czwartek, 19 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

  Ze zdumieniem pokręciłem głową, wsłuchując się w jej słowa. Lubiła się tak bawić, mała wiedźma. Bawić się starym, schorowanym i zmęczonym sercem pana Whitehorna, wpędzając je niekiedy w szaleńcze wręcz tempo. Czasami zdecydowanie zbyt, oj, zbyt szybkie jak dla mnie. Posłusznie ruszyłem za nią, przy okazji gładząc skórę na jej delikatnej, drobnej dłoni i zamknąłem za sobą drzwi, wcześniej gasząc światło. Pozwoliłem prowadzić ciemnowłosej, ufnie drepcząc za nią niczym cień. Pozwoliłem sobie na dokładne zlustrowanie jej figury z racji tego, że nie widziała mnie za sobą. No, chyba że swoim trzecim okiem. Sukienka idealnie podkreślała jej kształty, za które wiele kobiet dałoby się zabić. Długie nogi, zgrabne pośladki, wcięcie w talii i zmysłowe ramiona.. Nawet w szkole tak wyglądała. No, może nie dokładnie, ale już wtedy było wiadome, że z sukcesem mogłaby zostać modelką. Do tego kruczoczarne włosy, tak przyjemne w dotyku i o tak cudownym zapachu..
  Nie ogarnąłem momentu, w którym wyszliśmy z budynku. Acz czując lekki, chłodny wiatr zdjąłem ciemną marynarkę, znajdującą się wtedy na barkach na zastępstwo kitlu i narzuciłem ją na ramiona ukochanej, przy okazji chcąc ją uchronić od lubieżnych spojrzeń, zdecydowanie zbyt pewnych siebie, nastoletnich chłopaków. Sam zaś na ułamek sekundy puściłem jej dłoń, by móc objąć ją w talii, dumnym krokiem kierując się ku parkowi. 
  Nie byłem z nią tutaj od czasów zakończenia szkoły. No, może trochę wcześniej, gdy przygotowywałem ją do kolosa z chemii. Siedzieliśmy wtedy pod drzewem, ciesząc się jego cieniem w upalny, czerwcowy dzień. Sącząc arbuzową lemoniadę, która finalnie znalazła się na moim zeszycie, bodajże do fizyki, twarzy i koszuli ciemnowłosej, zostawiając na niej różowawy ślad. Zamiast się wtedy uczyć, biegała za mną, żądając zadośćuczynienia za zniszczenie ulubionej części garderoby. Ale co poradzić? Picie było w jakimś durnym, plastikowym opakowaniu, którego nie dało się zamknąć tą śmieszną górą. No a mądry inaczej Tob pchał, cisnął i kręcił zatyczką na wszystkie strony, aż po prostu prasło mi w rękach.
 Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie czerwonej ze złości twarzy Dar, jednocześnie tak niezaprzeczalnie uroczej.. Objąłem ją nieco mocniej, pozwalając, by ta wręcz przywarła do mojego boku. Łapka ma zawędrowała pod marynarkę, leciutko łaskocząc jej talię. Mimo wieku, wciąż lubiłem jej tak dokuczać.
 – Wrzuciłem kiedyś Rudego tutaj do fontanny.. – odezwałem się po chwili, dostrzegając kątem oka pamiętną, kamienno-wodną ozdobę parku. I jego, przypominającego pomarańczową, zmokłą kurę.

DARO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy