Przysłuchiwałem się w milczeniu jej wywodowi, w myślach wyobrażając sobie te wszystkie sceny. Prawda, jakieś informacje dotarły do laboratorium. Przenoszone z bardzo, ale to bardzo niepewnych źródeł, ale jednak. Była już, dziewczyna Rudego, lubiła puszczać jakieś bezsensowne ploty na młodą von Determante. Nieważne, czego by nie dotyczyły. Czy jej życia intymnego, czy pobytu na froncie, czy nawet tego, co jadła na obiad. Więc nikogo nie zdziwiło, gdy przyszła do nas z informacją o tym, jak to Żądny prawie rozpłatał ją na pół. Jednocześnie zmarszczyłem brwi, kątem oka dostrzegając, jak ta porywa dziennik i chowa go w staniku, skrytym pod jasnym materiałem koszuli. Z powrotem odwróciłem się do niej tyłem, tym razem całkowicie i pozwoliłem drwiącemu uśmieszkowi na krótki moment zawitać na mojej twarzy. Przecież to było doskonale widać. Jasna skóra pod pół-prześwitującą koszulą, czerwona bielizna i nagle czarny prostokąt formatu A4. Ale, żeby nie było - nie sądziłem, że ten materiał jest aż tak przezroczysty. Wyjąłszy spod łóżka drugiego buta, usadowiłem się na krawędzi materaca, zabierając się za wiązanie mocnych sznurówek.
— To już wolę, żebyś szła ze mną, niż sama. Przynajmniej w jakiś sposób mógłbym ci pomóc, gdybyś nagle postanowiła zasłabnąć. Tylko na wstępie cię uprzedzam, że po tym, co zobaczysz, uznasz mnie za chorego na umyśle psychopatę. W końcu któż normalny śledzi kogoś dwa tygodnie, a potem porywa i podaje eksperymentalne próbki, co? —zaśmiałem się cicho, zabierając się za drugiego buta. — Trzymam ją już tam tydzień. Piętnastego, po jutrze, dostanie próbę 102. Spowolnienie bicia serca do dwóch uderzeń na minutę, spadek temperatury ciała do dwudziestu siedmiu stopni... U normalnego człowieka powoduje długą i bolesną śmierć przez uduszenie lub zawał. Ale ona... Przeżyła wszystko, co mogłoby zabić kogokolwiek z nas.
Swój krótki monolog zakończyłem cichym westchnieniem i wyprostowaniem się. Podszedłem do szafy, wyjmując z niej skórzaną kurtkę, którą moment później rzuciłem na łóżko. Sam zaś podreptałem w stronę drzwi, opierając się przedramieniem o framugę, odwracając głowę w jej stronę.
— Teraz idę do laboratorium po próbę 100. Przyniosę Ci z pokoju jakąś kurtkę, żebyś nie zmarzła na motorze. A teraz daję ci czas na zastanowienie się co do tego, czy na pewno chcesz ze mną jechać. I czas na to, żeby dziennik z twojego stanika wylądował z powrotem na biurku. Zaraz wrócę.
Nawet nie dałem jej szansy na odpowiedź, szybkim krokiem wychodząc ze swojego pokoju. Kierowałem się na dół, ku swojemu gabinetowi. A dokładniej ku półce ukrytej przed wzrokiem żołnierzy.
DARO?
Tyle czekania, a tu taki szit ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz