Porządna porcja cukrów i innych wsio zdecydowanie podziałała na mnie, jak balsam na piekące rany. Nawet śmiem twierdzić, że organizm ucieszył się z jedzonka, od razu biorąc się za uzupełnianie braków w energii i tamtym życiodajnym płynie. Choć ręce jeszcze trochę mi się trzęsły, to czułam, że mogłabym przebiec maraton. Dwa razy pomnożone przez sześć. A perspektywa całodniowej wycieczki jedynie wprawiała mnie w wyśmienity nastrój. Normalnie w tej chwili mogłabym przenosić góry! Uśmiechnęłam się szeroko do mojego towarzysza, ukazując jasne kiełki, podkreślane przez naturalnie czerwonawe usta. Jedną z niewielu cech charakterystycznych, która naprawdę mi się podobała i której zazdrościło mi grono dziewcząt z oddziałów częściowo mi podległych albo przynajmniej współpracujących z tym moim. Choć to historia na zupełnie inną okazję.
Zacisnęłam palce na krańcach rękawów skórzanej kurtki, przynajmniej tak mogąc dać upust temu, co aktualnie mną targało. Od nadmiaru energii, aż po czystą ciekawość. Cóż ten Tobcio nawyprawiał tym razem, hm? Porwał jakąś cudowną laskę z nie-wiadomo-kąd, przetrzymuje ją prawie tydzień w jakimś zakurzonym budynku. Czy robił to już wcześniej? Za każdym razem, kiedy wysyłano mnie na poszukiwania owego jegomościa, który lubował się w znikaniu? Nigdy go o to nie pytałam, za każdym razem z przyzwyczajenia traktując go jak kogoś całkiem obcego, marnując tak wiele okazji do zapoznania się z nim. Zwłaszcza po tragicznej śmierci Anny, kiedy nawet nasza droga Desideria martwiła się o jednego z najlepiej rokujących chemików Dzieci Nocy. Dopiero moja wrodzona głupota i nieostrożność spowodowały, że przełamałam się, zaczęłam patrzeć na niego, jak na kogoś, z kim mogłabym się zaznajomić na dłużej. Miał w sobie coś, co mnie intrygowało i... Coś dziwnego działo się w Darkowym serduszku za każdym razem, kiedy był blisko, naruszał przestrzeń osobistą. Normalnie wydarłabym się na niego, zwyzywała od zboczeńców, pedofili, macaczy i ogólnie najgorszych, więc dlaczego tego nie zrobiłam?
Boś miękka klucha i tyle, von Detremante, ot co. Widząc drzwi wyjściowe- wyprułam na przód w pełnym biegu. Ręce rozłożyłam na boki, biegnąc slalomem, niczym dzieciak bawiący się w udawanie samolotu i zapomniałam o bożym świecie. Zupełnie zignorowałam tę dziwną słabość, jednak o wiele mniej wyraźną, niż zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi, od razu zeskakując ze schodków. To tylko trzy stopnie, do tego okropnie niskie. Zakręciłam się wokół własnej osi, naprawdę szczęśliwa, mogąc poczuć na swojej twarzy promienie porannego słońca.
Zacisnęłam palce na krańcach rękawów skórzanej kurtki, przynajmniej tak mogąc dać upust temu, co aktualnie mną targało. Od nadmiaru energii, aż po czystą ciekawość. Cóż ten Tobcio nawyprawiał tym razem, hm? Porwał jakąś cudowną laskę z nie-wiadomo-kąd, przetrzymuje ją prawie tydzień w jakimś zakurzonym budynku. Czy robił to już wcześniej? Za każdym razem, kiedy wysyłano mnie na poszukiwania owego jegomościa, który lubował się w znikaniu? Nigdy go o to nie pytałam, za każdym razem z przyzwyczajenia traktując go jak kogoś całkiem obcego, marnując tak wiele okazji do zapoznania się z nim. Zwłaszcza po tragicznej śmierci Anny, kiedy nawet nasza droga Desideria martwiła się o jednego z najlepiej rokujących chemików Dzieci Nocy. Dopiero moja wrodzona głupota i nieostrożność spowodowały, że przełamałam się, zaczęłam patrzeć na niego, jak na kogoś, z kim mogłabym się zaznajomić na dłużej. Miał w sobie coś, co mnie intrygowało i... Coś dziwnego działo się w Darkowym serduszku za każdym razem, kiedy był blisko, naruszał przestrzeń osobistą. Normalnie wydarłabym się na niego, zwyzywała od zboczeńców, pedofili, macaczy i ogólnie najgorszych, więc dlaczego tego nie zrobiłam?
Boś miękka klucha i tyle, von Detremante, ot co. Widząc drzwi wyjściowe- wyprułam na przód w pełnym biegu. Ręce rozłożyłam na boki, biegnąc slalomem, niczym dzieciak bawiący się w udawanie samolotu i zapomniałam o bożym świecie. Zupełnie zignorowałam tę dziwną słabość, jednak o wiele mniej wyraźną, niż zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi, od razu zeskakując ze schodków. To tylko trzy stopnie, do tego okropnie niskie. Zakręciłam się wokół własnej osi, naprawdę szczęśliwa, mogąc poczuć na swojej twarzy promienie porannego słońca.
— Toby, obiecaj, że pójdziemy na spacer, kiedy skończysz pracę!— poprosiłam, grzecznie czekając, aż ten mnie dogoni.
Schowałam ręce za plecami, przyglądając się wielkoludowi schodzącemu po schodach, próbując wyrównać pędzący oddech. Chyba jednak na razie powinnam jeszcze uważać na to, co robię i jak robię.
TOBIASIE?
Podróż pozostawiam tobie~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz