Złe przeczucia towarzyszyły mi przez cały ten czas, potęgując się, kiedy pojedyncze elementy wskakiwały na swoje miejsca. Jednak spore luki nadal pozostawały. Na dłużej, może krócej. Jednego byłem pewien- zamierzałem dociec tego, co działo się w tej cholernej wiosce wariatów, już nie tylko ze względu na zgłoszenia od co najmniej dwóch lat piętrzące się na biurku mojego ojca, ale też dla dziewczyny o oczach przypominających mieszankę cytryny i limonki, z włosami na myśl przywodzącymi świeży śnieg, dopiero co spadający z nieba. Bowiem tamten mężczyzna nie mógł być jej rodziną, żaden z jej członków nie stąpał po tym świecie od lat. Przynajmniej tak napisano w jednym z raportów, z resztą ojciec powiedział mi kiedyś to samo, dodając, że musi być bardzo smutną, samotną dziewczynką i przypominała mu moją matkę. Tę jakże piękną, ale też tajemniczą kobietę, skrywającą sekrety w magicznym pudełeczku, zwanym zapomnieniem.
Włożyłem dłonie do kieszeni z takim impetem, że sprzączka paska niebezpiecznie zatrzeszczała, jakby nagle zechciała odmówić posłuszeństwa i po prostu puścić. Choć aktualnie mało mnie to obchodziło, przecież takie drobiazgi łatwo można zastąpić innymi, nowymi. Z minuty na minutę przyspieszałem kroku, jakby co najmniej goniło mnie stado dzikich psów. Ludzie patrzyli się dziwnie, niektórzy nawet umykali z drogi, jakbym zaraz miał wyrządzić im krzywdę.
Nie wiem, kiedy znalazłem się w obozie. Uświadomił mi to dopiero Javier. Złapał za ramię, odciągnął w bok, z dala od reszty żołnierzy, wpatrujących się we mnie z przestrachem. Może przypominałem im mojego ojca, dlatego reagowali tak, a nie inaczej? W pierwszym odruchu chciałem odepchnąć od siebie wątłą rękę najlepszego przyjaciela, uważając, że przecież nic mi nie jest. Ręka zatrzymała się w połowie drogi do dłoni blondyna, a przez jego słowa serce niemalże zatrzymało się. Boleśnie zabolało, kolejny raz przypominając o swoim istnieniu. Uporczywy organ, wiecznie żądający uwagi, zrozumienia i mocno działający mi na nerwy.
— Kapłanka w czerwieni, to Celestia, prawda?— zapytał, a w jego oczach dostrzegłem coś innego, niż zwykłą ciekawość.
Troskę. Autentyczną troskę i zmartwienie. Wiecznie opanowany Jav aktualnie wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Blady na twarzy, pomimo faktu, że spalił ją sobie na słońcu, jeszcze mniejszy, niż normalnie.
— Tak, Celestia. Halo, Jav, co się dzieje?
— Widziałem, jak jeden ze starszych użył wobec niej siły fizycznej, wykrzykując dość nieprzyjemne oskarżenia. Wiem, że chciałeś się z nią spotkać, ale to chyba za wcześnie... Nawet nie pozwolono mi zareagować, z resztą, co mógłby zdziałać zwykły dzieciak, znający się jedynie na uzdrawianiu i taktyce? Gościu ulotnił się szybciej, niż podbiegłem do Celestii, przepraszam, Natanielu...
CELESTIO?
Och, Jav i wyrzuty sumienia ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz