Kochanie... Słowo to odbijało się echem w mojej głowie, wywołując falę sprzecznych sobie emocji. Od zaskoczenia, przez szczęście, aż po niedowierzanie. Zapewne słuch i zmęczenie postanowiły spłatać mi niemiłego figla, robiąc nadzieję. Początkowo chciałam zapytać, upewnić się, czy aby naprawdę określił mnie tym wyjątkowym mianem, jednak jeśli nie? Wyszłabym na skończoną idiotkę, a magia chwili, mówiąc kolokwialnie, poszłaby się paść na zieloną łączkę. Niczym niewzruszona twarz ciemnowłosego jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu o osobistej pomyłce, przekręceniu końcówki zdania. Uśmiechnął się w ten jakże dobrze znany mi sposób, tak charakterystyczny dla jego osoby, zaraz potem odlatując gdzieś daleko stąd. Widziałam to w nieobecnym wyrazie chabrowych tęczówek, powolutku zmieniającej się mimice twarzy. Wykorzystałam to, by bezkarnie móc podziwiać każdy, nawet najmniejszy szczegół jego wyglądu. Od leciutkich fal, przez resztki niebieskawego pyłku we włosach, aż po ledwo widoczną bliznę, znaczącą wargę...
Poprawiłam chwyt na jego ramieniu, czując jak dłoń powoli zsuwała się po rękawie ciemnej koszuli. W ostatniej chwili, jak się okazało, bowiem powrócił do żywych w wielkim, wręcz hollywoodzkim stylu. Cichy chichot wyrwał się z moich ust, gdy znalazłam się w powietrzu, trzymana przez silne ręce. Już, już zebrałam w sobie tyle odwagi, by móc wyznać mu to, jakimi uczuciami darzyłam pana Whitehorna. Musnąć jego wargi swoimi, nareszcie poczuć smak tych miękkich ust. A jednak coś zawsze musiało pójść nie tak, jak powinno, bowiem ktoś postanowił napatoczyć się, pomimo moich usilnych starań o dodatkową godzinę wolnego. Na dodatek Tobias w iście ekspresowym tempie ulotnił się z gabinetu, pozostawiając po sobie jedynie przyjemne ciepło bijące od wierzchu prawej dłoni. Tam, gdzie złożył przelotny pocałunek.
— Prosiłam, Aeterne, by nikt mi nie przeszkadzał. Dzisiaj przyjmuję tylko pacjentów jedynie prywatnie, bez żadnych wyjątków— warknęłam, widząc jednego z moich praktykantów.— Znasz sytuację i powinieneś dobrze wiedzieć, że mam zbyt dużo na głowie, by użerać się z kimkolwiek.
— Prosiłam, Aeterne, by nikt mi nie przeszkadzał. Dzisiaj przyjmuję tylko pacjentów jedynie prywatnie, bez żadnych wyjątków— warknęłam, widząc jednego z moich praktykantów.— Znasz sytuację i powinieneś dobrze wiedzieć, że mam zbyt dużo na głowie, by użerać się z kimkolwiek.
— Ale... Ord...
— Kartoteki są na biurku, podobnież w y p e ł n i o n e akta Giorginno. Baw się dobrze przy porządkowaniu całego tego syfu. Pierwszy raz poczujesz się jak prawdziwy lekarz, możesz nawet usiąść na moim fotelu. Wychodzę, a ty nie zapomnij zamknąć gabinetu i zdać klucz u recepcjonistki. Do jutra, paniczu Aeterne.— Pomachałam mu na pożegnanie, jeszcze zabierając swoją torebkę i jak gdyby nigdy nic wyszłam z dusznego pomieszczenia.
‿ ⁀ ‿ ⁀
Dom. Wielki, pusty dom. Wpadłam i wypadłam, by na powrót znaleźć się w budynku szpitalno-laboratoryjnym. Tym razem czysta, pachnąca lawendowymi perfumami. Miałam nadzieję, że jeszcze nie skończył swojej zmiany, inaczej długi spacer w tę i z powrotem okazałby się płonnym wysiłkiem. Poprawiłam dół krwistej, ołówkowej sukienki, dokładnie podkreślającej każdy element mojej figury. Uwielbiałam tego typu stroje, choć niezmiernie denerwowały mnie podciąganiem się z każdym gwałtowniejszym ruchem. PIĘTRO IV | GABINETY CHEMICZNE- głosiła pozłacana tabliczka, nieco już obrośnięta kurzem. Szybkim krokiem pokonałam dystans od schodów, aż do końca długiego korytarza, z ulgą widząc nieco uchylone drzwi pustelni pana Whitehorna. Popchnęłam je leciutko, na tyle, by móc niepostrzeżenie wśliznąć się do środka. Stał przy metalowym blacie, z uwagą przyglądając się dwóm probówkom. Podziękowałam samej sobie za założenie baletek, jedynie ułatwiających mi zadanie. Tak, to w dniu dzisiejszym zamierzałam nareszcie wypowiedzieć te dwa magiczne słowa. Zakradłam się doń na paluszkach, delikatnie obejmując mężczyznę od tyłu. Oparłam się policzkiem o lekko przygarbione plecy, czując jak momentalnie napina mięśnie.
— Niespodziewajka— szepnęłam, tuląc go nieco mocniej, jakby zaraz miał zniknąć.
No dawaj, Dar, jesteś dużą dziewczynką.
To tylko dwa proste słówka.
A jednak głos po raz kolejny raczył odmówić mi posłuszeństwa. Chyba jednak jestem tchórzem...
No dawaj, Dar, jesteś dużą dziewczynką.
To tylko dwa proste słówka.
A jednak głos po raz kolejny raczył odmówić mi posłuszeństwa. Chyba jednak jestem tchórzem...
TOBIASIE?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz