdy rozkaz swojego właściciela. A jednak kochałem tę dyscyplinę, adrenalinę płynącą w żyłach podczas walki na froncie, nieme przyzwolenia na swobodę w sytuacjach kryzysowych. Wyrównać! W prawo zwrot, naprzód marsz! Poranne słońce już zaczynało palić w twarz, mundur powoli zaczynał się nagrzewać. Pojedyncze osoby- niedobitki, które postanowiły zostać w swoich pokojach- patrzyły z okien na kolumny robotów podążających za Laveyem. Ramię w ramię, z niewyobrażalną precyzją. Wszystko to pod czujnym okiem Savey, stojącej na uboczu. Tej kobiecie nigdy nic nie umyka, przeszło mi prze myśl, i jest wszędzie. Zatrzymano nas tuż przed nią. Postawną, zimną jak stal. Zmierzyła każdego z nas czujnym spojrzeniem, jakby szukała czegoś konkretnego.
 — Front przesuwa się w stronę naszej granicy— zakomunikowała, odwracając się w stronę generała.— Zostaliście wybrani przez generała Lavey, jako jedni z najbardziej odpowiednich żołnierzy do odparcia wrogich oddziałów...
 Monolog trwał w najlepsze, powoli zanudzając mnie na śmierć. Pozostali wydawali się równie znużeni, zwłaszcza, że czas dłużył się niemiłosiernie. Przyłapałem się nawet na liczeniu kamyczków leżących pod nogami głównodowodzącej. Z tego potoku słów próbowałem wyłapać co po ważniejsze informacje, przykładowo to, że druidzi zaczęli stawiać opór. Mocno, wyraźnie sprzeciwiali się woli ludzi z przyszłości. A Dzieci Nocy tylko podjudzały ich do walki. 

CELESTIO? Nych, nych ;-;

Od Celestii - Cd. Nataniela

Naprawdę miał szczęście, że odprawa nie była obowiązkowa dla mnie. Z tego, co słyszałam, żołnierzom miały zostać przekazane jakieś informacje na temat nowej misji. Acz były to pogłoski, którym nie zawsze warto wierzyć. Jeśli jednak byłaby to prawda, miałam szczerą nadzieję, że zadanie nie będzie zbyt długie i trudne do wykonania. Westchnęłam cicho, przypominając sobie prośbę Nataniela. Nie siliłam się nawet na odpowiedź- raczej dobrze wiedział, że byłaby ona pozytywna. 
Wyszłam z pokoju, szybko zamykając drzwi. Na szczęście moje piętro było już puste - byłam jedyną strażniczką w otoczeniu żeńskich żołnierzy i lekarzy polowych, których również dotyczyło wezwanie. Szybko zbiegłam ze schodów, o mały włos nie wywracając się na trzech ostatnich stopniach i wparowałam do pokoju chłopaka. Co jak co, ale o umundurowanie dbał. Ubranie położone było na wierzchu komody, jakby w każdej chwili było gotowe do założenia. Chwyciłam je wraz z nieśmiertelnikiem, spoczywającym na etażerce obok łóżka. Dostrzegłam go w ostatniej chwili, przyznaję. Acz grunt, że w ogóle je zobaczyłam. Mundur przykryłam granatowym kocem, by nie wzbudzał żadnych podejrzeń i słysząc głośne "Trzy minuty!" czym prędzej wymknęłam się z pokoju, kierując się w stronę schodów. Po drodze minęłam kilku żołnierzy, których znałam z widzenia. Poczułam na sobie ich zaciekawiony wzrok, jednak natychmiast odwrócili głowy, gdy spojrzałam na nich spod przymrużonych powiek. Miałam jeszcze dwie i pół minuty, by dotrzeć do pokoju. Schody pokonałam w kilka sekund, więc chwilkę później byłam pod drzwiami. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że Natanielowi zostało trochę czasu. Wchodząc do swoich czterech ścian dostrzegłam chłopaka, z niepokojem spoglądającego przez okno. 
- Uspokój się, przyniosłam ci mundur - odezwałam się, zamykając drewniane wrota.
Jasnowłosy natychmiast odwrócił się w moją stronę i porwał ode mnie ubranie. W jego oczach dostrzegłam wdzięczność, więc wybaczyłam mu brak słowa dziękuję. Moment później stał przede mną w pełnym umundurowaniu. Zza okna dobiegły mnie "Dwie minuty". Jeszcze zdążę. Zdecydowanym ruchem ujęłam dłoń Nataniela, dając mu znak, by poczekać jeszcze kilka sekund. Podeszłam do niego i stanęłam na palcach, zakładając mu nieśmiertelnik. Policzki przybrały nieznośnego koloru różu, gdy poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi. Nie chcąc jednak, by się spóźnił, pożegnałam go krótkim uśmiechem i wypchnięciem z pokoju.

[ Natuś? ]

środa, 2 maja 2018

Od Nataniela cd. Celestii

 Wyłożyłem się na łóżku, zadowolony ze swojego triumfu. Jednak pozostałego przebiegu wydarzeń ni jak się nie spodziewałem. Lekko zmrużonymi oczami obserwowałem poczynania mojej towarzyszki, czego poniekąd pożałowałem. Ale tylko troszkę. Widok nagiej skóry dziewczęcia, niewielkiego fragmentu piersi wprawił mnie w niemałe zakłopotanie. Już wcześniej wiedziałem, że jest piękna, teraz sama utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Serce biło mi jak szalone, poczułem to przyjemne szczypanie policzków i  mrowienie w brzuchu. Niczym stado motyli, podrywających się do szaleńczego lotu. Podniosłem swoje szanowne cztery litery, podchodząc do dziewczęcia. Trzeba zabrać jej bluzę, inaczej gdzieś by ją zachomikowała i tyle bym miał. 
 O dziwo oddała mi ją z własnej nieprzymuszonej woli. Ubrałem ją na siebie szybkim, wprawnym ruchem. Celestia jedynie pokręciła głową z dezaprobatą, zupełnie jakbym popełnił poważne wykroczenie. Myślami odpłynęła gdzieś daleko, zdradzały to jej połyskujące oczy i lekko zaciśnięte wargi. Objąłem ją od tyłu, zanurzając twarz w burzy śnieżnych fal. Pachniała wiosennymi polami, lasem i wolnością.
 — Co ci zaprząta główkę, Cel?— szepnąłem jej do ucha.
 — To, jak miałbyś się stąd ulotnić.— Westchnęła ciężko.— Pół nagi chłopak, uciekający z pokoju bliskiej mu dziewczyny.
 — Mam jeszcze cz...— I właśnie tutaj rozbrzmiały odgłosy okutych butów, uderzających o posadzkę. Przełknąłem głośniej ślinę, uświadamiając sobie, w jakiej sytuacji się znalazłem. Zwłaszcza, że dzisiejsza musztra była obowiązkowa.
 — Żołnierze, frontem do mnie zbiórka! Macie pięć minut!— Usłyszałem nieznoszący sprzeciwu głos generała Lavey.
 — Ym... Celes, nie chciałabyś może przebiec się po mój mundur?
 Zaśmiałem się nerwowo. Gdyby akurat ten facet dowiedział się o naszych wybrykach- na sto procent trafilibyśmy na dywanik u głównodowodzącej. Niestety nie miałem najlepszych wspomnień, co do postaci Savey. Wręcz napawała mnie strachem, za każdym razem, kiedy mijaliśmy się na korytarzu. Momentalnie skurczyłem się w sobie.
 — Cztery minuty!

CELESTIO? ;-----------;

wtorek, 1 maja 2018

Od Celestii - Cd. Nataniela

Narzuciwszy na siebie bluzę białowłosego, ruszyłam po schodach w górę. Sądziłam, że jeszcze trochę postoi przed tą komodą, a tu takiego wała! Nie zdążyłam nawet dobrze postawić nogi na drugim stopniu, gdy usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi i szybkie kroki. Chciał mnie gonić? Proszę bardzo. Również zwiększyłam swoje tempo, wbiegając po jednym schodku na następne piętra. Przeklęte, krótkie nóżki! Pozwoliłam sobie na zerknięcie za siebie. Nataniel był kilkadziesiąt centymetrów ode mnie! Nadal półnagi, acz to raczej mniejszy szczegół. Na moje szczęście, miałam lepszą przyczepność niż on- widząc, jak jego palce muskają jedną z klamek, sama poczułam lekki ból. Dzięki temu zwiększył się dystans między nami, o dobre kilkanaście centymetrów. Nie mogłam się cieszyć zbyt długo, albowiem dopadł mnie chwilę przed drzwiami, podnosząc w górę.
- Wygrałem! - zawołał zdyszany.
- Ciszej, Nat! - syknęłam, nie chcąc, by któraś z panien zastała nas w tej.. jakże ciekawej.. sytuacji.. - Puść mnie na chwilę, muszę otworzyć drzwi.
- Są otwarte - szepnął, nadal trzymając mą talię. - Nie wzięłaś ze sobą żadnych kluczy, więc nie mogłaś ich zamknąć.
Chwilowa konsternacja.
- Chyba masz rację.. - przyznałam. - Ale tak czy siak mnie puść, przeciążysz się zaraz.
Nat jedynie prychnął w odpowiedzi i mruknął coś o tym, bym uważała na głowę. Po czym wszedł do mojego pokoju i dopiero wtedy zdecydował się postawić mnie na podłogę. Stabilność powróciła, gdy moje stopy ponownie dotknęły gruntu. Acz, jednocześnie, zniknęło miłe ciepło, którym darzyły mnie jego silne dłonie. Będąc już bezpieczna w swoich czterech ścianach, zdjęłam bluzę Nataniela, do której postanowiła się przyczepić czarna bokserka. Jak kusić, to po całości, nie ma co!
- Hola, hola! Nie zapędzaj się tak! - usłyszałam lekko podenerwowany głos jasnowłosego. 
- Nikt ci nie kazał patrzeć, tak? - mruknęłam, spoglądając na niego.
Bezczel jeden, bez pytania rozłożył się na moim łóżku. Ale jeden szczegół na jego twarzy sprawił, że na mojej natychmiast zagościł uśmiech. Uroczy rumieniec uszczypnął jego policzki, nadając mu niewinnego wyglądu. Nie chcąc dalej zawstydzać panicza, z trudem wyciągnęłam top z jego bluzy i zarzuciłam go na siebie. Teraz nurtowało mnie tylko jedno.. O szóstej trzydzieści pierwsi żołnierze schodzili na trening. Jak by to wyglągało, gdyby z żeńskiego piętra zszedł mężczyzna, odziany jedynie w bluzę i bokserki..?


[ Nat? No to mamy problem.. xD ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Przez tych kilka lat miałem styczność z wieloma kobietami, które znikały niezwykle szybko. Traktowały mnie, jak urozmaicenie intymnego życia. Wszak zabawianie się z czymś, co nie do końca przypominało człowieka, było ciekawym doznaniem. Sam owe damy traktowałem jak zabawki, przyznaję. Wyżywałem się, by uspokoić nerwy, rozładować stres. Jednak zawsze przed oczami miałem Celestię- nieskalaną niczyim dotykiem, tak delikatną i piękną. Spoglądałem na nią od samego początku, specjalnie drażniłem, nie wiedząc, jak miałbym zdobyć jej sympatię. Dostosowywałem się do niej, gdy utrzymywała dystans między nami. Tajemnicza, wierna jedynie swoim poglądom. Chyba w głębi serca chciałem, by pozostała tą świętą dziewczynką, otoczoną blaskiem cielesnej czystości. Dlatego szukałem innych kobiet, żeby jasnowłosa jak najdłużej trwała w tym pięknym stanie. Bałem się, że mógłbym wyrządzić jej krzywdę, gdybym zrobił tych kilka kroków w przód. 
 Gdybym przestąpił przez cienką granicę.
 Gdybym tych kilka minut wcześniej dał się ponieść emocjom.
 Wzdrygnąłem się, czując ciepło bijące od barków. Czyżbym aż tak zatopił się w myślach, że nie zauważyłem Celes? Zaskoczyły mnie jej słowa, jednak z tonu, jakim je wymawiała, łatwo było domyśleć się jej zamiarów. Lisica, a nie kobieta, naprawdę. Nawet nie zdążyłem mocniej zacisnąć dłoni, a ta już zniknęła z moją bluzą. Zostałem sam, mając na sobie jedynie bokserki. Kiedyś ją zaduszę, przysięgam! Niewiele myśląc ruszyłem za nią. Kątem oka zarejestrowałem mignięcie na zegarku. Godzina szósta dwadzieścia, a tej już na harce się zebrało. Wyskoczyłem na korytarz, prawie zabijając się na śliskich kafelkach, ale to szczegół. Odepchnąłem się dłońmi od ściany, od razu przechodząc do szybkiego biegu. Tuż przy schodach mignęła mi biała czupryna, znikająca za barierkami. Ledwo wyhamowałem przed stopniami. Przeskakiwałem po dwa, czasami trzy, aż trafiłem na piętro żeńskie. Blisko, bliżej... Bose stopy na chwilę straciły przyczepność, gdy miałem dziewczę na wyciągnięcie ręki. Zachwiałem się, próbując powrócić do pionu. Przy okazji przywaliłem palcami o klamkę czyichś drzwi, ból poczułem aż na końcu ramienia. Syknąłem, wściekły na siebie za bycie niezdarą. Powróciłem do zabawy w ganianego, próbując zmniejszyć dzielący nas dystans. Skubana szybko przebierała tymi swoimi króciutkimi nóżkami. Udało mi się to centralnie przed jej pokojem. Objąłem Celes w talii, unosząc ją w górę. A niech dynda za bycie wredzielcem.
 — Wygrałem!— powiedziałem z triumfem.

CELESTIO?

Obserwatorzy