piątek, 29 czerwca 2018

Od Nataniela do Celestii

⸤NATANIEL ALMA CHIMERO- dziewiętnastoletni syn druidzkiej kobiety i generała Leona Adama Chimero. Od dziesiątego roku życia szkolony, w wieku piętnastu lat dołączył do grona ochotniczych wojskowych.⸣

 Chłodny, wieczorny wiatr muskał rozgrzaną skórę na odsłoniętej szyi, niosąc ukojenie po dniu spędzonym na przemierzaniu pustynnych terenów. Tylko po to, by zawitać na prowincji, z dala od domowych wygód. Na przedzie szyku stał mężczyzna, którego twarz szpeciła okropna blizna obejmująca prawą połowę twarzy. Przerażający, pewny siebie pięćdziesięciolatek, patrzący na świat jednym, krwistym okiem. Drugie bardzo dawno temu zostało uszkodzone przez bullgora, objęła zimna szarość. Bezlitosny dowódca, sprawujący opiekę nad, o wiele od siebie młodszymi, członkami oddziału wypadowego. A za nim młody chłopak, będący obrazem Leona sprzed bliskiego spotkania z psowatym. Dorównujący wzrostem młodzieniec, nieskalany przez szramy, pomimo sporego bagażu doświadczenia. Ukochany synek, zrodzony ze związku niemającego prawa bytu. Po matce pozostały mi jedynie nitki znamion, pulsujących zielenią i czerwienią w rytm bicia serca. Plus gotowałem się od środka przez to cholerne słońce, ale to tak swoją drogą.
 Ukradkiem rozglądałem się na boki, próbując zorientować się, gdzie prowadzono naszą grupę. Jedno wiedziałem na pewno- to nie była moja pierwsza wizyta w tej osobliwej wiosce, przepełnionej magią i tajemnicą. Zawitałem tu jako podlotek, zaledwie dwunastoletni, w ramach wycieczki krajoznawczej, ale też zapoznania się z obowiązkami czynnego żołnierza. Dużo zmieniło się przez te siedem lat, tak w mieścinie, jak i we mnie samym. Aż głupio przyznać, ale ostatniego dnia wraz z Javem i Olkiem zbiegliśmy opiekunom, by urządzić sobie kąpiel w rzeczce. Czysto teoretycznie, bowiem skończyło się to na wpadnięciu w łapy starszyzny tego cudownego miejsca oraz przymusowej pomocy przy sprzątaniu świątyni, w ramach zadośćuczynienia za swoje przewinienia. Po dziś dzień pamiętam ten gorzki smak publicznego upokorzenia, kiedy maszerowaliśmy z wiadrami przez całą drogę od obozu do starego budynku, czemu towarzyszyły głośne śmiechy i nieprzychylne żarty ze strony rówieśników. 
 Ale przynajmniej miałem okazję wymienić kilka słów z dziewczynką w szkarłacie, tak bardzo wtedy zaprzątającą główkę podlotka. Stała się pierwszym obiektem westchnień, mocno wwiercając się w moją pamięć. Drobna, delikatna uczennica, naznaczona tatuażami. I te jej dziwne oczy, patrzące w głąb duszy tak uważnie, że to aż przerażające...
 Krótki, ostry rozkaz generała Chimero. Kolumna stanęła na baczność, wpatrując się w pustkę. Rozpoczął swój wykład o zachowaniu w stosunku do tutejszych, szacunku dla ich wierzeń, różnicach kulturowych pomiędzy osobami ze stolicy, a tymi żyjącymi na prowincji. I wtedy gdzieś za nim mignęło coś jaśniutkiego, dziwnie znajomego. Serce zabiło mocniej, gdy ujrzałem postać w czerwieni, kroczącą dumnie. Już nie dziewczynkę, a poważną kobietę. Korzystając z chwili ojcowskiej nieuwagi, moja twarz zmieniła oblicze z tego zimnego, profesjonalnego na przyjazne. Posłałem jej uśmiech, w głębi serca licząc, że kojarzyła tego dzieciaka, z którym ścierała kurze.
CELESTIO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy