Pierwszy strzał z pistoletu zaraz obok lewego ucha. Drugi- obok prawego. Skurwiel skutecznie pozbawił mnie słuchu na najbliższe kilka godzin. Dopiero po tym zobaczyłam w jego rękach strzykawkę, z etykietką 100, wypełnioną mlecznobiałym płynem, niepokojąco gęstym. Przelewał się przez nią, przypominając jakiś dziwaczny kisiel. Kisiel, który po kilku sekundach znalazł się w moim krwiobiegu. Całe 20 mililitrów, z tego, co zdążyłam dostrzec. Przymknęłam oczy, gdy nieprzyjemny płyn rozlewał się po ciele.. Jednak nie powodował paraliżu. Nie bolały od niego mięśnie, ni nie kołatało serce. Czułam się podejrzanie dobrze. No... Do pewnego momentu. Przygryzłam zmaltretowaną wargę do krwi, gdy oczy nagle zaczęły piekielnie szczypać- tak, jakby ktoś zakroplił je sokiem z cytryny, połączonym z kuchenną solą. Nie chciałam ich otwierać, wiedząc, że poskutkuje to jeszcze większą falą bólu. Z ledwością udało mi się powstrzymać od krzyku. Zastąpiłam go zmarszczeniem brwi i zaciśnięciem pięści. Poskutkowało to, oczywiście, znów nieprzyjemnym uczuciem w dłoniach, trochę zbyt mocno spętanych skórzanymi pasami.
Mocny dotyk na twarzy i gwałtownie obrócenie jej w lewą stronę upewniło mnie w fakcie, że stało się coś dla mnie niedobrego. Dopiero wtedy zdecydowałam się na otworzenie oczu, czekając jeszcze chwilę, aż ból choć trochę przejdzie. Mrugnęłam raz, drugi, trzeci... Ale wciąż widziałam jedynie ciemność, raz po raz rozproszoną refleksem światła. Właśnie w tamtym momencie serce zaczęło bić jeszcze, jeszcze mocniej. Byłam bardziej bezbronna, niż zwykle. Bez zmysłu wzroku i słuchu. Mogłam polegać jedynie na trzech pozostałych, z czego dwóch zupełnie w tej sytuacji nieprzydatnych. Skoncentrowałam się na czuciu; dotyku. Wtedy niesamowicie wyostrzonym, jakby na zastępstwo tamtych utraconych.
Ciepła kropla przecięła policzek po lewej stronie. Nie wiedziałam, czy była to łza, czy może jednak krew. Kolejną poczułam przy żuchwie, cieknącą z narządu słuchu. Ta akurat z pewnością miała kolor mocnej czerwieni. W końcu tak z reguły reagowały uszy na nagły hałas, jeszcze tak blisko siebie. Tylko... Dlaczego pozbawił mnie i tego, i tego? Doskonale znałam jego głos, przez te kilka dni zapamiętałam także wygląd. Na pewno nie było to dla jego satysfakcji. Nie mógł bowiem teraz opowiadać bzdur o tym, jak to widział konającego na froncie Nataniela, co ostatnimi czasy stało się jego ulubioną historyjką. Nie dawałam mu jednak tej radości z odpowiedzi. Nie chciałam zdradzać tego, jaką moc posiada kochany przeze mnie chłopak. Choć w ten jeden sposób mogłam go jakoś ochronić...
NATANIELU?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz