poniedziałek, 7 maja 2018

Od Nataniela cd. Celestii

 Przeniosłem ciężar ciała z prawej na lewą stronę, czując mrowienie w nogach. Jeszcze chwila, a padłym jak długi, tłukąc sobie co tylko się da o kamienistą nawierzchnię. Ile już tak staliśmy? Słońce zdążyło przebyć znaczną część swojej trasy po nieboskłonie, brutalnie uświadamiając mi o tym, jak czas szybko mijał. Savey niestrudzenie opowiadała o aktualnej sytuacji na froncie, przygotowanych przez nią planach przejęcia znacznej części terenów wschodnich, z jakiegoś powodu omijając pustynię. Czyżby Dusza znów dała się we znaki jakiemuś oddziałowi? Odważyłem się spojrzeć na jej twarz- z pozoru pustą, jednak było w niej coś nowego. Ni złość, ni smutek, raczej... Szczęście? Głupiś, Natanielu, taka osoba jak ona nie ma pozytywnych emocji, zrugałem sam siebie w myślach, za bardzo ci się nudzi i tyle. Wzrok odwróciłem tak szybko, jak go podniosłem, widząc jak kobieta marszczy czoło.
 — Jak już wcześniej podkreśliłam- żyjcie ze świadomością powrotu o własnych siłach albo w trumnie. Dzieci Nocy nie znają litości, ni honoru. Sprzymierzyli się z dzikimi plemionami, najprawdopodobniej rozpoczęli zbrojne przygotowania, zaopatrzeni w nieznane nam bliżej substancje.— Uniosła dłoń, przyglądając się zegarkowi.— Zbiórka o czwartej rano, spóźnienia będą surowo karane. Odmaszerować!
 Nikt nie śmiał się ruszyć, dopóki nie zniknęła z generałem gdzieś za głównym budynkiem. Sam odczekałem dłuższą chwilkę, by w razie czego być przygotowanym na jej ponowne przybycie. Często tak robiła. Potem, jak gdyby nigdy nic, ruszyłem do bazy. Zimnej, przytulnej ostoi spokoju. Najpierw zahaczyłem o stołówkę, żebrząc o coś lepszego, niż makaron z sosem. Co jak co, ale głód mnie dopadł. Zaspokoiwszy go, wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia- szukania mojej nieodłącznej towarzyszki. Przekopałem każdy centymetr bloku mieszkalnego, ogrodów czy nawet terenów ćwiczebnych. Płonny wysiłek, jak się później okazało.
 Postanowiła uciec nad jezioro, powiedział mi strażnik. Tam też ją zastałem. Rozłożoną na drobnym piasku, łapiącą słońce. Podszedłem doń, starając się stawiać jak najcichsze kroki, by nie zmącić błogiej ciszy. Usiadłem obok, podkurczając jedną z nóg i opierając na niej rękę. Woda biła o brzegi rytmicznie, delikatnie. Nieniepokojona przez nikły wiaterek.
 — Wyjeżdżam. Najprawdopodobniej na dwa tygodnie— wymruczałem.

CELESTIO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy