Słuchałam go w milczeniu i z uwagą, analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Poniekąd zazdroszcząc mu tego, w jaki sposób może żyć, nieograniczany przez żadne prawa, zasady i inne tego typu kruczki. Serce na moment zabiło szybciej, gdy usłyszałam początek jednego ze słów; trzy litery, mogące być właściwie dowolnym wyrazem. A jednak głupi mięsień, mimo to- przyspieszył. Usta wykrzywiły się w leciutkim uśmiechu, gdy dobiegły mnie jego przeprosiny. Ale za co? I dlaczego?
– Lubię, jak coś mówisz – oznajmiłam zgodnie z prawdą, racząc go przelotnym spojrzeniem. – Masz przyjemny dla ucha głos, którego aż miło słuchać – dodałam szeptem, na powrót przymykając oczy.
Tylko w ten sposób mogłam powstrzymywać rumieńce cisnące się na moje policzki, spowodowane bliskością jasnowłosego. Jedynie przy nim nie mogłam zebrać swoich myśli do kupy, bo on cały czas zaprzątał sobą mój umysł. Umysł, który powinien być skupiony w tym momencie na szukaniu słów starej pieśni, którą mam wykonać na błogosławieństwie. Mam czas, pomyślałam. Poza tym, zawsze mogę improwizować. I narazić się na kolejne sińce. Westchnęłam cicho, tocząc w myślach krótką walkę. Wygrało jednak serce, które mówiło, bym siedziała tuż obok niego tak długo, jak tylko mogę. Ciesząc się chwilą, na którą czekałam od siedmiu lat. Siedem długich lat, przepełnionych tęsknotą za rodzicami i dawnym życiem. Ale przede wszystkim- za nim. Za tym, że tylko przy nim potrafiłam się szczerze śmiać. Że tylko przy nim nie krępowałam się powiedzieć czegoś głupiego. Że tylko przy nim mogłam zachowywać się, jak dwunastoletnia dziewczynka, a nie młoda kapłanka. Tym właśnie zaskarbił sobie moją sympatię, która powoli i cierpliwie przeistaczała się w coś coraz mocniejszego. Coś, co bez zastanowienia nazwałabym miłością, silniejszą nawet niż ta do ojca. Jednak mimo moich szczerych chęci, nie mogłam pozwolić tym uczuciom dalej rosnąć. Nie chciałam robić sobie złudnej nadziei na to, że on czuje do mnie coś więcej, niż zwykłą przyjaźń. Ba, może nawet koleżeństwo..
Z zaskoczeniem złapałam się na tym, że intensywnie wpatrywałam się w jego ramiona. W te silne ramiona, w których tak bardzo chciałabym się znaleźć raz jeszcze. Ale nie na krótko i przypadkiem- móc się w nich zatracić; poczuć ciepło jego skóry, przyjemny zapach.. I choć krztę tego nieznanego mi wcześniej, ale miłego uczucia, w którym ten dotknął skóry, nieskalanej tatuażem ani materiałem szaty. Do tej pory pulsował ciepłem, którym emanowały jego ręce. Jednak gdy tylko dostrzegłam jego wzrok na mojej twarzy, odwróciłam spojrzenie, w duchu przeklinając to, że w ogóle śmiałam marzyć o takiej bliskości.
NATANIELU? Tryb nieśmiała Celes aktywowany xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz