Powinienem ją pożegnać nieco bardziej... odpowiednio, jednak presja czasu zdawała się oddziaływać na nas oboje. Jeszcze poprawiłem nieśmiertelnik, chowając go pod czarną koszulkę. Metal odciskał się lodowatym piętnem na rozpalonej skórze, wywołując to nieprzyjemne uczucie dojmującego zimna. Wychodząc z pokoju dziewczyny, serce biło mi jak szalone- czy to z jej powodu, czy też przez stres... Nie wiedziałem. Resztę drogi pokonałem niemalże biegiem, klucząc w labiryncie korytarzy. Gdzie była ta cholerna zbiórka? Gwałtownie skręciłem w lewo, słysząc coraz to głośniejszy krzyk generała. Odliczał sekundy, mijające nieubłaganie. Wypadłem na podwórze, przeskakując przez balustradę, niczym zawodowy kaskader. Wylądowałem już przed mężczyzną o wiecznie kamiennej twarzy, oczach pustych, niczym u lalki. Jednak przysiągłbym, że na mój widok drgnął lekko. Podniosłem się z kucków, przykładając prawą dłoń do czoła.
— Starszy szeregowy Nataniel Alma Chimero melduje swoje przybycie!— wyrecytowałem tak dobrze znaną mi kwestię.
Stuknięcie okutymi desantami, dumnie wypięta pierś i powrót do szeregu. Wszystko to wykonywane mechanicznie, bez większego zastanowienia. Jak tresowane zwierzątko, gotowe spełnić każdy rozkaz swojego właściciela. A jednak kochałem tę dyscyplinę, adrenalinę płynącą w żyłach podczas walki na froncie, nieme przyzwolenia na swobodę w sytuacjach kryzysowych. Wyrównać! W prawo zwrot, naprzód marsz! Poranne słońce już zaczynało palić w twarz, mundur powoli zaczynał się nagrzewać. Pojedyncze osoby- niedobitki, które postanowiły zostać w swoich pokojach- patrzyły z okien na kolumny robotów podążających za Laveyem. Ramię w ramię, z niewyobrażalną precyzją. Wszystko to pod czujnym okiem Savey, stojącej na uboczu. Tej kobiecie nigdy nic nie umyka, przeszło mi prze myśl, i jest wszędzie. Zatrzymano nas tuż przed nią. Postawną, zimną jak stal. Zmierzyła każdego z nas czujnym spojrzeniem, jakby szukała czegoś konkretnego.
— Front przesuwa się w stronę naszej granicy— zakomunikowała, odwracając się w stronę generała.— Zostaliście wybrani przez generała Lavey, jako jedni z najbardziej odpowiednich żołnierzy do odparcia wrogich oddziałów...
Monolog trwał w najlepsze, powoli zanudzając mnie na śmierć. Pozostali wydawali się równie znużeni, zwłaszcza, że czas dłużył się niemiłosiernie. Przyłapałem się nawet na liczeniu kamyczków leżących pod nogami głównodowodzącej. Z tego potoku słów próbowałem wyłapać co po ważniejsze informacje, przykładowo to, że druidzi zaczęli stawiać opór. Mocno, wyraźnie sprzeciwiali się woli ludzi z przyszłości. A Dzieci Nocy tylko podjudzały ich do walki.
CELESTIO? Nych, nych ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz