sobota, 4 sierpnia 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Zrobiło mi się niedobrze na sam widok krwawej linii, ciągnącej się od progu gabinetu, aż po łóżko w sypialni. Była nawet na ścianie, tworząc wręcz idealnie prostą linię od jej połowy, aż po włącznik świata. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach zakrzepłej posoki, przyprawiający mnie o zawrót głowy. Cierpki, słodkawy, nie mający nic wspólnego z wonią tej normalnego człowieka. Szczerze pożałowałam tego, że nie usłuchałam się ciemnowłosego jegomościa i nie zostałam u niego w pokoju, po wzięciu prysznica. Nawiasem mówiąc aktualnie chyba przesiąknęłam zapaszkiem jego żelu pod prysznic. Tylko kto mógł, do Jasnej Anielki, wiedzieć, jaki widok spotkam w mojej własnej kwaterze? Resztki opanowania starczyły jedynie na złapanie pierwszych-lepszych leginsów, skarpetek, stanika i wypastowanych desantów, potem po prostu spierdoliłam stamtąd w podskokach. Nawet nie wiem, czy zamknęłam za sobą drzwi. Z resztą i tak ludzie nie są na tyle odważni, by grzebać w rzeczach tej von Detremante, która uwielbia pokazywać swoją wyższość w zdecydowanie nieprzyjemny dla innych sposób.
 Prawie zabiłam się na schodach, gdy ciemne plamki raczyły pojawić się przed oczami, skutecznie uniemożliwiając zorientowanie się czy mam pod sobą stopień, czy nie. Na całe szczęście nikogo po drodze nie spotkałam, bo jeszcze by zawału ewentualny jegomość dostał. Czarne, małe, wredne, w zakrwawionej halce, na bosaka, z ubrankami przytulonymi do piersi mieszczących się w miseczce A, w porywach do najmniejszej z B, biegnąca korytarzem. Do tego chwiejąca się, niczym po mocno zakrapianej imprezie, przeraźliwie blada i cała rozedrgana. Cudem udało mi się dotrzeć do pokoju Whitehorna, przy tym ani razu nie mając bliskiego spotkania trzeciego stopnia z brudnymi płytkami, na których również posoka odcisnęła swój ślad. Zostawiłam uchylone drzwi, by nie musiał siłować się z nimi, zapewne mając obie łapki zajęte. Padłam na kolana przed szafą, wciąż otwartą. Swoje rzeczy ułożyłam na nogach, zaś prawą łapkę wyciągnęłam ku jednej z koszul, białej jak śnieg. Ręka latała na wszystkie strony, jakby dostała padaki, ledwo łapałam dech, łapczywie biorąc kolejne łyki powietrza. Wzdrygnęłam się, słysząc jego głos. Mimo to starałam się jakoś opanować, nie dać po sobie poznać tego przerażenia, jakie aktualnie mnie ogarniało. Uniosłam kąciki ust, jednak opadły zdecydowanie zbyt szybko. Tym razem nie miałam ochoty na wymyślanie słodkich kłamstewek, tylko dlatego, że jemu zebrało się na żarty.
 — B... Byłam u mnie...— wydukałam, czując dziwne szczypanie oczu. Ostatni raz płakałam lata temu, jeszcze przed próbą.  Przełknęłam gulę w gardle, kontynuując. Wręcz błagając.— Nie chcę tam wracać... Przynajmniej nie teraz... Boże, przecież prawie się wykrwawiłąm...— mówiłam bardziej do siebie, niż do niego. Wolną dłoń przyłożyłam do twarzy, zakrywając jej połowę, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc.

TOBY?
A jednak wen podpowiedział, by łazienkę na razie zostawić w spokoju :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy