sobota, 7 lipca 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Pierwszy raz byłam szczerze wdzięczna ojcu za przekazanie mi swojego dziedzictwa. Doprawdy magia krwi i umiejętność kontrolowania własnego tętna przydawała się w takich momentach. Dlaczego komplementy przez nieco prawione musiały tak na mnie działać? Onieśmielał mnie każdym czułym ruchem, przyjaznym gestem czy słowem. Przyprawiał o przyjemne łaskotanie w okolicy brzucha, uczucie wręcz dziecinnej ekscytacji. Ręce przedarły się przez śnieżnobiały materiał kitla, układając się na plecach ciemnowłosego. Przyjemnie ciepłych, przynoszące ulgę wiecznie lodowatym dłoniom. Oparłam policzek jego tors, pozwalając by rumieniące się policzki zostały przykryte przez krucze pasma. Dla ciebie... Tylko dla ciebie chcę tak wyglądać, Tobiasie, wyznałam w myślach, Pragnę, byś uważał mnie za piękną. Odczuwał satysfakcję z mojej obecności.
 Przygryzłam dolną wargę. Mocno, prawie do krwi. Mogłabym przysiąc, że nawet poczułam ten charakterystyczny smak, nieodłącznie towarzyszący rozcięciom delikatnej skóry. Z każdym jego słowem głupie serce jeszcze bardziej przyspieszało, chcąc wyrwać się z piersi, odlecieć gdzieś w dal. Zacisnęłam dłonie na ciemnej koszuli, szczelniej przywierając do Jeffreya. Do momentu, aż jedyną granicą stały się nasze własne ubrania. Niczym przerażona dziecinka, przytulająca się do największego misia na świecie. Elektryzujący dreszcz przeszył mnie na wskroś, gdy poczułam jego dotyk na swoim boku. Cholera, raz się żyje, von Detremante! Najwyżej będzie na ciebie zły! Ułożyłam dłoń na jego dłoni, nie pozwalając, by odjął ją od pasa. Ba! Wolno, niespiesznie przesunęłam ją na swoje plecy, tuż nad pośladkami.
 — Nie przestawaj— wyszeptałam, wbijając wzrok w podłogę.
 Dopiero wtedy puściłam rękę, na powrót szczelnie obejmując ciemnowłosego. Głęboki wdech, sekunda na opanowanie oddechu.
 — Zacznę nosić częściej czerwone sukienki— stwierdziłam cichutko, nie dając mu szansy na odpowiedź.— Jeśli tak bardzo ci się w nich podobam... Kupię więcej, po jednej na każdy dzień... Byś przez cały czas patrzył na mnie tak, jak dzisiaj, teraz... Bo... Ja... Kocham cię, Tobiasie...
 Ha! Wygrałam z tamtą nieprzyjemną gulą w gardle, która powróciła i chyba przyprowadziła ze sobą koleżankę. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w przyspieszające bicie jego serca. Mogłabym skłamać, mówiąc, że wszystko było dobrze, jak w bajce. Ale nie- każda mijająca sekunda zdawała się trwać wieczność. Bałam się, tak bardzo bałam się odrzucenia...

TOBIASIE?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy