Kciukiem potarłam dolną wargę, odprowadzając pana Whitehorna wzrokiem. Gościa, którego za żadne skarby nie potrafiłam rozgryźć. Z jednej strony arogancki dupek, z drugiej zaś czuły i opiekuńczy w stosunku do zupełnie obcej mu osoby. No, może teraz nie aż tak obcej, w końcu podałam mu na tacy kilka smaczków, ale wiadomo, kilka godzin, to za mało, by kogoś poznać. Milczałam, próbując przetrawić wszystko to, co powiedział i zrobił dnia dzisiejszo-wczorajszego. Porwał panienkę, najprawdopodobniej jedną z Żądnych, poddając ją przeróżnym eksperymentom. Nie raczył poinformować o tym Desiderii, inaczej zapewne znów mamrotałaby coś o nieposłuszeństwie i nadmiernej inteligencji panicza, często porównywalnej do jego pochopności.
Położyłam się na biureczku, wcześniej odsuwając zbędne graty na bok, tuż pod ścianę, żeby przypadkiem nie gruchnęły o podłogę. Nieprzyjemnie chłodny materiał po chwili zaczął mi przeszkadzać, toteż wyciągnęłam notatnik z tej jakże pomysłowej kryjówki. Gdyby koszula nie była tak przezroczysta, może by nie ogarnął. Przez pierwsze pięć sekund, w porywach do dziesięciu. Serce zaczęło bić szybciej, jeszcze zdecydowanie zbyt podatne na skutki jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. W tym przypadku było to zwykłe podniesienie rąk i przytrzymanie czarnego przedmiotu w górze, bym mogła bez problemu zajrzeć do jego środka. Może gryzmoły tamtej mendy przyniosłyby jakąś odpowiedź na to, co było z nim nie tak. Co prawda wiedziałam o Annie, wiele razy mijałam tę szczęśliwą parkę na korytarzu, słyszałam o tym, jak jej śmierć wstrząsnęła Tobiasem, ale czy tu chodziło tylko o nią? I dlaczego akurat jakaś losowa laska wybrana na obiekt badań? Nie żebym miała coś przeciwko, w końcu miałam pewność, że nie należy ona do Nocnych, ale...
Zamknęłam sporych rozmiarów zeszycik, układając go na obolałym brzuchu. Stare rany raczyły odezwać się w najmniej odpowiednim momencie. Pewnie znów będzie padać czy coś w tym stylu. Odwróciłam głowę w stronę czarnego wielkoluda, jak zawsze mającego ten obojętny wyraz twarzy. Mógłby choć raz się uśmiechnąć, ale tak szczerze, a nie po aktorsku.
— Po pierwsze bazgrzesz gorzej, niż kura pazurem. Po drugie chcę z tobą jechać i pobawić się w młodocianego psychopatę. Po trzecie chyba zostanę pogodynką, brzucho mówi, że pogoda się zmieni albo coś w tym stylu. I po czwarte zostawiłam ci połowę kanapki, masz to zjeść przed wyjazdem, nie chcę, byś padł mi po drodze z wycieńczenia i głodu.
O ile pierwsze zdania wypowiedziałam zaczepnym tonem, jakbym chciała go sprowokować, o tyle ostatnie wyszło samo z siebie. Zupełnie różne od poprzednich- w moim głosie zabrzmiała autentyczna troska o Tobcia i jego niecne plany.
TOBIASIE?
Darke mówi: Amciaj :') XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz