sobota, 2 grudnia 2017

Od Savey CD. Lu’aj

Uniosłam nieznacznie głowę, by spojrzeć na twarz owianego tajemnicą mężczyzny. Jeszcze minutę temu, widziałam w jego oczach coś na rodzaj frustracji, czy wręcz bezgranicznej irytacji. Nie danie dokończyć mi wypowiedzi o celu mego przybycia, była co najmniej przecząca jego własnym słowom. Najpierw miał ochotę mnie co najmniej usunąć ze swojej posesji, teraz jednak ukazuje dobre serce, chętne do pomocy? To wszystko nie trzymało się logicznej całości. Zebrałam w sobie ostatki sił, by odepchnąć od siebie ciemnowłosego. Cofnęłam się dwa kroki do tyłu, teatralnie gestykulując :
- Po pierwsze... Zanim kogoś oskarżysz o to, że chce ukraść twoje nic nie warte, dla mnie przynajmniej, skarby, daj mu się wypowiedzieć... - westchnęłam.
Widziałam, jak cisnęły mu się na usta kolejne słowa, jednakże na twarzy spostrzegłam zdziwienie.
- Po drugie... Z grzeczności i z tego, iż podkreślasz, że kultura jest bardzo ważna, stwierdzam, ze nic o niej nie wiesz... Wiesz dlaczego? Bo się komuś odpowiada grzecznie na pytanie, albo chociaż nie przerywa... - skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w tubylca - Po trzecie... Zupełnie nie wiesz z kim masz do czynienia, wiec proszę Cię z czystej mojej dobroci, abyś mnie nie straszył, bo strach to ostatnie co mam teraz na myśli.
Po postawieniu kropki na końcu zdania, zapanowała grobowa cisza. Słyszałam jak pustynny wiatr, targał gałęzie krzemów, jak woda kapała w fontannie... Woda... Pokręciłam przecząco głową, by wziąć się w garść, gdyż czułam, ze po wypowiedzianych wyżej słowach, mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy. Spojrzałam na horyzont, nie widząc więcej niż skąpanej w słońcu pustyni. Przełknęłam ślinę, czując jak całe moje ciało usycha. Kolana powolnie uginały się pod ciężarem mojego ciała, ciężarem całego sprzętu który musiałam zabrać ze sobą.
- Słabo mi... - szepnęłam, robiąc kolejne kroki w tył.
Z każdą sekundą bardziej oddalałam się od Duszy Pustyni, widząc jego niewzruszenie. Złapałam się pierwszego drzewa, starając się nie upaść. Jednakże ono pozowoliło mi na powolny i bezbolesny upadek na ziemię. Jedną ręką ściągnęłam chustę z twarzy, by po chwili zrobić coś, czego nigdy miałam nadzieje nie wykonywać. Moje oczy powolnie spowijała ciemność, świat tracił wszystkie mocne barwy...
- Pomóż mi, proszę... - szepnęłam ledwo dosłyszalnie, dla samej siebie a co dopiero dla niego.
[Lu, pomóż tej parówce bo zaraz się z niej kabanos zrobi XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy