niedziela, 14 stycznia 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Odprowadziłam chłopaka wzrokiem do drzwi. Odpowiedź sama cisnęła mi się na usta, ale zdołałam się powstrzymać przed wypowiedzeniem jej. Parę minut po jego wyjściu, do pokoju wróciła pielęgniarka. Dokładnie rozejrzała się po sali i skwitowała oględziny cichym pomrukiem. Zakomunikowała mi również, że jest już późna pora i w razie, gdybym czegoś potrzebowała, to będzie u siebie w dyżurce. Odpowiedziałam jej krótkim skinieniem głowy i z powrotem położyłam się na łóżku. Nat nie rozumiał tego, że strata kolejnej, ważnej dla mnie osoby mogłaby się tragicznie skończyć. Może jest to samolubne, ale jednocześnie prostackie i oczywiste- zawsze będę się dla niego poświęcać. Nawet, jeśli ceną będzie moje życie. Przyłożywszy dłoń do czoła, poczułam wilgoć. Starłam łzę z gorącego policzka. Nawet nie wiedziałam, kiedy ją uroniłam.
– Może za ostro go potraktowałam.. – szepnęłam do siebie, przewracając się na bok. 
Poskutkowało to natychmiastową, krótką falą bólu i moim niezadowolonym syknięciem. Skarciłam się w myślach, a jednocześnie lekko zlękłam. Nie chciałam bowiem zwrócić na siebie uwagi pielęgniarki. Jak się okazało po chwili, niepotrzebnie się martwiłam. Zza drzwi dobiegło mnie spokojne pochrapywanie. Jakże bym mogła z tego nie skorzystać? Powoli wygramoliłam się z łóżka, zrzucając z siebie lekką pościel i, zgięta w pół (tak dla bezpieczeństwa), otworzyłam okno. Do pomieszczenia wręcz wbiło świeże powietrze, wypychając odór maści, leków i ziół na zewnątrz. Zaczerpnęłam go trochę, podziwiając przy okazji nocny krajobraz. Na niebie pojawiły się konstelacje, które pamiętałam z dzieciństwa. Wiele z nich pokazywała mi mama, gdy siedziałyśmy razem na schodach naszej skromnej chatki. O, kolejna łza.. Posyłając melancholijny uśmiech gwiazdom i księżycowi, wróciłam do łóżka. Niechaj się jeszcze trochę pocieszę czasem bez żadnych misji.. Ciepły wiatr i pieśń świerszczy w końcu przyniosły sen.
~*~
 O świcie obudziła mnie pielęgniarka. Pytanie o stan jej wyspania się z trudem utrzymałam za zębami. Podała mi gorzkie i słone zarazem lekarstwo, o podejrzanie żółtej barwie. Widząc moje wahanie stwierdziła, że może podać mi je w kroplówce. Odpowiedziałam jej nerwowym uśmiechem i wypiciem całego płynu jednym haustem. Natychmiast poczułam żółć w gardle. Kobieta po krótkiej chwili przyniosła mi kolejny kubeczek. Tym razem z cieczą w kolorze purpury.
– To sok owocowy. Powinien przełamać gorycz lekarstwa – wyjaśniła i, zostawiwszy naczynie, wyszła na korytarz. Ciekawe, czego ona tam szuka..
Nie zastanawiając się dłużej, wzięłam niepewny łyk soku. Okazał się całkiem smaczny.. Choć, po tym lekarstwie nawet trawa byłaby dobra. Odłożywszy kubek na stolik, leżący nieopodal mojego łóżka przeczesałam włosy ręką. Och, bogowie! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz były tak skołtunione.. Normalnie, jakbym tarzała się z jakimiś guźcami w błocie, albo kie licho wie.. Ponownie sięgnęłam po trunek, gdy zza drzwi dobiegła mnie krótka konwersacja. Oczywiście, kogóż mogłam spodziewać się usłyszeć? Na usta, wbrew mojej woli, wlazł lekki uśmieszek. Jednak po przypomnieniu sobie wczorajszego dnia, zniknął. Źle postąpiłam. Za bardzo wyjechałam, przegięłam.. Po chwili do sali wszedł Nataniel, uprzednio oczywiście pukając. Tsa.. Jakbym miała jakiś wybór.
– Hej, Celes.. Można..? – zapytał niepewnie. 
Mówił coś dalej, jednak puściłam to mimo uszu. Korzystając z nieobecności pielęgniarki, zrzuciłam z siebie pościel i podeszłam do białowłosego.
– Przepraszam. Przepraszam za to, jak cię wczoraj potraktowałam. Po prostu.. Po prostu też się o ciebie martwię.. I.. I nie chcę stracić kolejnej, bliskiej mi osoby.. – wyszeptałam, z trudem zarzucając ręce na szyję Nataniela, jednocześnie zamykając go nieudolnie w swoich objęciach. Nic więcej nie mogłam mu zaoferować.

[ Natuuuś? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy