Gdy Nataniel odwzajemnił mój uśmiech, poczułam, jakby ktoś odjął z moich barków stutonowy ciężar. Dumnie wyprostowałam się, stając przed ołtarzem i obdarowałam radosnym grymasem wszystkich tutaj obecnych, spokojnie i cierpliwie oczekując, aż oddział się ustawi. Dopiero wtedy Freya opuściła podwyższenie, zajmując miejsce obok Luciena, z samego przodu; kilka metrów przed sakralnym stołem. Pozwoliłam, by cisza zapanowała w świątyni na kilka, może kilkanaście sekund. W głębi duszy miałam szczerą nadzieję na to, że żołnierze nie mieli za złe Starszym tego, że ci kazali zorganizować mi mszę. Przynajmniej mogli kilka chwil spędzić w chłodnych murach, przynoszących ukojenie po nieprzyjemnym, popołudniowym słońcu i gorącu. Całą siłą woli musiałam się skupić na tym, by nie patrzeć ciągle na jednego z najwyższych żołnierzy, z którym dane było mi spędzić kilkanaście minut, brutalnie przerwanych przez starca.
— W imieniu całego Terrasenu dane mi jest przywitać Oddział numer 34, dowodzony przez pana Leona Chimero. Wraz z całą Starszyzną i ludnością cywilną wsi mamy nadzieję, że będziecie mogli zaliczyć ten tydzień do udanych — odezwałam się w końcu, głosem od dawien dawna ćwiczonym specjalnie na takie okazje. Mocnym, głośnym, tak niepasującym do takiej drobnej dziewuchy.
Ukradkowe spojrzenie rzucone pani Freyi i jej niema aprobata, wyrażona w szczerym uśmiechu i delikatnym skinieniu głowy. Żadne z poprzednich słów nie było wcześniej ćwiczone, ni konsultowane ani z nią, ani z jej kuzynem. Ani z poprzednich, ani z następnych. Jak zwykle zdałam się na serce, z reguły poprawnie podpowiadające mi to, co powinnam powiedzieć. Miałam nadzieję, że i tym razem się nie myliłam, zupełnie mu ufając.
— Yapre dlagayu etumassu bog uschast'y aiurozhaya — kontynuowałam w starym języku, który znało tak niewiele osób... Nie wiedziałam dlaczego, skoro był tak piękny. — Sna dezhdoy, chto on prin esetz helaye myye effekty i schast'ye vsem prisuts tvuy ushchim zdes'e.
Kilka słów skierowanych do dwóch bóstw- urodzaju i szczęścia. Ten pierwszy obchodził dzisiaj swoje święto; z tego powodu miałam zaprosić mundurowych na festiwal, urządzany co roku. Lubiłam go jako dziecko, acz z wiekiem trochę mi przechodziło. Jako kapłanka musiałam zatańczyć minimum pięć razy, zawsze z kimś innym. A im starsza byłam, tym bardziej szaty stawały się odkryte. Temu też dość niechętnie ubrałam właśnie tą, czego skutkiem będzie obłapywanie po nagiej skórze na plecach i, o zgrozo, możliwość zobaczenia tam siniaka.
Rozłożyłam ręce, podzwaniając złotymi bransoletami, połyskującymi w świetle słońca, wpadającym do świątyni przez szklany fragment na jej górze. Księga na ołtarzu stanowiła z reguły element czysto dekoracyjny. Tak było też tym razem. Całą modlitwę i pieśń znałam na pamięć, odmawianą co roku niemalże bez żadnej zmiany. Moje spojrzenie raz jeszcze powiodło po wszystkich żołnierzach, ułamek sekundy dłużej zatrzymując się na tym jednym. I właśnie ten ułamek sekundy zadecydował o tym, że pieśń będzie zgoła inna, niż powinna. Ale wiedziałam, że Freya i Lucien mi to wybaczą.
— Biada mi, Llorono. Llorono, błękitny, jak niebo. Biada mi, Llorono, Llorono, błękitny jak niebo.. Choć może to kosztować mnie życie, Llorono, nie przestanę cię kochać.. Nie przestanę cię kochać! Wspięłam się na najwyższą sosnę, Llorono, by sprawdzić, czy mogę cię dostrzec. Ponieważ sosna była delikatna, Llorono, widząc jak płaczę- płakała. Biada mi, Llorono, Llorono, błękitny, jak niebo. Biada mi, Llorono, Llorono, błękitny, jak niebo. Choć może to kosztować mnie życie, Llorono, nie przestanę cię kochać.. Biada, biada, biada! — mimo, że to był jedynie fragment dość długiej pieśni, oczywiście w języku rdzennego Terrasenu, dostrzegłam zaskoczenie na twarzach niektórych.
Nie zarejestrowałam nawet momentu, w którym serce zaczęło bić nieco szybciej. A przyspieszało tylko wtedy, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Całą część zakończyłam cichutkim westchnieniem i lekkim uśmiechem, w którym nie było ani grama fałszu, czy nieszczerości. Jednak by błogosławieństwo się dopełniło- ponownie uniosłam prawą rękę, dwoma palcami kreśląc pionową linię w powietrzu, biegnącą w dół. Następnie przyłożyłam ją do serca i tym razem nakreśliłam poziomy łuk.
— Dziękuję wszystkim zgromadzonym za przybycie na błogosławieństwo — oznajmiłam, w końcu we wspólnym języku. — I serdecznie, w imieniu Starszyzny, zapraszam cały oddział na Letni Festiwal, odbywający się na rynkowym placu.
Spotkanie zakończyłam króciutkim pokłonem i symbolicznym zamknięciem ciemnoczerwonej księgi. Zaś Freya wraz z Lucienem ruszyli ku głównemu wyjściu, dając znak panu Chimero na to, że wraz z jego oddziałem mogą opuścić świątynne mury.
NATANIELU?
Jak wrażenia~?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz