Zmienna niczym wiatr. Pokręciłem głową, widząc jej nerwowe ruchy, krzątanie się po pokoju. Jak się później okazało- powodem jej dziwnego zachowania byli tamci dwaj lub trzej mężczyźni, żołnierze Żądnych Ładu. Bez zbędnych słów, wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Jednak postawa Savey zdążyła zasiać we mnie ziarenko niepewności, zmusić do zastanowienia się nad czystością jej intencji oraz zachowania czujności. Kobieta należała do osób nerwowych i chaotycznych, co zauważyłem już na samym początku. W jednej chwili pełna życia, gotowa zamordować mnie z zimną krwią, by kilka godzin później okazać tak wielką delikatność, że do tej pory nie byłem w stanie w to uwierzyć.
Echo dwóch par ciężkich butów, uderzających o marmur, rozchodziło się po całej świątyni. Przestronny korytarz nadal był spowity przez półmrok. Może to dziwne, nietypowe, ale uwielbiałem to miejsce za jego tajemniczość, strach wieszający się ludziom na ramionach, ciągnący ich w dół i popychający na przód. W tych starych murach kryło się osobliwe piękno, zarezerwowane jedynie dla reliktów przeszłości. Rzeźby przedstawiające zapomnianą boginię, nieco uszczerbione przez ząb czasu, miały w sobie coś, co intrygowało, przyciągało wzrok. Wielkie, wyniosłe, dzierżące w rubinowych dłoniach misy z brązu, w których płonął święty ogień. Delikatne światło, emanujące od wiecznych płomieni, padało na górne kondygnacje budowli, pozostałą część pozostawiając skąpaną w nieprzeniknionym mroku. Skręciłem w prawo, ku schodom. Tę część gmachu zdobiły dziesiątki pochodni, ułatwiających poruszanie się po labiryncie rozwidleń i zakrętów. Najpierw moi rodzice, potem ja- ostatni dziedzice dawnej kultury- nie zmieniliśmy nic w tym niezwykłym miejscu. Z biegiem lat pokusiłem się o naprawę zrujnowanych zakamarków, renowację zarówno rzeźb, obrazów, jak i samego budynku. Z ust wyrwało mi się ciche westchnienie, jako odpowiedź na powrót wspomnień z dni spędzonych na przywracaniu dawnego blasku świątyni. Tyczyło się to również części więziennej.
Zatrzymałem się przed mosiężnymi, drewnianymi drzwiami. Wyciągnąłem z kieszeni pęk kluczy. Szybko znalazłem ten właściwy i otworzyłem "wrota". Ujrzałem mężczyzn, którzy wcześniej chcieli zakończyć mój marny żywot, a teraz emocjonowali się podczas partyjki pokera. Poczułem na sobie ich wzrok przepełniony nienawiścią. Towarzysząca mi dziewczyna dosłownie wdarła się do celi. Negatywne emocje wręcz od niej biły, kąsając wszystkich wokół. Pojmani żołnierze momentalnie skurczyli się w sobie, wyglądali na śmiertelnie przerażonych. Nie zdążyłem zareagować, przyznaję. Popełniłem błąd, pozwalając jej na dłuższy pobyt w świątyni. Brązowowłosy mężczyzna odbił się od ściany jak piłka, pod wpływem uderzenia przez dziewczynę. Krew pociekła z roztrzaskanego nosa. Nie byłem w stanie uwierzyć w to, co zobaczyłem. Zadziałałem instynktownie. Objąłem Savey, jednocześnie unieruchamiając jej ręce. Zadziwiająco silna, jednak nie na tyle, by wyrwać się. Przed więźniami wyrośli piaskowi żołnierze, skutecznie odgradzając ich od nas. Szarpała się niczym dzikie zwierzę złapane w sidła. Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Oddychała szybko, ciężko i nieregularnie. Przypomniałem sobie o dziewczynce, tej tajemniczej personie z przeszłości. Tamtą chroniłem przed złem, przeganiałem strach. Może w tym przypadku też to zadziała...
— Spokojnie, Savey— szepnąłem jej do ucha.— Nie są warci twojej uwagi... To tylko nic nieznaczące pionki, pamiętaj.— Zacząłem wolno kiwać nami w przód i w tył.— Pomyśl o czystym niebie, o zieleniącym się lasie, kwitnącej polanie, gdzieś na skraju Tanisoandr...
Echo dwóch par ciężkich butów, uderzających o marmur, rozchodziło się po całej świątyni. Przestronny korytarz nadal był spowity przez półmrok. Może to dziwne, nietypowe, ale uwielbiałem to miejsce za jego tajemniczość, strach wieszający się ludziom na ramionach, ciągnący ich w dół i popychający na przód. W tych starych murach kryło się osobliwe piękno, zarezerwowane jedynie dla reliktów przeszłości. Rzeźby przedstawiające zapomnianą boginię, nieco uszczerbione przez ząb czasu, miały w sobie coś, co intrygowało, przyciągało wzrok. Wielkie, wyniosłe, dzierżące w rubinowych dłoniach misy z brązu, w których płonął święty ogień. Delikatne światło, emanujące od wiecznych płomieni, padało na górne kondygnacje budowli, pozostałą część pozostawiając skąpaną w nieprzeniknionym mroku. Skręciłem w prawo, ku schodom. Tę część gmachu zdobiły dziesiątki pochodni, ułatwiających poruszanie się po labiryncie rozwidleń i zakrętów. Najpierw moi rodzice, potem ja- ostatni dziedzice dawnej kultury- nie zmieniliśmy nic w tym niezwykłym miejscu. Z biegiem lat pokusiłem się o naprawę zrujnowanych zakamarków, renowację zarówno rzeźb, obrazów, jak i samego budynku. Z ust wyrwało mi się ciche westchnienie, jako odpowiedź na powrót wspomnień z dni spędzonych na przywracaniu dawnego blasku świątyni. Tyczyło się to również części więziennej.
Zatrzymałem się przed mosiężnymi, drewnianymi drzwiami. Wyciągnąłem z kieszeni pęk kluczy. Szybko znalazłem ten właściwy i otworzyłem "wrota". Ujrzałem mężczyzn, którzy wcześniej chcieli zakończyć mój marny żywot, a teraz emocjonowali się podczas partyjki pokera. Poczułem na sobie ich wzrok przepełniony nienawiścią. Towarzysząca mi dziewczyna dosłownie wdarła się do celi. Negatywne emocje wręcz od niej biły, kąsając wszystkich wokół. Pojmani żołnierze momentalnie skurczyli się w sobie, wyglądali na śmiertelnie przerażonych. Nie zdążyłem zareagować, przyznaję. Popełniłem błąd, pozwalając jej na dłuższy pobyt w świątyni. Brązowowłosy mężczyzna odbił się od ściany jak piłka, pod wpływem uderzenia przez dziewczynę. Krew pociekła z roztrzaskanego nosa. Nie byłem w stanie uwierzyć w to, co zobaczyłem. Zadziałałem instynktownie. Objąłem Savey, jednocześnie unieruchamiając jej ręce. Zadziwiająco silna, jednak nie na tyle, by wyrwać się. Przed więźniami wyrośli piaskowi żołnierze, skutecznie odgradzając ich od nas. Szarpała się niczym dzikie zwierzę złapane w sidła. Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Oddychała szybko, ciężko i nieregularnie. Przypomniałem sobie o dziewczynce, tej tajemniczej personie z przeszłości. Tamtą chroniłem przed złem, przeganiałem strach. Może w tym przypadku też to zadziała...
— Spokojnie, Savey— szepnąłem jej do ucha.— Nie są warci twojej uwagi... To tylko nic nieznaczące pionki, pamiętaj.— Zacząłem wolno kiwać nami w przód i w tył.— Pomyśl o czystym niebie, o zieleniącym się lasie, kwitnącej polanie, gdzieś na skraju Tanisoandr...
⸢SAVEY? Wybacz zwłokę ;---;⸥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz