Gdy Nataniel zniknął za drzwiami pokoju, natychmiast stało się w nim pusto. Przez myśl przebiegła mi sytuacja z rana, co poskutkowało jeszcze silniejszym zaróżowieniem policzków. Brzuch nadal pulsował przyjemnym ciepłem, nieprzerwanie, odkąd Nataniel go delikatnie musnął. Szczerze powiedziawszy, nie była to pierwsza sytuacja, w której Nat znajdował się blisko mnie. Acz zawsze były to przypadkowe działania, mające na celu najczęściej skrycie się w jakimś wąskim miejscu. Tym razem było inaczej. W żadnym razie nie był to wypadek. I, cholera, to mi się podobało! Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do łazienki, mając w planie doprowadzenie się do stanu względnej używalności. Poranna toaleta zajęła mi niecały kwadrans, a zdążyłam się nawet ubrać. No, Celes, chyba pobiłaś rekord. Nie chcąc dłużej kisić się w pokoju, strzepnęłam z czerwonej spódnicy kilka włosów, które wypadły ze szczotki. Na szczęście reszta ubrań była nieskalana żadną, białą śkutką. A na czarnej podkoszulce byłoby je strasznie widać, nie ma co. Nie plącząc się dłużej bez celu po pokoju, założyłam czarne trampki i skierowałam się wpierw ku schodom, by chwilę później opuścić budynek.
Pogoda dopisywała- na niebie nie było żadnej chmury, a słońce powoli wznosiło się w górę. Nieboskłon zmieniał swoją barwę z bladoróżowej na błękitną wraz z upływem czasu. Musztra trwała w najlepsze, a z mojej perspektywy była bardzo dobrze widoczna. Siedziałam bowiem na murku obok schodów, prowadzących do hangarów. Dokładnie kilkadziesiąt metrów za panią Savey. Nie słyszałam tego, co przekazywała żołnierzom. Acz, może to i lepiej? Nie chciałam wyjść na wścibską, a stary pryk z portierni powiedział, że mnie nie wypuści, bo tak. Więc nie miałam nic lepszego do roboty. Liczyłam tylko na to, że nie dostanę opierniczu od pani Savey. Choć w sumie.. Wyglądała na trochę wyprowadzoną z równowagi. A ze zdenerwowaną kobietą nie ma żartów. Temu też cichaczem opuściłam swoje stanowisko i z powrotem weszłam do budynku, który przywitał mnie przyjemnym chłodem. Przymknęłam lekko oczy i oparłam się o zimną ścianę. Dreszcze przeszły mnie na wskroś. Mimo to nie odsunęłam się od niej. Trzeba w sobie trenować wytrzymałość na niskie temperatury kamieni, ot co. Choć właściwie, to nie miałam co zrobić z wolnym czasem. Przysługiwał mi tak rzadko, że nadal nie nauczyłam się nim cieszyć. Gdyby nie ta musztra, to może wyciągnęłabym Nataniela gdzieś nad jezioro...
Ciszę w korytarzu przerwały czyjeś kroki. Otworzyłam leniwie jedno oko, by sprawdzić, kogóż przywiał zachodni wiatr. Wysoki, starszy mężczyzna szedł prosto w moją stronę, trzymając w dłoni jakąś kartkę. Skinęłam głową, by oddać wyrazy szacunku osobie postawionej wyżej ode mnie. Generał powtórzył mój gest i wcisnął mi do rąk kawałek papieru mówiąc, że wszystko jest na nim wytłumaczone.
Nieopodal naszej bazy zagnieździły się Bullgory. Wpierw miałam unieszkodliwić piąktę stworzeń, a następnie zniszczyć ich siedlisko. Misję miałam rozpocząć tuż po jutrzejszym świcie.
[ Nat? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz