niedziela, 10 czerwca 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

  Niebo utraciło wczorajszy błękit, na rzecz dzisiejszej szarości. Temperatura także spadła, a powietrze stało się wilgotniejsze. Będzie padać. Jak na złość, akurat w dniu misji. Deszcz jest zły, ogranicza widoczność. Zwłaszcza przy celowaniu przez lunetę. Ubrana w ciemny, prawie czarny mundur wyszłam na zewnątrz, przecierając ręką zimną lufę Pocałunku. Moim oczom ukazało się multum żołnierzy, zwartych i gotowych. Poczułam gulę w gardle, gdy tylko przebiegło mi przez myśl to, że większość z nich już nie wróci do bazy. Niektórych widziałam pierwszy, a zarazem ostatni raz. Jednak wśród tłumu, samochodów i motocykli dostrzegłam rosłego, białowłosego młodzieńca, opierającego się o ciemnozielony pojazd. Obok niego – dwóch pozostałych. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakby Jav i Olek wykłócali się o coś między sobą, a Nat ich wysłuchiwał, niczym strudzony sędzia. Uśmiech sam wkradł się na moje usta, co ukryłam dłonią. W oddali dostrzegłam generała, który poprzedniego dnia przekazał mi misję. Szedł w moją stronę, więc zawczasu stanęłam wyprostowana; gotowa na ewentualne rozkazy od niego. Jak się okazało – nie pomyliłam się.
 – Dobrze, że jesteś wcześniej. Wyruszasz za dziesięć minut. Sama. Strażnik, który miał ci towarzyszyć uszkodził sobie nogę – tu westchnął ciężko, niczym męczennik. – Powodzenia, Ludenberg – dodał i zasalutował, a ja odpowiedziałam tym samym.
 Kątem oka dostrzegłam, że Nataniel zniknął z miejsca, w którym stał wcześniej. Mimo to, niestrudzenie poszukiwałam go wzrokiem. Jak się później okazało – całkiem niepotrzebnie. Czując silny chwyt w okolicach talii, pierwszym odruchem była samoobrona. Acz powstrzymałam się przed uderzeniem osoby stojącej za mną.
 – Nie strasz mnie tak.. – wyszeptałam, odwracając głowę ku jasnowłosemu.
 Ten jedynie odpowiedział lekkim uśmiechem i oparł podbródek na moim ramieniu, garbiąc się przy tym. Odwróciłam się ku niemu przodem, by móc odwzajemnić krótki gest, po czym pociągnęłam go za sobą za róg budynku, skrywając się tym samym przed wzrokiem niektórych żołnierzy. Wiedziałam, że czas mija nieubłaganie. Zarówno jego, do oficjalnej zbiórki, jak i mój, do wyruszenia na północ.
 – Nie będę marnować twojego czasu – szepnęłam.
 Widząc, że już otwiera usta, by coś powiedzieć, zdecydowanym ruchem przyciągnęłam go do siebie za poły munduru i musnęłam jego wargi swoimi, łącząc je w krótkim, ale jednocześnie namiętnym pocałunku.
 – Wróć do mnie żywy i w jednym kawałku – wymruczałam w jego usta, by po chwili puścić wolno jego ubranie.

NATANIELU?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy