Naprawdę miał szczęście, że odprawa nie była obowiązkowa dla mnie. Z tego, co słyszałam, żołnierzom miały zostać przekazane jakieś informacje na temat nowej misji. Acz były to pogłoski, którym nie zawsze warto wierzyć. Jeśli jednak byłaby to prawda, miałam szczerą nadzieję, że zadanie nie będzie zbyt długie i trudne do wykonania. Westchnęłam cicho, przypominając sobie prośbę Nataniela. Nie siliłam się nawet na odpowiedź- raczej dobrze wiedział, że byłaby ona pozytywna.
Wyszłam z pokoju, szybko zamykając drzwi. Na szczęście moje piętro było już puste - byłam jedyną strażniczką w otoczeniu żeńskich żołnierzy i lekarzy polowych, których również dotyczyło wezwanie. Szybko zbiegłam ze schodów, o mały włos nie wywracając się na trzech ostatnich stopniach i wparowałam do pokoju chłopaka. Co jak co, ale o umundurowanie dbał. Ubranie położone było na wierzchu komody, jakby w każdej chwili było gotowe do założenia. Chwyciłam je wraz z nieśmiertelnikiem, spoczywającym na etażerce obok łóżka. Dostrzegłam go w ostatniej chwili, przyznaję. Acz grunt, że w ogóle je zobaczyłam. Mundur przykryłam granatowym kocem, by nie wzbudzał żadnych podejrzeń i słysząc głośne "Trzy minuty!" czym prędzej wymknęłam się z pokoju, kierując się w stronę schodów. Po drodze minęłam kilku żołnierzy, których znałam z widzenia. Poczułam na sobie ich zaciekawiony wzrok, jednak natychmiast odwrócili głowy, gdy spojrzałam na nich spod przymrużonych powiek. Miałam jeszcze dwie i pół minuty, by dotrzeć do pokoju. Schody pokonałam w kilka sekund, więc chwilkę później byłam pod drzwiami. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że Natanielowi zostało trochę czasu. Wchodząc do swoich czterech ścian dostrzegłam chłopaka, z niepokojem spoglądającego przez okno.
- Uspokój się, przyniosłam ci mundur - odezwałam się, zamykając drewniane wrota.
Jasnowłosy natychmiast odwrócił się w moją stronę i porwał ode mnie ubranie. W jego oczach dostrzegłam wdzięczność, więc wybaczyłam mu brak słowa dziękuję. Moment później stał przede mną w pełnym umundurowaniu. Zza okna dobiegły mnie "Dwie minuty". Jeszcze zdążę. Zdecydowanym ruchem ujęłam dłoń Nataniela, dając mu znak, by poczekać jeszcze kilka sekund. Podeszłam do niego i stanęłam na palcach, zakładając mu nieśmiertelnik. Policzki przybrały nieznośnego koloru różu, gdy poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi. Nie chcąc jednak, by się spóźnił, pożegnałam go krótkim uśmiechem i wypchnięciem z pokoju.
[ Natuś? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz