Pierwszy raz od wielu lat poczułem ten przyjemny dreszcz, jakby w odpowiedzi na bliskość jasnowłosej istotki. Tak, jak podczas naszego przypadkowego spotkania, choć wtedy jeszcze nie byłem świadom jego znaczenia. Można powiedzieć, że byłem w niej zakochany od pierwszego wejrzenia. Dwunastolatka, dzielnie dreptająca u boku swojej matki. Naśladująca jej wyniosły chód i dumną postawę, a jednak tak uroczo uśmiechająca się. Zdobyła zainteresowanie młodzika bez słów, bez jakiegokolwiek kontaktu. Wystarczył moment, gdy nasze spojrzenia spotkały się na króciutki moment. Przelotnie. Niewinnie. Wywołując to dziwne uczucie gdzieś wewnątrz mnie, przyprawiając o ogromne zdziwienie. I ojcowskie niezadowolenie, kiedy to już w domu zacząłem wypytywać go o wszystko to, co dane mi było poczuć podczas tygodniowego pobytu w wiosce. Już wtedy skrzętnie planowano moją przyszłość ze starszą ode mnie o rok dziewczynką. Pomimo tego, że traktowałem ją raczej jak przyszywaną siostrę, a nie potencjalny obiekt westchnień.
Tak, od siedmiu lat białowłosa zaprzątała moje myśli niemalże przez cały czas, ani na chwilę nie dając o sobie zapomnieć. Próbowałem zastąpić ją innymi, wielokrotnie. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zmieniałem partnerki niemalże codziennie, traktując je bardziej jako obiekty nocnych fascynacji, a nie żywe istoty, podobnie jak ja czujące, mające prawo do kochania w sposób inny, niż ten niewdzięczny chłopaczyna. Bowiem on jedynie potrafił zaspokoić cieleśnie, aspekt emocjonalny nie wchodził w grę. Czasami jedynie siliłem się na słowa podzięki, kilka drobnych komplementów, pożegnanie się z kolejną panienką w wylewny sposób. W głowie miałem tylko jedną, nawet podczas najdłuższego ze związków. Dara jako jedyna potrafiła dać mi namiastkę tej, o której tak namiętnie fantazjowałem. Wręcz sama proponowała pomoc, otaczała ramionami, gdy nie dawałem już rady. I była ze mną, świadoma tego, że przez cały czas kochałem kogoś innego, wręcz stanowiącego jej zupełne przeciwieństwo. Z jednej strony piękność o ostrych rysach, kruczoczarnych włosach i krwistych oczach, z drugiej zaś tak delikatna nimfa, o białych pasmach, falami opadających na plecy i tych wspaniałych, cytrynowych tęczówkach...
Zamrugałem kilkukrotnie, brutalnie wyrwany ze świata myśli.
Tak, od siedmiu lat białowłosa zaprzątała moje myśli niemalże przez cały czas, ani na chwilę nie dając o sobie zapomnieć. Próbowałem zastąpić ją innymi, wielokrotnie. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zmieniałem partnerki niemalże codziennie, traktując je bardziej jako obiekty nocnych fascynacji, a nie żywe istoty, podobnie jak ja czujące, mające prawo do kochania w sposób inny, niż ten niewdzięczny chłopaczyna. Bowiem on jedynie potrafił zaspokoić cieleśnie, aspekt emocjonalny nie wchodził w grę. Czasami jedynie siliłem się na słowa podzięki, kilka drobnych komplementów, pożegnanie się z kolejną panienką w wylewny sposób. W głowie miałem tylko jedną, nawet podczas najdłuższego ze związków. Dara jako jedyna potrafiła dać mi namiastkę tej, o której tak namiętnie fantazjowałem. Wręcz sama proponowała pomoc, otaczała ramionami, gdy nie dawałem już rady. I była ze mną, świadoma tego, że przez cały czas kochałem kogoś innego, wręcz stanowiącego jej zupełne przeciwieństwo. Z jednej strony piękność o ostrych rysach, kruczoczarnych włosach i krwistych oczach, z drugiej zaś tak delikatna nimfa, o białych pasmach, falami opadających na plecy i tych wspaniałych, cytrynowych tęczówkach...
Zamrugałem kilkukrotnie, brutalnie wyrwany ze świata myśli.
— ... czy ułożyło się paniczowi z panienką von Determante...— Tyle usłyszałem z, zapewne, dłuższej wypowiedzi.
— Von Detremante...— powtórzyłem, początkowo nie wiedząc, o kogo chodzi.— Dara była naprawdę wspaniałą dziewczyną... Ale nie mogła dorównać tej, o której myślałem od naszego pierwszego spotkania. Żadna z panien stolicowych nie podołała temu zadaniu, wręcz odpuszczała po krótkim czasie— stwierdziłem spokojnie, pakując dłonie do kieszeni spodni.— Ale teraz przynajmniej jest szczęśliwa, od dłuższego czasu planowała wyznanie swoich uczuć chemikowi z jej szpitala.
— Von Detremante...— powtórzyłem, początkowo nie wiedząc, o kogo chodzi.— Dara była naprawdę wspaniałą dziewczyną... Ale nie mogła dorównać tej, o której myślałem od naszego pierwszego spotkania. Żadna z panien stolicowych nie podołała temu zadaniu, wręcz odpuszczała po krótkim czasie— stwierdziłem spokojnie, pakując dłonie do kieszeni spodni.— Ale teraz przynajmniej jest szczęśliwa, od dłuższego czasu planowała wyznanie swoich uczuć chemikowi z jej szpitala.
CELESTIO?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz