Oparłam obie dłonie o umywalkę, wpatrując się w ciemnowłosą kobietę. Jeszcze kilka dni wcześniej zjawiskowo piękną, raczącą wszystkich promiennym uśmiechem. Tę, której krwistoczerwone oczy bezczelnie zaglądały do samego środka duszy, jednocześnie nie pozwalając, by uczucia wyszły na światło dzienne. Bezużyteczne, potrafiły jedynie osłabiać, doprowadzały do powolnej zguby. Z taką łatwością przychodziło im odnajdywanie nawet najdrobniejszych szczelin w (zdawałoby się) idealnie zabezpieczonej konstrukcji. Krucze pasma lśniły w świetle białych żarówek, odbijając światło jasnymi refleksami. Tylko one pozostały niezmienione, przypominały o wcześniejszej mnie. A teraz? Lekko podkrążone oczy, w których ujrzeć można było strach, o wiele gorszy od codziennej pustki. Cera bledsza, niż zazwyczaj, przywodziła na myśl żywego trupa, łaknącego życia innych. Przynajmniej z tym ostatnim mogłam zgodzić się w stu procentach. Reszta stanowiła jedynie uproszczony obraz tego, co pozostało po tej radosnej i uczynnej von Detremante. Wystarczyło kilka godzin, by wszystko poszło się paść.
Dotknęłam boku głowy, od pięciu dni niemiłosiernie pulsującego bólem. Co prawda blednął wraz z upływem czasu, lecz spory siniak odznaczał się na jej boku za każdym razem, gdy unosiłam kurtynę włosów. Kryła się za nią największe z dotychczasowych upokorzeń, o wiele gorsze od tego sprzed lat. Mogli zostawić mnie na tej cholernej ziemi, bym skończyła tak, jak przystało na prawdziwego żołnierza- wśród reszty trupów zdobiących pole bitwy, zapamiętana jako ta, która oddała życie dla dobra pozostałych Dzieci Nocy. Mogłam przynajmniej wziąć ze sobą podkład, przykryć ten okropny, zielonkawy ślad. Ale nie... Zebrałam włosy, zapominając o wstydzie i innych pierdołach. Przynajmniej gumkę do włosów i sznureczek zawsze miałam przy sobie. Tym pierwszym związałam włosy w długi, koński ogon, nadal sięgający niemalże do łydek, schowanych pod materiałem leginsów. Drugi posłużył mi jako pasek. Przewiązałam go w talii, starając się, by dzięki temu koszula nie wyglądała na aż tak gigantyczną. Z tym, że lekko prześwitywała, nie mogłam akurat nic zrobić, tylko przeklinać się za zabranie ze sobą wręcz rażąco czerwonego stanika, poprzecinanego przez linie czarnej koronki. Choć lepsze to od świecenia nagimi piersiami.
Dwa głębokie wdechy pomogły mi wrócić do względnej normalności, przynajmniej jak na ten moment. Odgłos ciężkich butów obijających się o posadzkę potrafił koić nerwy rozerwane na strzępy. Wystrzeliłam z łazienki, jak z procy, uśmiechając się szeroko. Szybkim krokiem, mówiącym o mojej zawyżonej pewności siebie, podeszłam do panicza zamkniętego w świecie własnych myśli. Nie wiem czy zauważył mnie, czy też kompletnie odleciał, ale jednego jestem pewna- nie protestował, kiedy wgramoliłam się na biurko, o które opierał się zadkiem. Klęczałam za nim, tylko po to, by oprzeć przedramiona o jego bark, z zaciekawieniem zaglądając do notatnika. Dotyk musiał zwrócić jego uwagę, poczułam jak napina pojedyncze mięśnie.
— Nieładnie tak spiskować w samotności...— wymruczałam wprost do jego ucha.— Jadę z tobą czy tego chcesz, czy nie. Inaczej pewnie narobię bajzlu nie tylko w twoich rzeczach.
Dotknęłam boku głowy, od pięciu dni niemiłosiernie pulsującego bólem. Co prawda blednął wraz z upływem czasu, lecz spory siniak odznaczał się na jej boku za każdym razem, gdy unosiłam kurtynę włosów. Kryła się za nią największe z dotychczasowych upokorzeń, o wiele gorsze od tego sprzed lat. Mogli zostawić mnie na tej cholernej ziemi, bym skończyła tak, jak przystało na prawdziwego żołnierza- wśród reszty trupów zdobiących pole bitwy, zapamiętana jako ta, która oddała życie dla dobra pozostałych Dzieci Nocy. Mogłam przynajmniej wziąć ze sobą podkład, przykryć ten okropny, zielonkawy ślad. Ale nie... Zebrałam włosy, zapominając o wstydzie i innych pierdołach. Przynajmniej gumkę do włosów i sznureczek zawsze miałam przy sobie. Tym pierwszym związałam włosy w długi, koński ogon, nadal sięgający niemalże do łydek, schowanych pod materiałem leginsów. Drugi posłużył mi jako pasek. Przewiązałam go w talii, starając się, by dzięki temu koszula nie wyglądała na aż tak gigantyczną. Z tym, że lekko prześwitywała, nie mogłam akurat nic zrobić, tylko przeklinać się za zabranie ze sobą wręcz rażąco czerwonego stanika, poprzecinanego przez linie czarnej koronki. Choć lepsze to od świecenia nagimi piersiami.
Dwa głębokie wdechy pomogły mi wrócić do względnej normalności, przynajmniej jak na ten moment. Odgłos ciężkich butów obijających się o posadzkę potrafił koić nerwy rozerwane na strzępy. Wystrzeliłam z łazienki, jak z procy, uśmiechając się szeroko. Szybkim krokiem, mówiącym o mojej zawyżonej pewności siebie, podeszłam do panicza zamkniętego w świecie własnych myśli. Nie wiem czy zauważył mnie, czy też kompletnie odleciał, ale jednego jestem pewna- nie protestował, kiedy wgramoliłam się na biurko, o które opierał się zadkiem. Klęczałam za nim, tylko po to, by oprzeć przedramiona o jego bark, z zaciekawieniem zaglądając do notatnika. Dotyk musiał zwrócić jego uwagę, poczułam jak napina pojedyncze mięśnie.
— Nieładnie tak spiskować w samotności...— wymruczałam wprost do jego ucha.— Jadę z tobą czy tego chcesz, czy nie. Inaczej pewnie narobię bajzlu nie tylko w twoich rzeczach.
TOBY?
Grozi, skubana ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz