Nie było nagany do akt. Nie było kazania, ni bury. Wpatrywałem się w ciemnowłosego, spijając każde, nawet najmniej zrozumiałe słowo, jakie płynęło z jego ust. Każde przekleństwo, wyzwisko skierowane w stronę przełożonych czy próbę usprawiedliwienia samego siebie przed krnąbrnym dziewiętnastolatkiem. Gościu po prostu sypał, byleby odkupić swoją winę, ukoić nerwy jednego ze swych żołnierzy. W głosie generała słyszałem drwinę, gdy tylko wymieniał imię pani tego całego cyrku. Jak się okazało- nieznoszącej sprzeciwu, okrutnej, bezwzględnej. Zależało jej jedynie na wygranej, przetrzymaniu mnie jak najdłużej na froncie i zatajeniu informacji o zaginięciu Celestii. Wszystko to dla osiągnięcia czego? Znikomego zysku z odbicia skrawka utraconej ziemi, która i tak należała się nie nam, a rdzennym ludom, zamieszkującym te tereny od setek lat?
W ten sam sposób straciłem syna. Nie daj się stłamsić, Natanielu. Jedź, odnajdź Ludenberg, a mną się nie przejmuj.
Te trzy zdania odbijały się echem w mojej głowie, zupełnie oderwane od rzeczywistości. Kiedy wyszedłem- można rzec, że działałem automatycznie. Zabranie swoich rzeczy, uprzątnięcie wszelkich śladów mojej obecności, potem zabranie jednego z mniejszych aut, oczywiście dzięki przepustce, którą finalnie otrzymałem. Ja i Javier, pełniący rolę kierowcy. Sam nie byłem w stanie zebrać myśli, a co dopiero prowadzić przez bite pięć godzin. Oparłem się policzkiem o szybę nagrzaną pustynnym słońcem. Blondyn wbijał wzrok w drogę przed nami, niczym stworzony do jazdy. Wiedział o wszystkim, opowiedziałem mu zaraz po wyjeździe, a jednak nie dawał po sobie poznać smutku. Nigdy nie pozwalał sobie na utratę kontroli, nawet w najgorszych sytuacjach. I choć Celestia była dla niego, niczym młodsza siostra- to on pocieszał mnie, a nie ja jego.
— Spróbuj zasnąć, Al. Wyglądasz, jak tysiąc i jeden nieszczęść, nawet twoja regeneracja w niczym nie pomaga.
Westchnąłem ciężko, zerkając na niego kątem oka. Postronny obserwator mógłby powiedzieć, że chłopak odzywał się do przestrzeni przed sobą. Czujny, skupiony na powierzonym mu zadaniu, nie odwracał wzroku od wiekowej jezdni. Przymknąłem oczy, chcąc choć w ten sposób jakoś go uspokoić. Na chwilkę.
— W takim stanie nie wyjdziesz ze swojego pokoju, nie mówiąc już o szukaniu Celestii. A zdajesz sobie sprawę z tego, że wysiadasz i muszę wracać na front. Zawsze chciałeś być silny. Teraz masz dla kogo i, za przeproszeniem, kurwa, dajesz dupy po całości. Anastazja nie chciałaby zobaczyć cię w takim stanie, więc chociaż się zdrzemnij. Dla niej i dla mnie.
— Dobrze, dobrze... Dobranoc.
Wtuliłem się w szybę, niczym w poduszkę. Otuliłem się rękoma. Ale sen nie nadchodził.
CELESTIO?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz