piątek, 23 lutego 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

Stałam w milczeniu, obserwując uważnie Nataniela. Chłodny wiatr pieścił policzki i odsłonięte ręce, jednocześnie rozwiewając włosy. Z twarzy mojego towarzysza nie schodził ten głupiutki uśmieszek, który wywoływał we mnie skrajne emocje- raz tak wyprowadzał mnie z równowagi, że miałam ochotę zdjąć go. Przez przybicie piątki. Krzesłem. Z jego twarzą.
Innym razem zaś sprawiał, że chęci do życia wracały, utracone przez jakąś głupią sytuację. Jednak pierwszy raz ujrzałam ten uśmiech na długo, po naszym pierwszym spotkaniu.
 – Pamiętasz, jak się poznaliśmy? – mruknęłam, unosząc lekko brwi. Odpowiedziało mi jedynie parsknięcie, co uznałam za potwierdzenie.
 – Nienawidziłem cię.
 – Z wzajemnością – odparłam, poprawiając włosy, które wraz z wiatrem wpadły mi do oczu. Znów.
 – Bo dostałem od ciebie drzwiczkami z szafy w twarz!
 – No przecież widziałeś, że je otwieram. To twoja wina.
Nat głośno westchnął, co znaczyło zakończenie jakże ciekawej konwersacji. Lekko uniosłam kącik ust i ponownie pokręciłam głową, odpychając się od drzewa. Najwyższa pora na powrót do części mieszkalnej. Musiałam posprzątać tam bajzel, który zostawiłam. Oczywiście, ruszyłam przodem, Nat kawałeczek za mną.
 – Co cię tak na wspomnienia wzięło? – usłyszałam po chwili.
 – Tak jakoś.. – mruknęłam, wzruszając ramionami. – Naszła mnie ta.. Jak ona się..
 – Melancholia?
 – Dokładnie – skinęłam głową. – Ale taka bardziej radosna, niźli smutna, o.
 Odpowiedział jedynie głośnym pomrukiem, który prawdopodobnie wyrażał coś pokroju mhm.
 – Swoją drogą, pamiętasz naszą pierwszą misję? – zapytał po dłuższej chwili, gdy prawie wchodziliśmy do budynku.
 – Mógłbyś mi ją łaskawie przypomnieć – zaśmiałam się, wchodząc do środka.
Kamienne ściany ganku dawały chłód i orzeźwienie, czyli zupełne przeciwieństwo tego, co działo się na zewnątrz. Normalnie chciałoby się aż pójść nad rzekę!

[ NAAATUŚ? WYBACZ DŁUGOŚĆ I CZAS OCZEKIWANIA ;_; ]

środa, 7 lutego 2018

Od Deany – Cd. Leonarda

Umarł? No, a mówiłam, żeby nie zaczynał! Na pewno umarł, żaden człowiek by tego nie przeżył. Ale jeden w tę, czy jeden we w tę.. A co, jeśli jednak dalej tam stoi? Weź się, Dea, bo jeszcze się zakrztusisz ze śmiechu. Ciekawe tylko, czy jest wokół niego dużo krwi.. Przyłożyłam oko raz jeszcze do lunety, by obadać czerwone morze. Którego jednak nie było.. Chybiłam? Hm, prawdopodobne.. Kilka razy zamrugałam, tak dla pewności i.. Ten karakan trzymał pocisk w zębach! No normalnie miałam ochotę przywalić mu ze snajperki prosto w nos i zmazać mu ten uśmieszek z ust! Ale przecież pan zatrzymam czas, hon hon hon~ by sobie na to nie pozwolił, prawda? Z trudem przemknęłam dumę i zarzuciłam broń na plecy. Odchrząknęłam krótko i ruszyłam się z miejsca w jego stronę. Ten kiep tylko stał z tym metalem w zębach i czekał, aż podejdę bliżej. 
 – Czy ty testujesz moją cierpliwość? – warknęłam, podpierając się jedną ręką na biodrze.
 – Nie rozumiem o czym ty mówisz.. – odparł z uśmiechem, łapiąc pocisk w dłoń. – Poza tym, to chyba twoje.
 – Możesz zachować na pamiątkę. Następnego razu już nie przeżyjesz.
 – Masz chyba skłonności do hazardu..
 – Nie zakładam się z tobą. Mówię tylko, co się stanie. – ucięłam, strzepując kurz z lufy. Strzeż się mnie w nocy, Rise. 
 – To.. Skoro wcześniej nie wypaliło z herbatą, to co z kawą?
 – Wygrałeś. Choć przyznaję to z bólem, pójdę z tobą na tą głupią kawę.
Na twarzy jasnowłosego pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech. Sam Rise wydawał się mocno zadowolony z wygranej. No.. W sumie, któż by się nie cieszył z triumfu?
 – Może.. Nie zechciałabyś mi opowiedzieć czegoś o sobie? – zapytał, zerkając na mnie z ukosa, po czym założył ręce za głowę.
 – No i może jeszcze frytki do tego, co? – warknęłam. Widząc, że chce odpowiedzieć, dodałam:
 – Naszą znajomość zakończymy na kawie. Tak będzie lepiej zarówno dla mnie, jak i dla ciebie.
 – Ale dowiedzenie się czegoś o sobie nie będzie kontynuacją znajomości.. – próbował dalej.
 – Nie. – ucięłam, przyspieszając. Muszę jeszcze wymyślić jakąś karę dla Ryśka. Głupi kiep, co on sobie myślał? Że może tak na mnie krzyczeć za byle gówno? Oj, co to, to nie! Ze mną się nie zadziera, o!

[ Leeeoo? Długość .-. ]

sobota, 3 lutego 2018

Od Savey CD Lu’aj

W mej głowie echem odbijały się słowa, wypowiedziane przez Lu’aja. Niczym magiczny eliksir, rozlewały się w każdej komórce mojego ciała, ofiarowując mi wewnętrzny spokój z nutką pewniści. Chciałam jakkolwiek zakomunikować moje uczucia, jednak ubiegł mnie, w zupełnie niespodziewany sposób. Udało mi się tylko na sekundę,  zamknąć nieznacznie oczy, by oddać się tej niesamowitej chwili. Wyobrażałam sobie ją na wiele sposobów, w różnych miejscach, tworząc wiele przeróżnych scenariuszy. Wyobrażałam sobie jak wygląda mój ukochany, ten który nie wiedział o drzemiących uczuciach w mym wnętrzu. Teraz stał przede mną, targany ciepłym wiatrem, stojący na pustynnym piasku w wieczornej scenerii. Jedno z wyobrażeń, które nigdy nie zagościło w mojej głowie. Poczułam jak moja twarz zalewa się rumieńcem, będącym również dla niego otwartą informacją. Ułożyłam dłoń na jego policzku, kciukiem dotykając miękkich warg. Rozkoszowałam się widokiem jego oczu, oraz wyrazem pewności na jego twarzy. Po tak wielu latach rozłąki, stałam w jego ramionach, pewna tego co czuje, pewna tego, że warto było czekać na tak wspaniałą chwilę jak ta. Tylko on sprawiał, że czułam się na prawdę sobą, bez niego traciłam wszystkie pozytywne cechy, jakie kryły się w tym skrzywdzonym ciele. Drugą rękę wplotłam nieznacznie w jego włosy, rozkoszując się ich miękkością. Pamiętam, gdy leżeliśmy na polanie, zawsze wplatał dłoń w moje kosmki, tak bardzo wiele sprawiało mi to przyjemności, taka mała rzecz, a tak bardzo koiła rany w młodym sercu.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam - szepnęłam, nienodrywając wzroku od jego majestatycznych tęczówek.
Już kiedyś straciłam dla nich głowę, teraz wiem dlaczego jeszcze pare godzin temu, wydawało mi się, że je znam dość dobrze. Zamknęłam powieki, zbliżając swoje usta do jego warg. Marzyłam o tym, by powiedzieć mu o tym co czuje, jednak czy to jest odpowiedni moment? Wolałam, przekazać wszystkie emocje w namiętnym pocałunku, jakim go obdarowałam. Czułam jak nieznane mi gorąco wypełnia całe moje wnętrze, zmuszając do pogłębienia pocałunku. Wiatr, sprawiał, że przechodziły mnie kolejne dreszcze, przez co jeszcze bardziej pragnęłam ciepła bijącego od jego ciała. Oderwałam się nieznacznie od jego ust, aby, wtulić się w jego szyje z całego siły. Napajałam się jego zapachem, czując jak znika mi grunt pod nogami. Wszystko w jednej chwili przestało dla mnie istnieć. Ludzie, zwierzęta, rośliny, czy uciekający nam czas. Dzisiejszy dzień sprawił, że marzyłam o tym, by przytulać się do niego całą noc, skupiając się na widoku jego twarzy, której mój wzrok był tak bardzo stęskniony. Poczułam, jak piasek zacina skórę na mojej twarzy, zmuszając do schowania się w jego aksamitną szyję.
- Zabierz mnie stąd... - szepnęłam.
[Lu?]

Od Dary cd. Alexandra

 Alex i jego przeklęta umiejętność do znikania w najmniej spodziewanych momentach. Lubił mnie tym prowokować, chyba nawet go to bawiło. Wstałam szybko, prawie przewracając krzesło. Złapałam je, gdy było w połowie drogi do spotkania z podłogą. Odetchnęłam z ulgą, przed oczami mając już scenę pouczania przez bibliotekarkę i dowódcę o poszanowaniu mienia publicznego. Miękka wykładzina skutecznie wyciszała jakiekolwiek hałasy spowodowane uderzeniami w podłogę, co jedynie potęgowało moje zdezorientowanie. Gdzie on mógł się podziać? Rozejrzałam się wokoło, szukając jakichkolwiek elementów niepasujących do dostojnego wystroju biblioteki. Koniuszka blond włosów wystającego zza jednej z półek. Przestąpiłam kilka kroków w prawo, podchodząc do okna, kiedy do moich uszu dotarło cichutkie nucenie. Echo odbijało znaną mi melodię, dawno temu zasłyszaną u Alexandra. Prychnęłam nerwowo, jednocześnie z lekkim rozbawieniem. Wolnym krokiem udałam się w stronę schodów, coraz bliżej przyjemnego dźwięku. Wychyliłam się przez barierkę, zdmuchując czarne kłaczki z twarzy. Siedział na dole, niczym król na swoim tronie. Na twarzy miał ten swój cwaniacki uśmieszek, przepełniony triumfem.
 — Dlaczego tam jesteś?
 — Nie mogę się przez ciebie skupić, księżniczko.
 Przewróciłam teatralnie oczami. Widzimy się pierwszy raz od bardzo dawna, a on szuka wymówek, by uzasadnić swoje wybryki. Cały on. Chociaż... Jeśli chciał księżniczkę, to ją dostanie. Szybkim, wyćwiczonym ruchem poprawiłam włosy. Zadyndały z tyłu, odbijając się od kości ogonowej. Będę musiała je kiedyś skrócić. Strzepnęłam z munduru wyimaginowany pyłek. Uniosłam głowę, przyjmując postawę pełną dumy i pychy. Dotknęłam dłonią barierki i z gracją zeszłam ze dwa piętra niżej.
 — Rycerz nie powinien opuszczać swej księżniczki, nieprawdaż?— powiedziałam spokojnym tonem.— Powinien ją chronić, dbać o nią, spełniać zachcianki...
 Palcami delikatnie przejechałam po jego twarzy- od podbródka, aż po policzek. Uniosłam kąciki ust, uśmiechając się niewinnie.
 — Mole mogły mnie zaatakować, półka się przewrócić... Co ja mam z tobą zrobić, sir Alexandrze?— Westchnęłam ciężko, z nutą przesady.
 Oddaliłam się od chłopaka, pogrążając się w mroku nieoświetlonej sali. Szybko zdążyłam zniknąć mu z pola widzenia, klucząc pomiędzy kolejnymi, wielkimi regałami i siedziskami. Przez cały czas powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, wiedząc, jak mój amatorki występ musiał wyglądać. Chwila zamyślenia wystarczyła, bym prawie wpadła na stolik. Odskoczyłam w bok, miękko lądując na wykładzinie. Czekałam ze zniecierpliwieniem na reakcję przyjaciela.

⸢ALEXANDRZE?⸥

Od Dary cd. Gabrijela

 Czy ten człowiek miał mnie za kaskaderkę? Gapiłam się w dół, na pewnego siebie Gabryśka, zupełnie niezdającego sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie chodziło tu o moje  życie, a o kociaka! Malutką, puszystą kulkę, która zmarnowała osiem żyć, wchodząc na to drzewo i siedząc tu Bóg wie ile czasu. Pogłaskałam zwierzaka, szepcząc do niego uspokajającym tonem. Odpowiedział mi mruczeniem, cichnącym, kiedy chłopak wrzeszczał wniebogłosy. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, z jaką siłą rozchodził się jego donośny głos. Zwłaszcza, że plac był niemalże pusty. W końcu postanowiłam odpuścić i zaryzykować. Zsunęłam zadek z gałęzi, nogami odpychając się od pnia drzewa. O ile dobrze wykalkulowałam- powinnam wylądować gdzieś przy tym tamtym. Syknęłam, kiedy przestraszony kot wbił mi pazury kawałeczek od szyi i raczej puścić nie zamierzał. Zimne powietrze chłostało mi twarz, a włosy zasłoniły pole widzenia. Nareszcie znalazłam się na ziemi, przy upadku wydobywając z siebie ciche sapnięcie. Trafiłam na coś miękkiego, więc aż tak źle nie było. Zwierzątko oddychało ciężko, nadal trzymając się mnie kurczowo. Poczułam, jak z przebitej skóry zaczyna sączyć się krew, powoli spływając na koszulkę. To coś pode mną jęknęło przeraźliwie, zupełnie jakby miało zaraz paść trupem.Widząc zieloną twarz Ryśkowatego, wykonałam szybki unik, padając czterema literami na trawę. A mówiłam, żeby przyniósł drabinę, mówiłam! Ale nie, faceci zawsze muszą mieć ostatnie zdanie. Przekrzywiłam głowę w bok, przypatrując mu się uważnie. Leżał, niczym rozjechana żaba i pojękiwał. Zieleń na jego mordce nabierała mocy. Chyba go troszkę uszkodziłam... Tyknęłam stopą udziec poszkodowanego, by upewnić się, że jeszcze kontaktuje. Dzwoneczki odezwały się ponownie, na co z kolei zareagował kociak. Wyskoczył mi z objęć i zaczął bawić się w łapanie i pacanie srebrnych przedmiotów. 
 — Ej, Rysiek, żyjesz tam, czy już umarłeś?— mruknęłam.
 Poruszyłam nogą po części bawiąc się z puszkiem, po części unikając chłopaka, który chyba szykował się do zwrócenia gulaszu. W sumie mała strata, dzisiejszy obiad i tak był okropny. Smakował tak, jakby coś w nim zdechło co najmniej trzy razy.
 — I po co było bawić się w superbohatera?— Westchnęłam ciężko, czołgając się do niego na czworakach.
 Poklepałam go po plecach, gdy mięsko powróciło do życia. Same kłopoty z tymi facetami. 
 — Trzeba będzie z tobą pójść do pielęgniarki, wiesz? Mogłeś coś sobie uszkodzić moją nogą w brzuszku.

⸢GABRIJELU? Hu... Długo czekane, długo XD⸥

piątek, 2 lutego 2018

Od Leonarda cd. Deana

Nie wiem dlaczego, ale z nie wyjaśnionych powodów po tym jak oznajmiła, że ten nieprzyjemny chłopak jest tylko jej bratem ulżyło mi.
- Jeśli chodzi o dowódców, to myślę, że przyjęli by mnie z otwartymi ramionami. Oczywiście pod warunkiem, że mają bardziej aktualne wieści od tych twojego brata.
- Co masz na myśli ?
-  Główny Technik to wspaniałe miano, szkoda, że już nie aktualne - odrzekłem - Zostałem zdegradowany za eksperymenty które są sprzeczne z ich ideami. Chcieli mnie zastąpić jakimś całkowicie im podległym staruchem z uniwersytetu i...
- Mógłbyś przejść do sedna ? - brutalnie przerwała mi dziewczyna
- Po żmudnych przygotowaniach wysadziłem ładunek elektromagnetyczny w samym centrum miasta i uciekłem.
Pięknie to wyglądało, olbrzymi niebieski bąbel wyłączający wszelką technologię rozbłysł dokładnie o północy, krzyk i panika, to było wręcz cudowne. Więźniowie przetrzymywani w celach uciekli, a strażnicy próbujący ich gonić uzbrojeni tylko w kuchenne noże wyglądali wręcz komicznie. Ja na szczęście oglądałem to już z bezpiecznej odległości.
- Stałem się wrogiem publicznym numer jeden, chociaż do listu gończego wybrali chyba moje najgorsze zdjęcie.
- Czekaj czekaj, to ty w końcu dobry czy zły bo ja już nie rozumiem - rzekła zakłopotana
- Myślę, że w tym momencie jestem neutralny, albo jak wy to mówicie teraz jestem wolnym strzelcem.
- Aha
- To dasz się zaprosić na kawę ?
Kolejne kilka minut spędziła gapiąc się na mnie jakby nie do końca zrozumiała co przed chwilą powiedziałem, po których wybuchła śmiechem.
- Prędzej przeżyjesz postrzał z mojego karabinu niż się z tobą umówię
- Czyli wystarczy, że przeżyje po tym jak wystrzelisz w moim kierunku ? Pffff, łatwizna.
Deana wyglądała na ewidentnie oburzoną.
- Nie kpij sobie, nikt nie jest na tyle szybki by złapać pocisk wystrzelony z karabinu snajperskiego, a już na pewno na dystansie 100 metrów .
- Dobra, dobra za dużo gadasz, idź się tam ustaw gdzie chcesz, poczekam.
Jedyne co zrobiła to burknęła głośno coś jakby obelgę i poszła. Tak jak powiedziała po około 100 metrach położyła się na ziemie i wycelowała, moje myśli tymczasem krążył wokół jej zielonych oczu i płomiennych włosów. Prawie nie wykrywalne piknięcie przywróciło mnie do rzeczywistości w której morderczy pocisk leciał wprost na mnie, teraz sekundy decydowały o życiu bądź śmierci. Rozpalony kawał stali wleciał w moje pole z prędkością bliską 800 km/h, w jednej chwili zmniejszyłem jego temperaturę oraz całkowicie pozbawiłem przyspieszenia po czym teatralnie chwyciłem zębami. Szkoda, że nie mogę zobaczyć jej reakcji.

czwartek, 1 lutego 2018

Od Deany – Cd. Leonarda

  Stanęłam z boku, w milczeniu obserwując całą sytuację. Przyznam, że zaskoczyła mnie pewność w głosie Leonarda. Miał szczęście, że w pobliżu nie było Róży lub jej córki. Gdyby była tu Dara, nawet nie zdążyłby zareagować. 
  – Czy ty do reszty zgłupiałaś?! – warknął, wstając z ziemi. – Pierwsze znikasz, a później nagle pojawiasz się z wrogiem!
  – Nie wiedziałam, kim on jest! Zawsze unikasz odpowiedzi na moje pytania, więc teraz masz za karę! – odkrzyknęłam, zaplatając dłonie na piersi.
  – Czyli, że to teraz moja wina, tak?! A co z twoim motto, hm? Nie winię za błędy innych!
  – Ee.. Co z tą herbatą? – usłyszałam gdzieś za sobą.
  – Zamknij się, Rise! – wykrzyknęliśmy zgodnie i spojrzeliśmy na siebie z wkurwem w oczach. 
Policzymy się w domu – tyle zrozumiałam po jego postawie i po tym, że więcej się nie odezwał. Odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę, z której tu przyszedł.
  – Ja tu nadal jestem.. – wymamrotał pan Główny Technik.
  – I wystarczająco się popisałeś – warknęłam, odwracając się w jego stronę. 
  – Mogłem zginąć, musiałem coś zrobić!
  – Nikt ci nie kazał odprowadzać mnie prawie pod bazę!
 Wzięłam dwa głębokie wdechy, starając się uspokoić. Podczas naszej ciekawej konwersacji, tłum się rozszedł i zostaliśmy sami na ulicy. Odgarnęłam włosy z czoła, po czym przyłożyłam do niego dłoń. Drugą rękę oparłam na biodrze i raz jeszcze westchnęłam. Całe napięcie ze mnie opadło, jak powietrze z przebitego balonika. Wymamrotałam do Leonarda krótkie przeprosiny za to, jak na niego najechałam. Ale co, należało mu się! Wiedział, w co się pakuje wchodząc na teren Dzieci Nocy, ot co!
  – Więc.. To twój chłopak? – odezwał się po chwili ciszy. Ale chwila.. Czy ja w jego głosie usłyszałam rozczarowanie?
  – Rysiek? A fu! Nigdy w życiu! Pomijając to, że nie uznaję związków miłosnych z rodziną, to jest głupim karakanem i żadna kobieta go nie chce. A, i o herbatce możesz zapomnieć – dodałam, ze słodkim uśmiechem. – Mogę ci zaproponować cichociemne opuszczenie tych terenów i nienarażanie się dowódcom.

[ Leeoo? ]

Od Nataniela cd. Celestii

 Stałem tam, z głową zadartą ku górze. Obserwowałem nieskazitelnie czyste niebo, rozkoszując się magią tej niepozornej chwili. Nastała cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków. Gady musiały gdzieś się czaić i reagowały na każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki wykonałem. Spokój i harmonia naruszone zostały przez tych kilka słów, płynących z ust Celestii. Spojrzałem na nią z lekkim rozbawieniem, zupełnie niepasującym do powagi sytuacji. Prosiła mnie o coś, co robiłem od naszego pierwszego spotkania, a ona nadal myślała inaczej. Wiele rzeczy starałem się ukrywać, nie pokazywać ich nikomu, to prawda. Miała prawo do tego, by umknęły jej niektóre szczegóły czy fakty. Ale czy można być aż tak ślepym, żeby od dwóch lat zamykać chłopaka w ścisłej strefie przyjaciół?! I teraz jeszcze kazać mu obiecywać wierność po wsze czasy i po części bycie taką wszą, co to jej się czepi i nie puści? Co ja się z nią mam, co ja mam...- myślałem. Wiatr zawiał mocniej, jakby ponaglał mnie do udzielenia dziewczynie odpowiedzi. Przy tym puch z mniszka lekarskiego poderwał się w górę, zataczając kręgi. Nasionka to wzlatywały, to opadały, tańcząc w rytm narzucany przez lekkie podmuchy. Białe włosy zafalowały, częściowo przysłaniając twarz mojej towarzyszki. Minę miała... Wyglądała tak, jakby zobaczyła trupa słodkiego kotka, czy coś równie makabrycznego. Więc to tak prezentowała się poważna Celes. Ciekawie, nie powiem. Przyłożyłem prawą dłoń do karku, masując szyję. 
 — Eeee… Hmmm… Cholera… Hmmm… No wiesz… Kurcze… Eeeeeeee…— zacząłem, próbując jakoś delikatnie dobrać słowa. Niestety cała magia poszła w pizdu wraz z pierwszym zająknięciem.— Czy ja cię kiedykolwiek zostawiłem, karakanku? No chyba tylko wtedy, kiedy zamykałaś się w toalecie na cztery spusty i nie dawałaś mi wejść, hm? Więc twoje życzenie traktuję jako przyzwolenie na wbijanie ci do łazienki wtedy, kiedy zechcę. I nie ma, że nie!— Swą jakże długą wypowiedź zakończyłem głośnym nabraniem powietrza w płuca. Chyba nie muszę wspominać, że wymówiłem to wszystko na jednym oddechu.
Na zakończenie (i po to, by przeszkodzić jej w ewentualnym przeciwstawieniu się) poczochrałem ją po włosach, śmiejąc się, jak skończony kretyn. Nigdy nie potrafiłem okazywać uczuć pokroju miłości, czy starać się o coś romantycznego. Z resztą dziewczę chyba na to nie narzekało. Może czasem tylko krzyczała, że jestem niezrównoważonym psychicznie kretynem, przez którego niedługo trafimy na dywanik do Savey, ale cii... Jest dobrze tak, jak jest. Ostatnim, czego bym chciał, to jeszcze większe narzucanie się Celestii. I tak byłem wobec niej wyjątkowo upierdliwy, na co niekiedy zwracano mi uwagę. Nie moja wina, że ten mały cosiek mnie onieśmielał, samym sobą zmuszał do takiego, a nie innego zachowania. Z resztą... Wszystko, byleby uśmiech nie schodził jej z twarzy. Szczęście jasnowłosej było dla mnie najważniejsze.

⸢CELESTIO? Och, och... Nie mogłam się powstrzymać, wybacz ;-;⸥

Od Alexandra cd. Dary

Przetarłem zmęczone oczy, które już od wielu godzin wpatrywały się tępo w kartkę. Od wielu dni nie miałem pomysłu na żadną z nowych broni, mimo , że wszyscy tego właśnie ode mnie wymagali. Wiedziałem, że nie mogę iść zawieść, więc siedziałem już tak długi czas, nie mogąc wpaść na żaden z pomysłów. Odwiedziłem bibliotekę i poprosiłem by jedna z kobiet tam pracujących poszukała mi czegokolwiek na temat broni. Oznajmiła, że wszystko będzie gotowe wieczorem, więc teraz pozostało mi już tylko czekać. Nie miałem tutaj nic innego do roboty. Większość czasu spędzałem w kuźni, która była dla mnie także domem i jedynym schronieniem przed innymi. Każdy przychodził tylko wtedy, gdy oznajmiałem, że broń skończona i jest gotowa do odbioru. I pomimo tego, że pasował mi taki stan rzeczy, wiedziałem, dlaczego mój umysł nie mógł się skupić. Nie chciałem się do tego przyznać samemu sobie, ale nieobecność jednej istoty bardzo mi ciążyła. Od wielu dniu nie widziałem Dary i czułem się z dnia na dzień coraz gorzej. Rzuciłem szkicownikiem na stół i wstałem, zaczynając chodzić w kółko po całym pokoju. Za oknem już zmierzchało, więc przez kilka chwil wpatrywałem się w pierwsze pojawiające się na niebie gwiazdy, a później po nakarmieniu swojego towarzysza, sam zjadłem kolacje. Jedzenie, część jedzenia, trzymałem u siebie by móc jeść nie przerywając na zbyt długo pracy. Pomimo tego, że żołnierze byli doskonale uzbrojeni, większość broni nie wracała z powrotem. I to stanowiło jak na razie największy dla mnie kłopot. Przed wyprawą do biblioteki, postanowiłem uciąć sobie krótką drzemkę, by choć na chwilę odpocząć od tego okropnego uczucia, które rosło z minuty na minutę. Lecz, gdy czułem jakbym dopiero zamknął oczy, zostałem oburzony. I wtedy ujrzałem j ą. Stała przede mną, mówiąc do mnie, jakbyśmy nie widzieli się ledwie dzień. Posłałem jej długie i zdziwione spojrzenie.
- Tak szybko? - udałem, że wcale nie cieszy mnie jej widok. Lubiłem jej dokuczać. A ona zawsze odcinała się jak nikt inny.
A jednak tak naprawdę robiłem coś zupełnie innego. Przeglądałem się dokładnie jej twarzy. Każdej linii, wszystkim krzywiznom. I tym oczom, które ukazywały wiele. Lęk, wściekłość i miłość. Mądrość, przebiegłość i siłę. Lecz ona na mój ton głosu wcale nie zwracała uwagi. Jak zawsze, tylko ona potrafiła znieść mój charakter i tylko jej pokazywałem swoje prawdziwe ja. Nie śmiał bym się odezwać do nikogo innego, tak jak rozmawiałem z nią. Tak s w o b o d n i e. Zaśmiała się i oparła plecami o biurko, rozglądając się wokół. Pies obudził się i zamerdał ogonem, nie skoczył na nią. Wiedział, że nie może. I wtem spojrzałem na zegarek, a moje oczy natrafiły na wskazówki, które ukazywały godzinę ostro po dziewiątej.
- Cholera, bibliotekarka mnie zabije! - złapałem dziewczynę za dłoń i otworzyłem klapę, znajdującą się w rogu pokoju.
Skoczyłem w dół natrafiając nogami na twardą ziemię. Wokół mnie znajdowało się wiele tuneli, które prowadziły prawie do każdego zakamarka. Właśnie dlatego zawsze zjawiam się wszędzie tak szybko. Już po dwóch minutach byliśmy w bibliotece. Wokół wiły się spiralnie kolejne poziomy półek, ksiąg i miejsc do czytania, prosto w atramentową ciemność na dole. Z tego co kiedyś dostrzegłem na poszczególnych poziomach, regały ciągnęły się daleko w głąb niczym szprychy wielkiego koła. Większość z biblioteki znajdowała się pod ziemią, dlatego w powietrzu unosiło się ciepłe i ciężkie powietrze, wypełnione zapachem starych ksiąg. Gdy tak chodziliśmy w kółko, zauważyłem, że nikogo nie ma i już myślałem, że nici z czytania, lecz spostrzegłem przy jednym z miejsc do czytania stos ksiąg i zapaloną lampkę. Usiedliśmy obok siebie. Wyprostowałem nogi w złączyłem je w kostkach tak, by nasze uda się stykały.
- Przepraszam, że tak cię tu zaciągnąłem, ale wiesz jaka jest Kloto. Nie lubi czekać aż ktoś łaskawie się tu zjawi.
- Widziałam lepsze próby zaciągnięcia mnie. Nie wysiliłeś się zbytnio.
- Jeśli chcesz to mogę zaciągnąć się między te regały i zobaczyć jak cicho możesz być - szepnąłem jej do ucha i gdy już chciała coś powiedzieć, przeskoczyłem dwa piętra niżej.
Usiadłem na poręczy, tak by widzieć poziomy wyżej i położyłem nogi na krześle przede mną.
- Gdzie ty, do diabła, jesteś?!
Stłumiłem śmiech i spojrzałem w górę cicho nucąc. Po chwili jej twarz wyłoniła się zza barierki i spojrzała w dół, wprost na mnie.
- Dlaczego tam jesteś?
- Nie mogę się przez ciebie skupić, księżniczko.

<Dara?>

Obserwatorzy