sobota, 7 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

  W pierwszym odruchu przytuliłam się do piersi mego wybawiciela, jakby wciąż bojąc się o bliskie spotkanie z podłogą. Widząc, że ów wybawicielem jest pan białowłosy mundurowy, uśmiechnęłam się lekko, i równie lekko zeskoczyłam na kamienną posadzkę.
 – Byłoby przywitanie, gdyby panicz otwierał te drzwi delikatniej.. – zacmokałam z udawanym niezadowoleniem, na pozór zirytowana.
 Jednak kąciki ust uniosły się jeszcze troszkę, gdy dostrzegłam jego minę. Odsuwając się od niego kilka kroków, odwróciłam głowę nieco w prawo, z czystym zaciekawieniem przyglądając się jego twarzy. Zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić dwunastoletniego chłopca, wzrostem niemal równemu mi, jako młodego mężczyzny. A wiele się w nim zmieniło. Jak już zauważył, mocno nade mną górował. Ale oprócz tego, nabrał iście żołnierskiej postawy i figury. Jednak jego włosy nadal były w takim samym uroczym nieładzie, jak przed siedmioma laty. Tak samo oczy. Te niezwykłe, trójkolorowe oczy, które zwróciły na siebie uwagę, gdy obydwoje byliśmy dziećmi.
 Jednak po chwili przywołałam się do porządku i odwróciłam zarówno wzrok, jak i się w stronę ołtarza. Cichym krokiem podeszłam do świątynnego stołu, mijając przy tym pamiętną fontannę i strzepnęłam z niego kurz, który zdążył się nań nagromadzić w ciągu dnia. Przy okazji chwyciłam do dłoni złoty kielich i schowałam go do półeczki z tego samego metalu, bo akurat dzisiaj nie był mi potrzebny. Dopiero wtedy zdecydowałam się odwrócić w stronę gościa i obdarzyć go szczerym uśmiechem.
 – Ułożyło się paniczowi z panienką von Determante? – zapytałam, przypominając sobie słowa blondyna, wraz z którym odbywał karę siedem lat temu.
 Po wypowiedzeniu tych kilku wyrazów, poczułam dziwną gulę w gardle i wręcz ból w serduszku. Ale, ale nie dałam niczego po sobie poznać, nie pozwalając uśmiechowi spełznąć z ust. Ba, nawet nabrał troski, gdy przechyliłam głowę nieco w prawo. Cholera, kolejny gest, którego się nauczyłam.. Tak, jak to splatanie dłoni za plecami. Miałam nadzieję, że choć Nataniel miał lepsze życie miłosne, niż ja. W oczekiwaniu na odpowiedź okrążyłam ołtarz i na krótką chwilę za nim zniknęłam, by móc wyjąć z niego opasłe, czerwone tomisko. W górę uniósł się tuman kurzu, gdy stara księga opadała na ołtarzowy blat, co skwitowałam cichym kichnięciem z mojej strony i strzepaniu kilku szarawych kłaczków z krwistego, cieniutkiego materiału letniej szaty. Dopiero wtedy podniosłam spojrzenie na jasnowłosego i widząc jego wyraz twarzy – podeszłam doń cichym krokiem.
 – Halo, ziemia do sir Nataniela – mruknęłam, pstrykając palcami tuż przed jego oczami. Ten zamrugał kilkukrotnie, jakby wrócił na ziemię i zerknął na mnie. – Pytałam, czy ułożyło się paniczowi z panienką von Determante.. – dodałam z rozbawionym uśmiechem.
 Może teraz dostanę odpowiedź. Albo.. No, albo do trzech razy sztuka.

NATANIELU?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy