wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Celestii — Cd. Nataniela

 Cudem, prawdziwym cudem, znalazłam w zamrażarce lód, który tak dobrze działał na zranioną wargę. W lustrze zauważyłam, że opuchlizna znacznie zmalała, a usta w końcu przestawały plusować nieprzyjemnym bólem. Jednak na końcu języka wciąż czułam ten słodki, metaliczny posmak nadzwyczaj jasnej krwi. Nawet mój tata uważał, że nigdy w życiu takiej nie widział. Ciemniała dopiero po zakrzepnięciu, przybierając wtedy kolor winnej czerwieni. Podobny odcień gościł na jasnym materiale, w który zawinęłam lód i, wbrew moim usilnym staraniom, kilka kropel znalazło się na szacie. Nie dziwiło mnie to. W końcu będąc już na ścieżce prowadzącej do domu, odpuściłam sobie trzymanie dłoni na twarzy. Po pierwsze- nie było w tym za grosz sensu, gdy na drodze nie miałam kogo spotkać. A po drugie, ręka zaczynała drętwieć od ciągłego przytrzymywania jej przy ustach.
 Na szczęście krew w końcu zakrzepła, uniemożliwiając dalsze brudzenie szaty. Szaty, która swoją drogą była moją ulubioną. Zakrywała wszystko to, co powinna, a nawet więcej, wciąż będąc dość przewiewną. Ale teraz musiałam wybarwić z niej posokę, więc aktualnie odpadała na kilka dni. Koniuszkiem języka wciąż drażniłam rankę po lewej stronie warg, jednocześnie szukając innego czerwonego ubrania. Niestety, szaty jednoczęściowej, takiej, jak ta, którą miałam na sobie- nie znalazłam. Musiałam więc założyć spódnicę z okazałym rozcięciem, sięgającym aż pasa; na szczęście, po boku uda. I do tego pasującą górę, o wiele bardziej przypominającą stanik, niźli top szaty. Do tego jeszcze ozdóbki na kostki, odsłoniętą część uda, nadgarstki, przedramiona i łokcie..
— Wyglądasz w tym jak choinka, Celestio — dobiegł mnie głos pana Luciena. — I, na bogów, coś ty sobie zrobiła?
 Ujął moją twarz w dwa palce, delikatnie obracając w lewo. Nie musiałam mu odpowiadać. Doskonale wiedział, że to nie była moja wina. No, przynajmniej nie całkiem moja wina.
 — Tyle razy ci mówiłem, żebyś mu nie pyskowała. I po prostu godziła się na...
 — A ja ci tyle razy mówiłam, że ten stary kretyn nie będzie mi układał życia tak, jak jemu się to podoba. Chyba jako jedyna w tym wariatkowie potrafię mu odpowiedzieć i spojrzeć prosto w oczy, a nie z uległością przyjmować wszystkie jego zachcianki i widzimisię, panie Vanserra! Cała Starszyzna boi się zaprotestować. Ba, nawet nie tylko starszyzna! Pewnie z radością prowadziłbyś mnie na nasz ślub, gdyby cię o to poprosił. A teraz wybacz, ale muszę to zapudrować — ucięłam tę krótką pogawędkę, zamykając staruszkowi drzwi tuż przed nosem.
 Właśnie to mnie najbardziej denerwowało w tutejszych. Stracili już dawno starą werwę, buńczuczność, skłonność do protestowania.. Wszystko w momencie, w którym Lorcan przejął władzę. Na początku udawał miłego, spokojnego i normalnego mężczyznę. A jednak coś nie pasowało mi w jego spojrzeniu, sposobie bycia. Jak się okazało po paru miesiącach- siedmioletnia Celestia nie pomyliła się ani troszkę.
 W łazience doprowadziłam twarz do porządku- nie było widać opuchlizny na ustach. Nałożyłam na nie jeszcze trochę szminki, by ich kolor nie odbiegał od krwistego koloru ranki i w końcu wyszłam z domu, podzwaniając złotymi ozdóbkami na biodrach i stopach. Do miejsca, które jednocześnie kochałam, ale i nienawidziłam.

NATANIELU?
Żal mi Java ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy