Piasek wirował w powietrzu, skutecznie zmniejszając pole widzenia. Mimo to szukałem choćby zarysu postaci mojej towarzyszki oraz stwora, będącego przyczyną całego zamieszania. Gdzieś z boku docierały do mnie odgłosy szamotaniny, wściekłe syczenie. Ruszyłem w stronę, z której dochodziły. Tylko po to, by ujrzeć wycofującego się gada, triumfalnie znikającego w jednej z dziur. Celestia jeszcze próbowała coś powiedzieć, choć dźwięki wydobywające się z jej ust były zbyt ciche, niknące wśród szumu wiatru. Pochopna idiotka, pomyślałem. Osunęła się na rozgrzaną ziemię, jakoby martwa. Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy, zaś serce niebezpiecznie przyspiesza. Coś nowego, patrząc na to, że zwykle zachowywałem iście stoicki spokój. Więc dlaczego? Pokręciłem głową, zatrzymując się przed leżącą dziewczyną. Nie myślałem, działałem instynktownie, przyznaję. Pamiętam, jak wziąłem ją na ręce- wiotką, jednocześnie lżejszą od piórka skowronka. Przytuliłem ją do piersi, by jej organizm jak najmniej odczuł skutki szaleńczego biegu. Krwawa plama ja nieskazitelnie białym mundurze powiększała się z każdą minutą, nie chciała krzepnąć. W duchu modliłem się o to, by udało jej się wyjść cało z tej godnej pożałowania przygody.
— I czego jeszcze?!
— Świętego spokoju dla rannej, ile razy mam to jeszcze powtarzać?!
— Ona i tak śpi, jak przy niej posiedzę, to i tak nie będzie różnicy— wymruczałem pod nosem.
— To szpital, a nie hotel!— Rzuciła na odchodne, wyrzucając mnie z sali i zamykając za sobą drzwi.
Fuknąłem pod nosem, wyzywając pigułę od najgorszych. Co ona sobie myślała? Że będę bezczynnie siedział i czekał, kiedy Celestia jest tam sama, walcząca z gadzim świństwem? Oparłem się plecami o ścianę, zerknąłem w stronę okna. Dzień powoli ustępował miejsca nocy, boleśnie uświadamiając mi o tym, ile już czasu minęło od tamtego zdarzenia. Byłem zmęczony, głodny i śpiący, jednocześnie nie mogąc zaspokoić tych potrzeb. Sen odpadał, nie darowałbym sobie, gdybym zostawił dziewczynę samą w momencie przebudzenia. Bo tamtej pielęgniarce nie ufałem, z nią bym nie pozwolił być Celes dłużej, niż to potrzebne. Nerwowym ruchem przeczesałem dłonią włosy. Zostało mi tylko czekać.
⬥⬧⬥
— Paszoł won, natręcie jeden!— wrzasnęła pielęgniarka, zamaszyście wymachując parówkowymi rękami.— I czego jeszcze?!
— Świętego spokoju dla rannej, ile razy mam to jeszcze powtarzać?!
— Ona i tak śpi, jak przy niej posiedzę, to i tak nie będzie różnicy— wymruczałem pod nosem.
— To szpital, a nie hotel!— Rzuciła na odchodne, wyrzucając mnie z sali i zamykając za sobą drzwi.
Fuknąłem pod nosem, wyzywając pigułę od najgorszych. Co ona sobie myślała? Że będę bezczynnie siedział i czekał, kiedy Celestia jest tam sama, walcząca z gadzim świństwem? Oparłem się plecami o ścianę, zerknąłem w stronę okna. Dzień powoli ustępował miejsca nocy, boleśnie uświadamiając mi o tym, ile już czasu minęło od tamtego zdarzenia. Byłem zmęczony, głodny i śpiący, jednocześnie nie mogąc zaspokoić tych potrzeb. Sen odpadał, nie darowałbym sobie, gdybym zostawił dziewczynę samą w momencie przebudzenia. Bo tamtej pielęgniarce nie ufałem, z nią bym nie pozwolił być Celes dłużej, niż to potrzebne. Nerwowym ruchem przeczesałem dłonią włosy. Zostało mi tylko czekać.
⸢CELESTIO? Natuś czeka, niczym wierny piesek :')⸥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz