Zwaliłem się całym swoim ciężarem na polowe łóżko, które ugięło się z niebezpiecznym trzaskiem. Przez cały ten czas tak naprawdę nie chciało do mnie dojść to, co Celestia przekazała mi na nieskazitelnej karteczce. Zasłoniłem twarz dłońmi, całkowicie pogrążając się w ciemności nocy. Gdzieś obok słychać było podszeptywanie, ciche śmiechy i narzekania na wydarzenia ostatnich dwóch dni. Złość wzbierała we mnie, za każdym razem, gdy słyszałem wzmianki o dziewczynach, narzeczonych, żonach i kochankach, mając świadomość, że moja własna ukochana znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. Bowiem nikt normalny nie obserwuje drugiej osoby, niczym rasowy stalker, czekając tylko na odpowiedni moment do działania. Owi tajemniczy oni nie mogli mieć dobrych zamiarów, tego jednego byłem pewny w stu procentach.
Jednak generał miał w głębokim poważaniu uczucia swoich żołnierzy, w pełni posłuszny rozkazom Savey. Oddział specjalny, mówił. Obowiązki, mówił. Zacisnąłem dłoń w pięść, uderzając nią o metalową rurkę. Ból przynajmniej przez chwilę pozwolił mi myśleć bardziej spójnie, wręcz trzeźwo. Jedynym moją powinnością było dopilnowanie, by wyeliminowano panienkę von Detremante, tym samym zapewniając względne bezpieczeństwo pozostałym chłopakom. Wykonałem ten rozkaz bez mrugnięcia okiem, wysyłając sukę na ostry dyżur. Nieprzytomna, z otwartymi ranami na rękach, leżała przez dłuższy czas na zimnej ziemi, nim ktokolwiek z jej ludzi zdążył ogarnąć, że coś się stało. Od tamtej chwili już nie miałem okazji ujrzeć krwistoczerwonych oczu i tych kruczych włosów, przedziwnie unoszonych przez powiew letniego wiatru. Regulaminowo należała mi się nagroda, przyznanie możliwości szybszego powrotu, więc dlaczego ten stary pryk mi na to nie pozwalał? Tylko kazał pisać jakieś głupie podania do dowództwa, które i tak zapewne zostałyby odrzucone w trybie natychmiastowym. A mnie nagrodzono by gromkimi brawami za ponowne zdenerwowanie fioletowowłosej istotki.
— Chimero, idź spać, a nie pierdolisz coś pod nosem!— Warknął ktoś z dalszej części namiotu.
Jednak generał miał w głębokim poważaniu uczucia swoich żołnierzy, w pełni posłuszny rozkazom Savey. Oddział specjalny, mówił. Obowiązki, mówił. Zacisnąłem dłoń w pięść, uderzając nią o metalową rurkę. Ból przynajmniej przez chwilę pozwolił mi myśleć bardziej spójnie, wręcz trzeźwo. Jedynym moją powinnością było dopilnowanie, by wyeliminowano panienkę von Detremante, tym samym zapewniając względne bezpieczeństwo pozostałym chłopakom. Wykonałem ten rozkaz bez mrugnięcia okiem, wysyłając sukę na ostry dyżur. Nieprzytomna, z otwartymi ranami na rękach, leżała przez dłuższy czas na zimnej ziemi, nim ktokolwiek z jej ludzi zdążył ogarnąć, że coś się stało. Od tamtej chwili już nie miałem okazji ujrzeć krwistoczerwonych oczu i tych kruczych włosów, przedziwnie unoszonych przez powiew letniego wiatru. Regulaminowo należała mi się nagroda, przyznanie możliwości szybszego powrotu, więc dlaczego ten stary pryk mi na to nie pozwalał? Tylko kazał pisać jakieś głupie podania do dowództwa, które i tak zapewne zostałyby odrzucone w trybie natychmiastowym. A mnie nagrodzono by gromkimi brawami za ponowne zdenerwowanie fioletowowłosej istotki.
— Chimero, idź spać, a nie pierdolisz coś pod nosem!— Warknął ktoś z dalszej części namiotu.
Westchnąłem głośno, mrukliwym tonem przepraszając bliżej niezidentyfikowanego czepialskiego, który uświadomił mnie o tym, że znów zaczynałem mówić sam do siebie. Nieświadomie. Tak, jak po śmierci ojca, dosłownie zarżniętego przez sukę od Zera i Desiderii. Przypłaciła to w niezwykle bolesny i brutalny sposób. Przewróciłem się na bok, palcem wskazującym pocierając oko skryte za zamkniętą powieką. Dzisiaj chyba nie dam rady zasnąć, z resztą tak samo, jak wczoraj. Gdzieś z tyłu głowy nadal majaczyły mi strzępki koszmaru, w którym to zakrwawiona Celestia wyciągała do mnie swoje chudziutkie, zdecydowanie zbyt blade rączki.
Obserwują mnie...
Idź już spać, Natanielu.
Obserwują mnie...
Idź już spać, Natanielu.
CELESTIO?
Cóż, zgody na powrót nie dostał ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz