•••
Słońce powolnie zbliżało się do widnokręgu, prznosząc trochę chłodniejszy podmuch wiatru. Mogłabym to porównać z kąpielą w zimnej wodzie, po kolejnym męczącym dniu. Do moich uszu docierały dziwnie znajome dźwięki - dopiero teraz wszystko budzi się do życia - jednakże to co przykuło moją uwagę zadziwiło mnie potem niewiarygodnie. Myślałam, że to dość naturalne, rżenie konia było jednak coraz bardziej słyszalne. Przyśpieszyłam kroku, by następnie zjechać w dół. Odwróciłam głowę do tylu, szukając źródła dźwięku, którym okazał się Lu’Aj. Poczułam jak przerażenie opanowuje każdą komórkę mojego ciała, jednakże myślałam, że moje serce ustanie, gdy wpadłam na piaszczystą przeszkodę. Odwróciłam się przodem do mężczyzny, który będzie osobą, którą ujrzę przed śmiercią. Właśnie tak wyobrażałam sobie ten moment, ja i mój sędzia, karający mnie za wszystkie złe czyny. Spuściłam wzrok, przyszykowana na coś w rodzaju szybkiego cięcia, jednak ujrzałam wyciągniętą w moją stronę dłoń, ze znanym mi zdjęciem. Wsłuchiwałam się w jego słowa, które otworzyły mi umysł już całkowicie. Przez te dwa dni, stałam przed obliczem swojej największej miłości, nie wiedząc, że to właśnie on. Byłam pewna, że już dawno pochłonął go ten winny świat, jednak on stał przede mną, taki mężny, dojrzały i tak niepodobny do siebie. Złapałam delikatnie jego dłoń, przykrywając zdjęcie swoją własną po czym zadziałałem instynktownie. Nie byłam w stanie powstrzymać opanowującej mnie wewnętrznie radości. Sarenka... Uwielbiałam gdy zwracał się do mnie tym przezwiskiem, zarezerwowanym jedynie dla niego. Wskoczyłam w jego ramiona, z całej siły trzymając się jego ciała. Poczułam, że zachwiał się, nieprzygotowany na taki obrót wydarzeń. Słyszałam jego cichy jęk, dlatego odsunęłam się nieznacznie i spojrzałam na jego twarz. Zaszyta rana - spowodowana upadkiem, widniała na jego czole, jak mogłam tego nie zauważyć... W pośpiechu wyciągnęłam maść, którą otrzymałam od jednego ze starszych ludzi, którym pomogłam wyrwać się z rąk pozostałych śnieżnych. Zasklepiałych rany w parę sekund, zostało mi jej jednak tak niewiele.
- Przepraszam, to ci pomoże... - szepnęłam, czując jak łzy szczęścia napływają mi do oczu.
Nałożyłam niewielką ilość specyfiku, nakładając na skórę młodzieńca, która po pięciu sekundach wyglądała tak jak wcześniej - nieskazitelnie. Położyłam dłoń na policzku ciemnowłosego, patrząc w jego niesamowite oczy. Łza spłynęła po moim policzku, wywołując najbardziej szczery, jak dotychczas, uśmiech. Wskoczyłam na Lu’aja, wtualając się w jego ciało z całej siły, chcąc przez chwilę chłonąć to wspaniałe uczucie. Tęskniłam za jego dotykiem, jego zapachem, jego ciepłem. Złapałam się kurczowo jego koszuli, opierając swoje czoło o jego, by móc spojrzeć dogłębnie w jego bursztynowe tęczówki. Czułam jego oddech na mojej twarzy, przepełnionej rumieńcem, tak dawno nie widzianym.
- Wybaczam Ci... Obiecaj, że już nigdy nie znikniesz... Obiecaj mi...
[Lu? Uuuu ;3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz