niedziela, 15 lipca 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Czas zdawał się zwalniać swój bieg z każdą kolejną sekundą pocałunku, dając mi szansę na napawanie się bliskością ciemnowłosego jegomościa. Zapachem perfum, chemikaliów i tym dla mnie najprzyjemniejszym- jego wiecznie ciepłej skóry. Smakiem miękkich warg, splecionych w chaotycznym tańcu stęsknionych kochanków. Zatraciłam się w nim całkowicie, oddając się magii chwili. Tak upragnionej od momentu, w którym odważyłam się po raz pierwszy musnąć ustami jego policzek, pod pretekstem nagrody za wygrany turniej i owocną współpracę. Jednak tak naprawdę był to wyraz młodzieńczej miłości nieśmiałej dziewczyny do starszego od niej chłopca. Mogącego mieć każdą. Wystarczyło jedno słówko, a większość dziewczyn ze szkoły rzuciłaby się na niego, jak na dobrą szynkę albo belgijską czekoladę. Ale on dzielnie trwał u mojego boku, od pierwszego dnia, kiedy to wychowawca polecił mu pilnowanie najmłodszej z uczennic. Piekielnie uzdolnionej, równie mocno zagubionej w nieznanym jej świecie. Był dla mnie wsparciem, rycerzem, a teraz także księciem. Tym, który skradł serce Bogu ducha winnej trzynastolatki, dopiero poznającej, co to znaczy czuć coś silnego do drugiego człowieka. Człowieka obcego, powoli stającego się najważniejszą dla mnie osobą. Najpierw on robiący mi za ogon. Potem ja bawiąca się w jego cień, zazdrosna o każdą dziewczynę zbliżającą się do niego choćby na wyciągnięcie ręki. Wiedziałam, że byłam dla niego za młoda, nie dorastałam do pięt panienkom w jego wieku, ale próbowałam. Przez cały ten czas.
 Cichutki, zduszony pisk wyrwał się z moich ust, kiedy ni z tego, ni z owego straciłam grunt pod nogami. Znalazłam się bardzo, bardzo wysoko, zupełnie jakbym jechała windą. Na początku trzęsącą się, po kilku sekundach nieco stabilniejszą, ale jednak nadal windą. Ułożyłam dłonie na jego barkach, chcąc uchronić się od ewentualnego wypadku, ale też nieco ułatwić zadanie Tobiasowi.
 — Z tej perspektywy wyglądasz równie przystojnie... Może nawet nieco lepiej— stwierdziłam, ukazując białe kiełki, kiedy to uśmiechnęłam się doń zaczepnie. Pochyliłam się nad nim, przechylając głowę w prawo, jakbym analizowała każdy fragment jego twarzy.— Taak, zdecydowanie lepiej. Przynajmniej nie muszę nadwyrężać sobie karku, żeby na ciebie spojrzeć, wielkoludzie.
 Mówiąc to, odważyłam się na uniesienie jednej ręki tylko po to, by potarmosić włosy ciemne niczym noc. Wtedy też doleciał do mnie owocowy, ale jednak lekko chemiczny zapach.
 — A tam, tam, to co to jest?— zapytałam, z zaciekawieniem wpatrując się w probówki.— Ananas?
TOBIASIE?
NIE WIEM, JAK, ALE WYPRODUKOWAŁAM JE W 5 MINUT O.O

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy