Nigdy nie przywyknę do widoku Celestii w tym pustym, szpitalnym pokoju. Przebywała już tu tyle razy, a ja nadal czułem ból, gdy ją odwiedzałem. Była dla mnie bardzo ważną osobą. Przyjaciółką. Jedyną, która mi została. Obiecałem sobie, że będę ją chronić nawet za cenę własnego życia. Za każdym razem ponosiłem porażkę. O ile ja mogłem wytrzymać niemalże wszystko, to ona stała się moim przeciwieństwem- osobą kruchą fizycznie. Niska, delikatna, a jednocześnie niesamowicie porywcza i uparta. Do tego miała czelność prawić mi morały, choć to jej najbardziej się oberwało podczas misji. Wiem, że powinienem podziękować za uratowanie życia. Ale nie miałem na tyle odwagi, by to zrobić. Złość za lekkomyślność jasnowłosej nie ułatwiała mi zadania. Zacisnąłem usta, twarz schowałem w dłoniach. Chłopaki nie płaczą, głosiła stara piosenka. Więc dlaczego łzy szczypały mnie w oczy? To przez zmęczenie, miała rację. Wziąłem głęboki wdech, raz jeszcze powstrzymując ten głupi, ludzki odruch, reakcję na skrajną rozpacz i gniew. Odjąłem ręce od buzi, raz jeszcze spojrzałem na dziewczynę. Kłamała za każdym razem, mówiąc, że toksyczne substancje nie robią na jej organizmie wrażenia. Prawda, wylizywała się po czasie, ale przez pierwsze dni wyglądała jak śmierć. Wstałem gwałtownie, aż pociemniało mi w oczach. Krzesło powędrowało na swoje pierwotne miejsce, zaś ja skierowałem się do wyjścia. Jeszcze tylko zatrzymałem się przy drzwiach, zaciśniętą w pięść dłonią opierając się o framugę.
— Celestio... Pomyśl, co bym zrobił bez jedynej ważnej dla mnie osoby? Hm?
Nie odważyłem się odwrócić ku niej. Nataniel-tchórz wolał uciec, niż rozryczeć się przy Celestii.
⬥⬧⬥
Krótka drzemka, bo tylko na tyle było mnie stać, w połączeniu z lodowatym prysznicem działały na człowieka kojąco. Dziwnie czułem się bez Celes... Zupełnie tak, jakby dopadła mnie samotność, pomimo towarzystwa znajomych. Odświeżony, przebrany w luźną koszulę i jeansy ruszyłem do bloku szpitalnego. Po drodze chłopaki z oddziału żartowali, ze mnie. Ostawiłeś się tak, jakbyś szedł na randkę, mówili, nareszcie! Tsa... Bez munduru, to od razu. Wszedłem na odpowiednie piętro, przy okazji minąłem tamtą gburowatą pielęgniarkę. Zlustrowała mnie wzrokiem, jakbym co najmniej zabił jej matkę.
— A tylko wniesiesz mi to do sali...
— Pani sobie może!— fuknąłem.
Zapukałem na tyle delikatnie, na ile potrafiłem i wśliznąłem się niepostrzeżenie do sali. Celes siedziała na łóżku, otulona białą kołdrą, spokojnie sączyła napój z plastikowego kubeczka.
— Hej, Celes... Można czy gniewasz się za wczoraj?— zapytałem niepewnym tonem.
— Hej, Celes... Można czy gniewasz się za wczoraj?— zapytałem niepewnym tonem.
Przy okazji pomachałem lekko skromnym bukietem kwiatów wyglądających jak połączenie tulipanów i stokrotek. Jak nie po dobroci, to może da się przekupić.
⸢CELES?⸥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz