Białe fale lśniły w blasku księżyca, tak dzielnie walczącego z upartymi chmurami. On i nieliczne gwiazdy podkreślały niezaprzeczalnie wielką urodę istoty stojącej na skraju lasu. Leciutki, nocny wiaterek wprawiał w ruch ciemnoczerwoną szatę, jedynie podkreślającą bladość skóry. Krwawe linijki znaczyły jej ciało, choć nie były to liczne tatuaże, jakie już wcześniej dane mi było ujrzeć. Nie, te poruszały się, zmieniały swoje kształty. Łączyły się i rozłączały, przecinając mlecznobiałe policzki, skapując na ciemną trawę, w której znikały delikatne stópki mojej ukochanej. A raczej jej cienia, zupełnie nieprzypominającego oryginalnej postaci. Wyciągała ręce, poruszając pełnymi, lecz trupio sinymi wargami. Nieme słowa płynęły z jej ust, lecz nie dano mi ich odczytać. Ciemność oplotła jej pas, nadgarstki, szyję. Widziałem, jak szkarłat zrasza policzki, ale nie mogłem wykonać nawet najmniejszego ruchu, by wyrwać ją z objęć mrocznej istoty. Zmuszono mnie, bym wpatrywał się w tę okrutną scenę. W Celestię szarpiącą się, próbującą uwolnić się, by ostatecznie zniknąć w gęstym lesie. Wszystko to w akompaniamencie dojmującej ciszy. O wiele bardziej przerażającej, niż gdyby w powietrzu rozlegały się wrzaski, krzyki i nawoływania.
Zerwałem się, a chwilowy ból pozwolił mi na powrót do rzeczywistości. Pas bezpieczeństwa wbił się w klatkę piersiową, reagując na ten nagły ruch z mojej strony. Łapczywie chwytałem się każdego oddechu, napełniając płuca chłodnym, wieczornym powietrzem, wpadającym przez uchyloną szybę w pancernym samochodzie. Javier niestrudzenie skupiał się na prowadzeniu, nawet nie ziewając czy w jakikolwiek inny sposób pokazując po sobie zmęczenia. Wręcz przeciwnie- wyglądał lepiej, niż przed moim zaśnięciem. Może zrobił sobie krótki postój na drzemkę? Nie miałbym mu tego za złe, przecież od samego rana siedział za kółkiem. Uraczył mnie ukradkowym spojrzeniem zielonkawo-złotych oczu, niezmiennie ukazujących wszystkie targające nim emocje i uczucia.
— Dobry wieczór, Natanielu. Przespałeś ponad połowę drogi, wiesz? Za kilka minut powinniśmy dotrzeć do Kwatery Głównej, nawet przed planowaną godziną powrotu.
Słyszałem autentyczne zmęczenie w jego głosie- coś, czego nie zamierzał powiedzieć na głos, zbyt przejęty wydarzeniami ostatnich dni, ale i czymś, co musiało się stać w czasie mojej chwilowej nieobecności.
— Twoja Ophelia dzwoniła, prawda? Wszystko z nią w porządku?
— Tak, Nat. Ophi jest w naszym domku. Wiesz, na tym nowym osiedlu. Będę musiał do niej wpaść, inaczej zezłości się na mnie okropnie. Z resztą znasz ją.— Machnął ręką, uśmiechając się tak... szczęśliwie, jak nie on.— Zawsze lubi wyolbrzymiać. Ale zgadłeś, dzwoniła. Ślub mamy zaplanowany na czternastego, a ona wyleciała mi z byciem w ciąży. Prawdziwe szczęście w nieszczęściu, co? I istna ironia losu.
— Prawda... Gratulacje, Jav— wymruczałem, próbując odgonić obrazy sprzed minuty, może dwóch.
— Prawda... Gratulacje, Jav— wymruczałem, próbując odgonić obrazy sprzed minuty, może dwóch.
CELESTIO?
Blisko, bliżej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz