Chłód bijący od kamiennych ścian leniwie muskał nagą, rozgrzaną słońcem skórę. Przez dłuższą chwilę milczałam, przypatrując się z zaciekawieniem mojemu towarzyszowi, na którego twarzy zakwitnęły urocze rumieńce. Nadal nie udzieliwszy mu odpowiedzi, strzepnęłam z marmurowego ołtarza kurz, który zdążył na nim opaść przez te kilkanaście miesięcy. Przywołałam do siebie gestem Nataniela, a ten podszedł, o dziwo, nie protestując. Zastanawiałam się, od czego mam zacząć. Jak duży rąbek tajemnicy mogę uchylić przed białowłosym, by wspomnienia nie powróciły do mnie ze zdwojoną siłą?
- Jestem.. - zaczęłam, acz zaraz się poprawiłam. - Byłam następczynią kapłanki w mojej wiosce. Stąd znam modlitwy, które może w jakiś sposób pomogą ci na froncie.
Skoro ja nie mogę być tam z Tobą - pomyślałam, podnosząc wzrok z niedziałającej już fontanny na trójkolorowe tęczówki Nataniela. Dostrzegłam w nich chyba zdziwienie, ale nie byłam tego pewna na sto procent.
Patrzyliśmy tak na siebie przez kilka chwil. Później przywołałam się do porządku, odchrząkując cicho. W myślach przeszukiwałam wszystkie znane mi modlitwy i błogosławieństwa, by znaleźć w końcu to krótkie, a jednocześnie mówiące wiele. Pochyliłam się, by spod ołtarza wyjąć opakowanie zapałek w zaskakująco dobrym stanie. Zapaliłam dwie, krwistoczerwone świece, stojące na marmurowej płycie, a nos uderzył subtelny zapach róż.
Dwie świece - symbolicznie dla boga szczęścia i bogini mądrości. Czerwone - wyrażające szacunek dla utraconej krwi, jednocześnie symbolizujące dwa zupełnie przeciwstawne stany - wojnę i miłość. Po kilku sekundach wpatrywania się w bliźniacze płomienie, odwróciłam się przodem do Nataniela, delikatnie ujmując jego dłonie.
- Modlitwa będzie w, być może, nieznanym ci języku. Jeśli zechcesz, będę mogła ją przetłumaczyć - wyjaśniłam pokrótce, biorąc głęboki wdech.
Brak odpowiedzi z jego strony uznałam za zgodę. Temu też przymknęłam oczy i zaczęłam mówić:
- Nostra pectora pugnis Ignis probat putemur aut nox nos olim elegit viam, quamvis pro.. - tu zrobiłam krótką przerwę. Ostatnie słowo wypowiedziałam z trudem. - Mortem.
To była tylko pierwsza zwrotka modlitwy, acz nie chciałam marnować czasu Nataniela na dwie kolejne. Jeśli kiedyś sobie tego zażyczy, dokończę ją. W końcu puściłam jego dłonie i odsunęłam się nieco, by oddać mu zagarniętą przestrzeń osobistą. Splotłam ręce za plecami, unosząc kąciki ust i nieśmiało podniosłam nań wzrok, obawiając się jego reakcji.
NATANIELU?