wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Nataniela c.d. Celestii

 Blask słońca nieprzyjemnie drażnił oczy przyzwyczajone do namiotowego półmroku. Żołnierze ustawili się w umówionym szyku, gotowi do spędzenia kolejnego dnia na froncie. Tam, kilometr od obozowiska, gdzie maluczcy walczyli o przetrwanie, a dowódcy śmiali się w twarz każdemu, który pragnął przedwcześnie powrócić do domu. Do żony, narzeczonej, dziewczyny, dzieci czy zwierzęcych towarzyszy. Pierwszy raz należałem do tej grupy desperatów, jednak mój powód zdawał się o wiele ważniejszy od zwykłej chęci przytulenia ukochanej. Bowiem moja znajdowała siew śmiertelnym niebezpieczeństwie od kilku dni, czego dowiedziałem się od podlotków, zesłanych tu kilka godzin temu.
 Mijali mnie akurat, gdy rozmawiali gorączkowo, wręcz entuzjastycznie o tym, że w końcu coś wydarzyło się w Kwaterze Głównej, aż Savey raczyła zaszczycić ich swoją obecnością. Białowłosa laska zaginęła prawie tydzień temu, znaleziono tylko motor. Bagatela wyglądający tak, jakby zastygł w czasie. Zacisnąłem dłonie w pięści, kompletnie ignorując rozkaz porucznika o dołączeniu do pierwszego rzędu, z resztą jak zwykle. Na miejscu był niezły rozpierdol, pewnie bullgory wyniuchały krew, bo niewiele z niej zostało, a ciała nie odnaleziono. Poszukiwania zakończone, Ludenberg uznana za martwą, przynajmniej tak mi powiedział Jeremiasz. Pierdolenie, wymyślanie bajek- tylko to potrafili ci skończeni kretyni. Tym razem nawet wiecznie opanowany Javier nie dał rady doprowadzić mnie do porządku, nie mówiąc już o kimkolwiek z wyżej postawionych mundurowych. Splunąłem wprost pod buty idącego do mnie płomiennowłosego, sycząc, by spierdalał w podskokach, inaczej nie ręczę za siebie.
 Dzięki temu udało mi się trafić do namiotu generała bez kolejki, pomijając fakt siarczystego upomnienia i porównania mnie do Bogu ducha winnego starego pijaczyny, który przez swoją własną głupotę został zadręczony i skrócony o głowę. Nie słuchałem go, myślami będąc gdzieś w ruinach miasta, pamiętającego jeszcze czasy świetności dawnej cywilizacji. To tam, pośród gruzów Starego Świata była ona. Żyła, tego byłem pewien, nawet pomimo plotek roznoszonych przez ciekawskich chłopaków. 
 — Chimero, z całym szacunkiem, ale wyglądasz gorzej od gówna. Co się stało z tym palącym się do walki syneczkiem byłego podpułkownika? Zawsze okaz...
 — Nie mogę spać, gen... Haru. Jedzenie nie przechodzi mi przez gardło, tak samo picie. A wiesz dlaczego? Bo, kurwa, zechciałeś bawić się w dupoliza. Zasłużyłem na powrót, zwłaszcza w takich okolicznościach, jak zniknięcie mojej dziewczyny. A ty śmiesz pytać, co się ze mną stało?! Celestia zapewne kona na jebanej klatce schodowej, bo te pizdy nie potrafią jej znaleźć, to się  stało! Jedyna osoba, która mi została i którą raczyliście mi odebrać równe pięć dni temu! W imię czego?! Prawa, które tak ochoczo złamaliście?! Zysku?! Tylko co wam po żołnierzu niezdolnym do walki?! No?! Powiedz coś, tchórzu!
 Zamiast tego po prostu podał mi chusteczkę. Chciałem odtrącić jego rękę, wywrzeszczeć, by poszedł w pierony, ale poczułem wilgoć na policzkach.
 — Usiądź, Natanielu, uspokój się. Wtedy porozmawiamy jak ludzie.— wyszeptał.

CELESTIO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy