piątek, 2 lutego 2018

Od Leonarda cd. Deana

Nie wiem dlaczego, ale z nie wyjaśnionych powodów po tym jak oznajmiła, że ten nieprzyjemny chłopak jest tylko jej bratem ulżyło mi.
- Jeśli chodzi o dowódców, to myślę, że przyjęli by mnie z otwartymi ramionami. Oczywiście pod warunkiem, że mają bardziej aktualne wieści od tych twojego brata.
- Co masz na myśli ?
-  Główny Technik to wspaniałe miano, szkoda, że już nie aktualne - odrzekłem - Zostałem zdegradowany za eksperymenty które są sprzeczne z ich ideami. Chcieli mnie zastąpić jakimś całkowicie im podległym staruchem z uniwersytetu i...
- Mógłbyś przejść do sedna ? - brutalnie przerwała mi dziewczyna
- Po żmudnych przygotowaniach wysadziłem ładunek elektromagnetyczny w samym centrum miasta i uciekłem.
Pięknie to wyglądało, olbrzymi niebieski bąbel wyłączający wszelką technologię rozbłysł dokładnie o północy, krzyk i panika, to było wręcz cudowne. Więźniowie przetrzymywani w celach uciekli, a strażnicy próbujący ich gonić uzbrojeni tylko w kuchenne noże wyglądali wręcz komicznie. Ja na szczęście oglądałem to już z bezpiecznej odległości.
- Stałem się wrogiem publicznym numer jeden, chociaż do listu gończego wybrali chyba moje najgorsze zdjęcie.
- Czekaj czekaj, to ty w końcu dobry czy zły bo ja już nie rozumiem - rzekła zakłopotana
- Myślę, że w tym momencie jestem neutralny, albo jak wy to mówicie teraz jestem wolnym strzelcem.
- Aha
- To dasz się zaprosić na kawę ?
Kolejne kilka minut spędziła gapiąc się na mnie jakby nie do końca zrozumiała co przed chwilą powiedziałem, po których wybuchła śmiechem.
- Prędzej przeżyjesz postrzał z mojego karabinu niż się z tobą umówię
- Czyli wystarczy, że przeżyje po tym jak wystrzelisz w moim kierunku ? Pffff, łatwizna.
Deana wyglądała na ewidentnie oburzoną.
- Nie kpij sobie, nikt nie jest na tyle szybki by złapać pocisk wystrzelony z karabinu snajperskiego, a już na pewno na dystansie 100 metrów .
- Dobra, dobra za dużo gadasz, idź się tam ustaw gdzie chcesz, poczekam.
Jedyne co zrobiła to burknęła głośno coś jakby obelgę i poszła. Tak jak powiedziała po około 100 metrach położyła się na ziemie i wycelowała, moje myśli tymczasem krążył wokół jej zielonych oczu i płomiennych włosów. Prawie nie wykrywalne piknięcie przywróciło mnie do rzeczywistości w której morderczy pocisk leciał wprost na mnie, teraz sekundy decydowały o życiu bądź śmierci. Rozpalony kawał stali wleciał w moje pole z prędkością bliską 800 km/h, w jednej chwili zmniejszyłem jego temperaturę oraz całkowicie pozbawiłem przyspieszenia po czym teatralnie chwyciłem zębami. Szkoda, że nie mogę zobaczyć jej reakcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy