⦏ DARA von DETREMANTE- dwudziestoletnia pani doktor, parająca się magią krwi. Sprawiająca pozory anioła córeczka Zera i Desiderii von Detremante, wręcz ich oczko w głowie. Prawdziwą twarz pokazuje jedynie najbliższym przyjaciołom- tę pewną siebie, stanowczą, lubiącą się śmiać kobietę. ⦐
Nerwowe szuranie długopisu o jedną z licznych kart zeszyciku. Dziwnie głośny szum wentylatora, ratującego mnie przed roztopieniem się w niewielkim gabinecie. I stukanie obcasa o płytki. Wszystko to burzyło spokój, jaki zapanował po odebraniu pokiereszowanego żołnierza. Kitel, obficie naznaczony czerwienią, wylądował w koszu na śmieci, razem z rękawiczkami i pończochami. Zostałam jedynie w pantoflach i sukience, której niestety na zmianę nie miałam, szefostwo raczyło poskąpić. Przez cały ten czas próbowałam ignorować szkarłat, zdobiący niegdyś nieskazitelny materiał. Dla bezpieczeństwa mojego i pacjentów z wyprzedzeniem odwołałam wszelkie wizyty, nawet te niecierpiące zwłoki. Mimo wszystko Bóg jeden wie, jakie cholerstwa mógł w sobie nosić panicz Giorginno i jego zainfekowane, bullgorowe rany. Założyłam za ucho ciemne pasmo, od kilku minut bezczelnie opadające na czoło, jakby chciało dopełnić wątpliwego piękna dnia dzisiejszego.
— Jezusie, Maryjo i wszyscy święci, co ja mam tu nagryzmolić?
W gruncie rzeczy papier pozostawał pusty, pomijając personalia osobnika składanego do kupy. Tak rzadko nie udawało mi się nic wskórać, pomimo usilnych starań i ponad godzinnych prób zatamowania krwotoku. Nawet moc nie zdołał... Potok myśli przerwany został przez rytm wybijany o drewniane drzwi. Rozniósł się on po całym pomieszczeniu, dołączając do długopisu, wentylatora i obcasika.
— Jezusie, Maryjo i wszyscy święci, co ja mam tu nagryzmolić?
W gruncie rzeczy papier pozostawał pusty, pomijając personalia osobnika składanego do kupy. Tak rzadko nie udawało mi się nic wskórać, pomimo usilnych starań i ponad godzinnych prób zatamowania krwotoku. Nawet moc nie zdołał... Potok myśli przerwany został przez rytm wybijany o drewniane drzwi. Rozniósł się on po całym pomieszczeniu, dołączając do długopisu, wentylatora i obcasika.
— Kogo znowu niesie? Przecież mówiłam, żeby nikt więcej mi tu nie przyłaził— warknęłam pod nosem, niczym rasowy wilk, poniekąd dając upust emocjom nazbieranym od samego rana.— Ci praktykanci są bezużyteczni, nic nie potrafią porządnie zrobić!
Odepchnęłam się od sporego biurka, wstając szybko. Jak Boga kocha, jeśli to następna z matek trzęsących się nad dzieciarnią- zaduszę gołymi rękoma. Ułożyłam dłoń na chłodnej klamce, biorąc głęboki wdech. W powietrzu jeszcze unosił się ten nieprzyjemny, metaliczny zapach, teraz ze zdwojoną siłą nokautujący mój biedny węch. Nacisnęłam mosiężne cudeńko, gotowa wydrzeć się na potencjalnego gościa, lecz głos uwiązł mi w gardle zaraz po tym, jak otworzyłam drzwi. Kogo, jak kogo, ale jego się tu najmniej spodziewałam, żeby nie powiedzieć wcale. Głupiutkie serce zabiło mocniej, gdy przypadkowo napotkałam chabrowe oczy.
Odepchnęłam się od sporego biurka, wstając szybko. Jak Boga kocha, jeśli to następna z matek trzęsących się nad dzieciarnią- zaduszę gołymi rękoma. Ułożyłam dłoń na chłodnej klamce, biorąc głęboki wdech. W powietrzu jeszcze unosił się ten nieprzyjemny, metaliczny zapach, teraz ze zdwojoną siłą nokautujący mój biedny węch. Nacisnęłam mosiężne cudeńko, gotowa wydrzeć się na potencjalnego gościa, lecz głos uwiązł mi w gardle zaraz po tym, jak otworzyłam drzwi. Kogo, jak kogo, ale jego się tu najmniej spodziewałam, żeby nie powiedzieć wcale. Głupiutkie serce zabiło mocniej, gdy przypadkowo napotkałam chabrowe oczy.
— Ee.. Dzień dobry, von Determante. Stęskniłaś się za starym Whitehornem?— parsknął bezczelnie, wskazując przy tym na niewielkie rozcięcie.
— Dzień dobry, panie stary Whitehornie— odparłam, a uśmiech mimowolnie wpełzł na moją twarz.— Znów zrobiłeś sobie kuku, hmm? I do tego niebieskie. Wchodź, wchodź. Przepraszam za... mój aktualny stan, ale wiesz, jak to jest z szefostwem, wiecznie czegoś brakuje.
Sama podeszłam do jednej z szafek, wyjmując z niej świeże rękawiczki wraz z wacikami i płynami odkażającymi. Plus szczypczykami, tak na wszelki wypadek. Zaraz potem usiadłam na kozetce, tuż obok mężczyzny, bez słowa chwytając jego podbródek i przekręcając twarz tak, bym mogła przyjrzeć się rance. Na pozór czysta, płytka, a jednak miała w sobie niewielkie odłamki szkła, które delikatnie wyjęłam.
— Kolejny wypadek przy pracy?— zagadałam, kładąc nogę na nogę.— A teraz zaboli, Tobciu.— Leciutko dotknęłam jego skóry mokrym wacikiem, najpierw zbierając krew, a potem starając się o to, by kolejny nie zszedł na zakażenie. Kończąc, odłożyłam wszystko do metalowej miseczki i zdjęłam rękawiczkę z prawej dłoni. Przemyłam swoją skórę wodą utlenioną i dopiero wtedy ułożyłam ją na policzku małego-dużego pacjenta, zasklepiając rozcięcie dzięki magii krwi.
Sama podeszłam do jednej z szafek, wyjmując z niej świeże rękawiczki wraz z wacikami i płynami odkażającymi. Plus szczypczykami, tak na wszelki wypadek. Zaraz potem usiadłam na kozetce, tuż obok mężczyzny, bez słowa chwytając jego podbródek i przekręcając twarz tak, bym mogła przyjrzeć się rance. Na pozór czysta, płytka, a jednak miała w sobie niewielkie odłamki szkła, które delikatnie wyjęłam.
— Kolejny wypadek przy pracy?— zagadałam, kładąc nogę na nogę.— A teraz zaboli, Tobciu.— Leciutko dotknęłam jego skóry mokrym wacikiem, najpierw zbierając krew, a potem starając się o to, by kolejny nie zszedł na zakażenie. Kończąc, odłożyłam wszystko do metalowej miseczki i zdjęłam rękawiczkę z prawej dłoni. Przemyłam swoją skórę wodą utlenioną i dopiero wtedy ułożyłam ją na policzku małego-dużego pacjenta, zasklepiając rozcięcie dzięki magii krwi.
TOBIASIE? Ot pani doktor xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz