poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Gdy tylko poczułam silny, ciepły dotyk jego dłoni, policzki zapłonęły żywym ogniem. Szczerze się ucieszyłam, że ten nie widzi mojej twarzy. Zwłaszcza, że moment później pojawił się na niej króciutki grymas bólu, który jednak zwalczyłam. Pojawił się na niej przez siniaka, którego jasnowłosy niechcący dotknął. Jednak moment później nagle zelżał, gdy odjął dłoń od pleców. Odsunęłam nieco od niego głowę, by móc spojrzeć na jego palce, sięgające do kieszeni przy sercu. Ku mojemu szczeremu zaskoczeniu, oprócz zdjęć jego mamy, wypadło z niej coś jeszcze. Coś, jak się okazało, co miałam dostrzec dopiero dużo, oj, dużo później. Widząc jego minę, niemalże natychmiast go puściłam, by mógł chwycić zdobione pudełeczko i włożyć do niego pierścionek, który w międzyczasie zdążył z niego wypaść. W pierwszej chwili pomyślałam o jego wcześniejszych słowach. Gdy mówił, że żadna z panien nie umościła sobie miejsca w sercu chłopaka. Ale.. Ale jednak miał pierścionek, zdecydowanie zaręczynowy. Coś mocno, bardzo mocno mi wtedy nie pasowało. Wpierw słowa o tym, że żadna ze stołecznych dziewcząt nie zapadła mu w pamięć. Później jednak coś o jego, na pozór, zimnym sercu i tym, że nie pamiętał żadnej, która mu towarzyszyła. 
 Następne słowa mojej pierwszej i jedynej miłości wyjaśniły wszystko. Tętno, które powolutku zaczęło zwalniać, znów przybrało niesamowitej szybkości. Nie spuszczałam wzroku z jego oczu, ni z twarzy, które co sekundę zmieniały swój wyraz. Przez obojętność, aż po onieśmielenie. Sama zaś wciąż byłam tak samo zaszokowana. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, ni się ruszyć. Dopiero głośny huk głównych, świątynnych drzwi przywołał mnie do porządku. Widząc w nim aż nazbyt znajomą postać, poczułam, jak krew spływa z mojej twarzy, pozostawiając ją jeszcze bielszą, niż zwykle. Lorcan zbliżał się o wiele szybciej, niż zawsze, a w jego, na pozór kamiennym wyrazie, dostrzegłam wściekłość tak wielką, jak jeszcze nigdy. Przygryzłam mocno wargę, posyłając białowłosemu przepraszające spojrzenie. Kątem oka już widziałam, jak ręka starca zaciska się na moim przedramieniu. Dlatego też w ostatniej chwili musnęłam kciukiem policzek Nataniela, moment później jego wargę- z pełną premedytacją.
 – Porozmawiamy później, Natuś. Obiecuję – szepnęłam z uczuciem, niemalże nieznanym mi samej, jednocześnie wyrażając tym szczerze, najszczersze przeprosiny za to, że nie mogłam zostać z nim dłużej.
 Zostać z nim dłużej i wyjaśnić całej sytuacji. Po prostu zostałam brutalnie od niego odciągnięta przez starca, z którym moment później byłam zmuszona opuścić świątynię. Czułam, jak od jego mocnego chwytu do dłoni przestaje docierać krew. Niemalże straciłam równowagę, gdy Starszy wypchnął mnie z kamiennego budynku, strzelając przy tym drewnianymi wrotami.

NATANIELU?
Zawsze jej coś musi przeszkodzić ;^;

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Chłodny wiatr, przyjemna, morska bryza i woda. I zachodzące słońce. Tak, plaża pasowała mi o wiele, wiele bardziej, niż baseny i aquaparki. Zwłaszcza, że nad morzem jest pewien kącik, który zna dość mało osób. Pies też by się tam wyszalał, z daleka od innych ludzi, a blisko wody, cienia i piasku. Nieco mocniej objąłem panienkę, jakby wciąż bojąc się, że wleci mi do wody. Albo któreś z krnąbrnych dzieciaków ją do niej wciągnie.
 – Więc po pracy podjedziemy pierwsze do mnie, bo po drodze. Przebiorę się z tej koszuli, wezmę nam jakiś parawanik... Może zrobimy prowiant i weźmiemy wodę. A później do ciebie, żebyś mogła wziąć strój, piesa i ręczniki – oznajmiłem z uśmiechem, zerkając na panią mego serca.
 Jednak moment później wzrok mój podążył ku wysokiemu blondasowi, wręcz pożerającego ją wzrokiem. Jak na zawołanie fuknąłem cicho, pod nosem i chwyciłem ją oburącz. I spokojnym krokiem dreptałem dalej przed siebie, z panienką, która w moich ramionach przypominała teraz najprawdziwszą księżniczkę, odzianą w pelerynę swojego rycerza. No.. Prawie pelerynę.
 – Boże.. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem nad jeziorem, rzeką, morzem.. Czy innym akwenem.. – mruknąłem wprost do jej ucha, zupełnie nieumyślnie muskając je wargami.
 Choć.. Może było w tym troszkę premedytacji?
 Widząc jej spojrzenie i leciutki, niemalże niedostrzegalny rumieniec, sam delikatnie się zaczerwieniłem. Ale uśmiechnąłem się do niej szeroko, jak mały, pięcioletni chłopiec. Choć.. Nie, nie. Uśmiechnąłem się do niej tak, jak wtedy, gdy jej usta po raz pierwszy musnęły mój policzek. Serce zabiło wtedy horrendalnie szybko, jakby miało wyskoczyć z piersi i stanąć obok mnie. Tak niewiele wystarczyło, by szesnastoletnia dziewczyna, na której punkcie tak czy siak już miałem fioła, na zawsze wypaliła swoje miejsce w Tobowym serduszku. Serduszku, które później zostało złamane na tysiąc kawałeczków, boleśnie wbijających się w oczy, gdy tylko przypadkowo widziałem ją z białowłosym chłopakiem. Mimo, że wtedy pracowałem nieopodal szkoły, nie chciałem, by przez moje głupiutkie uczucia kończyła z nim związek. 
 – Tobiasie Jeffreyu Whitehorn, mówię do ciebie już trzeci raz! – usłyszałem nagle, gdy ta tyknęła mnie w policzek.
 – Wybacz, gwiazdko, zamyśliłem się. Mogłabyś powtórzyć? – uśmiechnąłem się przepraszająco, patrząc wprost w rubinowe, tak niezwykle piękne oczy.

DARO?
PLAŻA, NA KIJ KOMU BASEN, JAK MA SIĘ MORZE, OT, CO.

niedziela, 29 lipca 2018

Od Nataniela c.d. Celestii

 Otworzyłem szerzej oczy, czując jej delikatny dotyk i to ciepło przebijające się przez grubą kurtkę munduru. Coś, czego tak naprawdę nie można mi było doświadczyć... Nie wiedziałem, jak miałbym zareagować na ten czuły gest ze strony jasnowłosej, wszak jestem tylko prostym chłopcem ze stolicy, zapewne nieimającym się do jej narzeczonego. Głupie serce gwałtownie przyspieszyło, wybijając prędkie staccato, lecz nawet tak nie dało rady wyrazić wewnętrznej walki, jaką aktualnie toczyłem. Pomiędzy przemożną chęcią odwzajemnienia uścisku, muśnięcia jej pełnych, jakże kuszących warg, a czystą, ludzką przyzwoitością, nakazującą siedzieć mi na zadzie i zachować się w stosunku do niej tak, jak na dżentelmena przystało. A przynajmniej na jego marną imitację, jak się później okazało. Ból ustąpił miejsca rozczuleniu, gdy usłyszałem jej słowa wytłumaczenia. Dzielenie się emocjami poprzez uścisk...? W swoim krótkim życiu spotkałem się z wieloma zwyczajami, jednak ten był dziwnie podejrzany. Mimo to starałem się w nie wierzyć, nie przyjmując do wiadomości żadnej innej wersji, choćby nagle zechciała ją zmienić. W końcu dlaczego miałaby kłamać, powołując się na swojego tragicznie zmarłego ojca?
 Przymknąłem oczy, wdychając jej miły zapach, przywodzący na myśl las o poranku. Jeszcze nierozgrzany, dopiero oświetlany pierwszymi promieniami słońca. To on ostatecznie zburzył emocjonalny mur, jakim starałem się odgrodzić od tej drobnej istotki. Jego zalążki zostały roztrzaskane w drobny mak, pozwalając magii chwili chwycić mnie za rękę, zaprowadzić do mojej jedynej miłości. Objąłem dziewczę rękoma, układając je na jej częściowo odsłoniętych plecach. Policzkiem wtuliłem się w drobną pierś, wsłuchując się w bicie serca Celestii. O dziwo biegnącego podobnym rytmem do tego mojego.
 — Mama... Jasta Eterne... Mam nasze wspólne zdjęcia...— odszepnąłem, lewą ręką sięgając do kieszeni pełnej ważnych dla mnie drobiazgów.
 Dłoń, dziwnie rozedrgana, na całe szczęście trafiła wprost do tego małego schowka. Chwyciłem miniaturowy albumik, pełen zdjęć, które udało mi się zebrać przez te siedem lat. Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Musiałem zahaczyć o nie palcem, może przez ogrom emocji nie zauważyłem, że chwyciłem również pudełeczko. Zorientowałem się dopiero w momencie, gdy usłyszałem, jak drewienko uderza o jasną podłogę, czemu towarzyszyło nieznośne echo. Leżało tam. Białe jak śnieg, przyozdobione kwiatowymi wzorami, mieniącymi się setkami barw. Otwarte na tyle, by pierścionek ze szczerego srebra wydostał się na wolność, zataczając nierówne kółeczko. Pięć diamencików lśniło w świetle przedostającym się przez częściowo oszklony dach, grawery na nieskazitelnym metalu zostały podkreślone przez cienie. Poczułem jak serce zamarło, razem z całą resztą mnie. Jednak jakoś udało mi się zmobilizować, przybrać niewzruszoną minę, wręcz przepraszającą. Na wzajem wypuściliśmy się ze swoich objęć, bym mógł podnieść puzderko, do którego włożyłem błyskotkę. Wcześniej uważnie sprawdzając, czy aby nie uszkodziła się podczas upadku.
 — Ja... Przepraszam, nie chciałem, by tak to wyszło. Po prostu... Boże, nie wiedziałem, jak miałbym ci o tym powiedzieć.— Zacząłem nadawać jak najęty, niewiele myśląc o tym, co mówiłem. Po prostu klęczałem, oglądając pudełeczko z każdej strony, nie mając odwagi spojrzeć na jej osobę.— Zamierzałem dać ci go w bardziej odpowiednim momencie...— Podniosłem się z podłogi, dopiero teraz nieśmiało zerkając na jasnowłosą.—... choć teraz nie wiem czy przyjęłabyś go ode mnie, zwłaszcza, że masz już jeden pierścionek. Chyba najważniejszy ze wszystkich, jakie mogłabyś dostać... Troszkę się spóźniłem, z resztą jak zawsze...— Zaśmiałem się cicho, pocierając kark wolną ręką.

CELESTIO?
Ach... Cóż... Nat od zawsze był niezdarny... ;-; A mnie jakoś naszło na skomplikowanie mu życia :')

Od Dary c.d. Tobiasa

 Każdy jego dotyk, nawet ten najmniejszy raził mnie tysiącami maleńkich igiełek. Wbijały się w skórę, wywołując przyjemne mrowienie w brzuchu, niczym setki motyli wzbijających się do szaleńczego lotu. Coś, co czułam jedynie w jego obecności. Z każdym komplementem. Miłym słowem. Przypadkowym zetknięciem się naszych ciał, choćby ich krańcami, a teraz... Coś wewnątrz mnie wręcz krzyczało, bym złączyła nasze usta w gorącym pocałunku. Dotknęła jego wiecznie gorącej skóry, tak przyjemnie ogrzewającej wiecznie rozdygotaną ciemnowłosą. Utonęła w chwilowym szaleństwie... Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas, choć ciało łkało. Na wzajemne oddanie się sobie było zbyt wcześnie, nawet dla mnie. Tej, która padła w ramiona Nataniela zdecydowanie za szybko, szukając ukojenia w nocnym szaleństwie, teraz żałując podjęcia tak pochopnej decyzji. Bowiem nawet wtedy wiedziałam, że moje serce należy do innego i to właśnie ciemnowłosemu powinnam podarować najważniejszą rzecz, jaką posiadała każda z kobiet.
 Odegnałam rumieńce cisnące się na twarz, choć raz dziękując ojcu za odziedziczenie po nim mocy. Czasami była niezwykle przydatna. Łapki powędrowały za plecy, znikając pod ciemnym materiałem marynarki. Tam splotłam dłonie, opierając je o rękę ukochanego, dzielnie obejmującą mnie w pasie. Zadarłam głowę w górę, stawiając ostrożne kroki na wilgotnej ściance. Koszula od Toby'ego, przesiąknięta jego przyjemnym zapachem. Zarówno perfum, jak i tym naturalnym, tak przyjemnie drażniącym wrażliwy węch. Zadowolony uśmieszek perfidnie wykrzywił moje usta, po części zdradzając temat przemyśleń.
 — Z miłą chęcią. Choć... Na basenie i w aquaparku będzie od groma ludzi.— Westchnęłam cichutko na samą myśl o tłumie narowistych nastolatków, podążających za mną wzrokiem. Pomimo towarzystwa ciemnowłosego mężczyzny. Chcąc nie chcąc budził respekt samym swoim wyglądem.— Będę musiała przejść się do mnie po ręczniki i strój kąpielowy. Hm... A może pojedziemy nad morze? To tylko czterdzieści minut drogi dla świętego spokoju od niepożądanych jednostek. Mogłabym przygotować jedzenie, zrobilibyśmy piknik na plaży. No i Lena podrzuciła mi swojego psa na tydzień, a zwierzak jest dość duży, w mieszkaniu tylko się dusi.
TOBIASIE?
To co? Na plażę czy basen?

czwartek, 26 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Na usta wdarł się ten sam rozbawiony uśmiech, który tak często zauważał Raphael, gdy Dara była w moim pobliżu. Śmiał się ze mnie, że po pierwsze- jestem pedofilem od najmłodszych lat. A po drugie- że boję się do niej zagadać. Właściwie, było to spowodowane tym, że panienka von Determante od zawsze traktowała mnie, jak dobrego przyjaciela. A przynajmniej takie sprawiała pozory. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu, jak tylko zaczęła umawiać się z młodym Chimero, przez to Whitehorn'owe serduszko pękło wtedy na pół. Chwilowe ukojenie odnalazłem w ramionach młodszej siostry Raphaela. Wrednej, małej, su.. Ekhm, nie, nie użyję wulgaryzmu. W skrócie z damską i gorszą wersją Rudego. Która na samym końcu jeszcze mnie zdradziła z kapitanem drużyny futbolowej. Jego też zdradziła.
 Łapki przeniosły się niżej, wprost na jej talię, później na pas. Oczywiście wszystko to pod materiałem ciemnej marynarki, żeby ta lepiej mogła poczuć ciepło moich wiecznie gorących dłoni. Tak różnych od jej dwóch zamrażarek. O wiele większą.. Wyobraźnia odziedziczona po mameńce dała o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie, ukazując obrazek, który powinienem ujrzeć dopiero za kilka dobrych miesięcy. No, ewentualnie tygodni. Ale opanowałem policzki, w przeciwieństwie do serca, które wybijało coraz to szybszy, i szybszy rytm.
 – Dostaniesz tyle koszul, ile tylko zapragniesz, gwiazdko – oznajmiłem cichym, zaczepnym pomrukiem, nie spuszczając wzroku z jej błyszczących oczu, przypominających dwa, okrągłe rubiny. – Zarówno tych nowych, pasujących na ciebie jak ulał, jak i tych przesiąkniętych zapachem starego Tobiasa.
 Po tych słowach uśmiechnąłem się do niej z uczuciem, acz jednocześnie z troską, gdy ta ruszyła wzdłuż murku z zadowolonym grymasem na twarzy. Jedną dłoń wpakowałem do kieszeni ciemnych, niemalże czarnych jeansów, a drugą wciąż obejmowałem ją w pasie, jakby w ten sposób chcąc zapewnić jej choć krztę równowagi. W każdej chwili byłem gotów do przechylenia dziewczyny w swoją stronę, by ta upadła na mnie, a nie do chłodnej wody fontanny.
 – Za dwie godziny kończę właściwie pracę. Będziemy mogli iść na basen.. Albo do aquaparku, jeśli będziesz chciała – zaproponowałem, na własnej skórze czując gorąc popołudniowego słońca.

DAARO?
Co Ty na mokrego Toba?  ( ͡° ͜ʖ ͡°)

środa, 25 lipca 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Przez całą drogę przytrzymywałam poły marynarki, wtulona w bok wysokiego mężczyzny. Zupełnie tak, jak podczas ulewnego, październikowego dnia, cztery lata temu. Ta sama ulica, ten sam przyjemny zapach emanujący od materiału narzuconego na moje ramiona. Wtedy jeszcze letni, żeński mundurek nie obejmował niczego poza koszulą i spódnicą, więc szybko przemokłam, a wraz ze mną biały element garderoby, który przylepił się do mojego ciała, przy tym dość mocno prześwitując. Brak parasolki i robienie dobrej miny do zdecydowanie fatalnej gry, skupiało na mnie uwagę większości chłopców, potęgowane przez nieobecność moich rodziców. Kolejną z rzędu. Wtedy właśnie złapał mnie za rękę, ciągnąc ku bocznej uliczce. Początkowa panika, zastąpiona została przez ogromne zdziwienie, gdy ujrzałam na jego twarzy wyraz troski tak wielkiej, że niemalże niezdolnej do pojęcia jej ogromu. Mruczał pod nosem bardzo długą burę skierowaną w moją stronę, rozbawiając tym wielce oburzonym tonem głosu. Komizmu dodawał widok tego, jak nieudolnie, w nerwach próbował rozpiąć guziki szkolnej marynarki. Jeden z nich poleciał na ziemię, później starannie przeze mnie przyszyty, już w domu ciemnowłosego jegomościa. Tak dobrze pamiętam jego czuły dotyk, gdy wcisnął na mnie niebieskawy materiał, zaraz przytulając do swojej piersi, by ogrzać pochopną nastolatkę.
 Leciutkie, prawie niewyczuwalne łaskotanie w boku brutalnie wyciągnęło mnie ze świata wspomnień, szybko sprowadzając na ziemię. Zadarłam głowę ku górze, nadymając policzki, niczym wielce oburzonej pięciolatki. Jeszcze tylko brakowało, bym tupnęła nóżką, odzianą w bucik o twardej podeszwie. Zamiast tego podążyłam wzrokiem za jego oczami, uważnie wsłuchując się w wypowiadane przezeń słowa. Na samo wspomnienie o fontannie, zrobiło mi się niemiłosiernie ciepło, głównie dlatego, że zdałam sobie sprawę z tego, jak gorący był dzisiejszy dzień. Pomijając leciutki wiaterek, zdecydowanie przynoszący ulgę rozgrzanemu ciału. Bez chwili namysłu złapałam go za rękę, biegiem ciągnąc ku krystalicznie czystej wodzie, w której ulgę znalazła dwójka młodzików, na oko ośmioletnich, choć w tych czasach nigdy nic nie wiadomo. Ignorując opór stawiany przez sukienkę- wskoczyłam na szarawą ściankę, równając się wzrostem z chłopakiem. Pomińmy fakt, że na początku ledwo udało mi się utrzymać równowagę. Ułożyłam dłonie na jego barkach, nie pozwalając, by ruszył moim śladem i ponownie nade mną górował. Oj co to, to nie.
 — Pragnę przypomnieć, że nadal jesteś mi winien koszulę. Rozmiar M lub... o wiele większą— upomniałam się, kiedy gdzieś z tyłu głowy błysnęło mi wspomnienie z naszych ostatnich korepetycji.

TOBIASIE?
Wredne, małe, pamiętliwe >:C

wtorek, 24 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Widząc pojedynczą kroplę, na mojej twarzy zagościł wyraz szczerego zaskoczenia. Powiedziałam coś nie tak? A może po prostu mimowolnie wykonałam jakiś gest, przez który łza popłynęła po jego policzku? Acz ulga przeniknęła mnie na wskroś, gdy tylko znów usłyszałam jego cichy, opanowany głos. Odwzajemniłam jego uśmiech delikatnie, jakby z troską i podniosłam się z siadu, by móc stanąć tuż przed nim. Dostrzegłam lekkie zdziwienie w jego oczach, goszczące tam zaledwie przez sekundę, może półtorej. Jednak w nagłym przypływie śmiałości objęłam go, przytulając do swojej piersi, skrytej za krwistym, delikatnym w dotyku materiałem. Samolubnie wykorzystałam tę okazję, by na dłuższą chwilę znaleźć się blisko niego, ciesząc się tym przyjemnym ciepłem. Oparłam jeszcze policzek o czubek jego głowy, pozwalając, by jasne włosy opadły na jedną stronę. Ale.. Musiałam się jakoś wytłumaczyć, przecież żadna normalna osoba by nie zrobiła tego, co ja..
 – Ojciec za życia powtarzał mi, że w ten sposób można najlepiej uspokoić nerwy. Nerwy, stres i wszystko, co złe. A jednocześnie w ten sposób cieszyć się ze szczęścia bliskiej sobie osoby – szepnęłam cichutko, z troską, na poczekaniu wymyślając bujdę wyssaną z palca. 
 Dopiero moment później doszło do mnie, że zdradziłam małą tajemnicę, którą była śmierć ukochanego papy, dzielnie chroniącego swoją małą księżniczkę przed złem tego świata, jakim wtedy były żylaste łapy Lorcana i bezsensowne prawa, które Rafaił zawsze potrafił zmienić na korzyść zarówno swoją, jak i moją. Jednak odejście taty w ramiona Weless, skończyło sielankową bajkę jego córeczki, pozostawionej na pastwę złego losu. Wiem jednak, że gdyby żył, na pewno wypowiedziałby kiedyś słowa podobne moim. Matka od zawsze uważała, że jesteśmy jak dwie krople wody; tak samo nastawieni do kodeksu, nie bojący się dzikich, nieznanych nam wtedy puszczy na północ od wsi. Właśnie on tak dzielnie uczył mnie strzelania ze swojej snajperskiej broni, daleko w leśnej głuszy, za świątynią. Tak, by żaden mieszkaniec wsi, ni nikt ze Starszych nie mógł usłyszeć strzałów, wymierzonych w jasne punkty na drzewach. Ćwiczyliśmy zawsze pod osłoną nocy, co wcale a wcale nie ułatwiało mi celowania w kropki wyrysowane kredą. 
 – Pamiętam, jak kiedyś pokazałeś mi  jej zdjęcie. Wciąż jest tak samo piękna? – znów odezwałam się cicho, by nie zburzyć tego świątynnego spokoju.
 Jednak mimo tego, że umysł nakazywał mi oddanie Natanielowi tak bezczelnie zagarniętej przeze mnie jego przestrzeni osobistej, nie ruszyłam się ani, ani odrobinkę. Wręcz zaczęłam delikatnie gładzić jego jasne, gęste pasma, tak samo miękkie jak wtedy, gdy tarmosiłam je siedem lat temu. Śmiałam mu się wtedy w twarz, że nigdy nie wygra tego zakładu..

NATANIELU?
Celiś stara się go uspokoić, ot, co~ 

Od Nataniela c.d. Celestii

 Oparłem się przedramionami o kolana, z zażenowaniem wpatrując w swoje dłonie. Mocne, silne, noszące ślady zmęczenia po latach nieustannych treningów. Regeneracja działała jedynie na rany, zadrapania. Za żadne skarby nie chciała wymazać znaków zmęczenia skóry, od dłuższego czasu nieco szorstkiej. Przygryzłem wargę od środka, słysząc tych kilka słów, układających się w naprawdę miły komplement. Jednak to tylko grzeczność, więc dlaczego rumieńce tak bardzo cisnęły się na moje policzki, a nieposłuszne serce wykonało trzy szybsze uderzenia? Ponownie przywołałem uśmiech na twarz, czując chłód emanujący od krystalicznej wody, tak kontrastujący ze słabym, ale przyjemnym ciepłem jasnowłosej istotki.
 Pragnąłem czuć je przez resztę życia, przysięgam, jednak zasady wpajane mi przez ojca skutecznie to uniemożliwiały. Szczęście dziewczyny było dla mnie najważniejsze, nawet jeśli miałem przypłacić je sercem roztrzaskanym na miliardy mikroskopijnych kawałeczków, niemożliwych do ponownego złożenia. Zrobiłbym wszystko, byleby na jej twarzy zawsze gościł ten radosny, może leciutko zakłopotany wyraz, przez który wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Niczym ta maleńka dziewczynka sprzed siedmiu laty, wygłupiająca się z trójką wcześniej nieznanych jej cwaniaczków. I tego jednego, w którego oczach od samego początku była najcudowniejszym widokiem na świecie. Już wtedy zawieszałem na niej wzrok, nieświadomy tego, co zasiane zostało w sercu dwunastoletniego chłopca. Chłopca, który przez cały ten czas szukał uczucia, znajdując je tu. W maleńkiej wiosce. Długi czas po poznaniu Celestii. I na krótki moment dane mi było cieszyć się nim.
 Ignorowałem pieczenie oczu, zwalając winę na zmianę otoczenia i przemęczenie. Jednak coś mokrego przecięło mój policzek na pół. Otarłem go wierzchem dłoni. Chaotycznie, niedbale, zaskoczony pojedynczą łzą. Przez ułamek sekundy widziałem zaskoczenie na twarzy pani mego serca, jakby pierwszy raz widziała płaczącego człowieka. Choć czy można było nazwać to płaczem?
 — Wybacz...— szepnąłem prawie bezgłośnie. Na szybko spróbowałem poszukać jakiegoś wiarygodnego usprawiedliwienia tej chwilowej słabości. Jedynym, na co wpadłem było...— Przed przyjazdem pozwolono mi na spotkanie się z matką. Chyba... Chyba jeszcze emocje do końca ze mnie nie zeszły, czekałem na to przez tyle lat.
 Uniosłem kąciki ust, jakby chcąc potwierdzić swoje słowa. To połowiczne, jakże słodkie kłamstwo. Prawda, widziałem się z moją rodzicielką, jednak nie przed wyruszeniem w drogę, a ponad miesiąc temu, może jeszcze wcześniej.

CELESTIO?
No taki Natu ;-;

czwartek, 19 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Słuchałam go w milczeniu i z uwagą, analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Poniekąd zazdroszcząc mu tego, w jaki sposób może żyć, nieograniczany przez żadne prawa, zasady i inne tego typu kruczki. Serce na moment zabiło szybciej, gdy usłyszałam początek jednego ze słów; trzy litery, mogące być właściwie dowolnym wyrazem. A jednak głupi mięsień, mimo to- przyspieszył. Usta wykrzywiły się w leciutkim uśmiechu, gdy dobiegły mnie jego przeprosiny. Ale za co? I dlaczego?
 – Lubię, jak coś mówisz – oznajmiłam zgodnie z prawdą, racząc go przelotnym spojrzeniem. – Masz przyjemny dla ucha głos, którego aż miło słuchać – dodałam szeptem, na powrót przymykając oczy.
 Tylko w ten sposób mogłam powstrzymywać rumieńce cisnące się na moje policzki, spowodowane bliskością jasnowłosego. Jedynie przy nim nie mogłam zebrać swoich myśli do kupy, bo on cały czas zaprzątał sobą mój umysł. Umysł, który powinien być skupiony w tym momencie na szukaniu słów starej pieśni, którą mam wykonać na błogosławieństwie. Mam czas, pomyślałam. Poza tym, zawsze mogę improwizować. I narazić się na kolejne sińce. Westchnęłam cicho, tocząc w myślach krótką walkę. Wygrało jednak serce, które mówiło, bym siedziała tuż obok niego tak długo, jak tylko mogę. Ciesząc się chwilą, na którą czekałam od siedmiu lat. Siedem długich lat, przepełnionych tęsknotą za rodzicami i dawnym życiem. Ale przede wszystkim- za nim. Za tym, że tylko przy nim potrafiłam się szczerze śmiać. Że tylko przy nim nie krępowałam się powiedzieć czegoś głupiego. Że tylko przy nim mogłam zachowywać się, jak dwunastoletnia dziewczynka, a nie młoda kapłanka. Tym właśnie zaskarbił sobie moją sympatię, która powoli i cierpliwie przeistaczała się w coś coraz mocniejszego. Coś, co bez zastanowienia nazwałabym miłością, silniejszą nawet niż ta do ojca. Jednak mimo moich szczerych chęci, nie mogłam pozwolić tym uczuciom dalej rosnąć. Nie chciałam robić sobie złudnej nadziei na to, że on czuje do mnie coś więcej, niż zwykłą przyjaźń. Ba, może nawet koleżeństwo..
 Z zaskoczeniem złapałam się na tym, że intensywnie wpatrywałam się w jego ramiona. W te silne ramiona, w których tak bardzo chciałabym się znaleźć raz jeszcze. Ale nie na krótko i przypadkiem- móc się w nich zatracić; poczuć ciepło jego skóry, przyjemny zapach.. I choć krztę tego nieznanego mi wcześniej, ale miłego uczucia, w którym ten dotknął skóry, nieskalanej tatuażem ani materiałem szaty. Do tej pory pulsował ciepłem, którym emanowały jego ręce. Jednak gdy tylko dostrzegłam jego wzrok na mojej twarzy, odwróciłam spojrzenie, w duchu przeklinając to, że w ogóle śmiałam marzyć o takiej bliskości.

NATANIELU? Tryb nieśmiała Celes aktywowany xD

Od Tobiasa – Cd. Dary

  Ze zdumieniem pokręciłem głową, wsłuchując się w jej słowa. Lubiła się tak bawić, mała wiedźma. Bawić się starym, schorowanym i zmęczonym sercem pana Whitehorna, wpędzając je niekiedy w szaleńcze wręcz tempo. Czasami zdecydowanie zbyt, oj, zbyt szybkie jak dla mnie. Posłusznie ruszyłem za nią, przy okazji gładząc skórę na jej delikatnej, drobnej dłoni i zamknąłem za sobą drzwi, wcześniej gasząc światło. Pozwoliłem prowadzić ciemnowłosej, ufnie drepcząc za nią niczym cień. Pozwoliłem sobie na dokładne zlustrowanie jej figury z racji tego, że nie widziała mnie za sobą. No, chyba że swoim trzecim okiem. Sukienka idealnie podkreślała jej kształty, za które wiele kobiet dałoby się zabić. Długie nogi, zgrabne pośladki, wcięcie w talii i zmysłowe ramiona.. Nawet w szkole tak wyglądała. No, może nie dokładnie, ale już wtedy było wiadome, że z sukcesem mogłaby zostać modelką. Do tego kruczoczarne włosy, tak przyjemne w dotyku i o tak cudownym zapachu..
  Nie ogarnąłem momentu, w którym wyszliśmy z budynku. Acz czując lekki, chłodny wiatr zdjąłem ciemną marynarkę, znajdującą się wtedy na barkach na zastępstwo kitlu i narzuciłem ją na ramiona ukochanej, przy okazji chcąc ją uchronić od lubieżnych spojrzeń, zdecydowanie zbyt pewnych siebie, nastoletnich chłopaków. Sam zaś na ułamek sekundy puściłem jej dłoń, by móc objąć ją w talii, dumnym krokiem kierując się ku parkowi. 
  Nie byłem z nią tutaj od czasów zakończenia szkoły. No, może trochę wcześniej, gdy przygotowywałem ją do kolosa z chemii. Siedzieliśmy wtedy pod drzewem, ciesząc się jego cieniem w upalny, czerwcowy dzień. Sącząc arbuzową lemoniadę, która finalnie znalazła się na moim zeszycie, bodajże do fizyki, twarzy i koszuli ciemnowłosej, zostawiając na niej różowawy ślad. Zamiast się wtedy uczyć, biegała za mną, żądając zadośćuczynienia za zniszczenie ulubionej części garderoby. Ale co poradzić? Picie było w jakimś durnym, plastikowym opakowaniu, którego nie dało się zamknąć tą śmieszną górą. No a mądry inaczej Tob pchał, cisnął i kręcił zatyczką na wszystkie strony, aż po prostu prasło mi w rękach.
 Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie czerwonej ze złości twarzy Dar, jednocześnie tak niezaprzeczalnie uroczej.. Objąłem ją nieco mocniej, pozwalając, by ta wręcz przywarła do mojego boku. Łapka ma zawędrowała pod marynarkę, leciutko łaskocząc jej talię. Mimo wieku, wciąż lubiłem jej tak dokuczać.
 – Wrzuciłem kiedyś Rudego tutaj do fontanny.. – odezwałem się po chwili, dostrzegając kątem oka pamiętną, kamienno-wodną ozdobę parku. I jego, przypominającego pomarańczową, zmokłą kurę.

DARO?

Od Nataniela c.d. Celestii

 Złoto mignęło na drobnym palcu, kiedy to dziewczę odsłaniało przede mną kolejne tatuaże, niczym zapiski z przeżytych lat. Złoto, które widywałem już u wielu kobiet zamieszkujących stolicę. Złoto, będące swego rodzaju kontraktem. Poczułem, jak serce zamiera, wraz z resztą mnie, kiedy doszło do mnie znaczenie tej drobnej ozdóbki. Chimero, przez lata żyjący w swoim małym, egoistycznym świecie, gdzie dostawał wszystko, czego pragnął, odpychając od siebie realia świata, teraz został gwałtownie sprowadzony na ziemię. Powinienem wiedzieć, że nie będzie na mnie czekać tyle czasu, związana jedynie dziecinną przysięgą. Więc dlaczego poczułem się tak pusty, wręcz martwy od środka?
 Uśmiechnąłem się, kiwając głową na znak zrozumienia jej słów. Czerwone znaki kontrastowały z nieskazitelną bielą jej delikatnej skóry, której dane mi było przelotnie dotknąć, zaledwie kilka minut temu. Odpędziłem od siebie myśli o biżuterii, nie chcąc, by dziewczę zobaczyło we mnie jakąkolwiek zmianę, nawet najdrobniejszą. Sam w kieszeni trzymałem drobiazg, towarzyszący mi aż od sklepu jubilerskiego w stolicy. Dzielnie spoczywał tuż obok sfatygowanego zdjęcia mojej matki, teraz ciążąc mi niemiłosiernie mocno. Jednak wybrałem drogę milczenia, czekając na moment, w którym sama zechciałaby wspomnieć o zaręczynach.
 — Gdybym jeszcze pamiętał, kim była owa Natalia.— Parsknąłem śmiechem, próbując przypomnieć sobie, czy aby nie spotkałem takowej w moim rodzinnym mieście.— Uwierz mi, Celestio, towarzyszyło mi zbyt wiele pań, bym zapamiętał imię którejkolwiek z nich. Zwłaszcza jeśli nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wiem, że to niepoprawne z mojej strony, wręcz brutalne, ale prawda jest taka, a nie inna. Trzeba być naprawdę wyjątkową osobą, by wzbudzić we mnie jakiekolwiek uczucia, oprócz zwyczajnej obojętności. Ba! Bym zapamiętał choćby wygląd czy imię. A owa Natalia zapewne nie posiadała w sobie tego czegoś... Z resztą jak każda dziewczyna, która próbowała umościć sobie gniazdko w zimnym, chimerowym serduszku. Chyba pod tym względem przypominam mojego ojca nie tylko z aparycji, ale i podejścia do drugiego człowieka...— Westchnąłem ciężko, jednak zaraz kontynuowałem mój przydługi monolog.— Zmieniłem się, moja droga. Nie, nie chodzi mi o wzrost i rysy twarzy. Służba wojskowa wyciągnęła ze mnie najgorsze cechy. Zdaje mi się, że przetrwałem tę próbę tylko dzięki wspomnieniom o tob... Przepraszam, niepotrzebnie się rozgadałem.
 Podrapałem się nerwowo po karku, gotowy na zbesztanie za ten niekontrolowany potok słów. Na całe szczęście przerwałem go w ostatnim momencie, prawie wyznając jej swoje uczucia. Teraz tylko pozostała mi modlitwa o to, by nie domyśliła się, co chciałem powiedzieć.  

CELESTIO?

Od Dary c.d. Tobiasa

 Oparta przedramionami o nieskazitelnie czysty blat, z zafascynowaniem wpatrywałam się w fiolki. Drobne, wręcz mikroskopijne bąbelki unosiły się w górę, niektóre odgrywały szalone tańce tuż przy szklanych ściankach. Cały ten wysiłek tylko po to, by pęknąć zaraz po dotarciu na powierzchnię. Płonny wysiłek, zupełnie jak uczenie mnie chemii przez młodego Whitehorna. Marnował popołudnia na próbowaniu wytłumaczenia mi tego, co on sam uważał za dziecinnie proste. Dziewczynie, która finalnie wkuwała kolejne rozdziały podręcznika na pamięć, by nie zasmucić mojego nastoletniego nauczyciela. I teraz nie pamiętała zupełnie nic z tego, co tak dzielnie mi tłumaczył w przerwach pomiędzy wzajemnymi zaczepkami. Jak dzisiaj pamiętam niemalże każdy dzień, jego wesoły uśmiech i mądry wyraz chabrowych tęczówek. Zakochiwałam się w nim mocniej z każdą chwilą. Serce nastoletniej mnie podrywało się do szaleńczego galopu, kiedy tylko niby przypadkowo dane było spotkać się naszym spojrzeniom.
 Omawianie estrów w naszym wykonaniu stało się jedną z co po bardziej ciekawych lekcji. W akcie ostatecznej desperacji zaczął wypisywać mi wzory markerem. Permanentnym. Na przedramionach. Tym swoim koślawym, ale niezwykle uroczym pismem, na koniec wyrażając nadzieję, że może chociaż w ten sposób uda mi się zapamiętać coś innego, niż nasze wzajemne przepychanki. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tamtych kilku godzin, po których dostałam srogi ochrzan od rodziców. Opuszkami palców przejechałam po przedramieniu, teraz już nieskazitelnie czystym, na myśl przywodzącym mleczną biel, jednak wolną od błękitu pojedynczych żyłek. Mój lekarz prowadzący określał to mianem skutku ubocznego bycia magiem krwi. To i niezwykle wolne krążenie krwi, w stosunku do przeciętnych ludzi. I sł...
 Z krainy przemyśleń wyrwał mnie jego mocny głos. Czuły, wesoły, a jednak nadal słychać w nim było tę nutkę chłodu, tak charakterystyczną dla Tobiasa. Wyprostowałam się, na sam dźwięk tego jednego, ale jakże miłego słowa. Być dziewczyną Whitehorna. Już nie tylko w opowieściach i szkolnych plotkach, ale oficjalnie i niezaprzeczalnie. Wyprostowałam się dumnie, jak najbardziej usatysfakcjonowana i odwróciłam przodem do ciemnowłosego jegomościa.
 — Zgłaszam sprzeciw! Veto!— fuknęłam, niczym zdenerwowana kotka. Skrzyżowałam ręce na piersi, hardo wpatrując się w niezwykłe tęczówki, wręcz zatapiając się w nich.— Może i jestem twoją dziewczyną, ale istnieje o wiele więcej ładniejszych słów. Słońce, myszko, różyczko, skarbie, ale... najlepiej brzmi kochanie.
 Zaśmiałam się na widok mimiki jego twarzy, zmieniającej się z każdym moim słowem. Odepchnęłam się od blaciku, szybciutko pokonując dystans dzielący mnie od Tobiasa. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć- splotłam nasze palce i pociągnęłam go ku wyjściu z dusznego laboratorium.
 — A teraz na spacerek!— wykrzyknęłam radośnie.
TOBIASIE?

wtorek, 17 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Nie wiedziałam, jak wiele mogłam mu zdradzić. Nie chciałam bowiem mieć kolejnego sińca, podobnemu temu na plecach. Najmniejszy bunt z mojej strony, posiadanie swojego zdania, czy choćby najdrobniejsza pomyłka w modlitwie karane były zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jednak tylko on potrafił się na to zdobyć. A reszta Starszyzny bała się zareagować. Nagle złota ozdóbka, spoczywająca na serdecznym palcu, zaczęła ważyć tonę. Mimo mikrych rozmiarów boleśnie o sobie przypominała. Wykonana była tak, że za cholerę nie mogłam jej zdjąć, nieważne, jak bym nie próbowała.
 – Nie próżnowałeś w wojsku – zaśmiałam się cicho i spojrzałam na niesamowicie przystojną, twarz, gdy tylko usłyszałam jego głos bliżej mnie. – Panie poruczniku.. – dodałam dumnym tonem, kusząc się na dotknięcie naramiennika.
 W końcu mięśnie, których zarys widziałam spod materiału munduru nie wzięły się znikąd. Z pewnością trenował przez te siedem lat pod czujnym okiem pana Leona. U którego zresztą zdążyłam zauważyć bliznę, której dawniej nie było. Zapytam się go o to. Kiedyś- pomyślałam, uśmiechając się leciutko. Nie chciałam jednak, by wyszło na to, że zignorowałam jego ostatnie zdanie.
 – Siedem lat moimi oczami.. – powtórzyłam po nim i stanęłam na równe nogi kilka centymetrów dalej. Jednocześnie wciąż zastanawiałam się, ile dowiedział się ze wspomnianych raportów. 
 Czy wiedział, że Anastazja i Rafaił padli ofiarą stada bullgorów, zaledwie tydzień po ich wyjeździe? A może, że kilka dni po ich śmierci Leśna Posiadłość stała się moją własnością? Czy też o niedawnych oświadczynach, których odmowa skończyła się potężnym siniakiem na plecach? Westchnęłam cichutko, dając upust niepewności, przez chwilkę niedającej mi wypowiedzieć słowa. Jednak na ustach ponownie pojawił się uśmiech, gdy zadarłam szatę wysoko; odsłaniając niemal całkowicie udo, którym byłam odwrócona w jego stronę. Wskazałam na cztery krwiste znaki, analogicznie znajdujące się też na prawej nodze. Drugą ręką uchyliłam nieco materiał przy brzuchu, by mógł zobaczyć dwa kolejne na boku.
 – Siedem nowych tatuaży, na każdy rok kapłaństwa. Najmłodszy z nich znajduje się między piersiami – oznajmiłam bez skrępowania i puściłam krwistoczerwone poły delikatnej tkaniny. – I od trzech miesięcy możesz mnie tytułować Najwyższą Kapłanką. Lub Lirije, w Starej Mowie.
 Wypowiadając ostatnie słowa zerknęłam wprost w, hipnotyzujące wręcz, tęczówki białowłosego. Głęboko, jak za pierwszym razem, 7 lat temu. Dopiero po kilku sekundach odwróciłam od nich wzrok, poprawiając materiał przy biodrze, by po chwili znów zasiąść po jego prawicy. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o przeklętej biżuterii na ręku. Zdążyłam jednak skryć lewą dłoń pod prawą, opierając je na udach.
 – Poza tym.. Zniesiono niektóre zakazy dla zwykłych mieszkańców i rzemieślników. Teraz bez problemu mogą opuszczać wieś, nawet nie pytając o zgodę Starszych. Wiele dziewcząt w naszym wieku pojechało wtedy do stolicy w poszukiwaniu żołnierzy, którzy byli tu przed siedmioma laty. Ciebie wyjątkowo namiętnie poszukiwała Natalia. Córka zbrojmistrza – wymruczałam, ponownie opierając głowę o ściankę i przymykając oczy.
 Byłaby dla niego dobrą kandydatką. Niczego jej nie brakowało z wyglądu. Szczupła, acz wysoka z jasnobrązowymi włosami i błękitnymi oczami. I z tego, co zauważyłam podczas drogi świątynia-dom-świątynia, piekła świetne babeczki..

NATANIELU?

niedziela, 15 lipca 2018

Od Tobiasa- Cd. Dary

Uśmiech mimowolnie wpełzł na moje usta. Postawiłem dziewczę ponownie na kafelkowej podłodze, jednak o wiele, wiele bliżej mnie. Objąłem ją ramieniem i chwyciłem w dłoń inne szklane naczynko, jeszcze dodatkowo mieszając je w powietrzu. Podłożyłem probówkę pod nosek ciemnowłosej piękności, z zaciekawieniem obserwując jej reakcję. Począwszy przez niepewność, przez zmarszczenie brwi, aż po lekki uśmiech. Właśnie przez to ostatnie domyśliłem się, że ta rozpoznała zapach egzotycznego owocu.
- Banan? - stwierdziła pewnie, na co ja tylko przytaknąłem. - Tamto.. Tamto było ananasem, a to? - tu wskazała na ostatnią z fiolek.
Jak na komendę powtórzyłem z nią poprzednią czynność i podałem ją pod nos Dary. Tego zapachu akurat nie byłem pewien, rzadko kiedy bawiłem się z tym jednym estrem. Acz ta mimo to trafiła celnie, stwierdzając, że pachnie gruszką.
- Mają polepszyć smak syropu na kaszel. Ale nie jestem pewien, jak z nim zareagują. Wiesz, jeśli niektóre związki z lekarstwa połączą się z tymi, może dojść do nieprzyjemnej reakcji. Zwłaszcza z kwasem solnym w żołądku dziecka. A tego chcę uniknąć.. - wyjaśniłem pokrótce, odkładając ostatnią probówkę na miejsce.
Potrzebowały bowiem jeszcze czasu, by alkohol i kwas porządnie się przegryzły, nie pozostawiając po sobie żadnego, gorzkiego posmaku. Kątem oka zetknąłem na ciemnowłosą, która z zafascynowaniem przyglądała się bąbelkom w ogrzewanych naczynkach. Czasem przypominała mi tę małą dziewczynkę, którą nie tak dawno uczyłem chemii. To był jedyny przedmiot, z którym ta niepozorna zdolniacha nie dawała sobie rady. I tylko ze względu na to, jej ojciec pozwalał jej na moje odwiedziny. Choć większość czasu spędzaliśmy na dogryzaniu sobie albo na szczenięcych wygłupach, Dara bardzo dobrze opanowała chemię. Ba, przez moment była lepsza ode mnie! Ale nie mogłem pozwolić, by ten stan rzeczy utrzymał się zbyt długo- stąd też więcej snu na fizyce i wiedzy o kulturze. Za to jednak zdecydowanie lepsze stopnie na mojej ulubionej lekcji. No, poza wf'em, bo na to niestety nie mogłem się uczuć. Choć, może przynależność do klubu koszykarskiego liczyła się jako jakaś forma nauki..?
- Będą tu musiały stać jeszcze dobrą godzinę, zanim zacznie się dziać coś innego, niż puszczenie zapachu - oznajmiłem, oddając dziewczynie przestrzeń osobistą, jednocześnie zdejmując kitel. - Więc.. Proponuję nie siedzieć w laboratorium, a urządzić sobie spacer. Spacer po parku z moją dziewczyną. Jeśli zgodzisz się, bym tak cię nazywał.
Kończąc zdanie odwiesiłem biały materiał na miejsce i zaśmiałem się cicho, z powrotem podchodząc do pani mojego serduszka.

DARO?

Od Dary c.d. Tobiasa

 Czas zdawał się zwalniać swój bieg z każdą kolejną sekundą pocałunku, dając mi szansę na napawanie się bliskością ciemnowłosego jegomościa. Zapachem perfum, chemikaliów i tym dla mnie najprzyjemniejszym- jego wiecznie ciepłej skóry. Smakiem miękkich warg, splecionych w chaotycznym tańcu stęsknionych kochanków. Zatraciłam się w nim całkowicie, oddając się magii chwili. Tak upragnionej od momentu, w którym odważyłam się po raz pierwszy musnąć ustami jego policzek, pod pretekstem nagrody za wygrany turniej i owocną współpracę. Jednak tak naprawdę był to wyraz młodzieńczej miłości nieśmiałej dziewczyny do starszego od niej chłopca. Mogącego mieć każdą. Wystarczyło jedno słówko, a większość dziewczyn ze szkoły rzuciłaby się na niego, jak na dobrą szynkę albo belgijską czekoladę. Ale on dzielnie trwał u mojego boku, od pierwszego dnia, kiedy to wychowawca polecił mu pilnowanie najmłodszej z uczennic. Piekielnie uzdolnionej, równie mocno zagubionej w nieznanym jej świecie. Był dla mnie wsparciem, rycerzem, a teraz także księciem. Tym, który skradł serce Bogu ducha winnej trzynastolatki, dopiero poznającej, co to znaczy czuć coś silnego do drugiego człowieka. Człowieka obcego, powoli stającego się najważniejszą dla mnie osobą. Najpierw on robiący mi za ogon. Potem ja bawiąca się w jego cień, zazdrosna o każdą dziewczynę zbliżającą się do niego choćby na wyciągnięcie ręki. Wiedziałam, że byłam dla niego za młoda, nie dorastałam do pięt panienkom w jego wieku, ale próbowałam. Przez cały ten czas.
 Cichutki, zduszony pisk wyrwał się z moich ust, kiedy ni z tego, ni z owego straciłam grunt pod nogami. Znalazłam się bardzo, bardzo wysoko, zupełnie jakbym jechała windą. Na początku trzęsącą się, po kilku sekundach nieco stabilniejszą, ale jednak nadal windą. Ułożyłam dłonie na jego barkach, chcąc uchronić się od ewentualnego wypadku, ale też nieco ułatwić zadanie Tobiasowi.
 — Z tej perspektywy wyglądasz równie przystojnie... Może nawet nieco lepiej— stwierdziłam, ukazując białe kiełki, kiedy to uśmiechnęłam się doń zaczepnie. Pochyliłam się nad nim, przechylając głowę w prawo, jakbym analizowała każdy fragment jego twarzy.— Taak, zdecydowanie lepiej. Przynajmniej nie muszę nadwyrężać sobie karku, żeby na ciebie spojrzeć, wielkoludzie.
 Mówiąc to, odważyłam się na uniesienie jednej ręki tylko po to, by potarmosić włosy ciemne niczym noc. Wtedy też doleciał do mnie owocowy, ale jednak lekko chemiczny zapach.
 — A tam, tam, to co to jest?— zapytałam, z zaciekawieniem wpatrując się w probówki.— Ananas?
TOBIASIE?
NIE WIEM, JAK, ALE WYPRODUKOWAŁAM JE W 5 MINUT O.O

Od Nataniela c.d. Celestii

 Każdy jej ruch zdawał się tak płynny, wykalkulowany, jednak to westchnienie... Czyżbym usłyszał w nim nutę ulgi? Może martwiła się o Whitehorna, w końcu ten po powrocie mówił coś o modlitwach i tym, że może dzięki temu Darka spojrzy na niego nie jak na przyjaciela, ale kogoś więcej. Gdyby tylko wiedział, że stało się to o lata przed owym epizodem... Uniosłem kąciki ust na dźwięk jej głosu, tak podobnego do tego z przeszłości. A jednak zniknęła z niego ta dziecięca nuta, pozostawiając po sobie ślad jedynie w melodyjnym śmiechu. Odprowadziłem ją wzrokiem ku ołtarzowi, którego to zapamiętały moje biedne plecy. Tutaj nawet regeneracja poległa.
 — Oboje są siebie warci, panienko. Tak samo Tobias, jak i Darka tchórzą po równo. Żebyś zobaczyła ich razem, kiedy jedno przypadkiem dotknie drugie...— Pokręciłem głową z rozbawieniem.— Palą buraka po równo. On ucieka wzrokiem, ona całą sobą, byleby nie pokazać słabości. Taak... Jest zbyt dumna, by pokazać po sobie jakiekolwiek uczucia względem osoby innej, niż należąca do jej rodziny. I nie cierpi wyręczania jej w czymkolwiek. Już nie raz mi się za to oberwało.
 Tym razem to ja nieco głośniej wypuściłem powietrze, pozwalając sobie na ciężkie westchnienie. Życzyłem im jak najlepiej i tylko czekałem na telefon od uradowanej ciemnowłosej, oznajmiającej, że w końcu zdołała się przełamać, oznajmić najpierw tamtemu, potem całemu światu to, co próbowała ukryć w mikrym serduszku. Boże, ta książka jest prawie jej wielkości, przebiegło mi przez myśl na widok panienki przeglądającej ogromne tomisko. Może przez to, a może przez tęsknotę odczuwaną od czasu naszego pożegnania, ani na chwilę nie mogłem oderwać od niej wzroku. Niewiele urosła, to fakt, jednak nie było to ujmą, wręcz dodawało jej uroku. Piękna, młoda kobieta w leciutkiej szacie, falującej przy każdym, nawet najmniejszym ruchu bioder, smukłych nóg... Zawiesiłem na nich wzrok troszkę dłużej, niż powinienem, zdaję sobie z tego sprawę, lecz czy ktokolwiek jest w stanie zabronić mi tej drobnej przyjemności?
 Z biegiem czasu jej ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne, pozbawione wcześniejszego opanowania. Podążałem za nią wzrokiem aż do samej fontanny, pamiętającej wyczyny trzech chłopców i dziewczynki, starającej się pozostać bezstronną. Cicho, niemalże na palcach, podszedłem do niej, korzystając z momentu, w którym schowała cudne tęczówki za zasłoną powiek i bujnych rzęs. Przycupnąłem obok, wyjmując dłonie z kieszeni. Przedramiona oparłem na udach, uśmiechając się niczym maleńkie dziecko.
 — Nigdy nie miałem zadatków na prymusa, moja droga, wręcz przeciwnie. Byłem leniem, jak nikt inny, w walce z czymś nawet mój ojciec poniósł porażkę. Ale i tak dostałem się do wojska, ba! W dwa lata osiągnąłem więcej, niż reszta moich rówieśników. Porucznik Nataniel Alma Chimero.— Poklepałem się po naramienniku, na którym widniało te kilka prostych znaków, mówiących o moim aktualnym stopniu.— Poza tym mam własne mieszkanie w całkiem przyjemnej dzielnicy, opasłego persa potrafiącego jedynie miauczeć, gdy chce jeść i spać przez resztę dnia. No i jeszcze Darkę, kiedy stwierdzi, że nie chce jej się jechać aż na przedmieścia, więc mam zwinąć manatki i spać na kanapie, a bo księżniczka nie wyśpi się na czymś innym, niż łóżko. Przyszywanej siostrzyczki mi się zachciało, psia krew.— Parsknąłem cichym śmiechem.— Ale mniejsza o mnie. Z raportów dowiedziałem się wiele. Choć wolę ujrzeć te siedem lat twoimi oczami.

CELESTIO?

wtorek, 10 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Przeniosłem ręce znad jej pośladków na talię, mocno, mocno przyciągając do siebie. Chciałem w końcu móc poczuć jej ciepło, ten nieziemski, przyjemny zapach, delikatną skórę i równie delikatny, niemal subtelny dotyk.. Wszystko, co zdawałoby się być marą senną, działo się właśnie teraz. W rzeczywistości, którą nawiasem mówiąc, ledwo co ogarniałem. Prawa dłoń po kilku sekundach znalazła się na jej aksamitnym, zaróżowionym policzku, gładząc go z uczuciem. W końcu mogłem sobie pozwolić na taki gest, nie obawiając się jej reakcji. 
 Ciepło jej miękkich, ciepłych warg powoli rozlewało się po całym ciele, powodując przyspieszenie bicia serca, już tak czy siak horrendalnie oszalałego. Dotyk jej ust znajdował także swoje odzwierciedlenie na policzkach, barwiąc je na głęboki róż. Po zakończeniu poprzedniego związku nie sądziłem, że jeszcze kiedyś będzie mi dane to poczuć. Dopiero ponownie pojawienie się Dary w moim życiu sprawiło, że zachciało mi się żyć; ciemnowłosa istotka wyciągnęła mnie ze szponów depresji, prawdopodobnie- nawet bezwiednie. Wystarczył mi jej przypadkowy dotyk, uśmiech.. Cichy, perlisty śmiech i, niekiedy dziecięce, gesty. Pozostał w niej urok tej szesnastolatki, z którą żegnałem się po skończeniu szkoły. Niby zwykłe trzy lata, spędzone na wspólnych lekcjach, na których z reguły kryła śpiącego mnie.. Na zajęciach wychowania fizycznego, gdy dość mocno, acz przez przypadek, uszkodziła męskość Raphaela.. Rudy do tej pory ma do niej uraz i wciąż uważa, że zrobiła to specjalnie, by przestał zarywać do jej młodszych przyjaciółek. Pamiętam, jak pierwszy raz musnęła wargami mój policzek, gdy miała zaledwie piętnaście lat. Wygraliśmy wtedy turniej piłki koszykowej, głównie, ze względu na jej zwinność i mój wzrost. Stwierdziła, że to coś w stylu dodatkowej nagrody. Wtedy właśnie zrozumiałem, co oznaczało to dziwne ciepło, gdy była obok.. Dlaczego czułem te ukłucia, gdy rozmawiała z którymś z moich rówieśników.. 
 Odsunąłem się od niej na chwilę, byśmy obydwoje mogli zabrać oddech. Pochyliłem się lekko, by móc chwycić ją za kolana jedną ręką, a drugą oprzeć na jej plecach. Podniosłem ciemnowłosą na swoją wysokość.. Nie, troszkę wyżej, tak, by pierwszy raz mogła spojrzeć na mnie z góry. Upewniając się, że stabilnie się trzyma, obydwie łapki przeniosły się pod jej pośladki, a ja posłałem jej wręcz rozanielony uśmiech.
 – Nawet nie wiesz od jak dawna marzyłem.. Nie, wręcz śniłem o tej chwili. Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi ją przeżyć – szepnąłem czułym tonem.

DARO?
patałaszek

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Z moich ust wyrwało się westchnienie. O dziwo, wyczułam w nim ulgę. Zarówno z powodu tego, że panienka, o której tak namiętnie opowiadał mi rok temu pewien ciemnowłosy, w końcu zdecydowała wyznać się miłość, zapewne jemu.. Jak i z powodu tego, że żadna z dziewczyn nie zdobyła serca chłopaka na dłużej. Choć nie wiem, czy to było fair wobec niego.. 
 Ale umysł zaczęło zaprzątać tych kilka słów, mówiących o tej, która zaprzątała jego umysł. Wioska obfita była w panny, które miały co zaoferować. Były naprawdę piękne, inteligentne i miały umiejętności o wiele bardziej przydatne w dorosłym życiu, niż wspinanie się po drzewach, czy prowadzenie mszy. Mimo ciężkiej guli w gardle, lekko się uśmiechnęłam, jakby zadowolona z jego słów.
 – Czyli spełniłam prośbę pana Tobiasa.. – zaśmiałam się, z powrotem wracając ku podwyższeniu, na którym znajdował się ołtarz. 
 Miałam jeszcze prawie dwie godziny, na przygotowanie się do króciutkiego błogosławieństwa, którego przebieg niemal całkowicie zapisany był w starej księdze, kolorem przypominającą moją szatę. Podczas szukania odpowiednich stron poczułam, jak serce mocno przyspieszyło. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że przybrało tempa po tym, jak usłyszałam głos chłopaka. Tak różny od tego siedem lat temu.. Nie wiem, czy poznałabym go, gdyby nie te piękne oczy i zmierzwione, białe włosy. 
 Odnalazłszy potrzebny mi fragment, zaznaczyłam go zakładką i szybciutko zeszłam z podwyższenia, pozwalając, by szata nieco się rozwiała. W duchu przeklęłam się za to, że nie potrafię zachować się tak, jak zwykle, gdy chłopak był w pobliżu mnie. Wszystkie działania były dziwnie chaotyczne, tak niepodobne do, zwykle uporządkowanej i spokojnej kapłanki.. Dusza nastolatki obudziła się w najgorszym, możliwym momencie, barwiąc policzki na niemalże niedostrzegalny róż, gdy tylko spostrzegłam jego spojrzenie. Mimo wszystko, nie odwróciłam od wzroku od tych cudnych tęczówek młodego mężczyzny. Ba! Nawet pokusiłam się na uniesienie kącików ust w leciutkim uśmiechu. Pozwoliłam sobie na zajęcie miejsca na chłodnym murku fontanny, wdzięczna budowniczym za to, że dysza skierowana była w zupełnie inną stronę. Miast wody, unosiła się za mną drobna mgiełka, która bardzo, bardzo delikatnie osiadała na włosach i krwistej szacie.
 – Mam nadzieję, że skończyłeś szkołę jako wzorowy uczeń – odezwałam się w końcu po dłuższej chwili ciszy, opierając głowę o ściankę fontanny, przymykając jednocześnie oczy. 
 Byłam również ciekawa tego, jak wiele informacji na temat wsi przekazywano jego ojcowi. Czy ten wiedział, o śmierci moich rodziców. I o dwóch propozycjach zaręczyn. Ale też, czy wiedział o tym, że prawa obowiązujące zwykłych mieszkańców przestały być tak napięte.. Chciałam mu opowiedzieć tak wiele o tym, co się działo przez te siedem, długich lat, ale nie chciałam go męczyć. Ba, nawet nie wiedziałam, czy miałby ochotę tego słuchać..

NATANIELU?
chaos ;-;

Od Dary c.d. Tobiasa

 Dosłownie poczułam, jak kilkutonowy ciężar spada z serca, na co w odpowiedzi ten niepozorny organ zaczyna pędzić na oślep, zupełnie nie zważając na ograniczenia ciała. A jednak gardło coraz to bardziej ściskało się, wraz z każdym następnym słowem mojego księcia z bajki. Zacisnęłam palce na delikatnym materiale koszuli, przynajmniej w ten sposób dając upust kumulującym się emocjom. Tak silnym, jak jeszcze nigdy. Od skrajnego przerażenia moją własną śmiałością, lęku słabnącego z każdym słowem ciemnowłosego, aż po szczęście, jakiego wcześniej nie dane mi było zaznać. Siedem lat temu, kiedy to ledwo wkraczałam na drogę zwaną dorastaniem, spotkałam go po raz pierwszy. Już wtedy, ten głupi, starszy chłopak wydał mi się dziwnie interesujący. 
 Mijanie się na korytarzach, ukradkowe spojrzenia, od których czułam pieczenie policzków. Wspólne lekcje wychowania fizycznego, kiedy to maleńka Dara próbowała kryć tego wielkoluda, który rósł z każdym dniem. Weekendy spędzone na korepetycjach z chemii, bagatela najczęściej spędzaliśmy je na śmianiu się i wzajemnych zaczepkach, aniżeli na poprawianiu moich zdolności z zakresu owego przedmiotu. Te nieme zgody na spanie w autobusie, z głową opartą o jego ramię, podczas nielicznych wycieczek szkolnych. Potem długa przerwa, ból przeszywający moje serce, kiedy nareszcie znalazł sobie dziewczynę. Związałam się wtedy z Chimerą, szukając ucieczki w obcych ramionach. Już nie tych silnych, na których niesiono mnie do gabinetu pielęgniarki. Nie... Studia prawie położyły kres naszej znajomości, lecz nie zdołały zniszczyć uczuć, jakimi darzyłam Whitehorna. Wbrew woli rodziców czy najbliższego otoczenia. Byłam przy nim, kiedy cierpiał z powodu zdrady. Kiedy cieszył się jak dziecko. Kiedy smucił się z błahych powodów. Kiedy odbiegał myślami gdzieś w dal.
 Zamknęłam oczy, czując nieprzyjemne pieczenie i wilgoć. Kobieto, nie waż mi się rozkleić, przecież wszystko jest już tak, jak trzeba. Nareszcie wyznałaś mu swoje uczucia. Dowiedziałaś się tego, jakimi on sam cię darzy. Więc dlaczego chcesz płakać, Daro?
 Po prostu jestem szczęśliwa.
 Uniosłam powieki dopiero czując, jak jego wargi ocierają się o moje, przywodząc na myśl muśnięcie skrzydeł motyla. Tak czule, zupełnie inaczej, niż moi poprzedni partnerzy. I te dwa krótkie zdania, od których zakręciło mi się w głowie.
 Niewiele myśląc rzuciłam mu się na szyję, otaczając ją ramionami, wręcz siłą ściągając go w dół, na swoją wysokość. Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, jak inaczej zareagować, jeśli tylko jedno wpadło mi do głowy. Pozwoliłam sobie na pocałowanie go. Dłużej, mocniej, bardziej chaotycznie, ale też z tymi wszystkimi emocjami i uczuciami, zamykanymi w głębi mnie przez te wszystkie lata.

TOBIASIE?

Od Nataniela c.d. Celestii

 Pierwszy raz od wielu lat poczułem ten przyjemny dreszcz, jakby w odpowiedzi na bliskość jasnowłosej istotki. Tak, jak podczas naszego przypadkowego spotkania, choć wtedy jeszcze nie byłem świadom jego znaczenia. Można powiedzieć, że byłem w niej zakochany od pierwszego wejrzenia. Dwunastolatka, dzielnie dreptająca u boku swojej matki. Naśladująca jej wyniosły chód i dumną postawę, a jednak tak uroczo uśmiechająca się. Zdobyła zainteresowanie młodzika bez słów, bez jakiegokolwiek kontaktu. Wystarczył moment, gdy nasze spojrzenia spotkały się na króciutki moment. Przelotnie. Niewinnie. Wywołując to dziwne uczucie gdzieś wewnątrz mnie, przyprawiając o ogromne zdziwienie. I ojcowskie niezadowolenie, kiedy to już w domu zacząłem wypytywać go o wszystko to, co dane mi było poczuć podczas tygodniowego pobytu w wiosce. Już wtedy skrzętnie planowano moją przyszłość ze starszą ode mnie o rok dziewczynką. Pomimo tego, że traktowałem ją raczej jak przyszywaną siostrę, a nie potencjalny obiekt westchnień.
 Tak, od siedmiu lat białowłosa zaprzątała moje myśli niemalże przez cały czas, ani na chwilę nie dając o sobie zapomnieć. Próbowałem zastąpić ją innymi, wielokrotnie. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zmieniałem partnerki niemalże codziennie, traktując je bardziej jako obiekty nocnych fascynacji, a nie żywe istoty, podobnie jak ja czujące, mające prawo do kochania w sposób inny, niż ten niewdzięczny chłopaczyna. Bowiem on jedynie potrafił zaspokoić cieleśnie, aspekt emocjonalny nie wchodził w grę. Czasami jedynie siliłem się na słowa podzięki, kilka drobnych komplementów, pożegnanie się z kolejną panienką w wylewny sposób. W głowie miałem tylko jedną, nawet podczas najdłuższego ze związków. Dara jako jedyna potrafiła dać mi namiastkę tej, o której tak namiętnie fantazjowałem. Wręcz sama proponowała pomoc, otaczała ramionami, gdy nie dawałem już rady. I była ze mną, świadoma tego, że przez cały czas kochałem kogoś innego, wręcz stanowiącego jej zupełne przeciwieństwo. Z jednej strony piękność o ostrych rysach, kruczoczarnych włosach i krwistych oczach, z drugiej zaś tak delikatna nimfa, o białych pasmach, falami opadających na plecy i tych wspaniałych, cytrynowych tęczówkach...
 Zamrugałem kilkukrotnie, brutalnie wyrwany ze świata myśli.
 — ... czy ułożyło się paniczowi z panienką von Determante...— Tyle usłyszałem z, zapewne, dłuższej wypowiedzi.
 — Von Detremante...— powtórzyłem, początkowo nie wiedząc, o kogo chodzi.— Dara była naprawdę wspaniałą dziewczyną... Ale nie mogła dorównać tej, o której myślałem od naszego pierwszego spotkania. Żadna z panien stolicowych nie podołała temu zadaniu, wręcz odpuszczała po krótkim czasie— stwierdziłem spokojnie, pakując dłonie do kieszeni spodni.— Ale teraz przynajmniej jest szczęśliwa, od dłuższego czasu planowała wyznanie swoich uczuć chemikowi z jej szpitala.

CELESTIO?

niedziela, 8 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

  Te dwa słowa.
 Dwa słowa, które bębniły mi teraz w głowie, nie pozwalając nawet na zebranie myśli.
 Dwa słowa, które nawet nie śmiały pojawić się w snach. Nie wypowiedziane przez nią.
 Czując, jak serce zaczyna wybijać allegro, ośmieliłem się spojrzeć w dół, na zarumienioną twarz ciemnowłosej. Odjąłem jedną dłoń od jej talii, by móc musnąć nią jej policzek, a później podnieść jej podbródek. W pewien sposób zmuszając ją, by spojrzała wprost w moje oczy. Na ustach pojawił się wręcz rozczulony uśmiech, gdy dostrzegłem wyraz jej twarzy i zrozumiałem, z jakimi uczuciami musiała się teraz zmierzyć.  
 – Nie musisz kupować czerwonych sukienek na każdy dzień, Daro – szepnąłem wprost do jej ucha, pochylając się nad obiektem westchnień. – Podobasz mi się w każdym stroju, jaki założysz. Ba, jesteś piękna nawet w swojej piżamie z kotami, w której kiedyś cię zobaczyłem..
 Każde z tych słów wymówiłem z nieznaną sobie wcześniej czułością, przymykając przy tym oczy. Dłoń spod jej brody przeniosła się z powrotem na drugi policzek.
 – Jesteś piękna nawet z zaczerwienionymi oczami i nosem, ze zmierzwionymi włosami i gorączką podczas przeziębienia.. A z każdym dniem piękniejesz coraz bardziej. A wraz z twoją urodą rośnie twoja odpowiedzialność, wręcz dorosłość, której niejeden mógłby ci pozazdrościć..
 Dopiero wtedy pozwoliłem sobie na to, by odsunąć się nieco od dziewczyny. Tak, by móc podziwiać ją w całej okazałości. Figurę, która tak zmieniła się przez te siedem lat.. Piękne, ciemne pasma, tak miękkie w dotyku.. Szkarłatne tęczówki, od których wręcz biła mądrość. A teraz widziałem w nich miłość, przeplataną z lękiem. Nie miałem pojęcia, czego bała się Dara. Odrzucenia? Jakże ja mógłbym ją odrzucić! Kobietę, o której myślałem, nawet będąc w związku z Anną. Kobietę, która zawsze była blisko mnie. Kobietę, na którą mogłem liczyć, odkąd tylko pamiętam. Kobietę, o którą martwiłem się zawsze, gdy tylko nie było jej w szkole, a później w pracy. Kobietę, którą kochałem coraz mocniej z każdym dniem, który ta spędzała przy mnie.
 Nie siląc się, póki co, na zbędne słowa, zbliżyłem się do ciemnowłosej piękności, by móc wreszcie zasmakować jej ciepłych, miękkich warg. Krótko, przelotnie.. Ale z uczuciem, jakiego nie było dane poczuć żadnej innej.
 – Zawsze tak na ciebie patrzę – wyszeptałem miękko, przypominając sobie jej wcześniejsze słowa. – Bo kocham cię, odkąd pamiętam.

DARO?

sobota, 7 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

  W pierwszym odruchu przytuliłam się do piersi mego wybawiciela, jakby wciąż bojąc się o bliskie spotkanie z podłogą. Widząc, że ów wybawicielem jest pan białowłosy mundurowy, uśmiechnęłam się lekko, i równie lekko zeskoczyłam na kamienną posadzkę.
 – Byłoby przywitanie, gdyby panicz otwierał te drzwi delikatniej.. – zacmokałam z udawanym niezadowoleniem, na pozór zirytowana.
 Jednak kąciki ust uniosły się jeszcze troszkę, gdy dostrzegłam jego minę. Odsuwając się od niego kilka kroków, odwróciłam głowę nieco w prawo, z czystym zaciekawieniem przyglądając się jego twarzy. Zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić dwunastoletniego chłopca, wzrostem niemal równemu mi, jako młodego mężczyzny. A wiele się w nim zmieniło. Jak już zauważył, mocno nade mną górował. Ale oprócz tego, nabrał iście żołnierskiej postawy i figury. Jednak jego włosy nadal były w takim samym uroczym nieładzie, jak przed siedmioma laty. Tak samo oczy. Te niezwykłe, trójkolorowe oczy, które zwróciły na siebie uwagę, gdy obydwoje byliśmy dziećmi.
 Jednak po chwili przywołałam się do porządku i odwróciłam zarówno wzrok, jak i się w stronę ołtarza. Cichym krokiem podeszłam do świątynnego stołu, mijając przy tym pamiętną fontannę i strzepnęłam z niego kurz, który zdążył się nań nagromadzić w ciągu dnia. Przy okazji chwyciłam do dłoni złoty kielich i schowałam go do półeczki z tego samego metalu, bo akurat dzisiaj nie był mi potrzebny. Dopiero wtedy zdecydowałam się odwrócić w stronę gościa i obdarzyć go szczerym uśmiechem.
 – Ułożyło się paniczowi z panienką von Determante? – zapytałam, przypominając sobie słowa blondyna, wraz z którym odbywał karę siedem lat temu.
 Po wypowiedzeniu tych kilku wyrazów, poczułam dziwną gulę w gardle i wręcz ból w serduszku. Ale, ale nie dałam niczego po sobie poznać, nie pozwalając uśmiechowi spełznąć z ust. Ba, nawet nabrał troski, gdy przechyliłam głowę nieco w prawo. Cholera, kolejny gest, którego się nauczyłam.. Tak, jak to splatanie dłoni za plecami. Miałam nadzieję, że choć Nataniel miał lepsze życie miłosne, niż ja. W oczekiwaniu na odpowiedź okrążyłam ołtarz i na krótką chwilę za nim zniknęłam, by móc wyjąć z niego opasłe, czerwone tomisko. W górę uniósł się tuman kurzu, gdy stara księga opadała na ołtarzowy blat, co skwitowałam cichym kichnięciem z mojej strony i strzepaniu kilku szarawych kłaczków z krwistego, cieniutkiego materiału letniej szaty. Dopiero wtedy podniosłam spojrzenie na jasnowłosego i widząc jego wyraz twarzy – podeszłam doń cichym krokiem.
 – Halo, ziemia do sir Nataniela – mruknęłam, pstrykając palcami tuż przed jego oczami. Ten zamrugał kilkukrotnie, jakby wrócił na ziemię i zerknął na mnie. – Pytałam, czy ułożyło się paniczowi z panienką von Determante.. – dodałam z rozbawionym uśmiechem.
 Może teraz dostanę odpowiedź. Albo.. No, albo do trzech razy sztuka.

NATANIELU?

Od Dary c.d. Tobiasa

 Pierwszy raz byłam szczerze wdzięczna ojcu za przekazanie mi swojego dziedzictwa. Doprawdy magia krwi i umiejętność kontrolowania własnego tętna przydawała się w takich momentach. Dlaczego komplementy przez nieco prawione musiały tak na mnie działać? Onieśmielał mnie każdym czułym ruchem, przyjaznym gestem czy słowem. Przyprawiał o przyjemne łaskotanie w okolicy brzucha, uczucie wręcz dziecinnej ekscytacji. Ręce przedarły się przez śnieżnobiały materiał kitla, układając się na plecach ciemnowłosego. Przyjemnie ciepłych, przynoszące ulgę wiecznie lodowatym dłoniom. Oparłam policzek jego tors, pozwalając by rumieniące się policzki zostały przykryte przez krucze pasma. Dla ciebie... Tylko dla ciebie chcę tak wyglądać, Tobiasie, wyznałam w myślach, Pragnę, byś uważał mnie za piękną. Odczuwał satysfakcję z mojej obecności.
 Przygryzłam dolną wargę. Mocno, prawie do krwi. Mogłabym przysiąc, że nawet poczułam ten charakterystyczny smak, nieodłącznie towarzyszący rozcięciom delikatnej skóry. Z każdym jego słowem głupie serce jeszcze bardziej przyspieszało, chcąc wyrwać się z piersi, odlecieć gdzieś w dal. Zacisnęłam dłonie na ciemnej koszuli, szczelniej przywierając do Jeffreya. Do momentu, aż jedyną granicą stały się nasze własne ubrania. Niczym przerażona dziecinka, przytulająca się do największego misia na świecie. Elektryzujący dreszcz przeszył mnie na wskroś, gdy poczułam jego dotyk na swoim boku. Cholera, raz się żyje, von Detremante! Najwyżej będzie na ciebie zły! Ułożyłam dłoń na jego dłoni, nie pozwalając, by odjął ją od pasa. Ba! Wolno, niespiesznie przesunęłam ją na swoje plecy, tuż nad pośladkami.
 — Nie przestawaj— wyszeptałam, wbijając wzrok w podłogę.
 Dopiero wtedy puściłam rękę, na powrót szczelnie obejmując ciemnowłosego. Głęboki wdech, sekunda na opanowanie oddechu.
 — Zacznę nosić częściej czerwone sukienki— stwierdziłam cichutko, nie dając mu szansy na odpowiedź.— Jeśli tak bardzo ci się w nich podobam... Kupię więcej, po jednej na każdy dzień... Byś przez cały czas patrzył na mnie tak, jak dzisiaj, teraz... Bo... Ja... Kocham cię, Tobiasie...
 Ha! Wygrałam z tamtą nieprzyjemną gulą w gardle, która powróciła i chyba przyprowadziła ze sobą koleżankę. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w przyspieszające bicie jego serca. Mogłabym skłamać, mówiąc, że wszystko było dobrze, jak w bajce. Ale nie- każda mijająca sekunda zdawała się trwać wieczność. Bałam się, tak bardzo bałam się odrzucenia...

TOBIASIE?

Od Nataniela c.d. Celestii

 Przyłożyłem palce do wargi, pulsującej nieznośnym bólem, pomimo tego, że zrosła się jakieś pięć minut wcześniej, nie pozostawiając żadnego śladu po niewielkim rozcięciu. Brak szacunku do generała, dobre sobie, zakpiłem w myślach, bojąc się wypowiedzieć to na głos. Jeszcze znalazłby się jeden z tych świeżo upieczonych żołnierzy, podlizujących się dowódcy na każdym kroku, byleby dostać łatwiejszy awans. A facet był na mnie cięty, niczym osa rozwścieczona do granic możliwości, głównie przez pokrzyżowanie planów starego Chimero i von Detremante o zeswataniu mnie z dziedziczą fortuny. Rok burzliwego związku, zakończony na wspólnie spędzonej nocy i wykrzyczeniu przez ciemnowłosą piękność imienia obcego faceta, w chwili szczytowania. A jednak tak dobrze ją rozumiałem, wszak sam wolałem myśleć o kimś innym, byleby zaspokoić cielesną żądzę. Bez przyjmowania rodzicielskiego wyroku. To ohydne, niepoprawne i uwłaczające, lecz za każdym razem miałem przed sobą obraz nie panienki von Detremante, a tej tajemniczej damy w czerwieni. Jednak już nie drobnej dziecinki, lecz pełnoprawnej dorosłej. Jak się okazało- wyobraźnia popełniła jedynie niewielkie błędy.
 Wcisnąłem dłonie do kieszeni spodni, co przez lata stało się jednym z całego wachlarza nawyków. Podobnie jak zagryzanie policzka od środka czy podszczypywanie skóry na ramieniu, gdy za nadto się stresowałem. Ludzie. Cała masa ludzi. Jedni wychodzili z domów, by ujrzeć jednego ze strażników pokoju, inni wręcz przeciwnie- chowali się w domach, ciągnąc za sobą swoje pociechy. Zupełnie tak, jakbym miał złapać podlotka i zabrać go ze sobą do stolicy, przerobić na kolejnego z bezlitosnych członków oddziału do zwalczania wszelkich oznak buntu. Dopiero tuż przy starym gmachu świątyni większość zdawała się być spokojniejsza, o wiele bardziej ufna w stosunku do obcego. Kątem oka zerknąłem na dziewczę, zapewne niewiele młodsze ode mnie, śląc jej przyjazny uśmiech. Oblała się rumieńcem, w zastraszającym tempie zaczynając zbierać suche ubrania. Pierwszy ze stopni zatrząsł się groźnie pod ciężarem ponad osiemdziesięciu kilogramów. Mimo to utrzymałem równowagę, upominając się w duchu o zachowanie większej ostrożności i zapamiętanie, aby w wolnej chwili poprawić schodek.
 Będąc u wrót celu- pchnąłem ciężkie drzwi, zaskakująco łatwo ustępujące. Rozległo się głośne skrzypnięcie nienaoliwionych zawiasów, buchnął chłód wnętrza, tak różny od temperatury panującej na zewnątrz. Wszedłem do środka, czemu towarzyszył dziwny, łomoczący dźwięk. Spojrzałem w górę, jednak nie udało mi się w porę przytrzymać drabiny. Zamiast tego rzuciłem się do przodu, łapiąc spadającą białogłowę, dziękując sobie za wcześniejsze ćwiczenie refleksu. Spojrzałem na nią z góry, wyszczerzając kiełki w iście cwaniackim uśmieszku.
 — No, no... Wiem, że cię przerosłem, ale żeby lecieć na mnie bez przywitania?— Uniosłem brwi, ledwo powstrzymując śmiech.
CELESTIO?

piątek, 6 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

 W drodze powrotnej przeklinałem swoje własne tchórzostwo. Bo jak to inaczej nazwać? Zupełnie nie spodziewałem się żadnego praktykanta, ucznia, czy innego cholerstwa, mimo, że ciemnowłosa wyraźnie powiedziała, że ci zawsze znajdą powód, by jej poprzeszkadzać. Sądziłem, że pukającym będzie ordynator. Albo, co gorsza, jej ojciec, który chyba mnie szczerze nienawidził. Choć sam nie miałem pojęcia za co. Toć zawsze grzecznie wypełniałem jego rozkazy jako żołnierz, jeśli byłem z nim na misji i nigdy nie zrobiłem Darze krzywdy. Ba, od czasów szkolnych bawiłem się w jej ochroniarza, skutecznie odpędzając tych, którzy w jakikolwiek sposób chcieli ją uszkodzić. Choć był taki jeden, którego omal nie zabiłem za to, jak się zachował. Ale to już historia na inną bajkę. 
 Nim jeszcze dotarłem do drzwi, oznaczonych tabliczką z moim nazwiskiem (złotą, napomknę. ho, ho) zaczepiła mnie panna Ziegler, wręczając kopertę z dwoma probówkami. Napomknęła coś o ładniejszym zapachu, lekarstwach i coś tam o kwasie i alkoholu. Myślami przy czerwonookiej piękności tylko jej przytaknąłem, nie do końca słuchając złotowłosej pomocnicy farmaceuty. Odebrałem pakunek i wbiłem do siebie, zbyt zajęty czytaniem kartki, by zamknąć drzwi. Liścik mówił w skrócie o tym, czy nie byłbym tak miły i zrobił coś, by dzieciaki chętniej piły syropek na kaszel, bo fu, ble i ogólnie syf, kiła i mogiła. Nic nie mogłem obiecać, bo nie wiedziałem, jak lek zareaguje z estrem i czy w ogóle będzie miał takie działanie, jak powinien. Mimo wszystko z tymi związkami chemicznymi lubiłem pracować najbardziej. Pomijając fakt, że trzeba było babrać się dla nich w kwasie, to późniejsze zapaszki wszystko rekompensowały. 
 Tak więc zrobiłem kilka estrów. Dokładniej octan etylu, maślan etylu i octan butylu. Na prostszy język, zapaszek gruszki, ananasa i banana. Dopiero wtedy mogłem zobaczyć, jak te zareagują z syropem. Do obydwu probówek wlałem trochę leku, również znajdującego się w kopercie i do jednej z nich dodałem pierwszą, lotną ciecz. Miałem brać się za opisywanie obserwacji, gdy nagle poczułem delikatny chwyt na brzuchu. Momentalnie się wyprostowałem gotów do jakiegoś aktu samoobrony, gdy usłyszałem jej głos. Zacięta mina natychmiast ustąpiła tej rozczulonej, gdy tylko zobaczyłem czubek jej głowy.
 – Pięknie ci w czerwieni, moja droga – wyszeptałem, odwracając się do niej przodem. 
 Czując, że ta puszcza moje plecy, pozwoliłem jej na to, acz chwilę później przyciągnąłem do swojej piersi, odwzajemniając wcześniejszego przytulasa. 
 – Nie wiem, czemu tak rzadko widuję cię w tym kolorze. I kroju sukienki – dodałem po kilku sekundach, z zaczepnym uśmiechem przejeżdżając dłonią po jej boku.
 Przyciąga męskie spojrzenia. To na pewno. Zarówno przez ubiór, jak i przez piękne, zadbane pasma, sięgające jej pośladków. A nawet dłuższe, z tego, co niedawno zauważyłem. Wyjątkowo dzisiaj ośmielony w stosunku do obiektu mych westchnień, pozwoliłem sobie na oparcie brody na czubku jej głowy, ciesząc się jak mały chłopiec z jej ciepła i towarzystwa.

DARO~?

środa, 4 lipca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Cichy świergot ptaków w połączeniu z szumem drzew i rzeki, płynącej nieopodal działały wręcz zbawiennie na zszargane nerwy. Z szatą zadartą w górę omijałam wystające z ziemi gałęzie i krzaki, by nie uszkodzić delikatnego, krwistoczerwonego materiału. Wybrałam dziką, leśną ścieżkę pogodzona z ewentualnymi tego konsekwencjami. Wolałam iść tędy i zapewnić sobie uniknięcie spotkania z Lorcanem, znanym także jako mój sześćdziesięcio-kilku letni narzeczony. 
 – Piąta żona.. – warknęłam sama do siebie, przypominając sobie słowa pana Vanserry. – Wolne żarty.
 Ze wściekłością pchnęłam świątynne drzwi, chwilę później przywołując się w myślach do porządku. Ten stary budynek nie był niczego winien. I nie powinnam wyżywać na jego ścianach swojej złości. Drewniane wrota zamknęłam z podobną mi delikatnością, jeszcze muskając stare, grube deski opuszkami palców. Jakby na przeprosiny. Odwróciłam się przodem do niskiej fontanny, stojącej na środku wolnej przestrzeni, a wspomnienia uderzyły mnie jak z procy.
 A raczej, jak mokra szmatka, którą rzucił białowłosy dwunastolatek wprost między oczy drobnego blondyna.
 Wszystkie negatywne uczucia uleciały, zastąpione lekkim uśmiechem, jakby melancholijnym. Przez ten jeden dzień, który z czystego przypadku spędziłam z trójką chłopców śmiałam się więcej razy, niż przez resztę swojego życia. Jednak ponownie upomniałam się w myślach– miałam przygotować miejsce do błogosławieństwa, a nie zatracać się w miłych chwilach z przeszłości. Znów. 
 Ale jednak.. Tak wyrośli! Białowłosy przecież był kiedyś mojego wzrostu! Ba, był nawet najniższy z ich całej trójki. A teraz? Przerósł ich niemal o głowę, dorównując generałowi. A ja? Podrosłam jeszcze z dziesięć centymetrów i dupa, jak byłam, tak jestem mała. Nawet pan Lucien czasami stroi sobie z tego żarty.. Przez myśl przebiegł mi zakład, który zawarłam dzień przed wyjazdem chłopców ze wsi. Zaśmiałam się ze swojej własnej, dwunastoletniej głupoty i mój dziecięcy głosik – Na pewno nie będziesz taki wysoki! Dobra, zakład! Idę na to! 
 Z zamyślenia wyrwało mnie skrzypnięcie starych drzwi i ruda głowa, mocno przyprószona siwizną. 
 – Przyszedłem sprawdzić, czy tutaj jesteś – oznajmił pan Vanserra, śląc mi przepraszający uśmiech. – Przybyłem, zobaczyłem, więc mogę cię zostawić. Mam jeszcze kilka spraw do zrobienia, więc mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe tego, że nie pomogę ci w sprzątaniu..
 – Tak, panie Lucienie. Tak czy siak nie mogłabym pana o to prosić, zważywszy na wiek – odpowiedziałam troskliwym tonem i uniosłam lekko kąciki ust, jakby na potwierdzenie swoich słów. 
 Ten tylko westchnął z ulgą i zniknął równie szybko, jak się pojawił. A ja, w końcu wyrwana ze świata wspomnień, wzięłam się za doprowadzenie sakralnego miejsca do stanu względnej używalności.
 Ze schowka, skrytego za ścianą wybudowaną dwa, może dwa i pół metra od ołtarza, wyjęłam niską drabinę. Ułożyłam ją tuż przed drzwiami, by odpowiednio ułożyć czerwony materiał, mający opadać po obydwu ich stronach. Jednak nie było mi to do końca dane. Ku mojemu zaskoczeniu, ktoś otworzył drewniane wrota, zaburzając mocno równowagę moją, i drabiny. Niestety, jako, że drabina gałęzią drzewa nie była, nie udało mi się utrzymać na majtającym się w tę i we w tę przedmiocie i runęłam w dół, gotowa na bliskie spotkanie zadka z kamienną podłogą. Ale, ale..
 Wylądowałam w czyiś ramionach.
 Dokładniej w silnych ramionach białowłosego chłopaka, zdziwionego równie mocno, jak ja.

NATANIELU? Wybawicielu lecących?

Od Dary c.d. Tobiasa

 Kochanie... Słowo to odbijało się echem w mojej głowie, wywołując falę sprzecznych sobie emocji. Od zaskoczenia, przez szczęście, aż po niedowierzanie. Zapewne słuch i zmęczenie postanowiły spłatać mi niemiłego figla, robiąc nadzieję. Początkowo chciałam zapytać, upewnić się, czy aby naprawdę określił mnie tym wyjątkowym mianem, jednak jeśli nie? Wyszłabym na skończoną idiotkę, a magia chwili, mówiąc kolokwialnie, poszłaby się paść na zieloną łączkę. Niczym niewzruszona twarz ciemnowłosego jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu o osobistej pomyłce, przekręceniu końcówki zdania. Uśmiechnął się w ten jakże dobrze znany mi sposób, tak charakterystyczny dla jego osoby, zaraz potem odlatując gdzieś daleko stąd. Widziałam to w nieobecnym wyrazie chabrowych tęczówek, powolutku zmieniającej się mimice twarzy. Wykorzystałam to, by bezkarnie móc podziwiać każdy, nawet najmniejszy szczegół jego wyglądu. Od leciutkich fal, przez resztki niebieskawego pyłku we włosach, aż po ledwo widoczną bliznę, znaczącą wargę...
 Poprawiłam chwyt na jego ramieniu, czując jak dłoń powoli zsuwała się po rękawie ciemnej koszuli. W ostatniej chwili, jak się okazało, bowiem powrócił do żywych w wielkim, wręcz hollywoodzkim stylu. Cichy chichot wyrwał się z moich ust, gdy znalazłam się w powietrzu, trzymana przez silne ręce. Już, już zebrałam w sobie tyle odwagi, by móc wyznać mu to, jakimi uczuciami darzyłam pana Whitehorna. Musnąć jego wargi swoimi, nareszcie poczuć smak tych miękkich ust. A jednak coś zawsze musiało pójść nie tak, jak powinno, bowiem ktoś postanowił napatoczyć się, pomimo moich usilnych starań o dodatkową godzinę wolnego. Na dodatek Tobias w iście ekspresowym tempie ulotnił się z gabinetu, pozostawiając po sobie jedynie przyjemne ciepło bijące od wierzchu prawej dłoni. Tam, gdzie złożył przelotny pocałunek.
 — Prosiłam, Aeterne, by nikt mi nie przeszkadzał. Dzisiaj przyjmuję tylko pacjentów jedynie prywatnie, bez żadnych wyjątków— warknęłam, widząc jednego z moich praktykantów.— Znasz sytuację i powinieneś dobrze wiedzieć, że mam zbyt dużo na głowie, by użerać się z kimkolwiek. 
 — Ale... Ord...
 — Kartoteki  są  na  biurku,  podobnież   w y p e ł n i o n e   akta  Giorginno.  Baw się  dobrze  przy porządkowaniu całego tego syfu. Pierwszy raz poczujesz się jak prawdziwy lekarz, możesz nawet usiąść na moim fotelu. Wychodzę, a ty nie zapomnij zamknąć gabinetu i zdać klucz u recepcjonistki. Do jutra, paniczu Aeterne.— Pomachałam mu na pożegnanie, jeszcze zabierając swoją torebkę i jak gdyby nigdy nic wyszłam z dusznego pomieszczenia.
‿ ⁀ ‿ ⁀
 Dom. Wielki, pusty dom. Wpadłam i wypadłam, by na powrót znaleźć się w budynku szpitalno-laboratoryjnym. Tym razem czysta, pachnąca lawendowymi perfumami. Miałam nadzieję, że jeszcze nie skończył swojej zmiany, inaczej długi spacer w tę i z powrotem okazałby się płonnym wysiłkiem. Poprawiłam dół krwistej, ołówkowej sukienki, dokładnie podkreślającej każdy element mojej figury. Uwielbiałam tego typu stroje, choć niezmiernie denerwowały mnie podciąganiem się z każdym gwałtowniejszym ruchem. PIĘTRO IV | GABINETY CHEMICZNE- głosiła pozłacana tabliczka, nieco już obrośnięta kurzem. Szybkim krokiem pokonałam dystans od schodów, aż do końca długiego korytarza, z ulgą widząc nieco uchylone drzwi pustelni pana Whitehorna. Popchnęłam je leciutko, na tyle, by móc niepostrzeżenie wśliznąć się do środka. Stał przy metalowym blacie, z uwagą przyglądając się dwóm probówkom. Podziękowałam samej sobie za założenie baletek, jedynie ułatwiających mi zadanie. Tak, to w dniu dzisiejszym zamierzałam nareszcie wypowiedzieć te dwa magiczne słowa. Zakradłam się doń na paluszkach, delikatnie obejmując mężczyznę od tyłu. Oparłam się policzkiem o lekko przygarbione plecy, czując jak momentalnie napina mięśnie.
 — Niespodziewajka— szepnęłam, tuląc go nieco mocniej, jakby zaraz miał zniknąć.
 No dawaj, Dar, jesteś dużą dziewczynką.
 To tylko dwa proste słówka.
 A jednak głos po raz kolejny raczył odmówić mi posłuszeństwa. Chyba jednak jestem tchórzem...
TOBIASIE?

Od Nataniela c.d. Celestii

 Nagle poczułem się zadziwiająco lekki, jakby kilka ton balastu opadło z moich ramion, a to tylko przez odwzajemnienie tego drobnego gestu. Dreszcz dziecięcej ekscytacji przeszył mnie na wskroś, co zostało zauważone najpierw przez jednego z moich sąsiadów, potem drugiego. Obaj dyskretnie próbowali sprowadzić marzyciela na Ziemię, nim generał powróciłby do wykładu. Niestety ich starania spełzły na niczym, bowiem dalej uśmiechałem się jak głupi, odprowadzając wzrokiem nastoletnią kapłankę. Nasze pierwsze spotkanie wryło mi się w pamięć, po dziś dzień obfitując w nawet najdrobniejsze, ale niezwykle wyraźne szczegóły. 
 Wtedy jeszcze nie wiedziałem, dlaczego spoglądałem na nią przy każdej możliwej okazji. Zaintrygowała dwunastoletniego Nataniela, dopiero wkraczającego do świata głębokich uczuć, pierwszych miłosnych fascynacji, uniesień i fantazji. Od tamtego czasu minęło nieco ponad siedem długich lat, podczas których nie było nocy, gdy ta urocza istotka nie zaprzątałaby moich myśli. A zauroczenie dorastało razem ze mną, by przerodzić się w coś więcej, niż zwykłą fascynację młodzika. Już jakiś czas temu uświadomiono mi, co oznaczało przyspieszone bicie serca, policzki oblewające się głębokim rumieńcem, kiedy tylko ojciec wspominał o jasnowłosej panience i gniewie, który ogarniał mnie, gdy docierały do mnie informacje o zachowaniu Starszyzny wobec kapłanki, tych iście bestialskich planach wydania jej za zdecydowanie nieodpowiedniego mężczyznę. Zacofanie, stwierdzał na koniec, zacofanie i Rada, która załamuje ręce w obawie przed buntem, gdyby spróbowali zareagować. 
 Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści, gdy złość sprzed kilku dni powróciła do mnie ze zdwojoną siłą, spotęgowana przez ponowne ujrzenie obiektu moich westchnień. W tej samej chwili pulsujący ból przeszył policzek, przywołując mnie do porządku. Mężczyzna z blizną strzepnął dłoń, ponownie chowając ją za zasłoną skórzanej rękawiczki. Pokręcił głową z dezaprobatą, szczerze niezadowolony z mojej nieuwagi. Ciepła krew wypłynęła z przeciętej wargi, tuż przed tym, jak ta zdążyła się zasklepić.
 — Jeszcze jedno wykroczenie, a spotkasz się nie tylko z bólem, Natanielu Almo Chimero— wysyczał, wbijając we mnie mordercze spojrzenie zdrowego oka. Zaraz potem, już opanowanym tonem, odezwał się do całości oddziału.— Macie dwie godziny na zapoznanie się z terenem i miejscowymi, jednak nie spoufalajcie się z nimi. Rada nie potrzebuje dodatkowych problemów, zwłaszcza ze strony moich żołnierzy. Żartownisie zostaną natychmiastowo odesłani do stolicy, tam możecie rżnąć głupa do woli. Tutaj potrzebni są wojskowi, a nie banda pajaców. Zbiórka godzina szesnasta zero osiem, pod gmachem świątyni. Rozejść się!
 Kilkunastu mężczyzn prostujących się, salutujących we wręcz idealnej synchronizacji. Nic dziwnego, że przechodnie co i rusz zawieszali na nas zaciekawione spojrzenia. Opuściłem rękę, szybko znikając ojcu z oczu, kompletnie ignorując swoich dwóch kompanów. Dobrze wiedzieli, dokąd zmierzałem. 

CELESTIO?

poniedziałek, 2 lipca 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Cieszyłem się jej ciepłem i towarzystwem, jak głupi, w pełni oddając się tańcu. Choć w taki sposób mogłem się do niej zbliżyć, jakoś tak, żeby się nie domyśliła moich uczuć. Serce jednak zdradzało zbyt wiele za każdym razem, gdy ją widziałem. Wtedy też w myślach pojawiały się słowa, które trzy lata temu wypowiedziałem wraz z szesnastoletnią dziewczyną z oddalonej wioski. Dokładniej słowa modlitwy, które miały zapewnić mi miłość damy swego serca. Ze względnego, tak niepodobnego do mej skromnej osoby, zamyślenia, wyrwał mnie jej śpiewny głos.
 – Pff, na co komu radio, skoro ma się moje skrzeki.. Nie doceniasz mnie, kochanie – zaśmiałem się, i korzystając z okazji, nieco mocniej objąłem dziewczynę.
 Dopiero po chwili doszło do mnie, jakim obdarzyłem ją przezwiskiem. Chyba jednak mam coś wspólnego z tym małżem. Brak mózgu. Mając nadzieję, że ta puści to mimo uszu, wróciłem do nucenia starej melodii, ponownie prowadząc końcówkę tańca, przypominającego połączenie walca angielskiego, wiedeńskiego i tanga. Napawałem się jej bliskością, gdy tylko odległość między nami się zmniejszała. Jednak taniec to najlepsze lekarstwo. Stawianie odpowiednich kroków w mieszance stylów i jeszcze nucenie pod nosem ulubionego kawałka z dzieciństwa sprawiły, że wstrętny ból rany odszedł w niepamięć. Choć.. Może tak działało na mnie towarzystwo pani medyk? Czując na sobie wzrok ciemnowłosej, posłałem jej ten sam uśmiech, który miała okazję ujrzeć, gdy miałem zaledwie szesnaście lat. I brr.. Nosiłem wtedy aparat na górnej szczęce.
 Tak, pamiętam nasze pierwsze spotkanie.. Mała, urocza trzynastolatka w ciemnej sukience z kołnierzykiem i w bucikach na obcasie, stojąca między dwoma, poważnymi dorosłymi. I to spojrzenie jej ojca, gdy dostrzegł, że się jej przyglądam.. Myślałem, że mnie zamieni w kostkę lodu! Albo serce mojej byłej. W sumie zimniejsze. I zawsze trzymał się z nią jasnowłosy chłopiec. Bodajże Chimero, jeśli pamięć ma mnie nie myli. Jego ojciec też był fuchą, wysoko postawioną w wojsku. Tak, jak ten od panienki von Determante. 
 W sumie.. Cóż ona może widzieć w pospolitym chemiku, jakich wiele? Z ponownego zamyślenia wyrwał mnie kluczowy moment melodii. Z zaczepnym uśmiechem chwyciłem młodą kobietę w talii, podnosząc ją lekko w górę i zakręciłem się z nią po trzykroć. Idealnie w chwili, w której jej stopy ponownie dotknęły ziemi, rozległo się ciche pukanie do drzwi. W nagłym przypływie odwagi uniosłem jej delikatną dłoń, muskając ją lekko wargami, jakby niemo dziękując za taniec. 
 – Powinnaś się częściej uśmiechać, Determante. Do twarzy ci z tym grymasem – wymruczałem cicho, by ewentualny gość nie mógł usłyszeć tych kilku słów. – Dziękuję za ogarnięcie rany – dodałem już głośno i otworzyłem drewniane wrota, mijając się z rudowłosym chłopakiem w drzwiach.

DARO? Ucieka, mendiarz xD

niedziela, 1 lipca 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Złość i zmęczenie walczyły o dominację z rozbawieniem spowodowanym przez samo towarzystwo młodego chemika. Nie miałam mu za złe zakłócenia chwili spokoju, a wręcz przeciwnie. Cieszyłam się jak dziecko z tego, że przyszedł akurat teraz, działając na nadszarpnięte nerwy niczym najlepszy lek. Cichy pisk wyrwał się z moich ust, w odpowiedzi na jego nagły gest. Wstając, potknęłam się o własne nogi, cudem ratując się od zwalenia się swoimi pięćdziesięcioma czterema kilogramami na ciemnowłosego. A jednak nie udało mi się oprzeć pokusie- przywarłam piersią do jego torsu, chcąc poczuć znajome ciepło. Dreszcz przeszył mnie na wskroś, czując dłoń Tobiasa ułożoną w talii, jakby zamykając mnie w potrzasku. Delikatnie zacisnęłam palce na ramieniu szaleńca, całkowicie oddając się magii chwili. Praktykanci? Przechyliłam głowę w bok, wpatrując się w intensywne, chabrowe tęczówki. W tamtym tygodniu minęło siedem lat od naszego pierwszego spotkania, lecz nadal pozostawały tak samo niesamowite.
 — Czysto teoretycznie odprawiłam ich po przyjęciu ostatniego pacjenta, ale kij ich wie. Chłopcy zawsze znajdą powód, by zabrać mi cenny czas... Czasami mam ich po dziurki w nosie, a nawet wyżej— odparłam zgodnie z prawdą, nawet nie starając się powstrzymać śmiechu.
 Zaraz potem dołączyłam do swojego towarzysza, cichutko podśpiewując do rytmu nadanego przez nucenie melodii starej jak Nowa Ziemia i wybijanego przez stukanie butów o zielonkawe płytki. Powoli przenieśliśmy się na środek gabinetu, z dala od przeszkadzających mebli i największej zmory ówczesnego świata- sterty papierów na biurku. Okręciłam się wokół własnej osi, zaś zaplamiona sukienka odsłoniła uda, przerażająco jasne, a jednak nienaznaczone żyłkami. Przymknęłam oczy, wpadając w silne ramiona tego niepozornego jegomościa, ani na moment nie przerywając naszego nieudolnego tańca.
 — Wiesz, że tam mamy radio?— szepnęłam, kątem oka dostrzegając dawno już zapomniane urządzenie.

TOBIASIE? Ot zapominalska :')

Od Celestii – Cd. Nataniela

 × CELESTIA ANASTAZJA LUDENBERG – dziewiętnastoletnia, pełnoprawna kapłanka Terrasenu. Osierocona 7 lat temu. Opiekę nad nią sprawuje Rada Starszych. ×

  Poprawiłam wstążkę na szyi, trzymającą szatę w ryzach i ruszyłam wolnym krokiem tuż za Lucienem – jedynym Starszym, który nie traktował mnie jak rzeczy, a żywą, dorosłą osobę. Jednym uchem słuchałam tego, co do mnie mówi, wyłapując z tego jakieś pojedyncze słowa. 
 – ..Przybywa do nas oddział ze stolicy. Mają sprawdzić.. – zawiązałam kokardkę na karku nieco mocniej, by upewnić się, że ta nie puści. Kątem oka dostrzegłam kolumnę bieli, dumnym krokiem zbliżającą się ku granicy wsi. Westchnęłam ciężko, mając nadzieję, że tym razem nie będą to żołnierze po czterdziestce, z którymi nie da się zamienić słowa. Jedynie z nimi, z wojskowymi ze stolicy, pozwalano mi rozmawiać. Zwykli mieszkańcy wsi nie mogli dostąpić tego zaszczytu, bo zabraniało im tego prawo. Phi, kto to wymyślał? Żeby nie móc życzyć komuś nawet dobrego dnia, bo tak mówi jakaś stara książka..
 – Mam rację, prawda? – zagadnął nagle starzec.
 – Tak, tak. Zawsze ma pan rację – przytaknęłam z niepewnym uśmiechem, patrząc wprost w oczy pięćdziesięciolatka. 
 – Właśnie obraziłem twoich zmarłych rodziców i ciebie, a ty przyznajesz mi rację.. – wziął głęboki oddech, kręcąc głową. – Nie możesz być tak zamyślona, Celestio. Zwłaszcza podczas odprawiania powitalnego błogosławieństwa.
 Wiem, wiem. Tego nie mogę, tego mi nie wolno, a tego nie powinnam, pomyślałam. Acz pokiwałam głową na znak, że się z nim zgadzam. Zwolniliśmy kroku jeszcze troszkę, jakby dając nieco więcej czasu wojskowym. Stanęłam tuż obok niewysokiego, acz nadal górującego nade mną mężczyzny i splotłam palce dłoni za plecami. W duchu dziękowałam sobie za to, że założyłam szatę w większości wykonaną z przewiewnego woalu. Przynajmniej dzięki temu nie czułam tak gorąca i duchoty, które pojawiły się mimo późnej pory.
 – Panie Vanserra, można mieć do pana prośbę? – usłyszałam damski głos gdzieś za sobą.
 Pan starszy odwrócił się, skinął głową i zostawił mnie samą. Bezczelność, no! Splotłam ręce na piersi, fukając pod nosem, niczym obrażona kotka i odprowadziłam go wzrokiem, dopóki nie zniknął mi z oczu. Oj, nie miałam zamiaru stać tam osamotniona. Ale nie mogłam liczyć na towarzystwo żadnego ze Starszych. W sumie, tak czy siak odmówiłabym, jeśli nie byłby to Lucien lub Feyra. Myśli swe zamieniłam w czyn i dumnym krokiem ruszyłam w stronę lasu, by znaleźć ukojenie w chłodnych, świątynnych murach. Jednak wcześniej omiotłam jeszcze wzrokiem wyprostowanych mundurowych, którzy z uwagą słuchali dowódcy. Na twarzy każdego z nich malował się chłód i profesjonalizm. Ale, ale.. Jeden z nich mnie dostrzegł, a na jego ustach pojawił się dziwnie znajomy uśmiech.
 Te same włosy..
 Te same, niezwykłe oczy..
 Właśnie z nim, i z dwójką chłopaków stojących po obydwu jego stronach, przed siedmioma laty spotkałam się w świątyni. Odbywali podobno jakąś karę, a ja napatoczyłam się tam przy okazji. Uniosłam lekko kąciki ust, jakby w odpowiedzi na jego gest i pomachałam mu, dzwoniąc złotymi bransoletami. Acz mimo to nie zatrzymałam się, nadal idąc w stronę drugiego domu.
 Tam też mogłam na spokojnie przetrawić informację o moim, prawdopodobnym, ślubie z sześćdziesięcioletnim najstarszym ze Starszych. Sama ta myśl wprawiała mnie w mdłości..

NATANIELU? Ni tu ładu, ni tu składu, ale czytać się chyba da :')

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Przyjemny dreszcz szybciutko przebiegł mnie na wskroś, gdy poczułem dłoń panienki na swojej twarzy. Zimną, bo zimną, ale zawsze dłoń. Uniosłem kąciki ust, ciesząc się jak mały chłopiec, słysząc, jak ta zdrobniale nazwała mnie Tobciem. Właśnie dla tych zdrobnień i dla jej uroczego uśmiechu mogłem przyłazić do niej nawet z najdrobniejszymi rankami. Ale, ale, nie chciałem z siebie robić ciapy i przychodziłem tu rzadko. Ha, nawet bardzo rzadko. Żeby nie pomyślała sobie, że jakiś mięczak, ślimak czy inna małża ze mnie. 
 – A ty co, Daruś, znów się w rzeźnika bawiłaś? – westchnąłem ciężko, przypominając sobie jej wcześniejsze słowa o aktualnym stanie, czy coś.
 Odpowiedziała mi jedynie zirytowanym wzrokiem, jakbym co najmniej zrobił coś kapciem jej kotu. Którego chyba nie ma, ale nie jestem do końca pewien. Spojrzenie me przeniosło się do kosza, acz nie dosłownie, oczywiście. Dostrzegłem w nim kitel, splamiony krwią, coś czarnego, ale czerwonego i chyba, chyba rękawiczki. Chyba wiedziałem, dlaczego tak wkurwiona otworzyła drzwi. Chcąc jakoś poprawić jej nastój, bez chwili namysłu poderwałem się na równe nogi i jedną ręką strąciłem niebieski nalot z włosów. Druga dłoń zaś znalazła się na drobnym nadgarstku von Determante, ściskając go leciutko. Delikatnym ruchem pociągnąłem panienkę w swoją stronę, pozwalając, by ta wpadła na moją pierś pod wpływem utraty równowagi. Z szelmowskim wręcz uśmiechem ułożyłem jej rękę na swoim ramieniu, pochylając się przy tym nieco, by choć trochę było jej wygodnie. Moja dłoń zaś wylądowała na jej talii, a druga splotła nasze palce. Nucąc, dość wątpliwe, przeboje z lat dzieciństwa, ruszyłem w ich takt, pozwalając sobie poprowadzić coś, co choć trochę przypominało taniec. Bez sukien, garniaków, świateł i wykwintnej muzyki, ale zawsze coś.
  – Mam nadzieję, że twoi praktykanci umieją pukać, a nie chamsko wbijają. Bo może ich zastać ciekawy widok – zaśmiałem się cicho, chwilowo przestając nucić.

DARO? Tryb tancerz- aktiwejszyn~

Obserwatorzy