Jedna osoba o tylu obliczach- od okrutnego sędzi, aż po delikatną istotę, łaknącą bliskości drugiego człowieka. Gwałtowna, stęskniona, a jednocześnie tak pokorna. Potok emocji wypływał z niej, tak bardzo zmieniając srogie oblicze. Sam starałem się nad sobą panować, by nie zabrnąć za daleko, nie zrobić nic uwłaczającego jej godności. Wpatrywałem się w zimne tęczówki barwy przygaszonej zieleni, teraz łamanej przez promienie zachodzącego słońca. Widok ten, podobnie jak ciepło bijące od Savey, sprawiły, że oblałem się szkarłatem. Pierwszy raz od tak dawna, pod wpływem chwili- tak długo wyczekiwanej. Pragnąłem jej, jednocześnie nie wiedząc, co miałbym zrobić. Szykowałem się na to latami, układałem w głowie przeróżne scenariusze, które teraz odleciały, niczym targany wiatrem płatki kwiatu wiśni. Serce przyspieszało za każdym razem, gdy chłodny oddech muskał moją szyję. Ta niema namiętność, uczucie bliskości kochanej przeze mnie osoby... Czy zamierzałem ponownie zniknąć, zaszyć się tam, gdzie nie sięga ludzki wzrok? Uniosłem kąciki ust, ośmielając się na przywołanie uśmiechu. Nieznacznego, ledwie widocznego. Moja głupiutka Sarenka, moja głupiutka Sarenka. Czyżby nadal pozwalała lękowi wychodzić na światło dzienne? Nigdy się nie nauczy. Czułem, jak dłonie drżały jej w rytm nerwowego staccato, tak mocno zaciskała je na biednej koszuli. Zupełnie jakbym był fatamorganą, gotową zniknąć w najmniej odpowiednim momencie. Przecież nawet wtedy nie chciałem jej zostawiać, a co dopiero teraz- gdy dano mi szansę na naprawienie błędów z przeszłości. Nareszcie odważyłem się na przerwanie narastającej ciszy, przepełnionej niemym wyczekiwaniem.
— Już zawsze będę przy tobie...— słowa wypowiedziane szeptem, niema przysięga wierności.
Coś, co zapisane zostało przed wiekami, by spełnić się teraz. Uniosłem dłoń tylko po to, by dotknąć jedwabistego policzka damy. Rumieniec zawstydzenia ponownie spłynął na jej twarz. Chciała coś powiedzieć, rozwierając pełne wargi. Ubiegłem ją szybko, puszczając wszelkie wodze. Chyba tak powinno się stać. Prędzej czy później. Pogładziłem jej miękką skórę z czułością znaną jedynie kochankom z antycznych tragedii. Przymknąłem oczy, jednocześnie łącząc nasze usta w pocałunku. Trwał on przez ułamek sekundy, jednak zdradzał wszystko to, co mną targało. Emocje, uczucia skierowane w stronę tej drobnej, niepozornej dziewczyny... Nie, nie dziewczyny, a kobiety. Nie myślałem o jej reakcji, przyćmiony urokiem rozgrywającej się sceny. Ostry podmuch wiatru wzbił w powietrze postrzępioną szatę, otulając nią Savey.
SAVEY? Hue hue hue, nie bij ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz