Dreszcze przeszły mnie na wskroś. Policzki przybrały kolor różu, a przyjemne ciepło rozlało się po całym ciele, począwszy na ustach, na palcach kończąc. Delikatnie ujęłam policzek chłopaka, przymykając oczy i odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go nieco. Po chwili odsunęłam się ciutkę od Nataniela, zwracając mu bezczelnie zagarniętą przestrzeń osobistą. Dłoń nadal pozostawała na jego ciepłym policzku, niestrudzenie gładząc go kciukiem. Pozwoliłam sobie na spojrzenie w jego oczy. W oczy, które tak wiele mówiły, ale jednocześnie tak wiele skrywały. Trójkolorowe tęczówki, zdradzające.. strach? Zmartwienie? Tego nie byłam pewna. Wiedziałam jednak, że przerażenie, które wcześniej trawiło moje myśli znacznie się zmniejszyło. Stąd też pojawił się lekki uśmiech, początkowo niepewny, acz koniec końców pokrzepiający. Po chwili namysłu postanowiłam uchylić przed nim rąbka jeszcze jednej tajemnicy.
Ujęłam dłoń jasnowłosego, ciągnąc go lekko w swoją stronę. Wiedziałam, że mamy jeszcze czas. Stąd też decyzja o zaprowadzeniu go do miejsca, w którym spędziłam dość dużo czasu jako dziecko. Z trudem dotarliśmy na brzeg; stopy zapadały się pod mokrym piaskiem na dnie jeziora, ledwo co pozwalając mi na postawienie kroków. Poczekałam chwilę, aż towarzysz z powrotem narzuci na siebie czarną koszulkę. Ja sama z powrotem założyłam trampki, uprzednio zdejmując przemoczone, ciemne rajstopy.
Większość drogi przeszliśmy w przyjemnym milczeniu, trzymając się za dłonie. Właściwie, to ja nie chciałam puścić ciepłej ręki chłopaka, a ten najwidoczniej mi na to pozwalał. W końcu dotarliśmy do miejsca lekko nadszarpniętego czasem. Świątynia straciła dawną świetność, acz nadal mająca ten niezwykły klimat. Wprowadziłam Nataniela do środka przez zrujnowane wejście, po czym poprosiłam, by dał mi kilka minut. Sama zniknęłam we wnęce za ołtarzem, gdzie zawsze znajdowała się szata kapłanki. Otworzyłam pozłacaną skrzynkę, w której znajdował się krwistoczerwony strój. Zrzuciłam dotychczasowe ubranie, przywdziewając delikatny materiał. Właściwie, szata odkrywała więcej, niźli zasłaniała – góra z jedwabnymi rękawkami i wykończona srebrną nicią skutecznie zakrywała biust i kawałek pleców, odsłaniając jednak dekolt i brzuch. Spódnica, sięgająca niby do kostek, zapinana była na biodrze, jednocześnie ukazując nagą skórę na boku lewego uda. Pierwotnym zadaniem takiego kroju było ukazanie wszystkich tatuaży. Temu też wcześniej cała szata wykonana była z półprzezroczystego materiału, który nie okrywał żadnej części ciała. Teraz jednak jedwab współgrał z ciężką tkaniną, której nazwy nie znałam. Zakrywała to, co powinna, jednocześnie odsłaniając niektóre tatuaże. Spędziłam przed zabrudzonym lustrem zdecydowanie więcej czasu, niż powinnam była. Ale chciałam wyglądać jak prawdziwa kapłanka, a nie jej marna kopia, jaką byłam kilka lat temu. Biorąc głęboki wdech narzuciłam na włosy srebrną chustę, przyozdobioną drobnymi, czerwonymi kryształkami i cichym krokiem skierowałam się w stronę ołtarza. Element zaskoczenia był po mojej stronie – Nataniel, odwrócony tyłem do mej osoby podziwiał ostatnie z dobrze zachowanych płaskorzeźb. Musnęłam palcem marmurowy stół, a uśmiech sam wkradł się na usta. Pamiętałam pierwszą modlitwę, której nauczyła mnie za młodu matka. I właśnie tą modlitwę chciałam odmówić teraz.
By białowłosy wrócił do mnie bezpiecznie i w jednym kawałku.
NATANIELU?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz