Stałem tam, z głową zadartą ku górze. Obserwowałem nieskazitelnie czyste niebo, rozkoszując się magią tej niepozornej chwili. Nastała cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków. Gady musiały gdzieś się czaić i reagowały na każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki wykonałem. Spokój i harmonia naruszone zostały przez tych kilka słów, płynących z ust Celestii. Spojrzałem na nią z lekkim rozbawieniem, zupełnie niepasującym do powagi sytuacji. Prosiła mnie o coś, co robiłem od naszego pierwszego spotkania, a ona nadal myślała inaczej. Wiele rzeczy starałem się ukrywać, nie pokazywać ich nikomu, to prawda. Miała prawo do tego, by umknęły jej niektóre szczegóły czy fakty. Ale czy można być aż tak ślepym, żeby od dwóch lat zamykać chłopaka w ścisłej strefie przyjaciół?! I teraz jeszcze kazać mu obiecywać wierność po wsze czasy i po części bycie taką wszą, co to jej się czepi i nie puści? Co ja się z nią mam, co ja mam...- myślałem. Wiatr zawiał mocniej, jakby ponaglał mnie do udzielenia dziewczynie odpowiedzi. Przy tym puch z mniszka lekarskiego poderwał się w górę, zataczając kręgi. Nasionka to wzlatywały, to opadały, tańcząc w rytm narzucany przez lekkie podmuchy. Białe włosy zafalowały, częściowo przysłaniając twarz mojej towarzyszki. Minę miała... Wyglądała tak, jakby zobaczyła trupa słodkiego kotka, czy coś równie makabrycznego. Więc to tak prezentowała się poważna Celes. Ciekawie, nie powiem. Przyłożyłem prawą dłoń do karku, masując szyję.
— Eeee… Hmmm… Cholera… Hmmm… No wiesz… Kurcze… Eeeeeeee…— zacząłem, próbując jakoś delikatnie dobrać słowa. Niestety cała magia poszła w pizdu wraz z pierwszym zająknięciem.— Czy ja cię kiedykolwiek zostawiłem, karakanku? No chyba tylko wtedy, kiedy zamykałaś się w toalecie na cztery spusty i nie dawałaś mi wejść, hm? Więc twoje życzenie traktuję jako przyzwolenie na wbijanie ci do łazienki wtedy, kiedy zechcę. I nie ma, że nie!— Swą jakże długą wypowiedź zakończyłem głośnym nabraniem powietrza w płuca. Chyba nie muszę wspominać, że wymówiłem to wszystko na jednym oddechu.
Na zakończenie (i po to, by przeszkodzić jej w ewentualnym przeciwstawieniu się) poczochrałem ją po włosach, śmiejąc się, jak skończony kretyn. Nigdy nie potrafiłem okazywać uczuć pokroju miłości, czy starać się o coś romantycznego. Z resztą dziewczę chyba na to nie narzekało. Może czasem tylko krzyczała, że jestem niezrównoważonym psychicznie kretynem, przez którego niedługo trafimy na dywanik do Savey, ale cii... Jest dobrze tak, jak jest. Ostatnim, czego bym chciał, to jeszcze większe narzucanie się Celestii. I tak byłem wobec niej wyjątkowo upierdliwy, na co niekiedy zwracano mi uwagę. Nie moja wina, że ten mały cosiek mnie onieśmielał, samym sobą zmuszał do takiego, a nie innego zachowania. Z resztą... Wszystko, byleby uśmiech nie schodził jej z twarzy. Szczęście jasnowłosej było dla mnie najważniejsze.
⸢CELESTIO? Och, och... Nie mogłam się powstrzymać, wybacz ;-;⸥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz